, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gór spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy straszne powodzi Z gradem spadają a piorun ugodzi W zamek wyniosły lub w dąb zastarzały Lub w morskie skały.
W takowym razie, chocieś sławy chciwy, Choć masz dość serca, choć koń natarczywy, Próżno w nim, próżno w inszym tam rynsztunku Szukasz ratunku.
Gdy ci nie będzie sam Bóg łaskawy Nie tylko żadnej nie nabędziesz sławy, Lecz czasem hańby, sam
, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gor spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy straszne powodzi Z gradem spadają a piorun ugodzi W zamek wyniosły lub w dąb zastarzały Lub w morskie skały.
W takowym razie, chocieś sławy chciwy, Choć masz dość serca, choć koń natarczywy, Prożno w nim, prożno w inszym tam rynsztunku Szukasz ratunku.
Gdy ci nie będzie sam Bog łaskawy Nie tylko żadnej nie nabędziesz sławy, Lecz czasem hańby, sam
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 343
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
żywota zbawiła, A co gorsza, że po niej żyć mi pozwoliła. Na ciężką żałość moją aza chciał był łożyć I duszę, żem już nie miał i godziny pożyć. Ach, żyję, jeśli żywym może być nazwany Od dusze połowice człowiek odbieżany. Żyje strapiony wdowiec, o nieszczęście, to ty Naprędzej tam ugodzisz, gdzie takie przymioty. Ta anielska uroda a ze wstydem, bo ta, Odpuśćcie, panie, rzadka przy gładkości cnota. Tu animusz wspaniały, ale w takiej porze, Że gdy było potrzeba, nie wadził pokorze. Tu w białogłowskim ciele mieszkały przymioty Męskie, a w męskim sercu białogłowskie cnoty. Nie dziw,
żywota zbawiła, A co gorsza, że po niej żyć mi pozwoliła. Na ciężką żałość moją aza chciał był łożyć I duszę, żem już nie miał i godziny pożyć. Ach, żyję, jeśli żywym może być nazwany Od dusze połowice człowiek odbieżany. Żyje strapiony wdowiec, o nieszczęście, to ty Naprędzej tam ugodzisz, gdzie takie przymioty. Ta anielska uroda a ze wstydem, bo ta, Odpuśćcie, panie, rzadka przy gładkości cnota. Tu animusz wspaniały, ale w takiej porze, Że gdy było potrzeba, nie wadził pokorze. Tu w białogłowskim ciele mieszkały przymioty Męskie, a w męskim sercu białogłowskie cnoty. Nie dziw,
Skrót tekstu: LeszczALirBar_I
Strona: 579
Tytuł:
Lament Imści Pana Andrzeja z Lesna
Autor:
Andrzej Leszczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
treny, lamenty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1639
Data wydania (nie wcześniej niż):
1639
Data wydania (nie później niż):
1639
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Do strzały, chcąc co rychlej sprawić im wesele: „Wyprawuj, panie młody — rzecze — dziewosłęby!” Cóż po tym, choć trafił w cel, kiedy ów ściął zęby Od śmiertelnego bełtu. Ta została sama, Kawaler niespodziany poszedł do Abrama. Daleko w tymże czesie szczęśliwiej Śmierć gości: Kiedy z łuku ugodzi w nadstarzałe kości Strzałą kupidynową, aż mój zaraz w swaty, Do łóżka miasto trumny i miasto łopaty. 217 (D). ABRYS MIŁOŚCI
Czyj to chłopiec skrzydlaty, rumiany, a biały? Wedle wzrostu ma łuczek; wedle łuczku strzały. Kupido, syn Wenery. Co ta Wenus znaczy I czemu się tak to
Do strzały, chcąc co rychlej sprawić im wesele: „Wyprawuj, panie młody — rzecze — dziewosłęby!” Coż po tym, choć trafił w cel, kiedy ów ściął zęby Od śmiertelnego bełtu. Ta została sama, Kawaler niespodziany poszedł do Abrama. Daleko w tymże czesie szczęśliwiej Śmierć gości: Kiedy z łuku ugodzi w nadstarzałe kości Strzałą kupidynową, aż mój zaraz w swaty, Do łóżka miasto trumny i miasto łopaty. 217 (D). ABRYS MIŁOŚCI
Czyj to chłopiec skrzydlaty, rumiany, a biały? Wedle wzrostu ma łuczek; wedle łuczku strzały. Kupido, syn Wenery. Co ta Wenus znaczy I czemu się tak to
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 290
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
rymy twoje. Nie twej to głowy rozum głosić wielkie dzieła, Które wiecznej pamięci sława poświęciła. Niechaj się nad tym znoją mózgi nauczone Wiekiem i doświadczeniem większym zalecone. A ty o czym twe rymy mają brzmieć na potym. Dowiesz się wnetże. To rzekł a wtym bełtem złotym Z łuczku mię prawie w samo serce ugodziwszy, Leciał wskok, na powietrze skrzydełki się wzbiwszy. A mnie z tego postrzału w też tropy ból nowy Ogarnął i niezwykłe na sercu okowy. I głęboka tęsknica niewypowiedziana, Żalem, troską, kłopotem ciężkim przeplatana. Tylko że te afekty dziwnym kołem chodzą, To mię w płomienie wdają, to mię same chłodzą. I
rymy twoje. Nie twej to głowy rozum głosić wielkie dzieła, Ktore wiecznej pamięci sława poświęciła. Niechaj się nad tym znoją mozgi nauczone Wiekiem i doświadczeniem większym zalecone. A ty o czym twe rymy mają brzmieć na potym. Dowiesz się wnetże. To rzekł a wtym bełtem złotym Z łuczku mię prawie w samo serce ugodziwszy, Leciał wskok, na powietrze skrzydełki się wzbiwszy. A mnie z tego postrzału w też tropy bol nowy Ogarnął i niezwykłe na sercu okowy. I głęboka tęsknica niewypowiedziana, Żalem, troską, kłopotem ciężkim przeplatana. Tylko że te afekty dziwnym kołem chodzą, To mię w płomienie wdają, to mię same chłodzą. I
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 222
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Ten tedy u mnie szczęśliw, kto dobrze umiera, Nie ten, co w długim wieku szczęście swe zawiera. 771.
Zawsze nam grozisz, że masz myśl gotową, Oblubienicą zostać Chrystusową. I przyznam prawdę, czynisz nie od rzeczy, Że Boga kochasz nade wszytkie rzeczy. Lecz jakoś mądra i w to ty ugodzisz, Że miłość boską i ludzką pogodzisz, A pewnie lepsze, niż jedno, oboje. Dlatego i ty hamuj myśli swoje, O piękna nimfo! a raczej w swym sercu, Nie o habicie, lecz myśl o kobiercu. Bo pokiś w świecie, z ludźmi żyć potrzeba, Po śmierci chyba miej się już do
Ten tedy u mnie szczęśliw, kto dobrze umiera, Nie ten, co w długim wieku szczęście swe zawiera. 771.
Zawsze nam grozisz, że masz myśl gotową, Oblubienicą zostać Chrystusową. I przyznam prawdę, czynisz nie od rzeczy, Że Boga kochasz nade wszytkie rzeczy. Lecz jakoś mądra i w to ty ugodzisz, Że miłość boską i ludzką pogodzisz, A pewnie lepsze, niż jedno, oboje. Dlatego i ty hamuj myśli swoje, O piękna nimfo! a raczej w swym sercu, Nie o habicie, lecz myśl o kobiercu. Bo pokiś w świecie, z ludźmi żyć potrzeba, Po śmierci chyba miej się już do
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 261
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Który budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy ślicznej, której to każdy przyzna zgoła, Że tylko byś samego nie przeszła anioła. W której przy pożegnaniu wzrok mój topiąc chciwy, Nie wiem, jeślim był martwy, nie wiem, jeśli żywy. Ach
natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Ktory budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy ślicznej, ktorej to każdy przyzna zgoła, Że tylko byś samego nie przeszła anioła. W ktorej przy pożegnaniu wzrok moj topiąc chciwy, Nie wiem, jeślim był martwy, nie wiem, jeśli żywy. Ach
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 265
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
, że podomno z chęci i z wielkiego Kwapienia chybił w on czas Orlanda mężnego; Albo że kiedy serce drży z lękliwą duszą, I oko nie dotrzyma i ręce drżeć muszą. Albo Bóg z dobroci swej kazał kuli minąć, Nie chcąc, aby tak prędko miał tak zacny zginąć Jego rycerz; atoli konia w brzuch ugodził, Że padł zaraz i więcej po świecie nie chodził.
LXXVII.
Padł na ziemię i z jeźcem i tamże zostawa Na miejscu i bez dusze; ale jeździec wstawa I tak prędko na nogi i tak chyżo skoczy, Że się zda, że z spadnienia przybyło mu mocy. Jako wstawał libijski Anteus silniejszy, O ziemię
, że podomno z chęci i z wielkiego Kwapienia chybił w on czas Orlanda mężnego; Albo że kiedy serce drży z lękliwą duszą, I oko nie dotrzyma i ręce drżeć muszą. Albo Bóg z dobroci swej kazał kuli minąć, Nie chcąc, aby tak prętko miał tak zacny zginąć Jego rycerz; atoli konia w brzuch ugodził, Że padł zaraz i więcej po świecie nie chodził.
LXXVII.
Padł na ziemię i z jeźcem i tamże zostawa Na miejscu i bez dusze; ale jeździec wstawa I tak prętko na nogi i tak chyżo skoczy, Że się zda, że z spadnienia przybyło mu mocy. Jako wstawał libijski Anteus silniejszy, O ziemię
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 190
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
XXXV.
Rozśmiał się gorzko Orland i krótko onemu, Wstawszy na nogi, zbójcy powiedział starszemu: „Ja się z tobą o zbroję do słowa starguję I pieniędzyć poczekam, bo ja rad borguję”. To mówiąc, na ognisku porwał rozpaloną Wielką głównią i tak ją posłał wyciśnioną Z dymem społem i z ogniem i zbójcę ugodził Tam, gdzie się nos z obiema powiekami schodził.
XXXVI.
W obie ognista głównia powiece trafiła, Ale mu w lewej więtszą szkodę uczyniła; Bo mu nieborakowi ta część wygorzała, Która mu tylko światła sama udzielała. Nie miał dosyć, srogi raz że mu wybił oko, Ale mu koniec główniej wbił tak w łeb
XXXV.
Rozśmiał się gorzko Orland i krótko onemu, Wstawszy na nogi, zbójcy powiedział starszemu: „Ja się z tobą o zbroję do słowa starguję I pieniędzyć poczekam, bo ja rad borguję”. To mówiąc, na ognisku porwał rozpaloną Wielką głownią i tak ją posłał wyciśnioną Z dymem społem i z ogniem i zbójcę ugodził Tam, gdzie się nos z obiema powiekami schodził.
XXXVI.
W obie ognista głownia powiece trafiła, Ale mu w lewej więtszą szkodę uczyniła; Bo mu nieborakowi ta część wygorzała, Która mu tylko światła sama udzielała. Nie miał dosyć, srogi raz że mu wybił oko, Ale mu koniec głowniej wbił tak w łeb
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 282
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
blachy spina, A czasem go po sztukach z obu stron ucina. Ale je Oryl zbiera i lepi i jeszcze Mocniejszy jest, przytknąwszy każdą na swe miejsce. By go beł na tysiąc sztuk zdrapał Astolf śmiały, Widział, że się uzdrawiał i zostawał cały.
LXXXIII.
Nakoniec jeden spuścił na niego raz tęgi, Ugodziwszy go w szyję właśnie między kręgi, I głowę mu od ciała z hełmem oddzieliwszy, Skoczył z konia, Oryla pewnie nie leniwszy, I za krwawe ją włosy na ziemi porwawszy I chyżo potem konia swojego osiadszy, Bieżał z nią w pełnem biegu przeciwko Nilowi, Odejmując ją sposób naleźć Orylowi.
LXXXIV.
Nie postrzegł tego
blachy spina, A czasem go po sztukach z obu stron ucina. Ale je Oryl zbiera i lepi i jeszcze Mocniejszy jest, przytknąwszy każdą na swe miejsce. By go beł na tysiąc sztuk zdrapał Astolf śmiały, Widział, że się uzdrawiał i zostawał cały.
LXXXIII.
Nakoniec jeden spuścił na niego raz tęgi, Ugodziwszy go w szyję właśnie między kręgi, I głowę mu od ciała z hełmem oddzieliwszy, Skoczył z konia, Oryla pewnie nie leniwszy, I za krwawe ją włosy na ziemi porwawszy I chyżo potem konia swojego osiadszy, Bieżał z nią w pełnem biegu przeciwko Nilowi, Odejmując ją sposób naleść Orylowi.
LXXXIV.
Nie postrzegł tego
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 351
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
to. Nie skropisz tego święconą wodą.
Kto niechce dać, wnet najdzie wymówkę.
Wiele złego, dwóch na jednego. Nie wskóra jeden przeciw wielom.
Kto służy złaski, u tego bywa mięszek płski. Kto służy złaski, temu miłosierdziem płacą.
Cnota się sczłekiem rodzi, kto jej szuka wnią ugodzi.
Domowego złodzieja trudno się ustrzec.
Dwiema panom razem służyć trudno.
Karanie nie ma być postą, ale złości hamulec.
Nie żaraz Kraków zbudowano.
Przed obiadem taniec nie foremny.
Ile kto ma cierpliwości, tyle mądrości.
Tak wiele skor wołowych, jak cielęcych przychodzi na rynek.
Każdy dudek, ma swój czubek.
to. Nie skropisz tego święconą wodą.
Kto niechce dać, wnet naydzie wymowkę.
Wiele złego, dwuch na jednego. Nie wskora jeden przećiw wielom.
Kto służy złaski, u tego bywa mięszek płski. Kto służy złaski, temu miłośierdziem płacą.
Cnota śię zczłekiem rodźi, kto jey szuka wnią ugodźi.
Domowego złodzieja trudno śię ustrzedz.
Dwiema panom razem służyć trudno.
Karanie nie ma być postą, ale złośći hamulec.
Nie źaraz Krakow zbudowano.
Przed obiadem taniec nie foremny.
Ile kto ma cierpliwośći, tyle mądrośći.
Tak wiele skor wołowych, jak cielęcych przychodźi na rynek.
Każdy dudek, ma swoy czubek.
Skrót tekstu: FlorTriling
Strona: 100
Tytuł:
Flores Trilingues
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Johannes Zacharias Stollius
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1702
Data wydania (nie później niż):
1702