zamkniona Jęczy niby już nikczemna idea Platona. Lecz się dobrze stało z szyzmatykiem, Za szaleństwo ottomańskim został lunatykiem. Z panów Wschodu Grecy ubożuchni Niechaj jęczą, my z Stambułu wróćmy się do kuchni. Ale w kuchni Turcy ją widziemy, Na powietrzu grób żelazny z rożna mieć będziemy, Bo gdy życia dopędzimy kresu, Rożen truną na powietrzu będzie bez magnesu. Tak gdy nędznych nas na rożen wbiją, Śmierć według przysłowia będzie ostatnią linią. Wszakże taka śmierć nam waży wiele,
Feniks takiej mieć nie będzie w arabskim popiele. On ma popiół na swej tylko stypie, Nas po śmierci wkoło chlebem Bazyli posypie. O Bazyli, o dolorum!
zamkniona Jęczy niby już nikczemna idea Platona. Lecz się dobrze stało z szyzmatykiem, Za szaleństwo ottomańskim został lunatykiem. Z panów Wschodu Grecy ubożuchni Niechaj jęczą, my z Stambułu wróćmy się do kuchni. Ale w kuchni Turcy ją widziemy, Na powietrzu grób żelazny z rożna mieć będziemy, Bo gdy życia dopędzimy kresu, Rożen truną na powietrzu będzie bez magnesu. Tak gdy nędznych nas na rożen wbiją, Śmierć według przysłowia będzie ostatnią liniją. Wszakże taka śmierć nam waży wiele,
Feniks takiej mieć nie będzie w arabskim popiele. On ma popiół na swej tylko stypie, Nas po śmierci wkoło chlebem Bazyli posypie. O Bazyli, o dolorum!
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 612
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
lasy, kędy lud uboższy oliwki zbierali, bo tego wielka moc in Februario.
Dnia 14. Od noclegu mil 6 włoskich przejechałem miasto Narni porządne. Kościół farski w rynku ma kaplice na dole pod wielkim ołtarzem, piękną robotą z mozaiki, kiendy ciało św. Jowanego biskupa leży w marmurowej, wybornej roboty trunie.
Na pokarm w miasteczku Otricoli, mil 8 włoskich ode miasta 46v. Nocleg zaś w mieście Castelana, od pokarmu mil włoskich 12; miasto niemałe, w murze porządnym na górze skalistej.
Stamtąd dnia 15 Februarii na pokarm w we! wsi Castelnuovo nazwanej, od noclegu mil włoskich 15 wszytko brukowana droga gładkim kamieniem.
lasy, kędy lud uboższy oliwki zbierali, bo tego wielka moc in Februario.
Dnia 14. Od noclegu mil 6 włoskich przejechałem miasto Narni porządne. Kościoł farski w rynku ma kaplice na dole pod wielkim ołtarzem, piękną robotą z mozaiki, kiendy ciało św. Jowanego biskupa leży w marmurowej, wybornej roboty trunie.
Na pokarm w miasteczku Otricoli, mil 8 włoskich ode miasta 46v. Nocleg zaś w mieście Castellana, od pokarmu mil włoskich 12; miasto niemałe, w murze porządnym na górze skalistej.
Stamtąd dnia 15 Februarii na pokarm w we! wsi Castellnuovo nazwanej, od noclegu mil włoskich 15 wszytko brukowana droga gładkim kamieniem.
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 187
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
I dziecinnym pochlebstwem mile całowało. Ruczona wprawdzie matka/ gniew zwątlony stanął/ I z poniewolnych źrzenic/ strumien łez wykanał. Lecz gdy z wielkiej miłości/ truchleć pobaczyła Myśl swą/ oko do siostry znowu powróciła. W obu na przejmy patrząc/ mówi: Ten się sunie Z swemi do mnie pochlebstwy/ ta przecz ani trunie? Ten mówi matko/ a tej przecz siostro nie sporo? Patrz jakoż wyszła za mąż Padniona coro? Wyrodekeś: twa k mężu zbożność równa złości. Porwała z tym Itysa: by w leśnej ciemności/ Tygrys Gangetska/ łaniej płód/ od cycka mały. Tedy miejsce sposobne/ w dworze obadały: Gdzie
Y dźiećinnym pochlebstwem mile cáłowáło. Ruczona wprawdźie mátká/ gniew zwątlony stánął/ Y z poniewolnych źrzenic/ strumien łez wykánał. Lecz gdy z wielkiey miłośći/ truchleć pobaczyłá Myśl swą/ oko do śiostry znowu powroćiłá. W obu na przeymy pátrząc/ mowi: Ten się sunie Z swemi do mnie pochlebstwy/ tá przecz áni trunie? Ten mowi mátko/ á tey przecz siostro nie sporo? Pátrz iákoż wyszłá zá mąż Padnioná coro? Wyrodekeś: twa k mężu zbożność rowna złośći. Porwáłá z tym Itysá: by w leśney ciemnosći/ Tygris Gángetska/ łániey płod/ od cycká máły. Tedy mieysce sposobne/ w dworze obadáły: Gdźie
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 157
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Caenensie? rany przeciwnej dostawasz; Patrząc żelazo ciężkie w śrzód oczu przyjmuje/ W to prawie miejsce gdzie noc z czołem się zwięzuje. W tym Afipnas turnieju leżałnie wzbudzony/ Winem po wszytkich żełach bezmiernym uspiony: W słabej dotychmiast ręce kusz pełny trzymajac/ Ofejskiej niedźwiedzice skorę przyciskając. Postrzegszy go zdaleka/ on darmo ni trunie/ Ujmie za temlak Forbas/ i nań się posunie: Z Stygiem/ rzekąc/ napij się mieszanego wina. Tylo rzekszy/ pchnął oszczep: tkniona jesieniena Grotem/ przebiegła szyję/ w znak przeszynionego: Śmierć bez pamięci połknął; z strumienia pełnego Wrona krew legowisko/ i kusz napełniła. Widziałem gdy Petreus/
Caenenśie? rány przeciwney dostawasz; Pátrząc żelázo ćiężkie w śrzod oczu prziymuie/ W to práwie mieysce gdźie noc z czołem się zwięzuie. W tym Aphipnás turnieiu leżałnie wzbudzony/ Winem po wszytkich żełách bezmiernym vspiony: W słábey dotychmiast ręce kusz pełny trzymáiac/ Offeyskiey niedźwiedzice skorę przyćiskáiąc. Postrzegszy go zdaleká/ on dármo ni trunie/ Vymie zá temlak Phorbás/ y nań się posunie: Z Stygiem/ rzekąc/ napiy się mieszánego wina. Tylo rzekszy/ pchnął oszczep: tkniona ieśieniená Grotem/ przebiegłá szyię/ w znák przeszynionego: Smierć bez pámięći połknął; z strumieniá pełnego Wrona krew legowisko/ y kusz napełniłá. Widźiałem gdy Petreus/
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 304
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636