jest umarły, nie słyszy też tego, Mówże śmiele, nie bój się, nie powiem mu tego. Że niedźwiedź, ba i też lew onego się strachał, Gdy go z dala obaczył, a on polem jachał, Na pól mile uciekał, bo mu tak był miły W oczach, jakby niedźwiedzie w pantoflach tańczyły. A wżdy ja nie mam płakać, lamentować sobie? Z tak zacnego MATYSA powiadając tobie Jego zacne uczynki, dzieła i mądrości. Kamień byś był, nie człowiek, gdybyś z tej Ijtości Nie zapłakał zacnego męża i rycerza, Który kufla nie chybił, tak straszny u zwierza. Człowiek to był zaprawdę tak
jest umarły, nie słyszy też tego, Mówże śmiele, nie bój sie, nie powiem mu tego. Że niedźwiedź, ba i też lew onego sie strachał, Gdy go z dala obaczył, a on polem jachał, Na pól mile uciekał, bo mu tak był miły W oczach, jakby niedźwiedzie w pantoflach tańczyły. A wżdy ja nie mam płakać, lamentować sobie? Z tak zacnego MATYSA powiadając tobie Jego zacne uczynki, dzieła i mądrości. Kamień byś był, nie człowiek, gdybyś z tej Iitości Nie zapłakał zacnego męża i rycerza, Który kufla nie chybił, tak straszny u zwierza. Człowiek to był zaprawdę tak
Skrót tekstu: WierszŻałBad
Strona: 11
Tytuł:
Naema abo wiersz żałosny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
, co wolność mą w łyka wtroczyła. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się, by mię nie straciła, Serca coś dziewiczego ku mnie nakręciła: Już mię nie tak posępnym wzrokiem zabijała, Już i mówić, i tańczyć z sobą dozwalała, Już rękę ścisnąć wolno, już i trącić łokciem, I po łechciwej dłoni poigrać paznokciem, A ilekroć mi miłość westchnąć rozkazała, Wzdychaniem swym wzdychanie moje odbijała; Ilekroć-em obłapić chciał, nie odmówiła, I gęby, rzkomo nie chcąc, często nadstawiła. Ale że kto się tylko samym całowaniem
, co wolność mą w łyka wtroczyła. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się, by mię nie straciła, Serca coś dziewiczego ku mnie nakręciła: Już mię nie tak posępnym wzrokiem zabijała, Już i mówić, i tańczyć z sobą dozwalała, Już rękę ścisnąć wolno, już i trącić łokciem, I po łechciwej dłoni poigrać paznokciem, A ilekroć mi miłość westchnąć rozkazała, Wzdychaniem swym wzdychanie moje odbijała; Ilekroć-em obłapić chciał, nie odmówiła, I gęby, rzkomo nie chcąc, często nadstawiła. Ale że kto się tylko samym całowaniem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 325
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Dochodziłyby sejmy i żołnierzów płaca, Które teraz lada łeb przewrotny wywraca. Zginęliśmy! A czemuż? Przemogła swawola Sprawiedliwość, że mamy łaskawego króla. Kędy poddani pana wiążą intercyzą, Rzeczpospolitą zgubią, jemu głowę zgryzą. 58. DO JEDNEGO KSIĘDZA INAMORATA
Przestrzegają go wszyscy, że to nie rzecz księża, Tańczyć tak często z zacną panią, co ma męża. Ksiądz przecie figle stroi, przecie fałdy łomie, Dokąd go zbytnie wino nie rzuci na słomie, Gdzie śpi, ową miłości strudzony fatygą; Nie czuje, gdy mu chłopcy oczy w pludrach strzygą. Aże skoro mu oba przejrzały półrzytki, Wstawszy znowu w weselne powraca przybytki
, Dochodziłyby sejmy i żołnierzów płaca, Które teraz leda łeb przewrotny wywraca. Zginęliśmy! A czemuż? Przemogła swawola Sprawiedliwość, że mamy łaskawego króla. Kędy poddani pana wiążą intercyzą, Rzeczpospolitą zgubią, jemu głowę zgryzą. 58. DO JEDNEGO KSIĘDZA INAMORATA
Przestrzegają go wszyscy, że to nie rzecz księża, Tańczyć tak często z zacną panią, co ma męża. Ksiądz przecie figle stroi, przecie fałdy łomie, Dokąd go zbytnie wino nie rzuci na słomie, Gdzie śpi, ową miłości strudzony fatygą; Nie czuje, gdy mu chłopcy oczy w pludrach strzygą. Aże skoro mu oba przejrzały półrzytki, Wstawszy znowu w weselne powraca przybytki
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 550
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
to, żeś WMPani moją Synową, pocałujże mię, i powiedz mi, z którejś jest Ziemi. Świadczył jej za tym wielkie przymilenia, i różne czynił pytania swemu poczciwemu przyzwoite charakterowi, a nam dla tego przyjemne, chociaż nie były z najważniejszych. Nie podobało mu się, gdy usłyszał, żeśmy nie tańczyli. Nie tańczyliście? zaczął, cóż za smutne być musiało wesele! Co nasi Przodkowie za dobre uznali, tego znosić nie trzeba. Na swoim weselu koniecznie cieszyć się potrzeba. Gdy w Londonie będziemy tak wszystko rozporządzę, jak na moim było weselu. Chwała Bogu! już pięćdziesiąt lat minęło, a ja wszystko tak
to, żeś WMPani moią Synową, pocałuyże mię, i powiedz mi, z ktoreyś iest Ziemi. Swiadczył iey za tym wielkie przymilenia, i rożne czynił pytania swemu poczćiwemu przyzwoite charakterowi, a nam dla tego przyiemne, chociaż nie były z nayważnieyszych. Nie podobało mu śię, gdy usłyszał, żeśmy nie tańczyli. Nie tańczyliście? zaczął, coż za smutne bydź muśiało wesele! Co naśi Przodkowie za dobre uznali, tego znośić nie trzeba. Na swoim weselu koniecznie cieszyć śię potrzeba. Gdy w Londonie będziemy tak wszystko rozporządzę, iak na moim było weselu. Chwała Bogu! iuż pięćdzieśiąt lat minęło, a ia wszystko tak
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 174
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
ś WMPani moją Synową, pocałujże mię, i powiedz mi, z którejś jest Ziemi. Świadczył jej za tym wielkie przymilenia, i różne czynił pytania swemu poczciwemu przyzwoite charakterowi, a nam dla tego przyjemne, chociaż nie były z najważniejszych. Nie podobało mu się, gdy usłyszał, żeśmy nie tańczyli. Nie tańczyliście? zaczął, cóż za smutne być musiało wesele! Co nasi Przodkowie za dobre uznali, tego znosić nie trzeba. Na swoim weselu koniecznie cieszyć się potrzeba. Gdy w Londonie będziemy tak wszystko rozporządzę, jak na moim było weselu. Chwała Bogu! już pięćdziesiąt lat minęło, a ja wszystko tak doskonale pamiętam,
ś WMPani moią Synową, pocałuyże mię, i powiedz mi, z ktoreyś iest Ziemi. Swiadczył iey za tym wielkie przymilenia, i rożne czynił pytania swemu poczćiwemu przyzwoite charakterowi, a nam dla tego przyiemne, chociaż nie były z nayważnieyszych. Nie podobało mu śię, gdy usłyszał, żeśmy nie tańczyli. Nie tańczyliście? zaczął, coż za smutne bydź muśiało wesele! Co naśi Przodkowie za dobre uznali, tego znośić nie trzeba. Na swoim weselu koniecznie cieszyć śię potrzeba. Gdy w Londonie będziemy tak wszystko rozporządzę, iak na moim było weselu. Chwała Bogu! iuż pięćdzieśiąt lat minęło, a ia wszystko tak doskonale pamiętam,
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 174
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
posiedzeniu bez sprzykrzenia. Obchodziliśmy tego i następującego dnia akt weselny według jego ułożenia. Wesołym był bez naruszenia przystojności, i nas wszystkich swoim rozweselił przykładem. Przysłowie jego było, można być pobożnym, i oraz wesołym. Syn mój, powiedział, był mi przyczyną wielu troskliwych godzin, teraz niech mi dni wesołe sprawia. Tańczył tegoż wieczora aż do jedenastej godziny, i zdał się względem Pana R---, Hrabi, i swego nawet Syna, młodzianem. Jużem też, rzekł, rozpustował. Od czterdziestu lat nigdym się tak pożno nie położył. Atoli taniec nie jest grzechem. J gdybym już tej nocy umarł, przecieżby mi
posiedzeniu bez sprzykrzenia. Obchodziliśmy tego i następuiącego dnia akt weselny według iego ułożenia. Wesołym był bez naruszenia przystoynośći, i nas wszystkich swoim rozweselił przykładem. Przysłowie iego było, można bydź pobożnym, i oraz wesołym. Syn moy, powiedział, był mi przyczyną wielu troskliwych godzin, teraz niech mi dni wesołe sprawia. Tańczył tegoż wieczora aż do iedenastey godziny, i zdał śię względem Pana R---, Hrabi, i swego nawet Syna, młodzianem. Jużem też, rzekł, rozpustował. Od czterdziestu lat nigdym śię tak pożno nie położył. Atoli taniec nie iest grzechem. J gdybym iuż tey nocy umarł, przećieżby mi
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 177
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
się nie wyporze, Z obu stron zawiązana, siedząc jako w worze.
Czasem-eśmy też konno z panem wyjeżdżali Za miasto, pod wsi bliższe o milę i dalej, Kędy pod rozbitymi obszernie namioty Pańskiej-śmy zażywali wesoło ochoty. Do której nam i Turcy pomagali, mile Dla rozrywki strojący różne krotofile. Ci tańcząc przy muzyce, lecz mężczyzna sami, Jak Żydzi, różnymi się ważyli gestami. Drudzy jako atleci do pół obnażeni Silne łamali gnaty, póki aż zwątleni Albo oraz nie padli, lub dłuższy słabszego Pod się na wznak do ziemi nie wziął złomanego. Inni się z niedźwiedziami łamali, wpółnadzy; A bestyje, jakoby swej nie
się nie wyporze, Z obu stron zawiązana, siedząc jako w worze.
Czasem-eśmy też konno z panem wyjeżdżali Za miasto, pod wsi bliższe o milę i dalej, Kędy pod rozbitymi obszernie namioty Pańskiej-śmy zażywali wesoło ochoty. Do której nam i Turcy pomagali, mile Dla rozrywki strojący różne krotofile. Ci tańcząc przy muzyce, lecz mężczyzna sami, Jak Żydzi, różnymi się ważyli gestami. Drudzy jako atleci do pół obnażeni Silne łamali gnaty, póki aż zwątleni Albo oraz nie padli, lub duższy słabszego Pod się na wznak do ziemi nie wziął złomanego. Inni się z niedźwiedziami łamali, wpółnadzy; A bestyje, jakoby swej nie
Skrót tekstu: GośPosBar_II
Strona: 463
Tytuł:
Poselstwo wielkie Stanisława Chomentowskiego...
Autor:
Franciszek Gościecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Tyrska szata, smycz na niej, warkocz rozpuszczony, Trąba, sajdak – pewny znak, że córka Latony.
Wszytkie z nich gładkie, lecz jedna prawie Jako kwiat róży przy polnej trawie, Insze przeszła urodą: czoło jej tyjarę Z lilijej białej niosło, własną twarzy miarę; Jej gwoli wszytkie grają, śpiewają i tańczą, Ona z boginią łowów grała pomarańczą.
Sercu - rzecz miła, oczom – wejrzenie, Jedno iż z góry w dół idą cienie, Dianna ją odwozi matce wozem złotym, Za nią me oczy idą, poszło serce potym; Nie wiem kto, lecz po mowie znam i po ubierze Cną Sarmatkę, a we mnie
Tyrska szata, smycz na niej, warkocz rozpuszczony, Trąba, sajdak – pewny znak, że córka Latony.
Wszytkie z nich gładkie, lecz jedna prawie Jako kwiat róży przy polnej trawie, Insze przeszła urodą: czoło jej tyjarę Z lilijej białej niosło, własną twarzy miarę; Jej gwoli wszytkie grają, śpiewają i tańczą, Ona z boginią łowów grała pomarańczą.
Sercu - rzecz miła, oczom – wejrzenie, Jedno iż z góry w dół idą cienie, Dyjanna ją odwozi matce wozem złotym, Za nią me oczy idą, poszło serce potym; Nie wiem kto, lecz po mowie znam i po ubierze Cną Sarmatkę, a we mnie
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 65
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
Jańczy, Cygan, kobzista króla Władysława, Że mu, siedząc w kominie, na kobzie przygrawa, Nie dosyć, że talerze lizał, miawszy na tem, Prosi, żeby mógł jakim zostać honoratem. Jakoż doznał i widział szczodrobliwość pańską, Gdy mu włożył na skroni koronę cygańską. Choć i Saul po arfie Dawidowej tańczy, Wżdy go z sobą nie równa, czego doszedł Jańczy. Widzieć w kupie dwu królów, wielka to nowina; Przecież jeden do krzesła, drugi do komina. Godna obróż, przywilej obaczywszy, charta, I wysługi zasługa twoja takiej warta. 127. CO BYŚMY RADZI WIDZIELI, PRĘDKO WIERZYMY NA TOŻ DRUGI
Jańczy, Cygan, kobzista króla Władysława, Że mu, siedząc w kominie, na kobzie przygrawa, Nie dosyć, że talerze lizał, miawszy na tem, Prosi, żeby mógł jakim zostać honoratem. Jakoż doznał i widział szczodrobliwość pańską, Gdy mu włożył na skroni koronę cygańską. Choć i Saul po arfie Dawidowej tańczy, Wżdy go z sobą nie równa, czego doszedł Jańczy. Widzieć w kupie dwu królów, wielka to nowina; Przecież jeden do krzesła, drugi do komina. Godna obróż, przywilej obaczywszy, charta, I wysługi zasługa twoja takiej warta. 127. CO BYŚMY RADZI WIDZIELI, PRĘDKO WIERZYMY NA TOŻ DRUGI
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 76
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
em ustrojonej w szatę gorze Parnasso, z Apollinem, z Muzami do zagrania, a Górom wszystkim do galardy stanąć T. Piękny pewnie currant, gdzie Apollo z Muzami gra, a Góry tancuja: czemu się ja najmniej nie dziwuję, ponieważ i onę melodią Lutnie Orfeusowej, usłyszawszy lasy, bory, góry zwierzeta, wyskocznie tańczyły. Ba i Amfion Intstrumetem wydłubanym na kształt Boryszowkiej kobzy, a za nie wyniósł murów i nie zbudowałmiasta, które mi na ten czas wypadło z Pamięci. B. Po uciecznej biesiedzie, każdy w swą odszedł krainę. A ja udałem się ku Arcadiej gdzie mijając głębokie jezioro, z wody wynurzywszy się Smok straszliwy ze
em vstroioney w szátę gorze Párnásso, z Apollinem, z Muzámi do zágrániá, a Gorom wszystkim do gálárdy stánąć T. Piękny pewnie currant, gdźie Apollo z Muzámi gra, á Gory táncuia: czemu się ia naymniey nie dźiwuię, ponieważ y onę melodią Lutnie Orpheusowey, vsłyszawszy lásy, bory, gory zwierzetá, wyskocznie táńczyły. Bá y Amphion Intstrumetem wydłubánym ná kształt Boryszowkiey kobzy, á za nie wyniosł murow y nie zbudowałmiástá, ktore mi ná ten czás wypádło z Pámięci. B. Po vcieczney bieśiedźie, káżdy w swą odszedł kráinę. A ia vdałem się ku Arcádiey gdźie miiaiąc głębokie ieźioro, z wody wynurzywszy się Smok strászliwy ze
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 133
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695