poleżawszy/ obaczą ano od półki światłość wielka wynidzie/ padną na ziemię/ i Saul on znimi persecutor; przejszedszy w się trocha gospodarz/ powstał/ pojźrzy na połkę/ i na niej suchą człowieczą/ z stawu swego gwałtem wyłąmaną nogę obaczy; i tym więcej ulęknie się. Ci zaś którzy opodal niego stali/ trzeźwili go/ wtym światłość ustąpiła/ on odużawszy/ począł pilny opyt czynić/ czyjąby i kto tę nogę tu przyniósł? Jam to uczynił/ rzecze Cerulik/ i widzę jawnie żem zgrzeszły przed Bogiem/ i tym jego Świętym/dlaczego i to było objawienie/ i pocznie im porządkiem złości swojej referować dzieło/ jako
poleżawszy/ obaczą áno od połki świátłość wielka wynidźie/ pádną ná źiemię/ y Saul on znimi persecutor; przeyszedszy w się trochá gospodarz/ powstał/ poyźrzy ná połkę/ y ná niey suchą człowieczą/ z stáwu swego gwałtem wyłąmáną nogę obaczy; y tym więcey vlęknie się. Ci záś ktorzy opodal niego stali/ trzeźwili go/ wtym świátłość vstąpiłá/ on odużawszy/ począł pilny opyt czynić/ czyiąby y kto tę nogę tu przyniosł? Iam to vczynił/ rzecze Cerulik/ y widzę iáwnie żem zgrzeszły przed Bogiem/ y tym iego Swiętym/dlaczego y to było obiáwienie/ y pocznie im porządkiem złośći swoiey referowáć dźieło/ iáko
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 116.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
prawie szalony, Nad insze głową będąc wyniesiony — Na samę sztabę z impetem wymierzył I tak potężnie Frydrycha uderzył, Iże kilkakroć padł na wznak przez głowę; A drugie wały lały nań surowe I jako rybę wszystkiego oblały, Że leżał chwilę jak zapamiętały. Jednak iż z nami bosmanowie byli, Przecię go wziąwszy jakkolwiek trzeźwili, Który przyszedszy do baczenia swego A bacząc się być gwałtownie zlanego — W tej swej fortunie ręce załamował, Włosy rwał, płakał i tak lamentował: ,,O, sny okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ
prawie szalony, Nad insze głową będąc wyniesiony — Na samę sztabę z impetem wymierzył I tak potężnie Frydrycha uderzył, Iże kilkakroć padł na wznak przez głowę; A drugie wały lały nań surowe I jako rybę wszystkiego oblały, Że leżał chwilę jak zapamiętały. Jednak iż z nami bosmanowie byli, Przecię go wziąwszy jakkolwiek trzeźwili, Który przyszedszy do baczenia swego A bacząc się być gwałtownie zlanego — W tej swej fortunie ręce załamował, Włosy rwał, płakał i tak lamentował: ,,O, sny okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 139
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
spała. Tylko co odeszła do swego pokoju, dano jej znać. Na co patrząc, ne deliquium pateretur, odprowadzona do swego pokoju, uchwyciwszy się za szyję imp. posła francuskiego, prędko ją rozebrano do łóżka. Po którym odejściu królowej przy lamentach serenissimae prolis, ichmpp. senato-
rów, prałatów dworskich, wszystkich adstantium trzeźwili go okrutna kupa ludzi; vino emetico, nawet i solą nozdrza i wargi jego nacierali, wodą zimną piersi polewali i inszymi wódkami ożywiali pp. doktorowie blisko przez godzinę. Podnieśli go na łóżko już prawie sine spiritu, aż tandem we dwie godziny jak znowu revivixit rycząc jak wół. Więc że im. ks. Wyżycki
spała. Tylko co odeszła do swego pokoju, dano jej znać. Na co patrząc, ne deliquium pateretur, odprowadzona do swego pokoju, uchwyciwszy się za szyję jmp. posła francuskiego, prędko ją rozebrano do łóżka. Po którym odejściu królowej przy lamentach serenissimae prolis, ichmpp. senato-
rów, prałatów dworskich, wszystkich adstantium trzeźwili go okrutna kupa ludzi; vino emetico, nawet i solą nozdrza i wargi jego nacierali, wodą zimną piersi polewali i inszymi wódkami ożywiali pp. doktorowie blisko przez godzinę. Podnieśli go na łóżko już prawie sine spiritu, aż tandem we dwie godziny jak znowu revivixit rycząc jak wół. Więc że jm. ks. Wyżycki
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 344
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
byli: W domu jeszcze swe zbroje na grzbiety włożyli. Umyślnie Bradamanta przy matce została: Tkwi jej w głowie czas, co go tęskliwa czekała, Braciej się wymówiwszy, iż dla zdrowia złego Nie może towarzystwa dopomóc lubego.
XCV.
I prawdę ona mówi, bo tak chora była, Iż ledwie wątłą głowę we mdłościach trzeźwiła; Ale miłość przyczyną zdrowia jest słabego, Nie febry, nie gorączka, nie co przeciwnego. Potem wyjeżdża Rynald z Montalba swojego Z kwiatem młodzi przedniejszych, domostwa zacnego. - Jako przybeł pod Paryż i jako zarazem Daje pomoc Karłowi, powiem drugiem razem.
KONIEC PIEŚNI TRZYDZIESTEJ. PIEŚŃ TRZYDZIESTA PIERWSZA. ARGUMENT. W surowem
byli: W domu jeszcze swe zbroje na grzbiety włożyli. Umyślnie Bradamanta przy matce została: Tkwi jej w głowie czas, co go teskliwa czekała, Braciej się wymówiwszy, iż dla zdrowia złego Nie może towarzystwa dopomódz lubego.
XCV.
I prawdę ona mówi, bo tak chora była, Iż ledwie wątłą głowę we mdłościach trzeźwiła; Ale miłość przyczyną zdrowia jest słabego, Nie febry, nie gorączka, nie co przeciwnego. Potem wyjeżdża Rynald z Montalba swojego Z kwiatem młodzi przedniejszych, domostwa zacnego. - Jako przybeł pod Paryż i jako zarazem Daje pomoc Karłowi, powiem drugiem razem.
KONIEC PIEŚNI TRZYDZIESTEJ. PIEŚŃ TRZYDZIESTA PIERWSZA. ARGUMENT. W surowem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 427
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
słowo Haj. Naśladując tedy Mistrza swojego/ wezmą się wszyscy za ręce/ i obracają na koło/ wołając tak wielkim impetem/ że aż padają na miejscu jak umarli bez zmysłów. Ci co są dużniejszy/ i mogą dłużej wytrwać tak silne nabożeństwo/ podnoszą upadających/ i zaniozszy do Izdebki/ kładą na łóżku/ i trzeźwią tak długo/ póki do siebie nie przyidą/ odprawują ten taniec w każdą noc Piątkową. Powinien z nich każdy iść niby na puszczą na czterdzieści dni co Rok/ zamknąć się w małej komórce/ gdzie niewidzi cale nikogo/ tylko się przez ten wszytek czas rozmyslaniem bawi/ i uważa sny swoje/ z których
słowo Hay. Náśláduiąc tedy Mistrzá swoiego/ wezmą się wszyscy zá ręce/ y obrácáią ná koło/ wołáiąc ták wielkim impetem/ że áż pádáią ná mieyscu iák vmárli bez zmysłow. Ci co są dużnieyszi/ y mogą dłużey wytrwáć ták śilne nabożeństwo/ podnoszą vpádáiących/ y zániozszy do Izdebki/ kłádą ná łoszku/ y trzeźwią ták długo/ poki do śiebie nie przyidą/ odpráwuią ten taniec w kożdą noc Piątkową. Powinien z nich kożdy iść niby ná puszczą ná czterdźieśći dni co Rok/ zámknąć się w małey komorce/ gdźie niewidźi cále nikogo/ tylko się przez ten wszytek czás rozmyslániem báwi/ y vwáża sny swoie/ z ktorych
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 177
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
wyszedł z niego, Aż do pieniążka oddam ostatniego. Ale-ć jest większe miłosierdzie Twoje Niżeli wszytkie nieprawości moje I niż całego świata wszytkie złości; Więc apeluję do Twojej litości Od sądu Twego i wszytkie me długi Moca Twej krwawej wypłacę zasługi. EMBLEM A 23
Oblubienica mdleje tęskniąc do Oblubieńca swego. Napis: Trzeźwicie mię kwieciem, albowiem mdleję od miłości. Cant. 2, 5.
Serce me, ciężką nudnością ściśnione, Żalem i srogą mdłością ogarnione, Rzewnym się tylko posila wzdychaniem, Które za swoim posyła Kochaniem. Puls już nie bije, ziemia na mnie padła, Już się krew zimna w żyłach moich zsiadła, Oczy w
wyszedł z niego, Aż do pieniążka oddam ostatniego. Ale-ć jest większe miłosierdzie Twoje Niżeli wszytkie nieprawości moje I niż całego świata wszytkie złości; Więc apeluję do Twojej litości Od sądu Twego i wszytkie me długi Mocą Twej krwawej wypłacę zasługi. EMBLEM A 23
Oblubienica mdleje tęskniąc do Oblubieńca swego. Napis: Trzeźwicie mię kwieciem, albowiem mdleję od miłości. Cant. 2, 5.
Serce me, ciężką nudnością ściśnione, Żalem i srogą mdłością ogarnione, Rzewnym się tylko posila wzdychaniem, Które za swoim posyła Kochaniem. Puls już nie bije, ziemia na mnie padła, Już się krew zimna w żyłach moich zsiadła, Oczy w
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 294
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
niej w pracy ochłodę miewałem. Auro wdzieczna przebywaj/ pomnie to/ śpiewałem. Posil mię/ i namilsza wnidź na łono moje/ I jakoś zwykła/ poskrom/ które cierpię znoję. Mogłem przydać za swego nieszczęścia pospiechą/ Więcej pochlebstwa: tyś mą serdeczną uciechą/ Prawiłem: ty mię trzeźwisz/ ty Auro ratujesz/ Ty abym/ lasy/ puszcze/ lubował smakujesz: Twym wdzięcznym/ niech me usta pokrzesą się duchem. Ktoś zarwał/ wątplowych słów/ oszukanym uchem/ I rozmiał/ Aury imię/ którąm tak mianował/ Numfy jakiej; mniemając/ żem gdzie zastępował. Oraz wydawca głupi/
niey w pracy ochłodę miewałem. Auro wdźieczna przebyway/ pomnie to/ śpiewałem. Pośil mię/ y namilsza wnidź ná łono moie/ Y iákoś zwykłá/ poskrom/ ktore ćierpię znoię. Mogłem przydáć zá swego nieszcześćia pospiechą/ Więcey pochlebstwá: tyś mą serdeczną vćiechą/ Práwiłem: ty mię trzeźwisz/ ty Auro rátuiesz/ Ty ábym/ lásy/ puszcze/ lubował smákuiesz: Twym wdźięcznym/ niech me vstá pokrzesą się duchem. Ktoś zárwał/ wątplowych słow/ oszukánym vchem/ Y rozmiáł/ Aury imię/ ktorąm ták mianował/ Numphy iákiey; mniemáiąc/ żem gdźie zástępował. Oraz wydawcá głupi/
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 186
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Czaiński z aprehensji i turbacji wielkiej w kąpieli nagle umarł.
Podusili się Bojas, wozak, którego po roku i sześciu niedzielach w „Przykosie” suchego jak trzaskę znaleziono, drugi Pawlikowski, walacz, trzeci Mierkowic, wozak, a czwarty Kurycki, także wozak, innych wielu ludzi jako nieżywych wywłóczono, wódkami różnemi nacierano i trzeźwiono”.
Żupy naówczas trzymał im. p. Wawrzyniec Wodzicki, podczaszy warszawski, wespół z niejakim im. p. Kotowskim.
My sami, którym ex parte status okoliczności i przypadki gór tutejszych już od lat kilku niecałe są nieznajome, napatrzywszy około tego miejsca, gdzie się szyb „Boner” zawalił na dole osobliwie circa
Czaiński z aprehensyi i turbacyi wielkiej w kąpieli nagle umarł.
Podusili się Bojas, wozak, którego po roku i sześciu niedzielach w „Przykosie” suchego jak trzaskę znaleziono, drugi Pawlikowski, walacz, trzeci Mierkowic, wozak, a czwarty Kurycki, także wozak, innych wielu ludzi jako nieżywych wywłóczono, wódkami różnemi nacierano i trzeźwiono”.
Żupy naówczas trzymał im. p. Wawrzyniec Wodzicki, podczaszy warszawski, wespół z niejakim im. p. Kotowskim.
My sami, którym ex parte status okoliczności i przypadki gór tutejszych już od lat kilku niecałe są nieznajome, napatrzywszy około tego miejsca, gdzie się szyb „Boner” zawalił na dole osobliwie circa
Skrót tekstu: InsGór_3
Strona: 142
Tytuł:
Instrukcje górnicze dla żup krakowskich z XVI-XVIII wieku, cz. 3
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
instrukcje
Tematyka:
górnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1706 a 1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1706
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Antonina Keckowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1963
pilnie co palcem pisała, czytając: Oto umieram Arymancie. O Boże! krzyknie, i także umarła Chryzeida! i wnet na wznak na łóżko padłszy, niby umarły został. Tym czasem człowiek on, trochę się od płaczu wstrzymawszy, postrzegłszy że Pan nie mówi słowa; ku niemu bieżał, i obaczywszy że zemdlał, trzeźwić go jako najpilniej począł. Ale widząc że żadnego znaku nie dawał, obawiając się aby w rękach nie skonał, chustkę zbroczoną pod poduszkę włożywszy, drzwi otworzył, aby insi na pomoc przyszli. Wszyscy się domowi zeszli, bo się w nim srodze kochali, i tak wiele nanieśli leków, że go na koniec otrzeźwili.
pilnie co palcem pisała, czytáiąc: Oto umieram Arymáncie. O Boże! krzyknie, y także umárła Chryzeidá! y wnet ná wznák ná łożko padłszy, niby umárły został. Tym czásem człowiek on, trochę się od płaczu wstrzymawszy, postrzegłszy że Pan nie mowi słowa; ku niemu bieżał, y obáczywszy że zemdlał, trzeźwić go iáko naypilniey począł. Ale widząc że żadnego znáku nie dáwał, obawiaiąc się aby w rękách nie skonał, chustkę zbroczoną pod poduszkę włożywszy, drzwi otworzył, áby inśi na pomoc przyszli. Wszyscy się domowi zeszli, bo się w nim srodze kocháli, y ták wiele nánieśli lekow, że go na koniec otrzeźwili.
Skrót tekstu: UrfeRubJanAwan
Strona: 84
Tytuł:
Awantura albo Historia światowe rewolucje i niestatecznego alternatę szczęścia zamykająca
Autor:
Honoré d'Urfé
Tłumacz:
Jan Karol Rubinkowski
Drukarnia:
Jan Ludwik Nicolai
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1741
Data wydania (nie wcześniej niż):
1741
Data wydania (nie później niż):
1741