dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołym Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem
dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołem Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
W skok portki! Godzina wybija! Niechaj mię dla lenistwa ten bankiet nie mija! Dobry znak — drzwi otwarte; za taką ochotę Pilną jako gość wdzięczny ślubuję robotę. Wnidę cicho, zaklinam psy, by nie szczekali, Morfea proszę, aby wszyscy twardo spali, Boję się cienia swego, stąpam jak po szydłach, Ulżywam się, jakby mię podnosił na widłach, I oddychnąć ledwo śmiem, ledwo mrugnąć okiem; Rozważnym i niesporym postępuję krokiem. Ale jużem drzwi doszedł miłego pokoja, Dobra nasza: teraz też już Boża a moja. Nie mów „hup!”, aż przeskoczysz: siła się nawinie, Co cię na równej drodze
W skok portki! Godzina wybija! Niechaj mię dla lenistwa ten bankiet nie mija! Dobry znak — drzwi otwarte; za taką ochotę Pilną jako gość wdzięczny ślubuję robotę. Wnidę cicho, zaklinam psy, by nie szczekali, Morfea proszę, aby wszyscy twardo spali, Boję się cienia swego, stąpam jak po szydłach, Ulżywam się, jakby mię podnosił na widłach, I oddychnąć ledwo śmiem, ledwo mrugnąć okiem; Rozważnym i niesporym postępuję krokiem. Ale jużem drzwi doszedł miłego pokoja, Dobra nasza: teraz też już Boża a moja. Nie mów „hup!”, aż przeskoczysz: siła się nawinie, Co cię na równej drodze
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 326
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
irrgat artus. Virgilius Sen członki spracowane pokrapiać zwykł w ciele. Abowiem gdy w żołądku potraw dotrawi/ każdy z członków w pokarm on nie głodny zostaje. który jako Ogródnik w ogrodzie zioła/ tak członki pokrapia/ i roziędrznia/ skąd i duchom więtsza potęga/ które człowiekowi siłyj mocnej dodadzą/ a przecię gorączości ciała/ ulżywa uspokojenie. a mózg na ten czas oblewa ciało pożytecznem i wdzięcznem skropieniem. A i sam nie mniej ze snu pożytek bierze/ skąd żyłom czerstwości przyrasta. 5.. Kto wiele lubo mało śpi/ smaczno spać nie może. Laznia niech uprzedzi wieczerza. miedzy którą a snem/ krótki czas ma być do godziny
irrgat artus. Virgilius Sen cżłonki sprácowáne pokrápiáć zwykł w ćiele. Abowiem gdy w żołądku potraw dotrawi/ káżdy z cżłonkow w pokarm on nie głodny zostáie. ktory iáko Ogrodnik w ogrodzie źiołá/ tak cżłonki pokrapia/ y roziędrznia/ zkąd y duchom więtsza potęgá/ ktore cżłowiekowi śiłyy mocney dodadzą/ á przećię gorącżośći ćiáłá/ vlżywa vspokoienie. á mozg ná ten cżás oblewa ćiáło pożytecżnem y wdzięcżnem skropieniem. A y sam nie mniey ze snu pozytek bierze/ zkąd żyłom cżerstwośći przyrasta. 5.. Kto wiele lubo máło spi/ smácżno spáć nie może. Láznia niech vprzedzi wiecżerza. miedzy ktorą á snem/ krotki cżás ma bydz do godziny
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: Gv
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
, Że mu do zupełnego szczęścia nie dostawa Naleźć pannę, co mu się to ukazowała, To, jako błyskawica, nagle zaś znikała. Szuka po wszytkiem lesie, zwiedza wszytkie knieje; A iż mu coraz to mniej zostawa nadzieje, Aby ją miał gdzie naleźć, przeciw Paryżowi Ku hiszpańskiemu prosto jechał obozowi,
LXII.
Ulżywając niesmaku i swojej żałości, Którą miał, że nie przywiódł do skutku miłości, Tem, że jako ślubował, panem szyszakowi Został, który należał cnemu Orlandowi. Orland potem długi czas szukał swojej zguby, Dowiedziawszy się, jakie Ferat czynił chluby Z tej zdobyczy; któremu nie odjął szyszaka, Aż kiedy u dwu mostów zabił
, Że mu do zupełnego szczęścia nie dostawa Naleść pannę, co mu się to ukazowała, To, jako błyskawica, nagle zaś znikała. Szuka po wszytkiem lesie, zwiedza wszytkie knieje; A iż mu coraz to mniej zostawa nadzieje, Aby ją miał gdzie naleść, przeciw Paryżowi Ku hiszpańskiemu prosto jechał obozowi,
LXII.
Ulżywając niesmaku i swojej żałości, Którą miał, że nie przywiódł do skutku miłości, Tem, że jako ślubował, panem szyszakowi Został, który należał cnemu Orlandowi. Orland potem długi czas szukał swojej zguby, Dowiedziawszy się, jakie Ferat czynił chluby Z tej zdobyczy; któremu nie odjął szyszaka, Aż kiedy u dwu mostów zabił
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 264
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
mię przedać albo już przedali kupcowi, Który mię na wschód słońca ma wieźć sułtanowi”.
XXXII.
Tak Izabella w on czas grabi powiadała, A mowę swą wzdychaniem częstem rozrywała, Żeby była pobudzić mogła do litości Tygry i dzikie zwierze najwiętszej srogości. A wtem, kiedy tak swoje żale odmawiała I sobie ich rozmową oną ulżywała, Pod dwadzieścia człowieka, jedni z berdyszami W jaskinię nagle weszli, drudzy z oszczepami.
XXXIII.
Starszy ich miał srogą twarz, jedno tylko oko, Wzrok straszliwy, ponury, a patrzał rozoko; Na drugie nic nie widział, bo mu je wyjęto, Kiedy mu nos pospołu z policzkiem odcięto. Ten zajźrzawszy w
mię przedać albo już przedali kupcowi, Który mię na wschód słońca ma wieźć sułtanowi”.
XXXII.
Tak Izabella w on czas grabi powiadała, A mowę swą wzdychaniem częstem rozrywała, Żeby była pobudzić mogła do litości Tygry i dzikie źwierze najwiętszej srogości. A wtem, kiedy tak swoje żale odmawiała I sobie ich rozmową oną ulżywała, Pod dwadzieścia człowieka, jedni z berdyszami W jaskinię nagle weszli, drudzy z oszczepami.
XXXIII.
Starszy ich miał srogą twarz, jedno tylko oko, Wzrok straszliwy, ponury, a patrzał rozoko; Na drugie nic nie widział, bo mu je wyjęto, Kiedy mu nos pospołu z policzkiem odcięto. Ten zajźrzawszy w
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 281
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
.
Przeważna bohatyrka prędko się namyśla I zabić szkojcę swego koniecznie zamyśla. Ubiera się w swą zbroję zwyczajną i jedzie Tam, kędy ją życzliwa prorokini wiedzie, Która ją, wielkie cudy czyniąc, to polami, To gęstemi, kwapiąc się, prowadzi lasami, Coraz ją czem wesołym w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądź nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co
.
Przeważna bohatyrka prętko się namyśla I zabić szkojcę swego koniecznie zamyśla. Ubiera się w swą zbroję zwyczajną i jedzie Tam, kędy ją życzliwa prorokini wiedzie, Która ją, wielkie cudy czyniąc, to polami, To gęstemi, kwapiąc się, prowadzi lasami, Coraz ją czem wesołem w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądz nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 287
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Bożemu/ lecz ciałem zakonowi grzechu. Rozd. VII. AD ROMANOS. Rozd. VII. ROZDZIAŁ VIII. Niemasz żadnego potępienia tym którzy są wszczepieni w PAna Chrystusa przez jego Ducha. 9. Abowiem tym Duchem żywię. 14. Którego świadectwo. 15. wątpliwość o zbawieniu zbija. 18. I trudności wszelakich ulżywa. 1
. PRzetoż teraz żadnego potępienia niemasz tym/ który będąc w CHrystusie JEzusie nie według ciała chodzą/ ale według Ducha. 2. Abowiem Zakon Ducha żywota/ który jest w CHrystusie JEzusie/ uwolnił mię od zakonu grzechu śmierci. 3. Bo co niemożnego było zakonowi/ w czym on był słaby dla
Bożemu/ lecż ćiáłem zakonowi grzechu. Rozd. VII. AD ROMANOS. Rozd. VII. ROZDZIAŁ VIII. Niemász żadnego potępienia tym ktorzy są wszcżepieni w PAná Chrystusá przez jego Duchá. 9. Abowiem tym Duchem żywię. 14. Ktorego świadectwo. 15. wątpliwość o zbawieniu zbija. 18. Y trudnośći wszelakich ulżywa. 1
. PRzetoż teraz żadne^o^ potępienia niemász tym/ ktory będąc w CHrystusie JEzusie nie według ćiáłá chodzą/ ále według Duchá. 2. Abowiem Zakon Duchá żywotá/ ktory jest w CHrystusie JEzusie/ uwolnił mię od zakonu grzechu śmierći. 3. Bo co niemożnego było zakonowi/ w cżym on był słáby dla
Skrót tekstu: BG_Rz
Strona: 166
Tytuł:
Biblia Gdańska, List do Rzymian
Autor:
św. Paweł
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
i rannych/ tak i zguby dział/ całą noc przetrwali/ dziękując Panu Bogu/ że nam dał sto siły/ tak potężnemu nieprzyjacielowi stos wytrwać.
20. Bacząc Ich M. PP. Hetmani mniejsze siły swe niżli nieprzyjacielowi zdołać mogły/ niemając sposobu dostania żywności/ nie spodziewając się posiłków żadnych/ kazali się wojsku ulżywać/ i sposabiać na szcie Taborem ku Dniestrowi chcąc tym sposobem uwieść wojsko do Mohiłowa/ do Ojczystej granice. Jako to skutek potym pokazał/ było to barzo zdrowe przedsięwzięcie/ ale jako to już u nas nastało/ wszystkie starszych swych rady paczyć/ zwierzchność za nic nie mieć/ każdy swoje zdanie nalepsze rozumieć i chcieć je
y ránnych/ ták y zguby dział/ cáłą noc przetrwáli/ dziękuiąc Pánu Bogu/ że nam dał zto śiły/ ták potężnemu nieprzyiaćielowi stos wytrwáć.
20. Bacząc Ich M. PP. Hetmáni mnieysze śiły swe niżli nieprzyiaćielowi zdołáć mogły/ niemáiąc sposobu dostánia żywnośći/ nie spodziewáiąc się pośiłkow żadnych/ kazáli się woysku vlżywáć/ y sposabiáć ná szćie Taborem ku Dniestrowi chcąc tym sposobem vwieść woysko do Mohiłowá/ do Oyczystey gránice. Iáko to skutek potym pokazał/ było to bárzo zdrowe przedśięwźięćie/ ále iáko to iuż v nas nástáło/ wszystkie stárszych swych rády páczyć/ zwierzchność zá nic nie mieć/ káżdy swoie zdánie nalepsze rozumieć y chćieć ie
Skrót tekstu: SzembRelWej
Strona: A4v
Tytuł:
Relacja prawdziwa o weszciu wojska polskiego do Wołoch
Autor:
Teofil Szemberg
Drukarnia:
Jan Rossowski
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
beła postrzeżona I królowi srogiemu potem odniesiona. Ty, któryś mnie wybawił od tych, co już byli Wielki ogień, aby mię spalić, nałożyli, Możesz ostatek sprawy tej sam łatwie wiedzieć; Ale jakom żałosny, trudno wypowiedzieć”.
LXXI.
Tak w on czas Rugierowi tę sprawę odkrywał I trudu nocnej drogi Ryciardyn ulżywał Tą powieścią, wjeżdżając na górę wysoką, Brzegami i doliną obeszłą głęboką; A do niej ścieżka ciasna prześcia pozwalała I przykrą drogę trudnem kluczem otwierała. Na wierzchu beł Agrymont, piękny zamek, który W opiece miał Aldygier swojej z Białej Góry.
LXXII.
Beł to brat Malagiza i Wiwianiego, Z nałożnice spłodzony, syn
beła postrzeżona I królowi srogiemu potem odniesiona. Ty, któryś mnie wybawił od tych, co już byli Wielki ogień, aby mię spalić, nałożyli, Możesz ostatek sprawy tej sam łatwie wiedzieć; Ale jakom żałosny, trudno wypowiedzieć”.
LXXI.
Tak w on czas Rugierowi tę sprawę odkrywał I trudu nocnej drogi Ryciardyn ulżywał Tą powieścią, wjeżdżając na górę wysoką, Brzegami i doliną obeszłą głęboką; A do niej ścieszka ciasna prześcia pozwalała I przykrą drogę trudnem kluczem otwierała. Na wierzchu beł Agrymont, piękny zamek, który W opiece miał Aldygier swojej z Białej Góry.
LXXII.
Beł to brat Malagiza i Wiwianiego, Z nałożnice spłodzony, syn
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 278
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
równa, jako martwa, leży, Strumień płaczu rzewnego wciąż po piersiach bieży. On godzinę przed świtem wstawszy z łoża swego, I do sług i do brata poszedł rodzonego; I pożegnawszy żonę, w drogę się puszczają, Którą wpółżywą dziewki w pościel odnaszają. PIEŚŃ XXVIII.
XVIII.
Ci zaś jadąc, żartami trudów ulżywali; A gdy ledwo dwie mili spełna ujachali, Wspomniał Jokond, krzyżyka że nie wziął swojego, Który włożył pod głowy wieczora przeszłego. „Niestetyż - mówi cicho - jakom nieszczęśliwy! Gdzie dar kochanej żony, gdzie jest, przez Bóg żywy? Jakie wymówki najdę? Będzie rozumiała, Iż szczera miłość u mnie
równa, jako martwa, leży, Strumień płaczu rzewnego wciąż po piersiach bieży. On godzinę przed świtem wstawszy z łoża swego, I do sług i do brata poszedł rodzonego; I pożegnawszy żonę, w drogę się puszczają, Którą wpółżywą dziewki w pościel odnaszają. PIEŚŃ XXVIII.
XVIII.
Ci zaś jadąc, żartami trudów ulżywali; A gdy ledwo dwie mili spełna ujachali, Wspomniał Jokond, krzyżyka że nie wziął swojego, Który włożył pod głowy wieczora przeszłego. „Niestetyż - mówi cicho - jakom nieszczęśliwy! Gdzie dar kochanej żony, gdzie jest, przez Bóg żywy? Jakie wymówki najdę? Będzie rozumiała, Iż szczera miłość u mnie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 361
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905