się nie może. Żeby się zaś nie zdawało, iż samych tylko Mizantropów do towarzystwa naszego przypuszczamy, piąte miejsce zasiada Imć. P. Gwilhelm Honejkomb, stary galant. przywary wieku umie gładzić wykwintnością i pracą niepospolitą codziennej gotowalni. Nieznać na nim jeszcze defektów zgrzybiałości, i na pierwsze wejrzenie, w postaci hożego młodzieńca ukrył sekret metryki swojej nasz dobry staruszek. w szczebietliwości równego niema, jedną rzecz kilkakrotnie a coraz inaczej powtórzyć umie, i lubo czcze słowa albo nic albo mało co znaczą, równe jednak dobrego ułożenia harmonią sprawują uszom omamienie, jak oczom postać kawalera. Wszystkie starego dworu intrygi gotów rachować jak z regestru, gdzie z fałszywej
się nie może. Zeby się zaś nie zdawało, iż samych tylko Mizantropow do towarzystwa naszego przypuszczamy, piąte mieysce zasiada Jmć. P. Gwilhelm Honeykomb, stary galant. przywary wieku umie gładzić wykwintnością y pracą niepospolitą codzienney gotowalni. Nieznać na nim ieszcze defektow zgrzybiałości, y na pierwsze weyrzenie, w postaci hożego młodzieńca ukrył sekret metryki swoiey nasz dobry staruszek. w szczebietliwości rownego niema, iedną rzecz kilkakrotnie a coraz inaczey powtorzyć umie, y lubo czcze słowa albo nic albo mało co znaczą, rowne iednak dobrego ułożenia harmonią sprawuią uszom omamienie, iak oczom postać kawalera. Wszystkie starego dworu intrygi gotow rachować iak z regestru, gdzie z fałszywey
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 20
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
życia; jedna z maksym jego uczyniła mocną we mnie imprezyą: znak jest (mowił) niepospolitego umysłu, kiedy kto osobliwie względem cudzoziemców lub nieznajomych wstrzemieźliwość nie tylko w słowach ale w obchodzeniu się zachowuje. Gdy się albowiem takowy w pośrodku mniej wiadomych lub prostych znajdzie, nie da im uczuć ciężaru doskonałości swojej, i woli ukryć przymioty wyborne, niźli okazywaniem onych, być komukolwiek naprzykrzonym.
Gdyśmy się już zbliżali ku Londynowi, obróciwszy się do Oficera Efraim rzekł: Przyjacielu! niezadługo rozłączyć się nam przyjdzie, a podobno się już więcej nie obaczym. Weź radę od człowieka szczerego i prostego. Odzieź nie czyni człowieka, i chociaż moja szara suknia
życia; iedna z maxym iego uczyniła mocną we mnie impressyą: znak iest (mowił) niepospolitego umysłu, kiedy kto osobliwie względem cudzoziemcow lub nieznaiomych wstrzemieźliwość nie tylko w słowach ale w obchodzeniu się zachowuie. Gdy się albowiem takowy w pośrodku mniey wiadomych lub prostych znaydzie, nie da im uczuć ciężaru doskonałości swoiey, y woli ukryć przymioty wyborne, niźli okazywaniem onych, bydź komukolwiek naprzykrzonym.
Gdyśmy się iuż zbliżali ku Londynowi, obrociwszy się do Officera Ephraim rzekł: Przyiacielu! niezadługo rozłączyć się nam przyidzie, á podobno się iuż więcey nie obaczym. Weź radę od człowieka szczerego y prostego. Odzieź nie czyni człowieka, y chociaż moia szara suknia
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 145
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej l ślizkim dworów omylnych faworom, Temu wszytkiemu służbę wypowiedział A w ciszy żywot prowadząc przystojny, Ostatek zdrowia chce sobie zachować. Aczci on przecie jako łuk spuszczony, Abo jako lew odpoczywający, Nie tak w domowe ukryje się ściany, Żeby się nie miał, jeśli będzie trzeba Światu pokazać i osierociałe Szranki poselskie i górne pokoje, Co teraz po nim tęsknią, co choć w ciżbie Zda się, że stoją bez niego pustkami, Jeszcze go ujrzą. Aleć ja mu życzę I radzę cale, żeby raczej Bogu Służył niż ludziom;
co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej l ślizkim dworow omylnych faworom, Temu wszytkiemu służbę wypowiedział A w ciszy żywot prowadząc przystojny, Ostatek zdrowia chce sobie zachować. Aczci on przecie jako łuk spuszczony, Abo jako lew odpoczywający, Nie tak w domowe ukryje się ściany, Żeby się nie miał, jeśli będzie trzeba Światu pokazać i osierociałe Szranki poselskie i gorne pokoje, Co teraz po nim tęsknią, co choć w ciżbie Zda się, że stoją bez niego pustkami, Jeszcze go ujrzą. Aleć ja mu życzę I radzę cale, żeby raczej Bogu Służył niż ludziom;
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 469
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Ani cudowne całych wieków czyny Miast i pałaców nieporachowanym Kosztem wystawnych, ni straszne machiny W subtelnych mózgach wydystylowanym Konceptem, dziwnych fortec wystawione Nie tak są piękne, nie tak są obronne, Jak gdy postępki czyje niezganione I choć w lepiance podłej życie skromne Bezpiecznym kogo czyni, który domu Z onym cnotliwym tego potrzebuje, Żeby się ukryć w nim nie mógł nikomu. Kiedy się dobrze w każdej sprawie czuje, Temu do serca nie trzeba okienka, Bo cnotliwego niezdradnego czoła Wnętrzne afekty wydaje sukienka I choć ukryta myśl widzi się zgoła. Zawsze me oko w tobie tę widziało Cnotę, marszałku, między innych wielą, Żeć się pożycie skromne podobało,
Zaczym
Ani cudowne całych wiekow czyny Miast i pałacow nieporachowanym Kosztem wystawnych, ni straszne machiny W subtelnych mozgach wydystylowanym Konceptem, dziwnych fortec wystawione Nie tak są piękne, nie tak są obronne, Jak gdy postępki czyje niezganione I choć w lepiance podłej życie skromne Bezpiecznym kogo czyni, ktory domu Z onym cnotliwym tego potrzebuje, Żeby się ukryć w nim nie mogł nikomu. Kiedy się dobrze w każdej sprawie czuje, Temu do serca nie trzeba okienka, Bo cnotliwego niezdradnego czoła Wnętrzne afekty wydaje sukienka I choć ukryta myśl widzi się zgoła. Zawsze me oko w tobie tę widziało Cnotę, marszałku, między innych wielą, Żeć się pożycie skromne podobało,
Zaczym
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 470
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ś duszę swoję wylał przez okrutne rany. A trup twój nieschowany leży w polu goły, Samo mając za wszytkie niebo mauzoły. Brzozowskiemu towarz. het.
Przez srogie krwawe boje, przez wielkie przygody, Przez rożne ciężkie razy nie odniozszy szkody W tej tu mizernej chatce nadłomałem szyje, O jak się przed nieszczęściem żaden nie ukryje! Steph. Morsztynowi
.
I tyś mój bracie między rycerzmi mężnymi Policzony, w okrutnym szturmie pobitymi, Bowiem tegoż momentu z tej niziny płaczu Z nimi do niebieskiego leciałeś pałacu. W potrzebie rozsiekanemu.
Tu schowane w potrzebie zabitego ciało, Tak zrąbane, że ledwie pozbierać się dało, A duch tak szerokimi
ś duszę swoję wylał przez okrutne rany. A trup twoj nieschowany leży w polu goły, Samo mając za wszytkie niebo mauzoły. Brzozowskiemu towarz. het.
Przez srogie krwawe boje, przez wielkie przygody, Przez rożne ciężkie razy nie odniozszy szkody W tej tu mizernej chatce nadłomałem szyje, O jak się przed nieszczęściem żaden nie ukryje! Steph. Morstynowi
.
I tyś moj bracie między rycerzmi mężnymi Policzony, w okrutnym szturmie pobitymi, Bowiem tegoż momentu z tej niziny płaczu Z nimi do niebieskiego leciałeś pałacu. W potrzebie rozsiekanemu.
Tu schowane w potrzebie zabitego ciało, Tak zrąbane, że ledwie pozbierać się dało, A duch tak szyrokimi
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 474
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ledwie śmiercią znoszę z siebie winę.
Nic mi nie ujdzie i wszytko mi szkodzi: Lubo co rzekę, lubo zamknę mowę, Każdy się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy, który mię urodzi.
Głosu dobywam, kędy chłopi siedzą, Ale zaś z pany obyczajniej żyję; Jednak się rzadko i milczkiem ukryję, I choć nie mówię, przecię o mnie wiedzą.
Nikt mię nie widział, a choć z mądrą głową, Jak mówić pocznę, przede mną uciecze; I nikt bez gadki śmiele nie wyrzecze I skądem wyszedł, i jako mię zową.
Kiedy alarmę w trąby swe uderzę, Zda się, że górna miece
ledwie śmiercią znoszę z siebie winę.
Nic mi nie ujdzie i wszytko mi szkodzi: Lubo co rzekę, lubo zamknę mowę, Każdy się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy, który mię urodzi.
Głosu dobywam, kędy chłopi siedzą, Ale zaś z pany obyczajniej żyję; Jednak się rzadko i milczkiem ukryję, I choć nie mówię, przecię o mnie wiedzą.
Nikt mię nie widział, a choć z mądrą głową, Jak mówić pocznę, przede mną uciecze; I nikt bez gadki śmiele nie wyrzecze I skądem wyszedł, i jako mię zową.
Kiedy alarmę w trąby swe uderzę, Zda się, że górna miece
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 194
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kochanie, Albo mię z sobą Weź, albo spanie Osłódź wdzięczną swoją osobą! Zawieram oczy, Czekać cię ochoczy. CZUJNOŚĆ
Niechaj ci poduszka w tę noc nie smakuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje: Żołnierz sławę traci, Gnuśniejąc w pokoju, Noc najlepiej płaci W Kupidowym boju; W cieniu się ukryją Utarczki miłości, Same gwiazdy biją Pobudkę lubości. Sam się o wygodę gnojek nie frasuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje.
Czujno strzeż Wenery, bo to pani płocha, Uciecze-ć, jak uśniesz, nie drzemie, kto kocha:
Kto śpi, w niepamięci Godzien umrzeć wiecznej U tej,
kochanie, Albo mię z sobą Weź, albo spanie Osłódź wdzięczną swoją osobą! Zawieram oczy, Czekać cię ochoczy. CZUJNOŚĆ
Niechaj ci poduszka w tę noc nie smakuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje: Żołnierz sławę traci, Gnuśniejąc w pokoju, Noc najlepiej płaci W Kupidowym boju; W cieniu się ukryją Utarczki miłości, Same gwiazdy biją Pobudkę lubości. Sam się o wygodę gnojek nie frasuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje.
Czujno strzeż Wenery, bo to pani płocha, Uciecze-ć, jak uśniesz, nie drzemie, kto kocha:
Kto śpi, w niepamięci Godzien umrzeć wiecznej U tej,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 281
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
poczerpnąwszy/ w Agnusku/ jako sam powiedział nosić/ tak barzo skarany jest z tych miar/ że nad rozkazanie to uczynił starszego/ druga/ że jemu jako laikowi i tykać; nie tylko brać Świętych rzeczy niegodziło się: trzecia że kradzież popełnił za przykazano: nie ukradniesz/ rozumiejąc że jako przed ludźmi/ tak ukryje sięj przed Bogiem/ a rzeczono: Bóg z blizka ja jestem/ a nie Bóg zdaleka/ jeśli się zatai człowiek w skrytych miejscach aza go nieobaczę/ mówi Pan? Izaliż nie Niebo i ziemię ja napełniam i indzie: Patrzy na dzieła rąk ludzkich/ a nic nie jest zakryto przed nim z tych
poczerpnąwszy/ w Agnusku/ iáko sám powiedźiał nośić/ ták bárzo skarány iest z tych miar/ że nád roskazánie to vczynił stárszego/ druga/ że iemu iáko láikowi y tykać; nie tylko bráć Swiętych rzeczy niegodźiło się: trzećia że kradzież popełnił zá przykazano: nie vkrádniesz/ rozumieiąc że iáko przed ludzmi/ ták vkryie sięy przed Bogiem/ á rzeczono: Bog z blizká ia iestem/ á nie Bog zdáleká/ ieśli sie zátái człowiek w skrytych mieyscách áza go nieobaczę/ mowi Pan? Izaliż nie Niebo y źiemię ia nápełniam y indźie: Pátrzy ná dźiełá rąk ludzkich/ á nic nie iest zákryto przed nim z tych
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 181.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
celuje, A twarz niebieską roża purpurą farbuje. Oczy żywe kryształy, wdzięczne i łaskawe, Wargi szczyre korale lub rubiny krwawe. Zęby perły wschodowe, szyja jak śnieg biała. Nuż jedyna ozdoba kochanego ciała I gniazdo wszytkich pieszczot, pierś szczyro słoniowa, Którą subtelny rąbek pod swą strażą chowa. Insze zaś wdzięki szata bogata ukryła, Jak je natura prawem wstydu ogrodziła. Jednak jako jest morze z samych wod spojone, Jako niebo z samych gwiazd prześwietnych złożone, Jak słońce szczyra światłość, tak twe piękne ciało Ze wszech gracij i ślicznych wdzięków się zebrało.
P. Terazem cię też doszła i każdy mi przyzna O tobie, iż pochlebstwo
celuje, A twarz niebieską roża purpurą farbuje. Oczy żywe kryształy, wdzięczne i łaskawe, Wargi szczyre korale lub rubiny krwawe. Zęby perły wschodowe, szyja jak śnieg biała. Nuż jedyna ozdoba kochanego ciała I gniazdo wszytkich pieszczot, pierś szczyro słoniowa, Ktorą subtelny rąbek pod swą strażą chowa. Insze zaś wdzięki szata bogata ukryła, Jak je natura prawem wstydu ogrodziła. Jednak jako jest morze z samych wod spojone, Jako niebo z samych gwiazd prześwietnych złożone, Jak słońce szczyra światłość, tak twe piękne ciało Ze wszech gracij i ślicznych wdziękow się zebrało.
P. Terazem cię też doszła i każdy mi przyzna O tobie, iż pochlebstwo
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 248
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
z tych, co służą miłości; A wtem się wicher srogi w tę stronę obracał, Który kwiecie popsował, drzewa powywracał; Jaki ledwie jest, kiedy w gniewie i w uporze Wściekłe wiatry mieszają ziemię, niebo, morze. Zdało mu się, że szukał, gdzieby się przed szkodą I przed oną tak wielką ukrył niepogodą.
LXXXII.
W tem gubi, nie wie, jako, za niespodziewaną Chmurą, co świat okryła, swą dziewkę kochaną I głosem, co go zstaje, za onem zgubieniem Napełnia pola, lasy jej lubem imieniem; A wtem, kiedy tam i sam po lesie biegając, Wołał po onej puszczej, ucha nadstawiając
z tych, co służą miłości; A wtem się wicher srogi w tę stronę obracał, Który kwiecie popsował, drzewa powywracał; Jaki ledwie jest, kiedy w gniewie i w uporze Wściekłe wiatry mieszają ziemię, niebo, morze. Zdało mu się, że szukał, gdzieby się przed szkodą I przed oną tak wielką ukrył niepogodą.
LXXXII.
W tem gubi, nie wie, jako, za niespodziewaną Chmurą, co świat okryła, swą dziewkę kochaną I głosem, co go zstaje, za onem zgubieniem Napełnia pola, lasy jej lubem imieniem; A wtem, kiedy tam i sam po lesie biegając, Wołał po onej puszczej, ucha nadstawiając
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 167
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905