co Moda/ do stroju/ rzeczy pisze siła? Jest wiele co nie grzeją/ wiele/ co nie zdobią; A przecię je szpilają nie wiedząc co robią. Konceptci to zsamego piekła zasiężony; Aby Bóg/ od stworzenia/ został pogardzony. Chciejmy tylko tej prawdzie przypatrzyć się sami/ Jest tak jasna/ iżby mógł tknąć się jej/ rękami. Jest dość czasu do strojów/ do bankietowania/ Jest do tańców/ do żartów/ jest i do kart grania: Namniej na to/ drogiego/ Moda/ czasu bierze; Gdy przyjdzie winne Bogu oddawać pacierze. Już Faebus ku południu wóz złoty kieruje; A Dania w miękkim łożu/ jeszcze
co Modá/ do stroiu/ rzeczy pisze śiłá? Iest wiele co nie grzeią/ wiele/ co nie zdobią; A przecię ie szpiláią nie wiedząc co robią. Konceptći to zsámego piekłá zaśiężony; Aby Bog/ od stworzenia/ został pogárdzony. Chćieymy tylko tey prawdźie przypatrzyć się sámi/ Iest tak iasna/ iżby mogł tknąć się iey/ rękámi. Iest dość czasu do stroiow/ do bánkietowánia/ Iest do tańcow/ do żártow/ iest y do kart gránia: Namniey ná to/ drogiego/ Modá/ czásu bierze; Gdy przyidźie winne Bogu oddawać paćierze. Iuż Phaebus ku południu woz złoty kieruie; A Daniá w miękkim łożu/ ieszcze
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: B
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
Czemuż nas odjeżdżacie, panie bracie, w Grabiu? Żebyście nie widzieli Noego w korabiu. 351 (F). ANAGRAMA PANU DOKTOROWI
Gdzie się kolwiek do chorych ten doktor udaje, Niech tam już skamieniała NIOBE KIER KRAJE. Będziesz, ach, będziesz kiedyś Bogu odpowiedał, Żeś odpychał, żeś się tknąć matce córki nie dał. Trzy godziny przed śmiercią brałeś ją na duszę, Żebyś w zgrzebną przyoblekł rodziców łoktuszę, Bowiem już, dożywotnią okryty żałobą, Nieszczęśliwy Amfijon kier kraje z Nijobą. Na śmierć trudno narzekać, trudno jej w tej mierze Winować. Zwykle głupi daje, mądry bierze. 352. OMYŁKA W
Czemuż nas odjeżdżacie, panie bracie, w Grabiu? Żebyście nie widzieli Noego w korabiu. 351 (F). ANAGRAMMA PANU DOKTOROWI
Gdzie się kolwiek do chorych ten doktor udaje, Niech tam już skamieniała NIOBE KIER KRAJE. Będziesz, ach, będziesz kiedyś Bogu odpowiedał, Żeś odpychał, żeś się tknąć matce córki nie dał. Trzy godziny przed śmiercią brałeś ją na duszę, Żebyś w zgrzebną przyoblekł rodziców łoktuszę, Bowiem już, dożywotnią okryty żałobą, Nieszczęśliwy Amfijon kier kraje z Nijobą. Na śmierć trudno narzekać, trudno jej w tej mierze Winować. Zwykle głupi daje, mądry bierze. 352. OMYŁKA W
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 150
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
szkodujemy nie za wiarę Prawosławną/ ale za złowierstwo Heretyckie. Nie za wiarę Przodków naszych/ ale za błędy i Herezje Zyzaniów/ Filaletów/ Ortologów/ Kleryków/ i tym podobnych/ Mistrzów i Doktorów naszych. Na przeciwo których bluźnierstwom tymi dniami rozumnemu człowiekowi rzec co/ jest u nas/ jakoby też źrzenice oka samej Cerkwie tknąć się. Oby ci Mistrze i Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ i zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby się byli na tę Cerkiew nie rzucili/ którą według starożytnego SS. Przodków swoich zwyczaju/ i teazniejszy nasz Patriarcha/ jakośmy słyszeli/ matką nazywa. Nie wykrzykaliby tak hardo niż Syonem/ z którego wyszedł Zakon
szkoduiemy nie zá wiárę Práwosławną/ ále zá złowierstwo Hęretyckie. Nie zá wiárę Przodkow nászych/ ále zá błędy y Hęrezye Zyzániow/ Philáletow/ Ortologow/ Klerikow/ y tym podobnych/ Mistrzow y Doktorow nászych. Ná przećiwo ktorych bluźnierstwom tymi dniámi rozumne^v^ człowiekowi rzec co/ iest v nas/ iákoby też źrzenice oká sámey Cerkwie tknąć sie. Oby ći Mistrze y Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ y zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby sie byli ná tę Cerkiew nie rzućili/ ktorą według stárożytnego SS. Przodkow swoich zwycżáiu/ y teáznieyszy nász Pátryárchá/ iákosmy słyszeli/ mátką názywa. Nie wykrzykaliby ták hárdo niż Syonem/ z ktorego wyszedł Zakon
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 190
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
w której jużem mdlał żałości, Jakiegoś mię wesela znowu nabawiła A to tylko masz w zysku, coś się natrapiła. Jużże przynajmniej za te wycierpiane męki, Nie broń mi całowania ukochanej ręki, Ręki pieszczonej, ręki piękniejszej nad śniegi, Dopiero na skaliste upadnione brzegi. Bo nie mam z to śmiałości ślicznego oblicza Tknąć się, ust napełnionych wdzięczniejszą słodyczą, Niż co ją z hyblijskiego posyłają kraju, Której pczołki w tym wdzięcznym nazbierały maju Z jagod zakwitłych roże, co swoimi kwiaty Wszytkie by najśliczniejsze przechodzi szarłaty. W tym tylko nieszczęśliwe, że są od takiego Niewidziane, coby je do wieku późnego Rymy gładkimi udał. Byś ty
w ktorej jużem mdlał żałości, Jakiegoś mię wesela znowu nabawiła A to tylko masz w zysku, coś się natrapiła. Jużże przynajmniej za te wycierpiane męki, Nie broń mi całowania ukochanej ręki, Ręki pieszczonej, ręki piękniejszej nad śniegi, Dopiero na skaliste upadnione brzegi. Bo nie mam z to śmiałości ślicznego oblicza Tknąć się, ust napełnionych wdzięczniejszą słodyczą, Niż co ją z hyblijskiego posyłają kraju, Ktorej pczołki w tym wdzięcznym nazbierały maju Z jagod zakwitłych roże, co swoimi kwiaty Wszytkie by najśliczniejsze przechodzi szarłaty. W tym tylko nieszczęśliwe, że są od takiego Niewidziane, coby je do wieku poźnego Rymy gładkimi udał. Byś ty
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 384
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
przymioty. Gdy miłośnikami słyną barzo radzi, Ich tedy kochać przykładem nie wadzi. Z nich gdyby kto laską i z ramion zwieszoną Tajstrą i brodą znaczny opuszczoną, Puścił na mię z prędka sylogizm rogaty, (W którą broń sajdak logiczny bogaty)
Prawiąc mi tam jakieś umysłów miłości, W których co kocham, nie mam tknąć wolności. Przeczyć mu nie myślę, żeby rozgniewany (Mając tą mocą język swój nadany) Ile Włoch, na czoło nie wstawił mi rogi, Gdyż tam panuje gęsto ten dziw srogi. Lecz łagodnie będę prosił posępnego, By wiosny nie brał od lata wdzięcznego, Póki zboża w trawie wesoło bujają, I ich zielone runa
przymioty. Gdy miłośnikami słyną barzo radzi, Ich tedy kochać przykładem nie wadzi. Z nich gdyby kto laską i z ramion zwieszoną Tajstrą i brodą znaczny opuszczoną, Puścił na mię z prędka sylogizm rogaty, (W ktorą broń sajdak logiczny bogaty)
Prawiąc mi tam jakieś umysłow miłości, W ktorych co kocham, nie mam tknąć wolności. Przeczyć mu nie myślę, żeby rozgniewany (Mając tą mocą język swoj nadany) Ile Włoch, na czoło nie wstawił mi rogi, Gdyż tam panuje gęsto ten dziw srogi. Lecz łagodnie będę prosił posępnego, By wiosny nie brał od lata wdzięcznego, Poki zboża w trawie wesoło bujają, I ich zielone runa
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 225
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
żal ręce twe pieszczone Nad wszytkie woski śliczniej wybielone, W mych oczach drugi do woli piastował, Ba i całował;
I kiedym widział twe piersi kochane Mnie nieprzyjazną ręką dotykane. Niechybnie żeś mi na złość to czyniła, Gdyś nie broniła.
Musiałem tedy dogodzić żalowi, Puściwszy wodze prędkiemu gniewowi, I tknąć cię w owym impecie najpierwszym Dotkliwym wierszem.
Lecz teraz z listu zrozumiawszy twego Słuszne przyczyny postępku tamtego, Ganię swe skargi, ganię i skwapliwy Gniew popędliwy.
Przeklinam wiersze, już je rewokuję, I niepamięci wiecznej dedykuję. I to, które je tak pisało skoro, Dziś łamię pióro.
Winuję oczy, że mię tak
żal ręce twe pieszczone Nad wszytkie woski śliczniej wybielone, W mych oczach drugi do woli piastował, Ba i całował;
I kiedym widział twe piersi kochane Mnie nieprzyjazną ręką dotykane. Niechybnie żeś mi na złość to czyniła, Gdyś nie broniła.
Musiałem tedy dogodzić żalowi, Puściwszy wodze prędkiemu gniewowi, I tknąć cię w owym impecie najpierwszym Dotkliwym wierszem.
Lecz teraz z listu zrozumiawszy twego Słuszne przyczyny postępku tamtego, Ganię swe skargi, ganię i skwapliwy Gniew popędliwy.
Przeklinam wiersze, już je rewokuję, I niepamięci wiecznej dedykuję. I to, ktore je tak pisało skoro, Dziś łamię pioro.
Winuję oczy, że mię tak
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 256
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
kamieniem, Abo je ogień pożrze swym płomieniem. Niech niepamięcią wieczną umorzone Giną zniszczone.
A ty już odtąd, Anno ma kochana, Bądź słudze swemu cale ubłagana. Odpaść na prośbę tak pokorną moję Urazę swoję.
Daruj mi błąd mój, o nimfo ozdobna, Barziej do łaski niż gniewu podobna. Nie broń mi się tknąć na znak chęci całej Ręki wspaniałej.
Wszak też więc mówią, gniewy kochających Być utwierdzeniem miłości gorących I to afektów podczas przeplatanie Trwalsze kochanie.
Jeśli też pragniesz, bym za winę taką (Już dość strapiony) cierpiał karę jaką, Chętnie poniosę z tak kochanej ręki Najcięższe męki,
Byleś nakoniec nimi nasycona,
kamieniem, Abo je ogień pożrze swym płomieniem. Niech niepamięcią wieczną umorzone Giną zniszczone.
A ty już odtąd, Anno ma kochana, Bądź słudze swemu cale ubłagana. Odpaść na proźbę tak pokorną moję Urazę swoję.
Daruj mi błąd moj, o nimfo ozdobna, Barziej do łaski niż gniewu podobna. Nie broń mi się tknąć na znak chęci całej Ręki wspaniałej.
Wszak też więc mowią, gniewy kochających Być utwierdzeniem miłości gorących I to afektow podczas przeplatanie Trwalsze kochanie.
Jeśli też pragniesz, bym za winę taką (Już dość strapiony) cierpiał karę jaką, Chętnie poniosę z tak kochanej ręki Najcięższe męki,
Byleś nakoniec nimi nasycona,
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 257
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Podgarle się zwiesiło: Rogi wprawdzie małe; Ale takie/ że z trudna rozeznać możono/ Jeśli ich nie umyślnie ręką urobiono. Nie dały przeyźrzoczystej perle wprzód jasnością/ Czoło nijaką groźne nie było srogością: Oczy strachu nie miały/ twarz pokoj znaczeła: L Czemu Agenorowa cora się dziwieła. Nie zrazu się go chcąc tknąć/ z trwogą przystępuje/ I chwast rwąc/ białą gębę jego nim częstuje. M Rad Gamrat: Niż mu rozkosz spodziana się nada/ Całując ręce/ ledwie dalszą rzecz odkłada. To po zielonej trawie wyprawuje skoki: To po żółtawym piasku białe kładzie boki. A z nienagła precz bojaźń od siebie oddala. Raz poklepywać
Podgárle się zwieśiło: Rogi wprawdźie máłe; Ale tákie/ że z trudná rozeznáć możono/ Iesli ich nie vmyślnie ręką vrobiono. Nie dáły przeyźrzoczystey perle wprzod iásnośćią/ Czoło niiáką groźne nie było srogośćią: Oczy stráchu nie miáły/ twarz pokoy znáczełá: L Czemu Agenorowá corá się dźiwiełá. Nie zrázu się go chcąc tknąć/ z trwogą przystępuie/ Y chwast rwąc/ białą gębę iego nim częstuie. M Rad Gámrat: Niż mu roskosz spodźiána się náda/ Cáłuiąc ręce/ ledwie dálszą rzecz odkłáda. To po źieloney trawie wypráwuie skoki: To po żołtáwym piasku białe kłádźie boki. A z nienagłá precz boiaźń od śiebie oddala. Raz poklepywáć
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 99
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
Życie, dozwól, bym Cię aby raz widziała! Ach, com lasów, gór przykrych, com już gór zwiedziała, żebym Cię, mój Kochanku, kędy zoczyć mogła! Nic mi przecię dróg przykrych praca nie pomogła. Wielem razy przez skały szła zbyt przykrą drogą, których ledwie zwierzęce kopyta tknąć mogą. Nie mogłam przecię odnieść pociechy z widzenia, ledwiem się spodziewała cieszyć z usłyszenia. Ach, ilemkroć pytała: „Któreż Cię skrytości, Kochanku, tają, które knieje i ciemności?”. Żadne knieje i lochy łez mych nie tłumiły i na pilne badania lasy nieme były. Zabłąkaną raz będąc
Życie, dozwól, bym Cię aby raz widziała! Ach, com lasów, gór przykrych, com już gór zwiedziała, żebym Cię, mój Kochanku, kędy zoczyć mogła! Nic mi przecię dróg przykrych praca nie pomogła. Wielem razy przez skały szła zbyt przykrą drogą, których ledwie zwierzęce kopyta tknąć mogą. Nie mogłam przecię odnieść pociechy z widzenia, ledwiem się spodziewała cieszyć z usłyszenia. Ach, ilemkroć pytała: „Któreż Cię skrytości, Kochanku, tają, które knieje i ciemności?”. Żadne knieje i lochy łez mych nie tłumiły i na pilne badania lasy nieme były. Zabłąkaną raz będąc
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 138
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
przez świat zaniesiony, znowu przecię odwiedza dom swój upleciony; wieszczy ptaszek, jaskółka, wiosnę opowiada za powrotem w swe kraje, gdy gniazdko osiada; Antystyjusz, skazany z miasta na wygnanie, z szczęściem w dom swój powrócił, skończywszy karanie. Ach, czemuż mi ojczystych gniazd tak zabraniają, że wygnance i nogą tknąć Królestw nie dają? Pospiesz, proszę, me Światło, dość się tu mieszkało, niech choć myślą tam wejdę, gdzie nie może ciało. VIII
Nieszczęsny ja człowiek! Któż mię uwolni z oków śmierci? Do Rzymian w liście 7
Ach, nieszczęsnym! Me skarby, które opłakuję, gdzie teraz? Nie wrócą się
przez świat zaniesiony, znowu przecię odwiedza dom swój upleciony; wieszczy ptaszek, jaskółka, wiosnę opowiada za powrotem w swe kraje, gdy gniazdko osiada; Antystyjusz, skazany z miasta na wygnanie, z szczęściem w dom swój powrócił, skończywszy karanie. Ach, czemuż mi ojczystych gniazd tak zabraniają, że wygnance i nogą tknąć Królestw nie dają? Pospiesz, proszę, me Światło, dość się tu mieszkało, niech choć myślą tam wejdę, gdzie nie może ciało. VIII
Nieszczęsny ja człowiek! Któż mię uwolni z oków śmierci? Do Rzymian w liście 7
Ach, nieszczęsnym! Me skarby, które opłakuję, gdzie teraz? Nie wrócą się
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 148
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997