wagi większe czyni zalecenie Wolf. Dla racyj danych w Informacyj Elementarnej pod liczbą XII. W tym tylko wagi przechodzą szale. Ze te do ważenia wiele i różnych od siebie potrzebują ciężarów, funtów, pułfuntów, Ćwierć funtów, kamieni, cetnarów etc. Tamte zaś jednym ciężarem którezkolwiek towary odważyć mogą.
XXVIII. Atoli dziwnie sztucznym sposobem i na szalach możesz zważyć towar zacząwszy od jednego do 40. funtów ważący, jakkolwiek uciążać będzie na funty, cztery tylko mając gwichty, to jest ciężary. Pierwszy któryby ważył funt 1. drugi funtów 3. Trzeci funtów 9. Czwarty 27. A przydawszy piąty ciężar ważący funtów 81. Szósty funtów 243
wagi większe czyni zalecenie Wolff. Dla racyi danych w Jnformacyi Elementarney pod liczbą XII. W tym tylko wagi przechodzą szale. Ze te do ważenia wiele y rożnych od siebie potrzebuią ciężarow, funtow, pułfuntow, cwierć funtow, kámieni, cetnarow etc. Tamte zaś iednym ciężarem ktorezkolwiek towary odważyć mogą.
XXVIII. Atoli dziwnie sztucznym sposobem y ná szalach możesz zważyć towar zácząwszy od iednego do 40. funtow ważący, iákkolwiek uciążać będzie ná funty, cztery tylko máiąc gwichty, to iest ciężary. Pierwszy ktoryby ważył funt 1. drugi funtow 3. Trzeci funtow 9. Czwarty 27. A przydawszy piąty ciężar ważący funtow 81. Szosty funtow 243
Skrót tekstu: BystrzInfRóżn
Strona: Z3v
Tytuł:
Informacja różnych ciekawych kwestii
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
ekonomia, fizyka, matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
I uszy — i to, jeśli koń cierpliwy.
Te, co widzicie, rany po mej brodzie, Nie inszej one przyznajcie przygodzie, Nie kot podrapał, nie żona pobiła, Nie zła choroba krostą poznaczyła, Ani przy kuflu, ani z krwawej bitwy Odniosłem, ale od balwierskiej brzytwy. Nie masz nad kozła sztuczniejszego zwierza: Brody nie goli, bojąc się balwierza. NA ŁAKOMĄ
Dziękuję-ć, Zosiu, że moje zawody Doszły u ciebie słusznej nadgrody; Lecz nie wiem, czemu swych posług nie tracę: Czy że cię kocham, czy że dobrze płacę?
Widzę, że pałasz, i równie nas piecze Ogień, i równie
I uszy — i to, jeśli koń cierpliwy.
Te, co widzicie, rany po mej brodzie, Nie inszej one przyznajcie przygodzie, Nie kot podrapał, nie żona pobiła, Nie zła choroba krostą poznaczyła, Ani przy kuflu, ani z krwawej bitwy Odniosłem, ale od balwierskiej brzytwy. Nie masz nad kozła sztuczniejszego zwierza: Brody nie goli, bojąc się balwierza. NA ŁAKOMĄ
Dziękuję-ć, Zosiu, że moje zawody Doszły u ciebie słusznej nadgrody; Lecz nie wiem, czemu swych posług nie tracę: Czy że cię kocham, czy że dobrze płacę?
Widzę, że pałasz, i równie nas piecze Ogień, i równie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 15
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
— rzekła — nazbyt prosisz siła, Dopierom ojcu twemu odmówiła.” SZCZEROŚĆ
Walek nie wiedząc, co się w domu dzieje: „Topić — rzekł — trzeba hanreje, złodzieje!’ A żona na to: „Jeśli na tym stanie, Uczcież się pierwej pływać, radze, panie.” NA TRAF
Sztucznej macierze nowe obyczaje: Żeby mieć zięcia, córkę w próbę daje; Córka zaś, że mać w płodność trzyma za nią, Wprzód matką była niźli młodą panią. Tak wprzód był wywód niźli ślub w kościele; Mniej też kosztują chrzciny niż wesele. O ZOŚCE
Przyszedszy do mnie Zośka do gospody I użyczywszy wszelakiej wygody,
— rzekła — nazbyt prosisz siła, Dopierom ojcu twemu odmówiła.” SZCZEROŚĆ
Walek nie wiedząc, co się w domu dzieje: „Topić — rzekł — trzeba hanreje, złodzieje!’ A żona na to: „Jeśli na tym stanie, Uczcież się pierwej pływać, radze, panie.” NA TRAF
Sztucznej macierze nowe obyczaje: Żeby mieć zięcia, córkę w próbę daje; Córka zaś, że mać w płodność trzyma za nią, Wprzód matką była niźli młodą panią. Tak wprzód był wywód niźli ślub w kościele; Mniej też kosztują chrzciny niż wesele. O ZOŚCE
Przyszedszy do mnie Zośka do gospody I użyczywszy wszelakiej wygody,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 80
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dla dzieci pod chmury, Z ognistej w barki postrzelony rury, Już lecąc na dół skarżył Jowiszowi, Że piorun nie miał śmiercią być orłowi, Który go bogom z Lemnu od kowadła Nosił, gdy zgraja olbrzymów napadła. Na co rzekł Jowisz: „Barmom obwiniony! Ach, mają ludzie już swoje piorony!” DO SZTUCZNEGO
Że tłustym wdowom i bogatym dary Starcom rozsyłasz, chcesz, żebym z tej miary Hojnym cię nazwał? Owszem, cię żmindakiem I chytrym nazwę, Jakubie, żebrakiem, Bo na to dajesz i sypiesz dostatkiem, Żeby-ć się dary wróciły z przydatkiem; Tak więc na wędę między wodne męty Rybek i ptastwu nie
dla dzieci pod chmury, Z ognistej w barki postrzelony rury, Już lecąc na dół skarżył Jowiszowi, Że piorun nie miał śmiercią być orłowi, Który go bogom z Lemnu od kowadła Nosił, gdy zgraja olbrzymów napadła. Na co rzekł Jowisz: „Barmom obwiniony! Ach, mają ludzie już swoje piorony!” DO SZTUCZNEGO
Że tłustym wdowom i bogatym dary Starcom rozsyłasz, chcesz, żebym z tej miary Hojnym cię nazwał? Owszem, cię żmindakiem I chytrym nazwę, Jakubie, żebrakiem, Bo na to dajesz i sypiesz dostatkiem, Żeby-ć się dary wróciły z przydatkiem; Tak więc na wędę między wodne męty Rybek i ptastwu nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 87
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie piął Pannie niebieskiej do kroku, Inaczej, jeślibyście siedli blisko siebie, Wnet by była i kurwa, i bękarci w niebie. I tak już będzie Polus tym wszytkim łaskawy, Co po brzuchu bezpiecznie odprawują pławy, A za nadgrobek wierszyk odniesiesz maluśki: Zębata Picza słabej dokończyła Kuśki. KSIĄDZ PICZEK
Rozśmiejecie się z sztucznej odpowiedzi. Rzekł ktoś: „Słucha tam ksiądz Piczek spowiedzi.” Aż drugi: „Jako? A diabeł to widział, Żeby w tej formie ksiądz dla piczek siedział.” TENŻE
Tenże ksiądz, że ktoś zworoszył dziewczynę, Twardą mu za to nadał dyscyplinę I kazał suszyć jednę czy dwie środzie, Mszcząc
nie piął Pannie niebieskiej do kroku, Inaczej, jeślibyście siedli blisko siebie, Wnet by była i kurwa, i bękarci w niebie. I tak już będzie Polus tym wszytkim łaskawy, Co po brzuchu bezpiecznie odprawują pławy, A za nadgrobek wierszyk odniesiesz maluśki: Zębata Picza słabej dokończyła Kuśki. KSIĄDZ PICZEK
Rozśmiejecie się z sztucznej odpowiedzi. Rzekł ktoś: „Słucha tam ksiądz Piczek spowiedzi.” Aż drugi: „Jako? A diabeł to widział, Żeby w tej formie ksiądz dla piczek siedział.” TENŻE
Tenże ksiądz, że ktoś zworoszył dziewczynę, Twardą mu za to nadał dyscyplinę I kazał suszyć jednę czy dwie środzie, Mszcząc
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 317
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
na jednej stojąc obaczywszy nodze:
„Patrzże, Waszmość, bo i w tej pewnie nie wygodzę.” Pan kiwnie i zawoła, gęś stanie na obu; A kucharz: „Zażyć było takiego sposobu, Na uwarzoną w czarnej do obiadu jusze Krzyknąć było; znalazłaby się druga, tuszę.” 113. SZTUCZNY ZŁODZIEJ
Wiódł chłop na Kleparz przedać jałowicę, Gdzie dwu żołdatów stało przez ulicę; Ta się ociąga, ów dba na to mało, Dzierżąc za powróz idzie sobie śmiało. Skoczywszy jeden powroza się chwyci; Drugi, urżnąwszy bydlę jak najskryciej, Uda się w kąty; a chłopek nieborak, Kukiołkę w garści krusząc za półtorak
na jednej stojąc obaczywszy nodze:
„Patrzże, Waszmość, bo i w tej pewnie nie wygodzę.” Pan kiwnie i zawoła, gęś stanie na obu; A kucharz: „Zażyć było takiego sposobu, Na uwarzoną w czarnej do obiadu jusze Krzyknąć było; znalazłaby się druga, tuszę.” 113. SZTUCZNY ZŁODZIEJ
Wiódł chłop na Kleparz przedać jałowicę, Gdzie dwu żołdatów stało przez ulicę; Ta się ociąga, ów dba na to mało, Dzierżąc za powróz idzie sobie śmiało. Skoczywszy jeden powroza się chwyci; Drugi, urżnąwszy bydlę jak najskryciej, Uda się w kąty; a chłopek nieborak, Kukiołkę w garści krusząc za półtorak
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 251
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
niedoli, Chwali, że niźli zgubić, zakopać je woli: „Ale wprzód niechaj chłopię dokoła obieży, Żebyś zaś w kradzież nie wpadł, uchodząc kradzieży. Albo nie wiesz, że baba tysiąc sztuk mistrzyni? Czego diabeł nie może, to ona uczyni.” Poszedł za tym do domu nieboraczek ślepy; A sztuczny sąsiad, kładąc złotu jego lepy, Co najostrożniej pierwsze z pieniędzmi skorupy Na tymże miejscu grzebie, wypadszy z chałupy. Zapomniał, że kto rybki złotą łowi wędką, Jako ma zysk niepewny, tak i szkodę prędką. Już myśli, że nie będzie nadeń pewnie w mieście, Kiedy czerwonych złotych razem weźmie dwieście
niedoli, Chwali, że niźli zgubić, zakopać je woli: „Ale wprzód niechaj chłopię dokoła obieży, Żebyś zaś w kradzież nie wpadł, uchodząc kradzieży. Albo nie wiesz, że baba tysiąc sztuk mistrzyni? Czego diabeł nie może, to ona uczyni.” Poszedł za tym do domu nieboraczek ślepy; A sztuczny sąsiad, kładąc złotu jego lepy, Co najostrożniej pierwsze z pieniądzmi skorupy Na tymże miejscu grzebie, wypadszy z chałupy. Zapomniał, że kto rybki złotą łowi wędką, Jako ma zysk niepewny, tak i szkodę prędką. Już myśli, że nie będzie nadeń pewnie w mieście, Kiedy czerwonych złotych razem weźmie dwieście
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 342
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i Nieprzyjaciela, swojskiego i przychodnia, różności nieprzypuszczając nie z przychylności ani nienawiści, nie dla podarunków, ani obietnic, nie z przymusu, ani z bojaźni sądzić będę; i owszem za powodem sumnienia mego pójdę, i we wszytkim, według Prawa i opisania Traktatu, nieochraniając tak Adherentów Szwedzkich, jako inszych chytro sztucznych wymyślników i Praktykantów na wywrócenie Majestatu J. K. Mci zawżyętych w Sądzie sprawować się i sprawy właśnie do tegoż Sądu należące sądzić będę, poty w tej powinności zostawając, póki Traktat naznaczył, i że tych Sądów umyślnie nie omieszakam, tak mi Boże dopomóż. Przysięga dla Stanu Rycerskiego.
JA NN. Przysięgam Panu
y Nieprzyiaćiela, swoyskiego y przychodnia, rożnośći nieprzypuszczaiąc nie z przychylnośći ani nienawiśći, nie dla podarunkow, ani obietnic, nie z przymusu, áni z boiaźni sądźić będę; y owszem za powodem sumnienia mego poydę, y we wszytkim, według Prawa y opisania Traktatu, nieochraniaiąc tak Adherentow Szwedzkich, iako inszych chytro sztucznych wymyślnikow y Praktykantow na wywrocenie Majestatu J. K. Mći zawżiętych w Sądźie sprawować się y sprawy właśnie do tegoż Sądu należące sądźić będę, poty w tey powinnośći zostawaiąc, poki Traktat naznaczył, y że tych Sądow umyślnie nie omieszakam, tak mi BOZE dopomoż. Przyśięga dlá Stanu Rycerskiego.
JA NN. Przyśięgam Panu
Skrót tekstu: TrakWarsz
Strona: F
Tytuł:
Traktat Warszawski dnia trzeciego Nowembra 1716 roku zkonkludowany
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1717
patrząc w nie, sam sobie samemu.
LX.
Ich jasność jest podobna słonecznej jasności, Które koło siebie ma tak wiele światłości, Że wszędzie i kiedy chce, Febie, na złość tobie Dzień jasny sobie czyni, kto je ma przy sobie. Ale nie tylko dziwne same są kamienie, Ale i ich misterne i sztuczne zrobienie, Tak, że trudno rozsądzić, trudno porachować, Co drożej: czy robotę, czy same szacować.
LXI.
Na wysokich frambugach, które tak się zdały, Że ich miasto podpory nieba używały, Były ogrody pyszne, o jakie w nizinie I więtsze i piękniejsze trudno na równinie. Zieleniały się między śpicami jasnemi
patrząc w nie, sam sobie samemu.
LX.
Ich jasność jest podobna słonecznej jasności, Które koło siebie ma tak wiele światłości, Że wszędzie i kiedy chce, Febie, na złość tobie Dzień jasny sobie czyni, kto je ma przy sobie. Ale nie tylko dziwne same są kamienie, Ale i ich misterne i sztuczne zrobienie, Tak, że trudno rozsądzić, trudno porachować, Co drożej: czy robotę, czy same szacować.
LXI.
Na wysokich frambugach, które tak się zdały, Że ich miasto podpory nieba używały, Były ogrody pyszne, o jakie w nizinie I więtsze i piękniejsze trudno na równinie. Zieleniały się między śpicami jasnemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 211
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wydarł, dobrze obwarował; Potem mu wstać dopuścił, skoro go skrępował.
LX.
Rozwiązawszy mu pierwej insze mocne węzły, W których mu beły członki wszytkie tak uwięzły, Że sobą ruszyć nie mógł, chce, żeby związany Szedł przy koniu, po miastach i po wsiach widziany, I sieć onę tak pięknej, tak sztucznej roboty, Że nic misterniejszego nigdy twarde młoty Nie zrobiły, na grzbiet mu przywiązawszy, jedzie I w łańcuchu z triumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli.
wydarł, dobrze obwarował; Potem mu wstać dopuścił, skoro go skrępował.
LX.
Rozwiązawszy mu pierwej insze mocne węzły, W których mu beły członki wszytkie tak uwięzły, Że sobą ruszyć nie mógł, chce, żeby związany Szedł przy koniu, po miastach i po wsiach widziany, I sieć onę tak pięknej, tak sztucznej roboty, Że nic misterniejszego nigdy twarde młoty Nie zrobiły, na grzbiet mu przywiązawszy, jedzie I w łańcuchu z tryumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 345
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905