Piłeś wraz ze mną te, co Francuz daje, Przyrumienione tylko wina d’Aje, Piłeś burgundzkiej prasy potok z Bony, I anżuł biały, i burdo czerwony, I niefrancuskiej jakoby jagody Słodki frontyniak nie cierpiący wody, I co nie gardzi taką mieszaniną Orleans, bitną pamiętny dziewczyną, I prowinckiego marsylijskie tłoku, I od Narbony wina z Languedoku; Umiesz w niemieckich winach zażyć braku, Wiesz, że najlepsze reńskie z Bacharaku, Dobre nekerskie, lepsze od mozele, W rakuskich smaku mało, wapna wiele;
Na morawskie-ś się zmarszczył w pierwszej probie, Ale gdy muszkat przymknąłeś ku sobie; Znasz trunki, które
Piłeś wraz ze mną te, co Francuz daje, Przyrumienione tylko wina d’Aye, Piłeś burgundzkiej prasy potok z Bony, I anżuł biały, i burdo czerwony, I niefrancuskiej jakoby jagody Słodki frontynjak nie cierpiący wody, I co nie gardzi taką mieszaniną Orleans, bitną pamiętny dziewczyną, I prowinckiego marsylijskie tłoku, I od Narbony wina z Languedoku; Umiesz w niemieckich winach zażyć braku, Wiesz, że najlepsze reńskie z Bacharaku, Dobre nekerskie, lepsze od mozele, W rakuskich smaku mało, wapna wiele;
Na morawskie-ś się zmarszczył w pierwszej probie, Ale gdy muszkat przymknąłeś ku sobie; Znasz trunki, które
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 51
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
(Katarzyna de Gordon)
Niech ci się wiedzie, niech się wszytko szczęści, Niech się pod twoim sierpem kłos zagęści, Niech chwast i ciernie niw twoich nie dusi; Co-ć Bóg obiecał, to twoje być musi. WINIARKA pierwsza
(Urszula Wybranowska)
Gdy ta winiarka dla smacznego soku Grona z winnice przynosi do tłoku Pod jesienne czasy, Tak wierzyć trzeba, że za swoje zdrowie Nie będą w niebie pełnili bogowie, Tylko tym winem, co płynie z jej prasy. WINIARKA wtóra
(Helena Wodyńska)
Panno, do której słusznie to widzimy, Że możesz rozgrzać cały świat wśród zimy (Bo choć nie jesień, przecię zbierasz grona)
(Katarzyna de Gordon)
Niech ci się wiedzie, niech się wszytko szczęści, Niech się pod twoim sierpem kłos zagęści, Niech chwast i ciernie niw twoich nie dusi; Co-ć Bóg obiecał, to twoje być musi. WINIARKA pierwsza
(Urszula Wybranowska)
Gdy ta winiarka dla smacznego soku Grona z winnice przynosi do tłoku Pod jesienne czasy, Tak wierzyć trzeba, że za swoje zdrowie Nie będą w niebie pełnili bogowie, Tylko tym winem, co płynie z jej prasy. WINIARKA wtóra
(Helena Wodyńska)
Panno, do której słusznie to widzimy, Że możesz rozgrzać cały świat wśród zimy (Bo choć nie jesień, przecię zbierasz grona)
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 233
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Nie wie, co droga, co pobocz, co pęto. Ale jeśli go już na stajnią wzięto, Jedną się miarką musi kontentować, Grzywy nie jeżyć, ogon pod się chować. Już nie przebiera; to nieborak zobie, Co mu w zwyczajnym nagotują żłobie, Ani o gołym pomyśli obroku, Szczykając zjadki na wytartym tłoku. Na piądź wyskoczyć z pasternika wara, Bo i taż z sieczką nie dojdzie go miara. Cóż, gdy nań wsiądzie i ćwiczy go w kole, A w oba boki ostrogami kole: To ciska zadem, to ogonem wierci, A ów go co raz palcatem po sierci. Albo gdy przyjdzie do pierścienia
Nie wie, co droga, co pobocz, co pęto. Ale jeśli go już na stajnią wzięto, Jedną się miarką musi kontentować, Grzywy nie jeżyć, ogon pod się chować. Już nie przebiera; to nieborak zobie, Co mu w zwyczajnym nagotują żłobie, Ani o gołym pomyśli obroku, Szczykając zjadki na wytartym tłoku. Na piądź wyskoczyć z pasternika wara, Bo i taż z sieczką nie dojdzie go miara. Cóż, gdy nań wsiędzie i ćwiczy go w kole, A w oba boki ostrogami kole: To ciska zadem, to ogonem wierci, A ów go co raz palcatem po sierci. Albo gdy przyjdzie do pierścienia
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 351
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i przywiózł do wojska naszego, do Swierznia, gdyż wojsko nasze od Opola ruszyło się Poleszem w województwo nowogródzkie. Byłem tedy w Swierzniu od aresztu uwolniony, a kapitan Dawo, odebrany od husarii, był oddany do kordygardy pod wartę pospolitą, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej
i przywiózł do wojska naszego, do Swierznia, gdyż wojsko nasze od Opola ruszyło się Poleszem w województwo nowogródzkie. Byłem tedy w Swierzniu od aresztu uwolniony, a kapitan Dawo, odebrany od husarii, był oddany do kordygardy pod wartę pospolitą, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 97
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Paszkowski, strażnikowicz polny lit., będąc naówczas za towarzysz z bratem moim pułkownikiem, poszedł z drugimi przodem na schody i zaczął ten tłum rozpychać, pięścią po głowach bić i zaraz rum uczynił, a strona przeciwna, będąc naówczas słabszą, nie porywała się.
Potem gdyśmy weszli do izby sądowej, był tam w tłoku ludzi Herubowicz, wiceekonom mohylewski, faworyt podskarbiego wielkiego lit. Fleminga, a gdy ja, przy tymże Herubowiczu stojąc, rzekłem, że ściska nas barzo ekonomia, on się coś odezwał. Obruszyli się na niego i pięściami go wypchali z pośrzodka siebie. Fleming podskarbi na boku także, na ławie daleko zapchany
Paszkowski, strażnikowicz polny lit., będąc naówczas za towarzysz z bratem moim pułkownikiem, poszedł z drugimi przodem na schody i zaczął ten tłum rozpychać, pięścią po głowach bić i zaraz rum uczynił, a strona przeciwna, będąc naówczas słabszą, nie porywała się.
Potem gdyśmy weszli do izby sądowej, był tam w tłoku ludzi Herubowicz, wiceekonom mohylewski, faworyt podskarbiego wielkiego lit. Fleminga, a gdy ja, przy tymże Herubowiczu stojąc, rzekłem, że ściska nas barzo ekonomia, on się coś odezwał. Obruszyli się na niego i pięściami go wypchali z pośrzodka siebie. Fleming podskarbi na boku także, na ławie daleko zapchany
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 511
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wiele jakiej leguminy: wiele drobiu, alias gęsi, kur, indyków, i ich przychowku, masła, syra, wiele kop jajec, wiele czeladzi i co komu należy zasług. Remanenta zdanych rachunków, wiele czynsu należy, wiele we wsi poddanych, pociężnych, pieszych, komorników, wiele dni który robić powinien: wiele tłok, zażynków; wiele szarwarków. Wiele przędzy płótna i jakiego. Należy wyznaczyć wiele podwód dać mają, jak daleko poddani? Zregestrować skory, skorki, podatki od podaństwa, grzyby, orzechy, rydze, dziesienciny kury? etc. zregestrować wieprze w karmnikach, przy młynach (gdzie jest ten zwyczaj) wiele sadów Pańskich;
wiele iakiey leguminy: wiele drobiu, alias gęsi, kur, indykow, y ich przychowku, masła, syra, wiele kop iaiec, wiele czeladzi y co komu należy zasług. Remanenta zdanych rachunkow, wiele czynsu należy, wiele we wsi poddanych, pociężnych, pieszych, komornikow, wiele dni ktory robić powinien: wiele tłok, zażynkow; wiele szarwarkow. Wiele przędzy płotna y iakiego. Należy wyznaczyć wiele podwod dać maią, iak daleko poddani? Zregestrować skory, skorki, podatki od podaństwa, grzyby, orzechy, rydze, dziesienciny kury? etc. zregestrować wieprze w karmnikach, przy młynach (gdzie iest ten zwyczay) wiele sadow Panskich;
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 418
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
miarą nie mogło — zatem konsystorz, przeciwnie, wydał rozkaz do wszystkich kaznodziejów warszawskich, aby ogłosili z ambon, iż kto by się ważył znajdować na tym pojedynku, wpadnie w klątwę papieską zarówno z tymi, którzy pojedynkować będą. Lecz jakby na przekorę zwierszchności duchownej połowa Warszawy wysypała się na niego, choć setny dla mnogiego tłoku nic nie widział. Studenci nawet opuścili tego dnia szkoły: jedni dla przypatrzenia się pojedynkowi, drudzy dla swawoli. Ze wszystkich potem, którzy biegali pod Marymont umysłem widzenia pojedynku, choć go nie widzieli, zdejmowano ekskomunikę obrządkiem kościelnym w nuncjaturze i po klasztorach przez przełożonych do tego umocowanych; nikt nie był przyjęty do sakramentów przed
miarą nie mogło — zatem konsystorz, przeciwnie, wydał rozkaz do wszystkich kaznodziejów warszawskich, aby ogłosili z ambon, iż kto by się ważył znajdować na tym pojedynku, wpadnie w klątwę papieską zarówno z tymi, którzy pojedynkować będą. Lecz jakby na przekorę zwierszchności duchownej połowa Warszawy wysypała się na niego, choć setny dla mnogiego tłoku nic nie widział. Studenci nawet opuścili tego dnia szkoły: jedni dla przypatrzenia się pojedynkowi, drudzy dla swawoli. Ze wszystkich potem, którzy biegali pod Marymont umysłem widzenia pojedynku, choć go nie widzieli, zdejmowano ekskomunikę obrządkiem kościelnym w nuncjaturze i po klasztorach przez przełożonych do tego umocowanych; nicht nie był przyjęty do sakramentów przed
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 46
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
wątku, a familia Czartoryskich, która go pieniędzmi wspomagała, także się fatygować do Krakowa nie chciała. Wyrobił sobie zatem świadectwo 12 architektów o zamku krakowskim; iż w nim sala do koronacji dawnym królom służąca tak jest słabą, że gdyby w niej stanęło 300 ludzi, tedyby się zapadła, nie dopieroż, gdyby tłokiem sejmu koronacyjnego napchana była. Takimi fortelami, u nikogo wiary nie znajdującymi, ale wtenczas już przyszłemu królowi podchlebstwem dworskim nadskakującymi, zbył się obmierzłych sobie wąsów polskich i czupryny tudzież podróży do Krakowa, na którą jego worek nie wystarczał, a familijny nie chciał mu służeć.
Ostatnia materia tego sejmu była: jak się województwa,
wątku, a familia Czartoryskich, która go pieniędzmi wspomagała, także się fatygować do Krakowa nie chciała. Wyrobił sobie zatem świadectwo 12 architektów o zamku krakowskim; iż w nim sala do koronacji dawnym królom służąca tak jest słabą, że gdyby w niej stanęło 300 ludzi, tedyby się zapadła, nie dopieroż, gdyby tłokiem sejmu koronacyjnego napchana była. Takimi fortelami, u nikogo wiary nie znajdującymi, ale wtenczas już przyszłemu królowi podchlebstwem dworskim nadskakującymi, zbył się obmierzłych sobie wąsów polskich i czupryny tudzież podróży do Krakowa, na którą jego worek nie wystarczał, a familijny nie chciał mu służeć.
Ostatnia materia tego sejmu była: jak się województwa,
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 142
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
słowo gdy przeszło od końca do końca, znowu się zaczynało i trwało ciągle i hucznie aż do samych wrót kościelnych.
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu
słowo gdy przeszło od końca do końca, znowu się zaczynało i trwało ciągle i hucznie aż do samych wrót kościelnych.
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 148
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu elektoralnym nie było już żadnych zjazdów narodowych ani sesji sejmowych, tylko prywatne konferencje między delegatami królewskimi i Rzeczypospolitej do ułożenia paktów
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu elektoralnym nie było już żadnych zjazdów narodowych ani sesji sejmowych, tylko prywatne konferencje między delegatami królewskimi i Rzeczypospolitej do ułożenia paktów
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 148
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak