natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Który budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy ślicznej, której to każdy przyzna zgoła, Że tylko byś samego nie przeszła anioła. W której przy pożegnaniu wzrok mój topiąc chciwy, Nie wiem, jeślim był martwy, nie wiem, jeśli żywy. Ach
natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Ktory budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy ślicznej, ktorej to każdy przyzna zgoła, Że tylko byś samego nie przeszła anioła. W ktorej przy pożegnaniu wzrok moj topiąc chciwy, Nie wiem, jeślim był martwy, nie wiem, jeśli żywy. Ach
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 265
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
ziemię, owce powieszały Głowy i zwykłej swojej pasze zaniechały, I teraz skóra tylko włóczą się a kości. Barzo pasterzom boskiej potrzeba litości. Pierwsza strona Apollo zawsze młody, Pallas zawsze panna, Apollo z łuku strzela, strzela i Dianna. Śrebrne strzały Dianna z łuku wypuściła, Jedną w jawor, drugą w dąb twardy ugodziła, Trzecią we lwy, a czwartą ani we lwy, ani W jawory, ale kogoś zuchwalszego rani; A rani całe miasto, gdzie zbójcy mieszkają, Co miedzy swym a obcym różnice nie mają. Nieszczesni, których ona gniewem swym dosięże! Tam bydło morem, zboże złym gradem polęże. Starcowie młode syny będą grześć
ziemię, owce powieszały Głowy i zwykłej swojej pasze zaniechały, I teraz skóra tylko włóczą się a kości. Barzo pasterzom boskiej potrzeba litości. Pierwsza strona Apollo zawsze młody, Pallas zawsze panna, Apollo z łuku strzela, strzela i Dyjanna. Śrebrne strzały Dyjanna z łuku wypuściła, Jedną w jawor, drugą w dąb twardy ugodziła, Trzecią we lwy, a czwartą ani we lwy, ani W jawory, ale kogoś zuchwalszego rani; A rani całe miasto, gdzie zbójcy mieszkają, Co miedzy swym a obcym różnice nie mają. Nieszczesni, których ona gniewem swym dosięże! Tam bydło morem, zboże złym gradem polęże. Starcowie młode syny będą grześć
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 75
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
Wielkiego w chatce gliną lepionej stał/ której mu był nieboszczyk po przyjechaniu sko-
ro zachorzawszy ustąpił/ swoje miał stanie. W ten czas Korporała I. K. M. w szopie małej/ nie daleko namiotów tych gdzie z drugim towarzystwem swym siẽdział/ a w ten namiot do stołu sieść podnosił się/ kula w głowę ugodziła/ także prędko na Sąd Boży stanął/ sed Caluinista fuit, Z trzeciej zaś strony z pułgodziny po tej chwili szturmowano od poła ku stronie koronnej/ i od Cerkwie z lasu do okopów/ ale i to sam Pan Bóg obrońcą naszym będąc/ nieprzyjacielom pociechy odnieść nie dopuścił/ także ze szkodą swą i hańbą/ zamysłów
Wielkiego w chátce gliną lepioney stał/ ktorey mu był niebosczyk po przyiechániu sko-
ro záchorzáwszy vstąpił/ swoie miał stánie. W ten czás Korporałá I. K. M. w szopie máłey/ nie daleko namiotow tych gdźie z drugim towárzystwem swym śiẽdział/ á w ten namiot do stołu śieść podnośił się/ kulá w głowę vgodźiłá/ tákże prędko ná Sąd Boży stánął/ sed Caluinista fuit, Z trzećiey záś strony z pułgodźiny po tey chwili szturmowano od połá ku stronie koronney/ y od Cerkwie z lásu do okopow/ ále y to sam Pan Bog obrońcą nászym będąc/ nieprzyiaćielom pociechy odnieść nie dopuśćił/ takżé ze szkodą swą y hánbą/ zamysłow
Skrót tekstu: ZbigAdw
Strona: C3v
Tytuł:
Adwersaria, albo terminata sprawy wojennej
Autor:
Prokop Zbigniewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
panienko poczciwa, Nie uciekaj przede mną, służebnikiem wiernym, Tylko owcy lękliwej przed wilkiem obżernym, Lub garlicy przed orłem, który ją chce szkodzić, Abo łani przede lwem przysłusza uchodzić. Ale ja nie umysłem wilczyce drapieżnej Śpieszę do twych różanych ust i szyjej śnieżnej. Pohamuj bieg, niebogo, żebyś bieżąc marnie
Nie ugodziła nóżką na ościste tarnie. Uchodź lekko, za tobą i ja pójdę miernie, Waruj upaść na skałę, abo ostre ciernie. Przytem rzuć na mię by raz okiem przyjacielskim. Patrz, kto goni: nie jestem skotopasem sielskim, Nie zrodziłem się kmieciem, ani prostym gburem, Żebym chodził za bydłem gromadzkim
panienko poczciwa, Nie uciekaj przede mną, służebnikiem wiernym, Tylko owcy lękliwej przed wilkiem obżernym, Lub garlicy przed orłem, który ją chce szkodzić, Abo łani przede lwem przysłusza uchodzić. Ale ja nie umysłem wilczyce drapieżnej Śpieszę do twych różanych ust i szyjej śnieżnej. Pohamuj bieg, niebogo, żebyś bieżąc marnie
Nie ugodziła nóżką na ościste tarnie. Uchodź lekko, za tobą i ja pójdę miernie, Waruj upaść na skałę, abo ostre ciernie. Przytem rzuć na mię by raz okiem przyjacielskim. Patrz, kto goni: nie jestem skotopasem sielskim, Nie zrodziłem się kmieciem, ani prostym gburem, Żebym chodził za bydłem gromadzkim
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 15
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
; Przy piekielnem ją ogniu przez czary kowano, Potem stygijską wodą ją zahartowano.
LXXXV.
W końcu placu dzielnego konia zawściągnęła, Potem go obróciła i kęs mu wytchnęła; I dopiero skoczywszy, wszytkich rozerwała I szablę aż po jelca we krwi umaczała; Temu ramię, temu łeb, temu pół łba wzięła, Tego tak ugodziła i tak wpół przecięła, Że łeb, piersi i ręce na ziemię zleciały, A brzuch i obie nodze na siedle zostały. PIEŚŃ XIX.
LXXXVI.
To powiadam, że go tak w miarę ugodziła, Gdzie graniczą z lędźwiami żebra, i sprawiła, Że został półfigurą, jakie to bywają, Które przed obrazami świętemi
; Przy piekielnem ją ogniu przez czary kowano, Potem stygijską wodą ją zahartowano.
LXXXV.
W końcu placu dzielnego konia zawściągnęła, Potem go obróciła i kęs mu wytchnęła; I dopiero skoczywszy, wszytkich rozerwała I szablę aż po jelca we krwi umaczała; Temu ramię, temu łeb, temu pół łba wzięła, Tego tak ugodziła i tak wpół przecięła, Że łeb, piersi i ręce na ziemię zleciały, A brzuch i obie nodze na siedle zostały. PIEŚŃ XIX.
LXXXVI.
To powiadam, że go tak w miarę ugodziła, Gdzie graniczą z lędźwiami żebra, i sprawiła, Że został półfigurą, jakie to bywają, Które przed obrazami świętemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 106
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
I szablę aż po jelca we krwi umaczała; Temu ramię, temu łeb, temu pół łba wzięła, Tego tak ugodziła i tak wpół przecięła, Że łeb, piersi i ręce na ziemię zleciały, A brzuch i obie nodze na siedle zostały. PIEŚŃ XIX.
LXXXVI.
To powiadam, że go tak w miarę ugodziła, Gdzie graniczą z lędźwiami żebra, i sprawiła, Że został półfigurą, jakie to bywają, Które przed obrazami świętemi wieszają, Ze srebra albo z wosku, po pas urobione, Od dalekich i bliskich ludzi zawieszone, Którzy za otrzymanie łaski albo zguby Ustrzeżenie iszczą swe obiecane śluby.
LXXXVII.
Za jednem się, który
I szablę aż po jelca we krwi umaczała; Temu ramię, temu łeb, temu pół łba wzięła, Tego tak ugodziła i tak wpół przecięła, Że łeb, piersi i ręce na ziemię zleciały, A brzuch i obie nodze na siedle zostały. PIEŚŃ XIX.
LXXXVI.
To powiadam, że go tak w miarę ugodziła, Gdzie graniczą z lędźwiami żebra, i sprawiła, Że został półfigurą, jakie to bywają, Które przed obrazami świętemi wieszają, Ze srebra albo z wosku, po pas urobione, Od dalekich i blizkich ludzi zawieszone, Którzy za otrzymanie łaski albo zguby Ustrzeżenie iszczą swe obiecane śluby.
LXXXVII.
Za jednem się, który
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 107
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
który padszy na łono Matki swej, pewnie sposobniejszego na to nie mógłby znaleźć miejsca nigdy. B. Skoro się ten Zdrajca nagi, postrzegł się być między Gwardyą Matki swej Wenery, porwawszy łuk, strzeli ku dołowi, w takowej szybkości, iż strzała przniknąwszy powietrze, i ziemię, wpadszy do piekła w zrenicę samego ugodziła Plutona Monarchy zatraconego narodu, który krwią zbroczony wyszarpnie strżałę i poda Nesussowi Centaurowi, rozkazując aby ją wzgórę na świat wystrżelił sławny Centaurus tknąwszy zeleżcem majdanu strzeli, gdzie za jakimś jako to Diabeł pierzy nieszczęściem obraził mię w piętę z którego razu po wtóre zostawszy niewolnikiem miłości i Więżniem, cięzsze ponosić utrapienia, musiałem nędznik niż
ktory padszy ná łono Mátki swey, pewnie sposobnieyszego ná to nie mogłby ználeść mieysca nigdy. B. Skoro się ten Zdraycá nági, postrzegł się być między Gwárdyą Mátki swey Wenery, porwawszy łuk, strzeli ku dołowi, w tákowey szybkośći, iż strzáłá przniknąwszy powietrze, y źiemię, wpadszy do piekłá w zrenicę sámego vgodźiłá Plutoná Monárchy zátráconego narodu, ktory krwią zbroczony wyszárpnie strżáłę y poda Nesussowi Centaurowi, roskázuiąc áby ią wzgorę ná świát wystrżelił sławny Centaurus tknąwszy zeleżcem máydánu strzeli, gdźie zá iákimś iáko to Diabeł pierzy nieszcześćiem obráźił mię w piętę z ktorego rázu po wtore zostáwszy niewolnikiem milośći y Więżniem, ćięzsze ponośić vtrapienia, muśiałem nędznik niż
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 24
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
lasów ruszała/ Zwierza skromiła/ rzeki bystre hamowała/ Zwabiała płoche ptastwavsty wyprawnemi. A ta gdy napiewała głosy niewieściemi/ w pole Pikus Laurentski wyjechał chętliwy Na wieprz dziki: kon pod nim hasał osobliwy: W lewej rohatyn para z hartownemi groty/ Płaszcz na nim szczerozłoty Faenickiej roboty. w oneż lasy Słońcowa cora ugodziła; Ta by po bujnych wzgorkach/ ziołnowych zdobyła Z pol od sibie rzeczonych/ tam była zbieżała. Ledwie co w krzewiu czując Witeza dojźrzała/ Zdumiała się: z rąk ziele powylatowało: Płomienie po wszech szpikach przechodzić się zdało. Owa przyszedszy k sobie z okrutnej zażogi/ Ocz stała/ Zjawić chciała: lecz koń wartkonogi
lásow ruszałá/ Zwierzá skromiłá/ rzeki bystre hámowáłá/ Zwabiałá płoche ptástwávsty wypráwnemi. A tá gdy nápiewałá głosy niewieśćiemi/ w pole Pikus Laurentski wyiechał chętliwy Ná wieprz dźiki: kon pod nim hasał osobliwy: W lewey rohátyn pará z hártownemi groty/ Płaszcz ná nim szczerozłoty Phaenickiey roboty. w oneż lásy Słoncowá corá vgodźiłá; Tá by po buynych wzgorkách/ źiołnowych zdobyłá Z pol od śibie rzeczonych/ tám była zbieżáłá. Ledwie co w krzewiu czuiąc Witezá doyźrzáłá/ Zdumiáłá się: z rąk źiele powylátowało: Płomienie po wszech szpikách przechodźić się zdáło. Owá przyszedszy k sobie z okrutney zażogi/ Ocz stałá/ ziáwić chćiáłá: lecz koń wártkonogi
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 358
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
rozwodzić poczęło, gdy już Moskwa prawie dobrze sobie tuszyła, że już już miała zamku dostać; Starosta on od modlitwy powstawszy, a łuk co prędzej porwawszy, i strzałę hartowaną na cięciwę nałożywszy, z okna jednej baszty w pośrzodek wojska Moskiewskiegoa chybko puścił, która za zdarzeniem miłego Bga, samego Kniazia Wielkiego w serce ugodziła, i zabiła. Zbiegła się Moskwa, pana od ziemi dźwigają, a on już bez duszy. Tamże z wielkim lamentem, i niewymowną żałością ciało co prędzej z sobą porwawszy, uciekać poczęli, których to tam, to sam, po błotach, kniejach, lasach, i bagniskach Inflantczyków z zamku wpadszy doganiając siekli,
rozwodźić poczęło, gdy już Moskwa prawie dobrze sobie tuszyła, że już już miała zamku dostać; Starosta on od modlitwy powstawszy, á łuk co prędzey porwawszy, y strzałę hartowaną na ćięćiwę nałożywszy, z okna jedney baszty w pośrzodek woyska Moskiewskiegoa chybko puśćił, która za zdarzeniem miłego Bga, samego Kniaźia Wielkiego w serce ugodźiła, y zabiła. Zbiegła śię Moskwa, pana od źiemi dźwigają, á on już bez duszy. Tamże z wielkim lamentem, y niewymowną żałośćią ciało co prędzey z sobą porwawszy, ućiekać poczęli, których to tam, to sam, po błotach, kniejach, lasach, y bagniskach Inflantczykow z zamku wpadszy doganiając śiekli,
Skrót tekstu: HylInf
Strona: 58
Tytuł:
Inflanty w dawnych swych i wielorakich aż do wieku naszego dziejach i rewolucjach
Autor:
Jan August Hylzen
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. Akademicka Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750