to pismo zawieram, Że niewątpliwie twoim żyję i umieram. Naso mój jeszcze w cieniu, lecz już w swym niewczasie Narzeka u srogiego rzemieślnika w prasie; Skoro mu jednak Bóg da stamtąd się wyprawić, Nie zmieszka i do Belgów za tobą się stawić.
Vale! Otwinowski, podczaszy sandomierski DO ZOSIE
Żeś w swej twardości niezmienna, Nie dziw, boś wszytka kamienna: I usta masz rubinowe, I rzędy zębów perłowe, I ciało alabastrowe, I serce diamentowe. Co za dziw, że bożek mały Nie przestrzelił twardej skały!
Bo i kołczanik złocisty, I łuk niezaderewisty, I bożek nazbyt łaskawy. Jednak jeśli do tej sprawy I
to pismo zawieram, Że niewątpliwie twoim żyję i umieram. Naso mój jeszcze w cieniu, lecz już w swym niewczasie Narzeka u srogiego rzemieślnika w prasie; Skoro mu jednak Bóg da stamtąd się wyprawić, Nie zmieszka i do Belgów za tobą się stawić.
Vale! Otwinowski, podczaszy sendomirski DO ZOSIE
Żeś w swej twardości niezmienna, Nie dziw, boś wszytka kamienna: I usta masz rubinowe, I rzędy zębów perłowe, I ciało alabastrowe, I serce dyjamentowe. Co za dziw, że bożek mały Nie przestrzelił twardej skały!
Bo i kołczanik złocisty, I łuk niezaderewisty, I bożek nazbyt łaskawy. Jednak jeśli do tej sprawy I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 18
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
was wielka nadgroda, Natka was za kształt i w swe włosy wszędy.
Nie mogło lepiej szczęście igrać z wami I nie żałujcie ni gruntu, ni rosy, Mając, gdy was skropię łzami, Me łzy za rosę, a za grunt jej włosy.
Lecz przy jej złotym bawcie się warkoczu I, byście w twardość równały się z stalą,
Chrońcie się pilno jej oczu, Jedno was rodzi słońce — te dwie spalą.
A choćby się wam i to przytrafiło, Piękną wam szczęście wasze śmierć przybiera, I niech wam mdleć będzie miło Dla tej, dla której wszytek świat umiera. NA KOSZULĘ BRUDNĄ
Jadwisiu, ja-ć już wierzę ku twej
was wielka nadgroda, Natka was za kształt i w swe włosy wszędy.
Nie mogło lepiej szczęście igrać z wami I nie żałujcie ni gruntu, ni rosy, Mając, gdy was skropię łzami, Me łzy za rosę, a za grunt jej włosy.
Lecz przy jej złotym bawcie się warkoczu I, byście w twardość równały się z stalą,
Chrońcie się pilno jej oczu, Jedno was rodzi słońce — te dwie spalą.
A choćby się wam i to przytrafiło, Piękną wam szczęście wasze śmierć przybiera, I niech wam mdleć będzie miło Dla tej, dla której wszytek świat umiera. NA KOSZULĘ BRUDNĄ
Jadwisiu, ja-ć już wierzę ku twej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 43
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jadowite obie; A ty, któryś już w trunnie jedną nogą, Jak z bliska natrzesz, będziesz drugą w grobie. DESPERACJA
Czemu strzałami — mówię do Miłości — Nie rozkolaczesz serca mej dziewczyny?
Mówię do Gniewu: Czemu mi przyczyny Nie dasz, bym w takiej nie kochał hardości?
Miłość powiada: Strzały me twardości Tej nie zwyciężą, niech strzela kto inny! Gniew mówi: Nie chcę, nie daj mi w tym winy, Żebyś miał takiej zapomnieć gładkości!
Zdesperowany z tego uciążenia, Fortuny chciałem o ratunek prosić I Czasu, który wszytkie rzeczy tłucze.
Odpowiedziano: Nie chciej prośby wnosić Do nas daremnej; od twego
jadowite obie; A ty, któryś już w trunnie jedną nogą, Jak z bliska natrzesz, będziesz drugą w grobie. DESPERACJA
Czemu strzałami — mówię do Miłości — Nie rozkolaczesz serca mej dziewczyny?
Mówię do Gniewu: Czemu mi przyczyny Nie dasz, bym w takiej nie kochał hardości?
Miłość powiada: Strzały me twardości Tej nie zwyciężą, niech strzela kto iny! Gniew mówi: Nie chcę, nie daj mi w tym winy, Żebyś miał takiej zapomnieć gładkości!
Zdesperowany z tego uciążenia, Fortuny chciałem o ratunek prosić I Czasu, który wszytkie rzeczy tłucze.
Odpowiedziano: Nie chciej prośby wnosić Do nas daremnej; od twego
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 111
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
pogrzebem Bielszego nadeń nie masz nic pod niebem. CHŁÓD DAREMNY
Kiedy się słońce przez Haka przedziera I Lwa strasznego nawiedzić napiera, W powszechnym świata znoju i spaleniu Szukałem, gdzie by głowę skłonić w cieniu. Raz się przechodzę do bliskiego gaju I żebrzę łaski zielonego maju; Tam mię wspomaga dąb chaoński cieniem I grab twardością zrównany z kamieniem, I piękny jawor fladrowanej więzi, I szkolna brzoza drobniuchnej gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I
pogrzebem Bielszego nadeń nie masz nic pod niebem. CHŁÓD DAREMNY
Kiedy się słońce przez Haka przedziera I Lwa strasznego nawiedzić napiera, W powszechnym świata znoju i spaleniu Szukałem, gdzie by głowę skłonić w cieniu. Raz się przechodzę do bliskiego gaju I żebrzę łaski zielonego maju; Tam mię wspomaga dąb chaoński cieniem I grab twardością zrównany z kamieniem, I piękny jawor fladrowanej więzi, I szkolna brzoza drobniuchnej gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 158
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości zasłona, Któreście w ręku cudzych nigdy nie postały, Których i własne ręce rzadko piastowały, Trudno zgadnąć, jakoście stworzone atoli (Jeśli się pani wasza domyślać pozwoli)
, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości zasłona, Któreście w ręku cudzych nigdy nie postały, Których i własne ręce rzadko piastowały, Trudno zgadnąć, jakoście stworzone atoli (Jeśli się pani wasza domyślać pozwoli)
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 165
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
łez przyprawia trunek jakiś nowy. I to mnie dziwna, że tak twarda skała Kroplę litości wypuściła z ciała, Acz-ci zwyczajnie pod twardym kamieniem Żywe się źródło dobywa strumieniem. Podobno jakby nie dość na tym miała, Że na lamenty moje skamieniała, Na moję szkodę te drogie łzy psuje I w nich stal swojej twardości hartuje; Podobno, że ją me posługi bolą I już mię cale dokończyć ma wolą. Nowy krokodyl, zmyśla i żartuje: Tu płacze, a tu i na śmierć morduje. O wdzięczny płaczu, z którego coś idzie, Co smacznego coś przydaje Filidzie! Cóż, gdyby z pereł pokazała zęby I przy uśmiechu pozwoliła
łez przyprawia trunek jakiś nowy. I to mnie dziwna, że tak twarda skała Kroplę litości wypuściła z ciała, Acz-ci zwyczajnie pod twardym kamieniem Żywe się źródło dobywa strumieniem. Podobno jakby nie dość na tym miała, Że na lamenty moje skamieniała, Na moję szkodę te drogie łzy psuje I w nich stal swojej twardości hartuje; Podobno, że ją me posługi bolą I już mię cale dokończyć ma wolą. Nowy krokodyl, zmyśla i żartuje: Tu płacze, a tu i na śmierć morduje. O wdzięczny płaczu, z którego coś idzie, Co smacznego coś przydaje Filidzie! Cóż, gdyby z pereł pokazała zęby I przy uśmiechu pozwoliła
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 180
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
traci/ Ma być gorzkawy/ gdy się roztrąci. Lamaniem proszek jeśli nie padnie/ Niech taki kupi/ kto nań napadnie.
Capparie Kapary. Kapary nieczcze[...] ale zupełne/ Kto umie obrać/ ma oczy wierne. Przy tym mają być i czerwonawe/ A gdy w ząb ujmiesz z lekka gorzkawe.
Corallus Koral. Twardość w Koralu nie bez gładkości/ Miąższość/ czerwoność/ nie bez jasności. Ma swoje pewne gdzie takie cnoty/ V dobrych kupców zawsze zaloty.
Calamus. Rajska Trawa, Tatarskie Ziele. Białość zaleca Tatarskie Ziele/ Zapach/ i prochu gdy nie masz w ciele/ Gdy go probierka ręką rozłamuje/ Niech z tym przymiotem
traći/ Ma bydz gorzkáwy/ gdy się rostrąći. Lamániem proszek iesli nie padnie/ Niech táki kupi/ kto nań nápádnie.
Capparie Káppáry. Káppáry niecżcże[...] ále zupełne/ Kto vmie obrać/ ma ocży wierne. Przy tym máią bydź y cżerwonáwe/ A gdy w ząb vymiesz z lekká gorzkáwe.
Corallus Koral. Twárdość w Koralu nie bez głádkośći/ Miąższość/ cżerwoność/ nie bez iásnośći. Ma swoie pewne gdzie tákie cnoty/ V dobrych kupcow záwsze zaloty.
Calamus. Rayska Tráwá, Tátarskie Ziele. Białość zálecá Tátárskie Ziele/ Zapách/ y prochu gdy nie mász w ćiele/ Gdy go probierká ręką rozłámuie/ Niech z tym przymiotem
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: F3
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
.
XXXV.
Ale kiedy widzieli, żem twarda na prośby I na ich oświadczania i surowe groźby, Królowi tak, jako się z tem opowiedali, Fryskiemu i mnie w ręce i miasto podali. Nie potkała mię żadna od niego sromota I obiecał mi nie brać państwa i żywota, Bylem tylko co z pierwszej twardości spuściła, A na małżeństwo z jego synem pozwoliła.
XXXVI.
Widząc, że mi gwałt czynią, chcę umrzeć przez dzięki, Bym się tylko wybawić mogła z jego ręki; Alem na to, strapiona, nabarziej bolała, Gdziebym nie zemściwszy się nad niem, umrzeć miała. I za długiem tej
.
XXXV.
Ale kiedy widzieli, żem twarda na prośby I na ich oświadczania i surowe groźby, Królowi tak, jako się z tem opowiedali, Fryskiemu i mnie w ręce i miasto podali. Nie potkała mię żadna od niego sromota I obiecał mi nie brać państwa i żywota, Bylem tylko co z pierwszej twardości spuściła, A na małżeństwo z jego synem pozwoliła.
XXXVI.
Widząc, że mi gwałt czynią, chcę umrzeć przez dzięki, Bym się tylko wybawić mogła z jego ręki; Alem na to, strapiona, nabarziej bolała, Gdziebym nie zemściwszy się nad niem, umrzeć miała. I za długiem tej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 180
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Coraz odmienne żądze, jak ognie słomiane. Jako gonią myśliwcy wskok uciekające Po górach i po lesiech w zimno, w znój zające; Ale gdy je uszczują, mało o nie dbają, A o te tylko stoją, które uciekają:
VIII.
Tak i ci młodzikowie, którzy w swej miłości Doznawają więc po was częstokroć twardości, Wszytkieby swe starania radzi obrócili, Wszytkie siły, aby was sobie zniewolili; Ale skoro nad wami zwycięstwa dostaną, Miłować was, służyć wam zarazem przestaną, Gdzie indziej swe odmienne żądze obracając, Dawnych waszych miłości mało pamiętając.
IX.
Nie chcę ja wam, tak wiedzcie, tego zakazować, Abyście się
Coraz odmienne żądze, jak ognie słomiane. Jako gonią myśliwcy wskok uciekające Po górach i po lesiech w zimno, w znój zające; Ale gdy je uszczują, mało o nie dbają, A o te tylko stoją, które uciekają:
VIII.
Tak i ci młodzikowie, którzy w swej miłości Doznawają więc po was częstokroć twardości, Wszytkieby swe starania radzi obrócili, Wszytkie siły, aby was sobie zniewolili; Ale skoro nad wami zwycięstwa dostaną, Miłować was, służyć wam zarazem przestaną, Gdzie indziej swe odmienne żądze obracając, Dawnych waszych miłości mało pamiętając.
IX.
Nie chcę ja wam, tak wiedzcie, tego zakazować, Abyście się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 198
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
konie obracali I z tej i z owej strony na się nacierali, Gdzie były blachy spięte hartowanem nitem, Szukając gwałtem drogi mieczom jadowitem. Żadna para na świecie równiejsza nie była, Coby się z sobą niemal we wszytkiem zgodziła; Równego byli serca, siły i dzielności Równej, bo żaden nie mógł być ranny z twardości.
XLVIII.
Nie wiem, jeśli to wiecie, że beło stwardziało Przez czary wszytko prawie Feratowe ciało, Okrom tam, kędy dziecię, kiedy u macierze W żywocie jeszcze leży, pierwszy pokarm bierze; I póki jeno beł żyw, zawsze tę część ciała, Która będąc wątpliwa, ranom podlegała, Ubezpieczał, jako mógł
konie obracali I z tej i z owej strony na się nacierali, Gdzie były blachy spięte hartowanem nitem, Szukając gwałtem drogi mieczom jadowitem. Żadna para na świecie równiejsza nie była, Coby się z sobą niemal we wszytkiem zgodziła; Równego byli serca, siły i dzielności Równej, bo żaden nie mógł być ranny z twardości.
XLVIII.
Nie wiem, jeśli to wiecie, że beło stwardziało Przez czary wszytko prawie Feratowe ciało, Okrom tam, kędy dziecię, kiedy u macierze W żywocie jeszcze leży, pierwszy pokarm bierze; I póki jeno beł żyw, zawsze tę część ciała, Która będąc wątpliwa, ranom podlegała, Ubezpieczał, jako mógł
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 260
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905