jeszcze w napełnionym Gardłku przynieść co siostrom utrapionym!
Graca do chmielu a do pasternaku Rywak, tobie zaś, cny pęcaku służy, Lecz nie w tych ręku, tłuk żelazny duży.
Tłuczku nieszczęsny czyli wiercimaku! Gdyby na nosie babie siadła mucha, Byłaby przez cię wnet u złego ducha.
Nie potrzeba nam teraz brać tabaku, Bo od kurzawy tej co oczom szkodzi, Wypadają łez obfitych powodzi.
Gdzież one czasy gdyś był po czwartaku? Dziś jakie czasy nieszczęsne nastają, Że cię jako ryż na funty przedają.
Chociaż się czasem zanurzysz rybaku, Przecię masz z wody swoje pożywienie, My gdzie co weźmiem w tak wielkie ściśnienie?
jeszcze w napełnionym Gardłku przynieść co siostrom utrapionym!
Graca do chmielu a do pasternaku Rywak, tobie zaś, cny pęcaku służy, Lecz nie w tych ręku, tłuk żelazny duży.
Tłuczku nieszczęsny czyli wiercimaku! Gdyby na nosie babie siadła mucha, Byłaby przez cię wnet u złego ducha.
Nie potrzeba nam teraz brać tabaku, Bo od kurzawy tej co oczom szkodzi, Wypadają łez obfitych powodzi.
Gdzież one czasy gdyś był po czwartaku? Dziś jakie czasy nieszczęsne nastają, Że cię jako ryż na funty przedają.
Chociaż się czasem zanurzysz rybaku, Przecię masz z wody swoje pożywienie, My gdzie co weźmiem w tak wielkie ściśnienie?
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 368
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
i naukę od inszych zakrytą — Żonę tylko masz z nami pospolitą. MATKA NERONIS DO NIEGO
Piersiom i żywotowi grozisz, synu miły? Ach, pomnij, ten cię nosił, tamte cię karmiły. Ach, nie pomnij, godzien ten, że cię nosił, katu Podlec, tamte, że hańbę wychowały światu. NA TABAK DO PIOTRA
Smrodliwe ziele, o ziele śmiertelne, Które w krainy morzami oddzielne Życzliwe skryło od nas przyrodzenie, Kto cię na rodu naszego stracenie, Kto cię na brzeg nasz przywiózł łodzią krzywą I świat zaraził trucizną smrodliwą? Nie dosyć było, że i wojny krwawe,
Blade choroby, głody niełaskawe, I sama starość,
i naukę od inszych zakrytą — Żonę tylko masz z nami pospolitą. MATKA NERONIS DO NIEGO
Piersiom i żywotowi grozisz, synu miły? Ach, pomnij, ten cię nosił, tamte cię karmiły. Ach, nie pomnij, godzien ten, że cię nosił, katu Podlec, tamte, że hańbę wychowały światu. NA TABAK DO PIOTRA
Smrodliwe ziele, o ziele śmiertelne, Które w krainy morzami oddzielne Życzliwe skryło od nas przyrodzenie, Kto cię na rodu naszego stracenie, Kto cię na brzeg nasz przywiózł łodzią krzywą I świat zaraził trucizną smrodliwą? Nie dosyć było, że i wojny krwawe,
Blade choroby, głody niełaskawe, I sama starość,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 355
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Lacno potym i przydać/ do zaczętej rzeczy: Ty Szkołę przeczytawszy/ miej zdrowie na pieczy.
Krótko ale potrzebnie. Apollo Ociec Lekarstw/ i Cnej Medycyny/ Pojzrzał na pułżyem pojżrzał na nasze niziny. I w Północe rzuciwszy okiem bystrym kraje/ Takie napominanie Ziemianinom daje. Wina/ Piwa/ Gorzałki/ strzeszżye się Tabaku/ Zażyć miernie co Bóg da/ w zbytku trzeba braku. A ostatek Salern was nauczy czytajcie/ We wszytkim/ ba i w mieszku miarę zachowajcie. SZKOŁY SALERNITAŃSKIEJ Część Pierwsza. O Afektach wnętrznych i ich zleczeniu.
MIasta Szkoła zupełna Salernitańskiego/ Wiersz do Króla potrzebny pisze Angielskiego. Jeżelić miła całość/ i zdrowie
. Lácno potym y przydáć/ do zácżętey rzecży: Ty Szkołę przecżytawszy/ miey zdrowie ná piecży.
Krotko ále potrzebnie. Apollo Oćiec Lekarstw/ y Cney Medycyny/ Poyzrzał ná pułżiem poyżrzał ná násze niźiny. Y w Pułnocne rzućiwszy okiem bystrym kráie/ Tákie nápominánie Ziemiáńinom dáie. Winá/ Piwá/ Gorzałki/ strzeszżie się Tábáku/ Záżyć miernie co Bog da/ w zbytku trzebá bráku. A ostátek Sálern was náucży cżytáyćie/ We wszytkim/ bá y w mieszku miárę záchowayćie. SZKOŁY SALERNITANSKIEY Część Pierwsza. O Affektách wnętrznych y ich zleczeniu.
MIastá Szkołá zupełna Sálernitáńskiego/ Wiersz do Krolá potrzebny pisze Angielskiego. Ieżelić miła cáłość/ y zdrowie
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: Bv
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
coraz milczeć kazał. Tylkoż mu ten przynamniej, fawor swój pokazał, Ze go miał na obiedzie, gdzie jako przedmuchał Barszcz niewdzieczny, i przy tym czego się nasłuchał, Kto rozumie? Sam siedząc w-Tabinowej szacie, Pompie naszej dopiero, i próżnej utracie, Gorzałke pił Puharem. Czaplińska Zona Świeżo od Patriarchy ubłogosławiona, Tabak mu rozcierała i sama pijana. Zaczym widząc, że sprawa ta zdesperowana, Komisarze na oko, jako najlżej mogli Uchodzieli Tyrana. A tylkoż wymogli Krótkie nim Inducje do Świątek w-tej Wojnie, I Linią po Horyń: Żeby w tym spokojnie Wojska się po Zimowlach zachowując obie, Onej nie przechodzieły. Czym wygodzieł sobie Więcej niż
coraz milczeć kazał. Tylkoż mu ten przynamniey, fawor swoy pokazał, Ze go miał ná obiedźie, gdźie iako przedmuchał Barszcz niewdźieczny, i przy tym czego sie nasłuchał, Kto rozumie? Sam siedząc w-Tabinowey száćie, Pompie nászey dopiero, i prożney utraćie, Gorzałke pił Puharem. Czaplinska Zona Swieżo od Patryarchy ubłogosławioná, Tabak mu rozćierała i sama piiana. Zaczym widząc, że sprawa ta zdesperowána, Komissarze na oko, iáko naylżey mogli Uchodźieli Tyranná. A tylkoż wymogli Krotkie nim Inducye do Swiątek w-tey Woynie, I Linią po Horyń: Zeby w tym spokoynie Woyská sie po Zimowlach zachowuiąc obie, Oney nie przechodźieły. Czym wygodźieł sobie Wiecey niż
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 47
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Piór niedoszłych probując, i ten swą bystrością Ów mestwem go przechodzi, i starą dzielnością. Jedno serce w-obudwu, i chuć sławy chciwa. Tam że gdzie ich dolina prowadziła krzywa Do Kozackich Okopów, z-O bron swych wycieką, I napadszy z-tumultem, gromią, biją, sieką, Snem, gorzałką, tabakiem napuł pogrzebionych; Kształtem wielkiej pozogi, kiedy pobudzonych Pochop wziąwszy Afryków, w-gotowe się słomy I peszycia zawije, lecą wiotche domy, Chlewy, Kolnie, Koszary, a niż ku obronie Chłopstwo przyjdzie pijane, bez ratunku spłonie Wieś budowna. Huk zatym i trwoga powstanie Miedzy Czernią straszliwa; Czyli się Poganie Wróciwszy
Pior niedoszłych probuiąc, i ten swą bystrośćią Ow mestwem go przechodźi, i starą dźielnośćią. Iedno serce w-obudwu, i chuć sławy chćiwa. Tam że gdźie ich dolina prowádźiłá krzywa Do Kozackich Okopow, z-O bron swych wyćieką, I nápadszy z-tumultem, gromią, biią, sieką, Snem, gorzałką, tabakiem napuł pogrzebionych; Kształtem wielkiey pozogi, kiedy pobudzonych Pochop wżiąwszy Afrykow, w-gotowe sie słomy I peszyćia záwiie, lecą wiotche domy, Chlewy, Kolnie, Koszáry, á niż ku obronie Chłopstwo przyydźie piiáne, bez ratunku spłonie Wieś budowna. Huk zatym i trwoga powstanie Miedzy Czernią straszliwa; Czyli sie Pogánie Wroćiwszy
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 73
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
trosze natura przestaje; jako ją przeładujesz/ sarka barzo na cię/ abo jej nie miło/ abo szkodzi/ co nazbyt. Kupujesz drugdy rozkosz za drogie pieniądze; Nocet empta dolore voluptas: bólem/ śmiercią przypłacasz tej radości. Patrzcie na Marynarze jako się zataczają? Rozumiały drugi że dobre wino pili/ a oni z tabaku kurzawą nosy nadziali. Patrz na koniczka świercznego/ ten niewiele półmisków miał na obiad/ a jako głośno śpiewa; rossy trochę skosztowawszy. Wiatrem stelkonowie żywi; a jako po lesiech raźno skaczą? Hetmany Rzymskie nad rzepą/ którą sami przy oboźnym ogniu piekli/ zastawano/ a było dobrze: nie o tymby myślić aby
trosze náturá przestáie; iáko ią przełáduiesz/ sárka bárzo ná ćię/ ábo iey nie miło/ ábo szkodźi/ co názbyt. Kupuiesz drugdy roskosz zá drogie pieniądze; Nocet empta dolore voluptas: bolem/ śmierćią przypłácasz tey rádośći. Pátrzćie ná Márynarze iáko się zátaczáią? Rozumiały drugi że dobre wino pili/ á oni z tábáku kurzáwą nosy nádźiali. Pátrz ná koniczká świercznego/ ten niewiele połmiskow miał ná obiad/ á iáko głośno śpiewa; rossy trochę skosztowawszy. Wiátrem stelkonowie żywi; á iáko po leśiech ráźno skaczą? Hetmány Rzymskie nád rzepą/ ktorą sámi przy oboźnym ogniu piekli/ zástáwano/ á było dobrze: nie o tymby myślić áby
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 83
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
w ten czas delicij zażyjesz prawdziwych/ jako do tej doskonałości przyjdziesz. Nadobnie mawiał Konsul jeden Rzymski: Beatus est, non qui ea habet quae cupit; sed qui ea non cupit, quae nõ habet. Więc i do dworu nie barzo radzę/ Panowie młodzi. Dymy te dworskie prędko wam głowę zarażą; subtelne z tabaku bywają dymy/ ale skwirk pewny w oczach/ napłaczesz się po nich/ lubeś to chrzanu nie przekąsił. Ale mię Król/ Cesarz/ będzie na oczach swoich nosił? Bywa więc w tych oczach odmiana: jako cię oczy podniosą/ tak cię zrzucą z sienie; bo jako prochu/ tak i panoszej żadnej długo
w ten czás deliciy záżyiesz prawdźiwych/ iáko do tey doskonáłośći przyidźiesz. Nadobnie mawiał Consul ieden Rzymski: Beatus est, non qui ea habet quae cupit; sed qui ea non cupit, quae nõ habet. Więc y do dworu nie bárzo rádzę/ Pánowie młodźi. Dymy te dworskie prędko wam głowę záráżą; subtelne z tábáku bywáią dymy/ ále skwirk pewny w oczách/ nápłáczesz się po nich/ lubeś to chrzanu nie przekąśił. Ale mię Krol/ Cesarz/ będźie ná oczách swoich nośił? Bywa więc w tych oczách odmiáná: iáko ćię oczy podniosą/ ták ćię zrzucą z śienie; bo iáko prochu/ ták y pánoszey żadney długo
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 83
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
mercedem a Deo magnam expectel Chrysost.
Miałem pokusę, gdy raz chorowała, pomóc jej na on świat; aleć mi rozradzili. Zawiozłem ją do zapowietrzonego miasta, inszy pomarli, ona została. Najechali Szwedzi, uciekła przed nimi i nie ostała się aż u Częstochowy, a tu już paciorki i gorzałeczkę z tabakiem przedaje. Cóż potem? Krzywe drewno nie chce prosto leżeć. In triclinio choa et in cubiculo nota. Praestat in loco deserto habitare, quam cum uxore litigiosa. Ja z daleka patrzę, co będzie? aż ona za mną na trybunał do Lublina.
O Boże, skarałeś. Ja jej mięso, a ona
mercedem a Deo magnam expectel Chrysost.
Miałem pokusę, gdy raz chorowała, pomóc jej na on świat; aleć mi rozradzili. Zawiozłem ją do zapowietrzonego miasta, inszy pomarli, ona została. Najechali Szwedzi, uciekła przed nimi i nie ostała się aż u Częstochowy, a tu już paciorki i gorzałeczkę z tabakiem przedaje. Cóż potem? Krzywe drewno nie chce prosto leżeć. In triclinio choa et in cubiculo nota. Praestat in loco deserto habitare, quam cum uxore litigiosa. Ja z daleka patrzę, co będzie? aż ona za mną na trybunał do Lublina.
O Boże, skarałeś. Ja jej mięso, a ona
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 176
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
że żółty włos w czarny, a siwy w białokurowaty obraca; rzadkie zaś zagęszcza i kołtuny rozplata. Ślepym wiele pomaga, a kto ma oczy słabe, to mu je wyjąwszy wprzód w gorzałce moczy, potem w czarnym piwie abo winie, abo też w inszym likworze, aż do nocy; a potem one oczy, tabakiem potrząsnąwszy, na swe miejsce wprawi, aż pacjent zaśniej jakby go zarznął. Nazajutrz wstanie z oczyma zdrowymi, acz głowa niesposobna, za co powinien ortami płacić. Na łysinę umie pewne lekarstwo, ale łysego nie chce kurować i nie wiele z takim przestaje, dlaczego, nie wiedzą; mnie jednak sekretnie wszytko wypowiedział i nikt
że żółty włos w czarny, a siwy w białokurowaty obraca; rzadkie zaś zagęszcza i kołtuny rozplata. Ślepym wiele pomaga, a kto ma oczy słabe, to mu je wyjąwszy wprzód w gorzałce moczy, potem w czarnym piwie abo winie, abo też w inszym likworze, aż do nocy; a potem one oczy, tabakiem potrząsnąwszy, na swe miejsce wprawi, aż pacyent zaśniej jakby go zarznął. Nazajutrz wstanie z oczyma zdrowymi, acz głowa niesposobna, za co powinien ortami płacić. Na łysinę umie pewne lekarstwo, ale łysego nie chce kurować i nie wiele z takim przestaje, dlaczego, nie wiedzą; mnie jednak sekretnie wszytko wypowiedział i nikt
Skrót tekstu: NowSakBad
Strona: 331
Tytuł:
Sakwy
Autor:
Cadasylan Nowohracki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
a wszytka z rokitowego chrostu, wierzbowe koła, żelaza nie potrzeba nie, dziegciem ją smarować trzeba, za czym kto niezwyczajny srodze niesmaczno ale prędko to wywietra. Urobił krzesło z jednego drzewa gałęzistego tak kształtne, że jako w gabinecie siedział. A kto to wypisać może, co ten chłop umie, by nie trunek a tabak.
Bubliński do Baraczyka. Przywędrował z Norembergu rzemieślniczek nie barzo poczesny, ani urodziwy do Turnowskich gór i zrobił kunszt tak znamienity, że wprzód krzesiwko, choć człowiek spal, gdy czas było wstać, wskrzesało ogień i samoż świecę zaświeciło abo stoczek. I jeśli pan gospodarz abo gość spał, ekscytarz tak długo budził,
a wszytka z rokitowego chrostu, wierzbowe koła, żelaza nie potrzeba nie, dziegciem ją smarować trzeba, za czym kto niezwyczajny srodze niesmaczno ale prędko to wywietra. Urobił krzesło z jednego drzewa gałęzistego tak kształtne, że jako w gabinecie siedział. A kto to wypisać może, co ten chłop umie, by nie trunek a tabak.
Bubliński do Baraczyka. Przywędrował z Norembergu rzemieśniczek nie barzo poczesny, ani urodziwy do Turnowskich gór i zrobił kunszt tak znamienity, że wprzód krzesiwko, choć człowiek spal, gdy czas było wstać, wskrzesało ogień i samoż świecę zaświeciło abo stoczek. I jeśli pan gospodarz abo gość spał, ekscytarz tak długo budził,
Skrót tekstu: NowSakBad
Strona: 332
Tytuł:
Sakwy
Autor:
Cadasylan Nowohracki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950