dwie polskie, ale z drogi do Rzymu, dla tego te dwie mile non computantur. Z Fulina do Spoleto mil 4, miasto między wielkiemi górami. 23^go^. Do Terni mil półtrzeci, górami bardzo wielkiemi i wysokiemi. Do Otricoli przez góry i skały drogą bardzo złą mil półtrzeci. Te pięć mil, które my ujechali przez dzień cały, lasem oliwnym przejechaliśmy.
24^go^. Do Castelnovo mil 5 polskich, kraj dziwnie piękny w równinie i polach, gdzieniegdzie pagórki, na których specjalne knieje. Austeria piękna nowa i gospodarz w niej bardzo poczciwy.
Do Rzymu mil 3, stanąłem późno w nocy, Panu Bogu podziękowawszy, żeśmy
dwie polskie, ale z drogi do Rzymu, dla tego te dwie mile non computantur. Z Fulina do Spoleto mil 4, miasto między wielkiemi górami. 23^go^. Do Terni mil półtrzeci, górami bardzo wielkiemi i wysokiemi. Do Otricoli przez góry i skały drogą bardzo złą mil półtrzeci. Te pięć mil, które my ujechali przez dzień cały, lasem oliwnym przejechaliśmy.
24^go^. Do Castelnovo mil 5 polskich, kraj dziwnie piękny w równinie i polach, gdzieniegdzie pagórki, na których specyalne knieje. Austerya piękna nowa i gospodarz w niéj bardzo poczciwy.
Do Rzymu mil 3, stanąłem późno w nocy, Panu Bogu podziękowawszy, żeśmy
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 88
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
Wołpą, zabrali tłumem podjazdowym insperatos znalazłszy; p. Suryn chorąży, ten z noclegu in albis umknął, a innych powiązanych do obozu zaprowadzono, pobrawszy rynsztunki, konie, pieniądze i wszystek arcy dobry porządek, któremu się prawie dziwowali. Po mnie samego do Usnarza ordynowano 500 koni, alem tych gości nie czekając, ujechał do Tykocina, wszystko wyniosłszy oprócz domowego gospodarstwa, które poszło in rapinam; wzięto mi przytem cug koni drobnych i parę koni rosłych, któremim z Rzymu był przyjechał do domu.
W Tykocinie a die 9 Junii mieszkam ze wszystką drużyną.
Ip. wojewoda wileński kontent z przyjaźni mojej obligował mnie in assistentiam obozowych prac.
Wołpą, zabrali tłumem podjazdowym insperatos znalazłszy; p. Suryn chorąży, ten z noclegu in albis umknął, a innych powiązanych do obozu zaprowadzono, pobrawszy rynsztunki, konie, pieniądze i wszystek arcy dobry porządek, któremu się prawie dziwowali. Po mnie samego do Usnarza ordynowano 500 koni, alem tych gości nie czekając, ujechał do Tykocina, wszystko wyniosłszy oprócz domowego gospodarstwa, które poszło in rapinam; wzięto mi przytém cug koni drobnych i parę koni rosłych, któremim z Rzymu był przyjechał do domu.
W Tykocinie a die 9 Junii mieszkam ze wszystką drużyną.
Jp. wojewoda wileński kontent z przyjaźni mojéj obligował mnie in assistentiam obozowych prac.
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 108
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
żonę swoję, którą jako siostrę, żona moja do Rohotnej z Możejkowa wzięła, vigore praetensi matrimonii, o co był nuncjaturski dekret, najechał na Rohotnę z wielką Wołoszy zaciągnionej i swojej asystencji gromadą, hostiliter, ale się mu nie powiodło, bo sparzył się na imprezie, wypędzony i ludzi natraciwszy nie mało, sam ledwie ujechał.
W dzień Trzech Królów Pańskich rewanżowałem, zebrawszy przy swojej asystencji dworskich ludzi nieco, ochoczych a łaskawych sąsiadów, na całą noc puściłem się pod Możejków, 16 Januarii stanąłem równo ze dniem w Możejkowie. Bóg sprawiedliwy vindex honoru mego dał mi go atakować, miał przy sobie ludzi dość i Wołoszę zaciągową,
żonę swoję, którą jako siostrę, żona moja do Rohotnéj z Możejkowa wzięła, vigore praetensi matrimonii, o co był nuncyaturski dekret, najechał na Rohotnę z wielką Wołoszy zaciągnionéj i swojéj assystencyi gromadą, hostiliter, ale się mu nie powiodło, bo sparzył się na imprezie, wypędzony i ludzi natraciwszy nie mało, sam ledwie ujechał.
W dzień Trzech Królów Pańskich rewanżowałem, zebrawszy przy swojéj assystencyi dworskich ludzi nieco, ochoczych a łaskawych sąsiadów, na całą noc puściłem się pod Możejków, 16 Januarii stanąłem równo ze dniem w Możejkowie. Bóg sprawiedliwy vindex honoru mego dał mi go attakować, miał przy sobie ludzi dość i Wołoszę zaciągową,
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 211
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
ucieczki Pastwiska nietykane Puszczają, nad twą złością zadumane.” PRZYJAŹŃ
Przyjacielem mię zowiesz, ba, i bratem, Ale ja, widzę, nie utyję na tem. Nic mi nie dajesz, choć mię widzisz w nędzy, Ani bez lichwy pożyczysz pieniędzy, O krzywdę moję broni nie dobędziesz Ani w mej sprawie kilka mil ujedziesz, Nawet ani mię miewasz na obiedzie, A jeśli będę, każdy mię posiędzie. W tym tylko widzę, żeśmy przyjaciele, Że sobie przy mnie popierdujesz śmiele. NA JEDNEGO
Kiedy-ć powiedzieć to, na coś zasłużył, Przy ludziach trudno, żebym się nie dłużył, Jeśli masz dowcip domyślny i żartki
ucieczki Pastwiska nietykane Puszczają, nad twą złością zadumane.” PRZYJAŹŃ
Przyjacielem mię zowiesz, ba, i bratem, Ale ja, widzę, nie utyję na tem. Nic mi nie dajesz, choć mię widzisz w nędzy, Ani bez lichwy pożyczysz pieniędzy, O krzywdę moję broni nie dobędziesz Ani w mej sprawie kilka mil ujedziesz, Nawet ani mię miewasz na obiedzie, A jeśli będę, każdy mię posiędzie. W tym tylko widzę, żeśmy przyjaciele, Że sobie przy mnie popierdujesz śmiele. NA JEDNEGO
Kiedy-ć powiedzieć to, na coś zasłużył, Przy ludziach trudno, żebym się nie dłużył, Ieśli masz dowcip domyślny i żartki
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 351
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, przejąć dla fali wielkiej, która na morze niosła; atoli drugiego dnia sznur przejęliśmy z wielkim kłopotem na batach chłopów już na łaskę pańską na morze puściwszy. Toż dopiero baty do siebie linami przyciągać i z ludem musieliśmy, których w liczbie dwieście i więcej być może: chłop chłopa foremniejszy. Admirał sam ujechał na okręty te samoczwart, które stały przy nim tej nocy, po której nazajutrz ustąpić musieli. Działa, ustanieli fala, za pomocą bożą będą nasze, ażeby okrętu do ostatka rozbić niechciała; jednakże luboby rozbiła, jakom słyszał od tych, którzy się na tem znają, może się im radzić
, przejąć dla fali wielkiej, która na morze niosła; atoli drugiego dnia sznur przejęliśmy z wielkim kłopotem na batach chłopów już na łaskę pańską na morze puściwszy. Toż dopiero baty do siebie linami przyciągać i z ludem musieliśmy, których w liczbie dwieście i więcéj być może: chłop chłopa foremniejszy. Admirał sam ujechał na okręty te samoczwart, które stały przy nim téj nocy, po któréj nazajutrz ustąpić musieli. Działa, ustanieli fala, za pomocą bożą będą nasze, ażeby okrętu do ostatka rozbić niechciała; jednakże luboby rozbiła, jakom słyszał od tych, którzy się na tém znają, może się im radzić
Skrót tekstu: LancKoniec
Strona: 125
Tytuł:
Od Pana Lanckorońskiego do Pana Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Lanckoroński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Gatunek:
relacje
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
, Wziąwszy z sobą, co więcej stało, mniej ważyło, Spuścił się mój towarzysz po powrozie z góry Z okna na fustę, która czekała pod mury, W której beł ze Flandrii brat jego przyjechał I nas oczekiwając, pod pałac podjechał; Wtemeśmy wiosła wodzie, a żagle wiatrowi Dali i jako Bóg chciał, ujechali zdrowi.
XLIV.
Nie wiem, czy beł król barziej żalem przerażony Po swem synu, czy barziej gniewem zapalony Przeciwko mnie, kiedy tam drugiego dnia potem Przyjechawszy po bitwie, dowiedział się o tem; Wracał się triumfując z zwycięstwa swojego I z książęcia, w potrzebie tej pojmanego, Tusząc, że na wesele, na
, Wziąwszy z sobą, co więcej stało, mniej ważyło, Spuścił się mój towarzysz po powrozie z góry Z okna na fustę, która czekała pod mury, W której beł ze Flandriej brat jego przyjechał I nas oczekiwając, pod pałac podjechał; Wtemeśmy wiosła wodzie, a żagle wiatrowi Dali i jako Bóg chciał, ujechali zdrowi.
XLIV.
Nie wiem, czy beł król barziej żalem przerażony Po swem synu, czy barziej gniewem zapalony Przeciwko mnie, kiedy tam drugiego dnia potem Przyjechawszy po bitwie, dowiedział się o tem; Wracał się tryumfując z zwycięstwa swojego I z książęcia, w potrzebie tej poimanego, Tusząc, że na wesele, na
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 182
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Jeden, który na zamku wysokiem pilnował I tego dnia straż swoję zwykłą odprawował, Skoro postrzegł armaty, w dzwon bije na wieży: Lud się na dźwięk gromadzi i do portu bieży. Strzelba gęsta z mocnych baszt bez przestanku biła Na armatę, co cnego Rugiera goniła; Zewsząd mu wyprawione posiłki bieżały, Że nakoniec ujechał bezpieczny i cały.
LII.
Cztery nadobne panie na brzeg przyjechały, Co ludzie zgromadzone w pułki szykowały, Które była wysłała zaraz Logistylla: Poważna Andronika i czysta Dycylla, Roztropna Fronezja i pełna ochoty Sofrozyna, której część więtsza tej roboty Niż inszem należała, wojsko niezliczone Od zamku aż do morza wiodą rozciągnione.
LIII.
Jeden, który na zamku wysokiem pilnował I tego dnia straż swoję zwykłą odprawował, Skoro postrzegł armaty, w dzwon bije na wieży: Lud się na dźwięk gromadzi i do portu bieży. Strzelba gęsta z mocnych baszt bez przestanku biła Na armatę, co cnego Rugiera goniła; Zewsząd mu wyprawione posiłki bieżały, Że nakoniec ujechał bezpieczny i cały.
LII.
Cztery nadobne panie na brzeg przyjechały, Co ludzie zgromadzone w pułki szykowały, Które była wysłała zaraz Logistylla: Poważna Andronika i czysta Dycylla, Roztropna Fronezya i pełna ochoty Sofrozyna, której część więtsza tej roboty Niż inszem należała, wojsko niezliczone Od zamku aż do morza wiodą rozciągnione.
LIII.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 209
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
których dostać mogą, W różnych krajach, pannami karmią orkę srogą.
XXIX.
Ale im się on barziej kusił ukwapliwy, Tem mniejszy wiatr miał w drodze i barziej leniwy; Lub z prawej strony wieje, lub z lewej, lub po niem, Tak jest słaby i tak jest leniwy, że o niem Barzo mało ujedzie, a czasem się zdało, Że go nic, a nic nie znać, albo barzo mało. Czasem tak beł przeciwny, że przeciw swej wolej Na zad albo kołem iść musiał po niewolej.
XXX.
Bóg tak chciał, że nie pierwej krajów tych dojechał, Niżli tam król irlandzki z armatą przyjechał, Aby to
których dostać mogą, W różnych krajach, pannami karmią orkę srogą.
XXIX.
Ale im się on barziej kusił ukwapliwy, Tem mniejszy wiatr miał w drodze i barziej leniwy; Lub z prawej strony wieje, lub z lewej, lub po niem, Tak jest słaby i tak jest leniwy, że o niem Barzo mało ujedzie, a czasem się zdało, Że go nic, a nic nie znać, albo barzo mało. Czasem tak beł przeciwny, że przeciw swej wolej Na zad albo kołem iść musiał po niewolej.
XXX.
Bóg tak chciał, że nie pierwej krajów tych dojechał, Niżli tam król irlandzki z armatą przyjechał, Aby to
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 233
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
widzi swoje miłośniki.
LI.
Bo przedtem król cyrkaski, tusząc i mniemając, Że niedaleko przed niem biegła, uciekając, Skoro wszedł pan z Anglantu z Feratem w bój srogi, Puścił się i pobieżał rączo do tej drogi, W którą, jako rozumiał, obrócić się miała, Gdzie jem z oczu zniknąwszy nagle, ujechała Tak, że tam sama tylko Angelika była, Co na ono potkanie okrutne patrzyła.
LII.
Gdy tak stojąc na stronie, chwilę na wątpliwy I na on pojedynek patrzyła straszliwy, Który się jej na wadze zdał być położony I równo niebezpieczny z tej i z owej strony, Zamyśla jem wziąć szyszak, o który się
widzi swoje miłośniki.
LI.
Bo przedtem król cyrkaski, tusząc i mniemając, Że niedaleko przed niem biegła, uciekając, Skoro wszedł pan z Anglantu z Feratem w bój srogi, Puścił się i pobieżał rączo do tej drogi, W którą, jako rozumiał, obrócić się miała, Gdzie jem z oczu zniknąwszy nagle, ujechała Tak, że tam sama tylko Angelika była, Co na ono potkanie okrutne patrzyła.
LII.
Gdy tak stojąc na stronie, chwilę na wątpliwy I na on pojedynek patrzyła straszliwy, Który się jej na wadze zdał być położony I równo niebezpieczny z tej i z owej strony, Zamyśla jem wziąć szyszak, o który się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 261
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i wysiadszy z wody, Poszedł cicho z kilkąset zbrojnych pod ogrody.
XIV.
Stamtąd mię do okrętu do morza porwano Pierwej, niżli się o tem w mieście dowiedziano. Ludzie moje bezzbrojne i nagie pobili, Drudzy pouciekali i pouchodzili; I tych beło niemało, których pojmali, I tak z niemi i ze mną razem ujechali. Jam wesoła ojczyznę miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prędko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem
i wysiadszy z wody, Poszedł cicho z kilkąset zbrojnych pod ogrody.
XIV.
Stamtąd mię do okrętu do morza porwano Pierwej, niżli się o tem w mieście dowiedziano. Ludzie moje bezzbrojne i nagie pobili, Drudzy pouciekali i pouchodzili; I tych beło niemało, których poimali, I tak z niemi i ze mną razem ujechali. Jam wesoła ojczyznę miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prętko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 277
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905