poniesionego.
Do I. M. Pana TOMASZA SCZUCKIEKO. Z. I. K. M. CNota wielkiego szacunku/ i Ceny Niepotrzebuje (mowią) Karaceny A sumnieniu bez wady. Nie trzeba Szarzy na sylwacht gromady Człek wżyciu dobry/ w postępkach rzetelny Odpasze Kołczan hartownych strzał pełny Bezpieczen od potyczki. Napięty szpuści szybki łuk Getycki Dawna to powieść/ teraz model inny Już musi zbroję na się brać niewinny Przypadku zjęty strachem. Musi stalonym piersi okryć blachem Trudno się człowiek ma schronić przygodzie/ I trafunkowej zabiec w zdrowiu szkodzie/ Co ma być niewiadomy. A zboku nań szwank przypadnie kryjomy/ Temu Egipskie straszne krokodyle Inszy się
poniesionego.
Do I. M. Páná THOMASZA SCZVCKIEKO. S. I. K. M. CNotá wielkiego szácunku/ y Ceny Niepotrzebuie (mowią) Káráceny A sumnieniu bez wády. Nie trzebá Szárźi ná sylwácht gromády Człek wżyćiu dobry/ w postępkách rzetelny Odpasze Kołcząn hártownych strzał pełny Beśpieczen od potyczki. Nápięty szpuśći szybki łuk Getycki Dawna to powieść/ teraz model inny Iuż muśi zbroię ná się bráć niewinny Przypadku zięty stráchem. Muśi stalonym pierśi okryć bláchem Trudno się człowiek ma zchronić przygodźie/ Y tráfunkowey zábiedz w zdrowiu szkodźie/ Co ma bydź niewiádomy. A zboku nąń szwánk przypadnie kryiomy/ Tęmu Egypskie strászne krokodyle Inszy się
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 200
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
po wozie, bogini, Łodzie miawszy i baty?) dwa ciągną delfini. Po jeżdżą jąć wysokie Saturnus obłoki, W złoconej karze żenie mordem tchnące smoki. Oj, nie radzę nikomu potykać się z bogi, Mijaj albo z daleka ustępuj im drogi. Słońce jedzie, cztery go, przy orczyku złotem, Empirejskich dzianetów szybkim niesie lotem. Nie twych to, Faetoncie, nie twych dzieło dłoni, Płomienistych u ojca napierać się koni, Garłem nienależytej przypłaciwszy jazdy. To tak Febus; Febe zaś, która rządzi gwiazdy, Rodzona jego siostra, Dianą się mieni, Wprząga cug wiatronogich w swój pojazd jeleni: Tymi się, raz w okrągłej,
po wozie, bogini, Łodzie miawszy i baty?) dwa ciągną delfini. Po jeżdżą jąc wysokie Saturnus obłoki, W złoconej karze żenie mordem tchnące smoki. Oj, nie radzę nikomu potykać się z bogi, Mijaj albo z daleka ustępuj im drogi. Słońce jedzie, cztery go, przy orczyku złotem, Empirejskich dzianetów szybkim niesie lotem. Nie twych to, Faetoncie, nie twych dzieło dłoni, Płomienistych u ojca napierać się koni, Garłem nienależytej przypłaciwszy jazdy. To tak Febus; Febe zaś, która rządzi gwiazdy, Rodzona jego siostra, Dyjaną się mieni, Wprząga cug wiatronogich w swój pojazd jeleni: Tymi się, raz w okrągłej,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 192
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Już wsiada w dalekie strony W okręt żeglarz odważony, Wzdychając, by mu napotym Takimże promieniem złotym
Wesołe słońce świeciło Ani się za chmury kryło, Gdy szalone akwilony Zaniosą go w obce strony
Albo kiedy morskie wały Tłuc będą o brzeżne skały, Kiedy wicher okręt ciska, A śmierć przed oczyma błyska.
Już rybitw na chybkiej łodzi, Lata po wierzchu powodzi. Już pono niejednę liczy Godzinę stan rzemieślniczy.
Jeszcze przed zajęciem zarze Ożywają się kotlarze.
Już też i oracz wesoły Zaprzągszy robocze woły
Ranym świtem obudzony Jedzie na żyzne zagony, Które więc lemieszem porze Od ranej do późnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u
Już wsiada w dalekie strony W okręt żeglarz odważony, Wzdychając, by mu napotym Takimże promieniem złotym
Wesołe słońce świeciło Ani się za chmury kryło, Gdy szalone akwilony Zaniosą go w obce strony
Albo kiedy morskie wały Tłuc będą o brzeżne skały, Kiedy wicher okręt ciska, A śmierć przed oczyma błyska.
Już rybitw na chybkiej łodzi, Lata po wierzchu powodzi. Już pono niejednę liczy Godzinę stan rzemieśniczy.
Jeszcze przed zajęciem zarze Ożywają się kotlarze.
Już też i oracz wesoły Zaprzągszy robocze woły
Ranym świtem obudzony Jedzie na żyzne zagony, Ktore więc lemieszem porze Od ranej do poźnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 377
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
tylko nogi A skrzydła, przecięś tak srogi, Że gdy ukąsisz niebogę, Jeszcze zatrąbisz na trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśród nocy widzicie.
Nie jedneż to piękne ciało Od was mękę ucierpiało. Zefirze smaczny wietrzyku Chodź sobie po pokoiku
Przez szybki i przez zasłony, Pocichuchnu zakradniony. A jeśli krople perłowe Na czołko alabastrowe
Wystąpią, wdzięcznymi chłody Osusz na nim słodkie wody. Ty o szczęśliwa poduszko Tul się pod pieszczone uszko.
A i ty pierzynko mała, Nie odkryj wdzięcznego ciała Ani spadywaj na ziemię, Bo złe nocne oziębienie.
Jużże śpi moje kochanie,
tylko nogi A skrzydła, przecięś tak srogi, Że gdy ukąsisz niebogę, Jeszcze zatrąbisz na trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśrod nocy widzicie.
Nie jedneż to piękne ciało Od was mękę ucierpiało. Zefirze smaczny wietrzyku Chodź sobie po pokoiku
Przez szybki i przez zasłony, Pocichuchnu zakradniony. A jeśli krople perłowe Na czołko alabastrowe
Wystąpią, wdzięcznymi chłody Osusz na nim słodkie wody. Ty o szczęśliwa poduszko Tul się pod pieszczone uszko.
A i ty pierzynko mała, Nie odkryj wdzięcznego ciała Ani spadywaj na ziemię, Bo złe nocne oziębienie.
Jużże śpi moje kochanie,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 380
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z których na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na ogień wstawione. I kruk piekielny nie takiej srogości, Który żywego wydziera wnętrzności I gdy je spasie,
Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z ktorych na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na ogień wstawione. I kruk piekielny nie takiej srogości, Ktory żywego wydziera wnętrzności I gdy je spasie,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 444
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
z Waszmości; trudno ma drwić ze mnie, Gdym tam nie był: i mówić szkoda nadaremnie.” 103. NIEMIEC Z POLAKIEM
Niemiec na zadzie przez las, Polak w przedzie Gdzieś w niedaleką drogę społem jedzie. Trafi się gałąź, Polak jej tym chyżej Przytrzyma, aż się Niemiec dobrze zbliży; Potem ją szybkim wypuściwszy skokiem, Niemca na miejscu czyni jednookiem. „Dziękujęć; gdybyś był tego sposobu Nie zażył, pewnie pozbyłbym był obu.” 104 (P). NIEPEWNY DOKTOR, PEWNY ZABÓJCA
Trafiło się, że Polak zachorował w Rzymie. Zaraz się go Włoch doktor kurować podymie, Naprzód dyjetą wedle tamtego zwyczaju
z Waszmości; trudno ma drwić ze mnie, Gdym tam nie był: i mówić szkoda nadaremnie.” 103. NIEMIEC Z POLAKIEM
Niemiec na zadzie przez las, Polak w przedzie Gdzieś w niedaleką drogę społem jedzie. Trafi się gałąź, Polak jej tym chyżej Przytrzyma, aż się Niemiec dobrze zbliży; Potem ją szybkim wypuściwszy skokiem, Niemca na miejscu czyni jednookiem. „Dziękujęć; gdybyś był tego sposobu Nie zażył, pewnie pozbyłbym był obu.” 104 (P). NIEPEWNY DOKTOR, PEWNY ZABÓJCA
Trafiło się, że Polak zachorował w Rzymie. Zaraz się go Włoch doktor kurować podymie, Naprzód dyjetą wedle tamtego zwyczaju
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 247
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Jeśli, jak twierdzisz, chwaląc me liche dowcipy, Sta czerwonych i wina odżałuje pipy: To nasz koń poetycki, na którym nadąży Twardowskiemu w kraj świata, mój zacny chorąży! Możesz za mnie przyręczyć, skoro mi to pośle, Że na nowej jej Topór wywecuję ośle. Lecz ile dojść w tej mierze zmysłem mogę chybkiem, Bodaj się i mnie z onym nie przydało skrzypkiem, Który skoro skąpemu długo w noc gra panu, Siła mu obiecuje; gdy przyszło po ranu, Upomina się, żeby nie robił daremnie. A ów: „Idź precz, bo krzywdy nie cierpisz ode mnie. Tyś mnie dźwiękiem godzinę ucieszył, a ja
Jeśli, jak twierdzisz, chwaląc me liche dowcipy, Sta czerwonych i wina odżałuje pipy: To nasz koń poetycki, na którym nadąży Twardowskiemu w kraj świata, mój zacny chorąży! Możesz za mnie przyręczyć, skoro mi to pośle, Że na nowej jej Topór wywecuję ośle. Lecz ile dojść w tej mierze zmysłem mogę chybkiem, Bodaj się i mnie z onym nie przydało skrzypkiem, Który skoro skąpemu długo w noc gra panu, Siła mu obiecuje; gdy przyszło po ranu, Upomina się, żeby nie robił daremnie. A ów: „Idź precz, bo krzywdy nie cierpisz ode mnie. Tyś mnie dźwiękiem godzinę ucieszył, a ja
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 322
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
książąt starodawnych, Od Narymunta i Skuminów sławnych, Jako z machiny trojańskiej Pallady, Wielkie podziśdzień pokazują dziady. Jednego wspomnię, ani się zawiodę, Staruszka twego w Trokach wojewodę: W nim obraz żywy starożytnej cnoty, W nim wiek Saturnów zda się wracać złoty. Gdzieżby mu widzieć? Ty konia dosiadasz, Lub kształtnie szybki łuczek swój nakładasz, Poważnym tańcem lub pochadzasz sobie, Jakoby patrząc nie umierał w tobie. Już w tak ozdobnej starszych swych gromadzie, Jako po wonym hesperyjskim sadzie, Zbiera fiołki i celniejsze zioła, W depozyt drogi pracowita pszczoła,
Rozkoszny sobie; znajdziesz co do męstwa, Na ich triumfy patrząc i zwycięstwa, Co do
książąt starodawnych, Od Narymunta i Skuminów sławnych, Jako z machiny trojańskiej Pallady, Wielkie podziśdzień pokazują dziady. Jednego wspomnię, ani się zawiodę, Staruszka twego w Trokach wojewodę: W nim obraz żywy starożytnej cnoty, W nim wiek Saturnów zda się wracać złoty. Gdzieżby mu widzieć? Ty konia dosiadasz, Lub kształtnie szybki łuczek swój nakładasz, Poważnym tańcem lub pochadzasz sobie, Jakoby patrząc nie umierał w tobie. Już w tak ozdobnej starszych swych gromadzie, Jako po wonym hesperyjskim sadzie, Zbiera fiołki i celniejsze zioła, W depozyt drogi pracowita pszczoła,
Rozkoszny sobie; znajdziesz co do męstwa, Na ich tryumfy patrząc i zwycięstwa, Co do
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 60
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Które ponoszę z pana mego niebytności. Jak wielekroć me serce smutnymi trenami Na niebaczną fortunę skarży się przed wami, Jak wielekroć mych żalów wam samym zwierzałem, Kiedy się biedzić przyszło z serdecznym postrzałem. Czy raz usta serdeczne, tając w sercu rany, Na ten głos wypadały z płaczem pomieszany? Gdzież to wziąć szybkie skrzydła sokoła lotnego, Bym dziś za ich pomocą witał pana mego. Gdzież wziąć bieg jednorożca, żebym niewściągnionym Pędem bieżąc zawitał krajom ulubionym. Gdzieżby mi takiej nawy życzyła fortuna, W jakiej kiedyś złotego Jazon doszedł runa,
Pewniebym wszytkie rzeki bez żaglu i wiosła Snadnie przebyć mógł, boby nawę
Ktore ponoszę z pana mego niebytności. Jak wielekroć me serce smutnymi trenami Na niebaczną fortunę skarży się przed wami, Jak wielekroć mych żalow wam samym zwierzałem, Kiedy się biedzić przyszło z serdecznym postrzałem. Czy raz usta serdeczne, tając w sercu rany, Na ten głos wypadały z płaczem pomieszany? Gdzież to wziąć szybkie skrzydła sokoła lotnego, Bym dziś za ich pomocą witał pana mego. Gdzież wziąć bieg jednorożca, żebym niewściągnionym Pędem bieżąc zawitał krajom ulubionym. Gdzieżby mi takiej nawy życzyła fortuna, W jakiej kiedyś złotego Jazon doszedł runa,
Pewniebym wszytkie rzeki bez żaglu i wiosła Snadnie przebyć mogł, boby nawę
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 226
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
miała Bogieniej być milsza Z tych/ które wstąpić mogły C na Menal bezpiecznie: Ale żadna nie może możność trwać statecznie. Srzodek nieba wysokie Słońce przemijało/ Gdy się onej odpocząc pod gajem zachciało. Pod gajem/ w którym drzewa nijakiego człeku Rąbać się nie godziło/ za żadnego wieku. Tam zdjąwszy sajdak z ramion/ szybki łuk złożeła Z cięciwy/ a w trawie się sama porzycieła/ Pod karki malowane lubię podestawszy. D A w tym strudzoną ją być Jupiter ujźrzawszy/ I bez stróża leżącą/ tak rzekł: Ten kradziony Występek/ może nie dojśdź uszu mojej żony: A choćby też i doszedł. O wszakechmy swoi/ Swar będzie
miałá Bogieniey bydź milsza Z tych/ ktore wstąpić mogły C ná Menál bespiecznie: Ale żadna nie może możność trwáć státecznie. Srzodek niebá wysokie Słońce przemiiáło/ Gdy się oney odpocząc pod gáiem záchćiáło. Pod gáiem/ w ktorym drzewá niiákiego człeku Rąbáć się nie godźiło/ zá żadnego wieku. Tám zdiąwszy sáydak z rámion/ szybki łuk złożełá Z ćięćiwy/ á w trawie się sámá porzyciełá/ Pod kárki málowáne lubię podestawszy. D A w tym ztrudzoną ią bydź Iupiter vyźrzawszy/ Y bez strożá leżącą/ ták rzekł: Ten krádźiony Występek/ może nie doyśdź vszu moiey żony: A choćby też y doszedł. O wszákechmy swoi/ Swar będźie
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 75
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638