w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie, Nie nawiedzę cię, mogę to ślubować śmiele, Aże miłość albo mnie puści po swobodzie, Albo mi miększe łoże gdzie pościele. ZAPUST
Zapuszczam zapust smutny i gdy świat szaleje Z wesołości, samemu mnie serce truchleje. Nie masz cię, dziewko droga, a ja zaś bez ciebie Wesela nie nalazłbym dla siebie i w niebie.
Zapuszczam i z daleka cień mych powolności Na twe pojrzenia wdzięczne, na twe łaskawości. Nie masz cię, dziewko droga, a choćby kto inny Chciał być łaskaw, ja mu nic za to
w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie, Nie nawiedzę cię, mogę to ślubować śmiele, Aże miłość albo mnie puści po swobodzie, Albo mi miększe łoże gdzie pościele. ZAPUST
Zapuszczam zapust smutny i gdy świat szaleje Z wesołości, samemu mnie serce truchleje. Nie masz cię, dziewko droga, a ja zaś bez ciebie Wesela nie nalazłbym dla siebie i w niebie.
Zapuszczam i z daleka cień mych powolności Na twe pojrzenia wdzięczne, na twe łaskawości. Nie masz cię, dziewko droga, a choćby kto inny Chciał być łaskaw, ja mu nic za to
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 24
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
(o dobroci!): Król, który własnej dochodząc korony, W szkarłatnej rosie na ubiór bogaty Namacza swoje purpurowe szaty.
Poci się krwią i już mdleje: Najwyższa litość, co na cudze winy Płacząc, że na to nie dosyć dwie oczy, Z całego te łzy krwawe ciała toczy, Poci się krwią i truchleje: Wstyd święty, który czując bez przyczyny Zelżywość swoję, tak się w sercu burzy, Że się przez skórę i ze krwią wynurzy.
Poci się krwią zmordowany: Alembik, w którym ogniowa robota Płomienia, zbytniej, i wągla, miłości Wódki przepuszcza drogie i wonności; Poci się krwią sfarbowany: Wór, który pełen
(o dobroci!): Król, który własnej dochodząc korony, W szkarłatnej rosie na ubiór bogaty Namacza swoje purpurowe szaty.
Poci się krwią i już mdleje: Najwyższa litość, co na cudze winy Płacząc, że na to nie dosyć dwie oczy, Z całego te łzy krwawe ciała toczy, Poci się krwią i truchleje: Wstyd święty, który czując bez przyczyny Zelżywość swoję, tak się w sercu burzy, Że się przez skórę i ze krwią wynurzy.
Poci się krwią zmordowany: Alembik, w którym ogniowa robota Płomienia, zbytniej, i wągla, miłości Wódki przepuszcza drogie i wonności; Poci się krwią sfarbowany: Wór, który pełen
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 219
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Puści Bogom/ a modłom swoim poruczając. Cóżby czynić miał? przebiegł już nieba niemało/ A jeszcze przed oczyma więcej go zostało. Sam rozmierza w umyśle swoim częście obie/ Czasem na wschód na ten czas nieprzystępny sobie/ Czasem na zachód Słońca/ wzgląda bez nadzieje: Niewiedząc coby czynić miał/ wszytek truchleje. Nileców popuszczać chce/ ni ich zatrzymywać Może/ ni koni umie imiony przezywać. Widzi wszędzie po niebie rozroszone dziwy/ Widzi i kształty zwierząt dzikich/ bojaźliwy. M Jest miejsce/ gdzie Niedźwiadek jakoby zgarbiony/ Na dwa łuki zakrąża krzywymi ramiony/ I ogonem straszliwym/ i zatoczonymi Przeciw sobie z obu stron/ nożycami
Puśći Bogom/ á modłom swoim poruczáiąc. Cożby czynić miał? przebiegł iuz niebá niemáło/ A ieszcze przed oczymá więcey go zostáło. Sam rozmierza w vmyśle swoim częśćie obie/ Czásem ná wschod ná ten czás nieprzystępny sobie/ Czásem ná zachod Słońcá/ wzgląda bez nádźieie: Niewiedząc coby czynić miał/ wszytek truchleie. Nilecow popuszczáć chce/ ni ich zátrzymywáć Może/ ni koni vmie imiony przezywáć. Widźi wszędźie po niebie rozroszone dźiwy/ Widźi y kształty źwierząt dźikich/ boiáźliwy. M Iest mieysce/ gdźie Niedźwiádek iákoby zgárbiony/ Ná dwá łuki zákrąża krzywymi rámiony/ Y ogonem strászliwym/ y zátoczonymi Przećiw sobie z obu stron/ nożycámi
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 62
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
kładę się, lub głowie z łokcia mego dla wsparcia przybieram wezgłowie. Raz chcę leżeć na gębę, drugi raz do góry, twardym bokom przybieram materac z swej skóry, a gdy wszytkie kąciki zwiedzam w mej łożnicy, w żadnym pozbyć nie mogę zbyt ckliwej tęsknicy. Ach, cóż rzec? Wszystkie siły wraz we mnie truchleją, choć chcę bieżeć za Tobą, zaraz nogi mdleją. Uciekając, porzucasz umarłą w pół pola, ani trochę poczekać na mię Twoja wola: jak na piaskach libijskich uchodząc z potrzeby, gdy żołnierz na zabitych nie czeka pogrzeby; jak niezbożne rzucają po rozstajniach matki, gdy się w cmentarz nie zmieszczą, dla ubóstwa,
kładę się, lub głowie z łokcia mego dla wsparcia przybieram wezgłowie. Raz chcę leżeć na gębę, drugi raz do góry, twardym bokom przybieram materac z swej skóry, a gdy wszytkie kąciki zwiedzam w mej łożnicy, w żadnym pozbyć nie mogę zbyt ckliwej tesknicy. Ach, cóż rzec? Wszystkie siły wraz we mnie truchleją, choć chcę bieżeć za Tobą, zaraz nogi mdleją. Uciekając, porzucasz umarłą w pół pola, ani trochę poczekać na mię Twoja wola: jak na piaskach libijskich uchodząc z potrzeby, gdy żołnierz na zabitych nie czeka pogrzeby; jak niezbożne rzucają po rozstajniach matki, gdy się w cmentarz nie zmieszczą, dla ubóstwa,
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 98
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
gdy już dobrze uzna, wraca się z ufnością, nagradzając czas pierwszy bliższą przychylnością, i jeszcze, lubo spiesznym idzie k niemu krokiem, oczy weń wlepia, by się nie zdradziła wzrokiem – tak i ja, gdy do serca wszytkie zbiegły siły, powtórnie k Tobie bieżę, Kochaneczku miły! Wątpiąc, tusząc, truchlejąc miłości nie chydzę, wołam: „Tyżeś, Kochanku, czyli Twój cień widzę? Ach, podobno nie Tyś to, com Cię ulubiła! Tyś to przecię, czy nie Ty, któregom zgubiła?”. O, me Światło, widzę Cię, już Cię znam, kochanie! Żadna bowiem
gdy już dobrze uzna, wraca się z ufnością, nagradzając czas pierwszy bliższą przychylnością, i jeszcze, lubo spiesznym idzie k niemu krokiem, oczy weń wlepia, by się nie zdradziła wzrokiem – tak i ja, gdy do serca wszytkie zbiegły siły, powtórnie k Tobie bieżę, Kochaneczku miły! Wątpiąc, tusząc, truchlejąc miłości nie chydzę, wołam: „Tyżeś, Kochanku, czyli Twój cień widzę? Ach, podobno nie Tyś to, com Cię ulubiła! Tyś to przecię, czy nie Ty, któregom zgubiła?”. O, me Światło, widzę Cię, już Cię znam, kochanie! Żadna bowiem
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 113
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
/ i którzy was naśladują/ giniecie. A dla czegoż prze Bóg jesteś Kaplanem? Dla czegoś Pasterzem? Drugich poświęcać posłany jesteś/ a ty sam od nóg do głowy oszkaradzony leżysz? Pilność Pasterstwa tobie jest powierzona/ a ty sam głodem zemdlony zdychasz? O święcicielu ze wsząd oszkaradzony. O Pasterzu głodem z truchlały. Tyżeś to Świecznik w ciemności prostoty będącym? Tyżeś to oko prze niepoznanie Ewanielskiej światłości ślepiejącym? Tyżeś ręką ku wydźwignieniu w przepaść Szatańskiej władzy upadłym? Jeżeli się Boga niebaczni synowie/ nie boicie/ wżdam się ludzi zawstydajcie. Tknicie się w serce/ a wytoczcie sumnienie/ i przyidźcie w czułość/ a
/ y ktorzy was náśláduią/ giniećie. A dla cżegoż prze Bog iesteś Káplanem? Dla cżegoś Pásterzem? Drugich poświącáć posłány iesteś/ á ty sam od nog do głowy oszkárádzony leżysz? Pilność Pásterstwá tobie iest powierzoná/ á ty sam głodem zemdlony zdychasz? O święcićielu ze wsząd oszkárádzony. O Pásterzu głodem z truchláły. Tyżeś to Swiecżnik w ćiemnośći prostoty będącym? Tyżeś to oko prze niepoznánie Ewánielskiey świátłośći slepieiącym? Tyżeś ręką ku wydźwignieniu w przepáść Szátáńskiey władzy vpádłym? Ieżeli się Bogá niebácżni synowie/ nie boicie/ wżdam się ludzi záwstydayćie. Tknićie sie w serce/ á wytocżćie sumnienie/ y przyidźćie w cżułość/ á
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 16
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
, ust i ręki nie broni, sposoby podawa, rodziców opiekę gani, o indult się starać rozkazuje, łożnicę otwiera, na cukry, marcypany, stroje, pochodnie, rozmaryny, małmazyje i insze wytwory weselne rejestra pisze i podaje, poufałości, a prawie wszytkiego przed ślubem nie broni. Już na odjazd i pożegnanie jego truchleje, blednie i obumiera, bez niego melancholizuje, szlocha, żałośnie nuci, jadać i sypiać nie może, przez sen lada co plecie, na jawie ustawicznie wygląda, baby, cyganki na wróżki gromadzi, karty na szczęście i próbę układa, zyzem kostki sili, zgoła sekretnie i oczywiście szaleje. Ale przebóg? Cóż wżdy
, ust i ręki nie broni, sposoby podawa, rodziców opiekę gani, o indult się starać rozkazuje, łożnicę otwiera, na cukry, marcypany, stroje, pochodnie, rozmaryny, małmazyje i insze wytwory weselne rejestra pisze i podaje, poufałości, a prawie wszytkiego przed ślubem nie broni. Już na odjazd i pożegnanie jego truchleje, blednie i obumiera, bez niego melancholizuje, szlocha, żałośnie nuci, jadać i sypiać nie może, przez sen lada co plecie, na jawie ustawicznie wygląda, baby, cyganki na wróżki gromadzi, karty na szczęście i próbę układa, zyzem kostki sili, zgoła sekretnie i oczywiście szaleje. Ale przebóg? Cóż wżdy
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 255
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
wielkim naczyniem i wylewającemi wodę z tej rzeki Tyber/ jakoby dodając wody Rzymowi. Tusz zaraż/ jest jedna sztuka wodna/ na który różnego rodzaju Ptastwo/ po Galleriach siedzące/ i wdzięcznie śpiewające usłyszysz/ nieinaczy tylko jak żywych wyrazające głosy/ co wszytko sprawuje woda/ wtym przylatuje Sowa/ gdzie zaraż Ptastwo truchlejąc poczyna milczec; zaś gdy odlatujeze jej już owo Ptastwo dojzrzrzeć niemoże/ znowu jak na nowe śpiewać zaczynają. Dalej jeszcze/ obaczysz dwoje nowemi obwiedzionych i opasanych miejsc/ nakształt skrzyń/ gdzie jest siła Indiańskich Kaczek Labęci/ Zorawi etc. także kilka Sadzawek od dobrych Ryb: te skrzynie po bokach/ pewne rurki
wielkim naczyniem y wylewáiącemi wodę z tey rzeki Tyber/ iákoby dodáiąc wody Rzymowi. Tusz záraż/ iest iedná sztuká wodna/ ná ktory rożne^o^ rodzáiu Ptástwo/ po Gálleryách śiedzące/ y wdźięcznie spiewáiące vsłyszysz/ nieináczy tylko iák żywych wyrazáiące głosy/ co wszytko spráwuie wodá/ wtym przylátuie Sowá/ gdźie záraż Ptástwo truchleiąc poczyna milczec; záś gdy odlátuieze iey iuż owo Ptástwo doyzrźrzeć niemoże/ znowu iák ná nowe śpiewáć záczynáią. Dáley iescze/ obaczysz dwoie nowemi obwiedźionych y opasánych mieysc/ nákształt skrzyń/ gdźie iest śiłá Indyánskich Káczek Lábęći/ Zorawi etc. tákże kilká Sadzawek od dobrych Ryb: te skrzynie po bokách/ pewne rurki
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 187
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665
skurami na kształt pałubów nakryte blisko Palisad ku Lebleńskiej Baszcie nieprzyjaciel sprowadził. Dwudziestego dnia nic się nie obawiając Dział i Granatów naszych/ gotowali Miny/ i w Leopoldstacie kopali/ mając zamysł/ wykopać pod wodą lochy/ a Miny pod Miasto sprowadzić. Na ten czas/ dla ustawicznej straży/ i głodu/ poczęli ludzie uboźsi truchleć: adla pożywienia swego/ który łapając/ onemi się posilali. Zarażone powietrze częścią od ludzi /słabych i chorych po ulicach leżących; częścią od ścierwu bydlęcego/ także i dysenteria/ wielu ludzi zgubiła. Dwudziestego pierwszego dnia/ jedna Mina nasza wielką miedzy Turkami uczyniła klęskę. Na zajutrz cały dzień z obu stron z Dział
skurámi ná kształt páłubow nákryte blisko Pálisad ku Lebleńskiey Bászćie nieprzyiaćiel sprowádźił. Dwudźiestego dniá nic się nie obawiáiąc Dźiał y Gránatow nászych/ gotowáli Miny/ y w Leopoldstacie kopáli/ máiąc zamysł/ wykopáć pod wodą lochy/ á Miny pod Miásto sprowádźić. Ná ten czás/ dla vstáwiczney straży/ y głodu/ pocżęli ludźie vboźśi truchleć: ádla pożywienia swego/ ktory łápáiąc/ onemi się pośiláli. Záráżone powietrze cżęścią od ludźi /słábych y chorych po vlicách leżących; cżęśćią od ścierwu bydlęcego/ tákże y dissenteria/ wielu ludźi zgubiłá. Dwudźiestego pierwszego dniá/ iedná Miná nászá wielką miedzy Turkámi vczyniłá klęskę. Ná záiutrz cáły dźien z obu stron z Dźiał
Skrót tekstu: DiarWied
Strona: B
Tytuł:
Diariusz całego obleżenia wiedeńskiego od Turków
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1683
Jako bujny bluszcz, który wstaje z skały, Członki do twardej opoki przystały.
I teraz, mówią, łzami się zalewa Zimne synów swych groby obłapiając, l śnieg z marmoru nigdy się nie zlewa: Tak i korona polska uważając Zgubę tak wielu synów swych omdlewa, Na niestateczność szczęścia narzekając,
I jak Niobe na sercu truchleje, A od żałości prawie kamienieje.
Bowiem po wiecznej pamięci godnego Zejściu monarchy króla Władysława, Pana zwycięstwy wielkiemi znacznego, Któremu zawsze fortuna łaskawa We wszem służyła, a wiekuistego Imienia w świecie życzyła mu sława, Jak wielu różnych trudności doznała, Jak wiele ciężkich stosów wytrzymała.
Gdy przeciwko niej przewrotni poddani, I chlebojedzce Kozacy
Jako bujny bluszcz, który wstaje z skały, Członki do twardej opoki przystały.
I teraz, mówią, łzami się zalewa Zimne synów swych groby obłapiając, l śnieg z marmoru nigdy się nie zlewa: Tak i korona polska uważając Zgubę tak wielu synów swych omdlewa, Na niestatecznosć szczęścia narzekając,
I jak Niobe na sercu truchleje, A od żałości prawie kamienieje.
Bowiem po wiecznej pamięci godnego Zejściu monarchy króla Władysława, Pana zwycięstwy wielkiemi znacznego, Któremu zawsze fortuna łaskawa We wszem służyła, a wiekuistego Imienia w świecie życzyła mu sława, Jak wielu różnych trudności doznała, Jak wiele cięszkich stosów wytrzymała.
Gdy przeciwko niej przewrotni poddani, I chlebojedzce Kozacy
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 319
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842