cały, Który zdązyc za Wojskiem z-Armatą i Działy Tak w skok nie mógł. A sama i wszytka w nim była Krzeczewskiego nadzieja. Więc nie trąbiąc siła, Z-Komorowskim Mierskiemu praca ta zlecona A pierwszy Tyzenhausen, kędy w-się ściśnioną Moc największa Taboru, z swymi nań uderzy Od Nolda posilony, i tam gdzie umierzy Rozerwie go szczęśliwie. Którego ratować Chcąc Krzeczewski, dopiero sam się pokazować Z-owych pocznie zasieków, i ruszywszy w-głów Tamże w-pół ostrożoną Halastrę swą ową, Wszytkiej siły probuje. Ale gdy samego Widzi w-tym Radziwieła następującego, I Tabor przed oczyma swymi rozerwany, Działa cztery zabrane, i przy nich ścinany
cały, Ktory zdązyc zá Woyskiem z-Armatą i Dziáły Ták w skok nie mogł. A sama i wszytka w nim była Krzeczewskiego nadźieia. Więc nie trąbiąc siłá, Z-Komorowskim Mierskiemu praca ta zlecona A pierwszy Tyzenhausen, kędy w-się śćiśnioną Moc naywiększa Táboru, z swymi nań uderzy Od Nolda posilony, i tam gdźie umierzy Rozerwie go szczęśliwie. Ktorego ratować Chcąc Krzeczewski, dopiero sam się pokazować Z-owych pocznie zasiekow, i ruszywszy w-głow Tamże w-poł ostrożoną Halastrę swą ową, Wszytkiey siły probuie. Ale gdy samego Widźi w-tym Radźiwieła następuiącego, I Tabor przed oczyma swymi rozerwány, Dźiáła cztery zabrane, i przy nich śćinány
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 102
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
wieniec Mając świej na głowie/ a z biodr opuszczony Luk i kołczżan z strzałami/ Dawnoby obrony Nasze te nie zdołały. Wiedzieć nie możemy Kto i skąd jest: To jednak przyznać mu musiemy Ze nas często od srogich napaści tych broni/ Niepochybnie strzelając. Luboli w pogoni/ Lubo w czoło Niedzwiedzia/ abo lwa umierzy/ Nigdy jedno szczęśliwie. A nikt nie uwierzy/ Jako tego położy/ i wiele nabije: Jednak żeśmy w mieszkani między te Bestie/ I pastwiska/ i żyzne doliny tuteczne Zdrowe barzo nad inne są i pożyteczne Owcom naszym. Dla tego z taką tu mieszkamy Zdrowia swego odwagą. Gdzie się zabawiamy Polną tą to
wieniec Máiąc świey ná głowie/ á z biodr opuszczony Luk y kołczżan z strzáłámi/ Dawnoby obrony Násze te nie zdołáły. Wiedzieć nie możemy Kto y zkąd iest: To iednák przyznáć mu musiemy Ze nas często od srogich napáści tych broni/ Niepochybnie strzeláiąc. Luboli w pogoni/ Lubo w czoło Niedzwiedziá/ ábo lwá vmierzy/ Nigdy iedno szczęśliwie. A nikt nie vwierzy/ Iáko tego położy/ y wiele nábiie: Iednák zesmy w mieszkani między te Bestye/ Y pastwiská/ y żyzne doliny tuteczne Zdrowe bárzo nád inne są y pożyteczne Owcom nászym. Dla tego z táką tu mieszkamy Zdrowia swego odwagą. Gdzie się zábawiamy Polną tą to
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 61
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
ręku/ i drugą Rohatynę wzięła; Paskwalinie za sobą kazawszy iść zaraz/ Spół z Nimfami drugiemi; aż trafiły na raz/ Gdy Jeleń urodziwy nad strumieniem owym/ Brzegiem się delektując jego liliowym/ Po nim sobie żerował; zaczym się Diana Porwie szybko do łuku/ i gdzie bywa rana Najszkodliwszą/ w lewą go słabizną umierzy/ Z którego on postrzału ciężko się uderzy/ Zajęczawszy żałośnie. Otoż wnet zwierzynę Świeżę mamy/ (mowę tę potka Paskwalinę) A będzie jej co więcej/ teraz to gotować Nimfom każę/ które ją zarazem szyndować/ I w ćwierci siec poczęły: same poszły głębiej/ Gdzie moc sroga bażantów/ jarząbków/ gołębi
ręku/ y drugą Rohátynę wzięła; Pasquálinie zá sobą kázawszy iść záraz/ Społ z Nimfámi drugiemi; áż tráfiły ná raz/ Gdy Ieleń vrodziwy nád strumieniem owym/ Brzegiem się delektuiąc iego liliowym/ Po nim sobie żerował; záczym się Dyáná Porwie szybko do łuku/ y gdzie bywa ráná Nayszkodliwszą/ w lewą go słábizną vmierzy/ Z ktorego on postrzału cięszko się vderzy/ Záięczáwszy żáłośnie. Otoż wnet zwierzynę Swieżę mamy/ (mowę tę potka Pásquálinę) A będzie iey co więcey/ teraz to gotowáć Nimfom każę/ ktore ią zárázem szyndowáć/ Y w ćwierci siec poczęły: sáme poszły głębiey/ Gdzie moc sroga báżántow/ iárząbkow/ gołębi
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 80
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
lubej zażyjemy wiosny. PIĘTNASTY: HEBRONI
Póki mię młodość pierwsza piastowała, Nigdy frasunku głowa ma nie znała, Lecz próżen trwogi wiodłem wiek błogi.
Skoro mię lata starszym uczyniły, Zaraz mię trudów ciężkich nabawiły, Przyszedł za laty kłopot zębaty.
Do mnie z Pafijej zrodzona dziecina Łuk z niepochybnym żeleźcem napina, A gdzie umierzy ostro uderzy.
Częstokroć pędem gdy do mnie przybiega, Tak mię miłosnym płomieniem podżega, Że jak śnieg mdleję, gdy słońce grzeje.
Za mną nieschronna w tył naciera zwada, Pode mną kopa lochy ciche zdrada, Śmierć z pewnym gońcem grozi mi końcem.
Gdzie ta Medea, która przez swe czary Wiek Ezonowi odnowiła stary
lubej zażyjemy wiosny. PIĘTNASTY: HEBRONI
Póki mię młodość pierwsza piastowała, Nigdy frasunku głowa ma nie znała, Lecz próżen trwogi wiodłem wiek błogi.
Skoro mię lata starszym uczyniły, Zaraz mię trudów ciężkich nabawiły, Przyszedł za laty kłopot zębaty.
Do mnie z Pafijej zrodzona dziecina Łuk z niepochybnym żeleźcem napina, A gdzie umierzy ostro uderzy.
Częstokroć pędem gdy do mnie przybiega, Tak mię miłosnym płomieniem podżega, Że jak śnieg mdleję, gdy słońce grzeje.
Za mną nieschronna w tył naciera zwada, Pode mną kopa lochy ciche zdrada, Śmierć z pewnym gońcem grozi mi końcem.
Gdzie ta Medea, która przez swe czary Wiek Ezonowi odnowiła stary
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 75
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
.
Krzyczy Orland: „Nie słyszysz? Ja chcę konia twego”! A potem z gniewu żartko pomknie się do niego. Chłop, jak poganiał szkapę kijem sękowatem, Uderzy wzdłuż Orlanda. Ale głupi zatem Najstraszliwszą zjęty jest wnet zapalczywością, Co przeszła wszystkie miary zuchwałą skromnością, Wnet pasterza onego, jak z bliska umierzył, Pogruchotawszy kości z krwią, z mózgiem, uderzył.
VIII.
Wpada na konia zaraz i przez różne drogi Lata, biega; już, już ten ledwie tchnie ubogi. Jeżeli nie zabije, przecię co każdemu Wyrządzi, jeść nie daje nigdy szkapie swemu. Już ustał, wlecze kroki niespore, zemdlony, Przecię Orland
.
Krzyczy Orland: „Nie słyszysz? Ja chcę konia twego”! A potem z gniewu żartko pomknie się do niego. Chłop, jak poganiał szkapę kijem sękowatem, Uderzy wzdłuż Orlanda. Ale głupi zatem Najstraszliwszą zjęty jest wnet zapalczywością, Co przeszła wszystkie miary zuchwałą skromnością, Wnet pasterza onego, jak z blizka umierzył, Pogruchotawszy kości z krwią, z mózgiem, uderzył.
VIII.
Wpada na konia zaraz i przez różne drogi Lata, biega; już, już ten ledwie tchnie ubogi. Jeżeli nie zabije, przecię co każdemu Wyrządzi, jeść nie daje nigdy szkapie swemu. Już ustał, wlecze kroki niespore, zemdlony, Przecię Orland
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 405
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
/ to jest ubóstwem/ głodem/ zimnem/ nagością/ podłym we stajni położeniem/ wielką gromadę dusz postrzeli JEZUS. A bez braku/ bo i ubogich Pasterzów z Żydostwa/ i bogatych Królów z Pogaństwa/ obaczy pod swe nogi porzuconych/ i tak z bliska jak i z daleka ugodzi dobrze/ w kogo się jemu umierzyć upodoba/ więc jak potężny będzie w uchodzeniu/ zaraz w dzieciństwie pokaże na niewinnych dziatek postrzeleniu. Aleć najpotężniejsze puści na wszytkie ludzie postrzały/ w ten czas/ gdy w kroku stanie armatnej kupie/ nachodzącej na Ogrodziec/ w którym pełne strzał ciało swoje otworzy krwawym potem zahartowane/ aby gotowe były na postrzelenie ludzi zebranych
/ to iest vbostwem/ głodem/ źimnem/ nágośćią/ podłym we stáyni położeniem/ wielką gromádę dusz postrzeli IEZVS. A bez braku/ bo y vbogich Pásterzow z Zydostwá/ y bogátych Krolow z Pogáństwá/ obaczy pod swe nogi porzuconych/ y ták z bliska iák y z dáleká vgodźi dobrze/ w kogo się iemu vmierzyć vpodobá/ więc iak potężny będźie w vchodzeniu/ záraz w dźiećiństwie pokaże ná niewinnych dźiatek postrzeleniu. Aleć naypotężnieysze puśći ná wszytkie ludźie postrzały/ w ten czas/ gdy w kroku stanie armatney kupie/ náchodzącey ná Ogrodźiec/ w ktorym pełne strzał ćiáło swoie otworzy krwawym potem zahartowáne/ áby gotowe były ná postrzelenie ludźi zebránych
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 448
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
miarę, którą wziąłeś na przedzie uszu w loży, i idź z działem w nocy na to miejsce, a prawidło włóż w gębę sztuki, miarkując równość prawidła z wierzchnością palów EFG. W taki sposób bez knotów zapalonych, aby cię nie widzieli, do ich ognia możesz strzelać. Także i w dzień może się umierzyć z busulą HI przez minuty, ale to nie tak pewne, gdyż to służy do strzelania ku wielkiemu ciału fortece i, zamku albo inszy rzeczy podobny. Pierwszy T sposób lepszy jest niż drugie dwa. Ta busula służy dla mierzenia podkopów. Rys. 75. Sposób strzelania w nocy. ROZDZIAŁ IX O JEDNYM DYSKURSIE,
miarę, którą wziąłeś na przedzie uszu w loży, i idź z działem w nocy na to miesce, a prawidło włóż w gębę sztuki, miarkując równość prawidła z wierzchnością palów EFG. W taki sposób bez knotów zapalonych, aby cię nie widzieli, do ich ognia możesz strzelać. Także i w dzień może się umierzyć z busulą HI przez minuty, ale to nie tak pewne, gdyż to służy do strzelania ku wielkiemu ciału fortece i, zamku albo inszy rzeczy podobny. Pierwszy T sposób lepszy jest niż drugie dwa. Ta busula służy dla mierzenia podkopów. Rys. 75. Sposób strzelania w nocy. ROZDZIAŁ IX O JEDNYM DYSKURSIE,
Skrót tekstu: AquaPrax
Strona: 186
Tytuł:
Praxis ręczna działa
Autor:
Andrzej Dell'Aqua
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1624 a 1639
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1639
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Tadeusz Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1969
puść róg z grotem miedzianym; któremu Potężnie strzelonemu/ i trafić możnemu/ Rozłożysta bukowa gałąź przeszkodziła. Pchnął także Jason włócznią: ta się obróciła W stronęz trafunku/ i psu w podgardli osiadła/ I w ziemięśrzodkiem kiszku przeparzywszy wpadła. OEnides różnie idże/ dwiematen uderzył; Jednym w ziemię/ w grzbiet drugim oszczepem umierzył. I cowskok gdy się burzy/ gdy się kręci kołem/ I z nową krwią sapliwe piany puszcza społem/ Sprawca rany stawia się/ i źwerz drażni srogi/ Nawet w przeciwne biodry śpisz wija chędogi. Towarzysze z radości wielkiej wykrzykają/ I do swych ręku/ ręki zwyciężnej żądają: Nad odyncem na ziemi rozpłaszczonym
puść rog z grotem miedźiánym; ktoremu Potężnie strzelonemu/ y tráfić możnemu/ Rozłożysta bukowa gáłąź przeszkodźiłá. Pchnął tákże Iáson włocznią: tá się obroćiłá W stronęz tráfunku/ y psu w podgárdli ośiádłá/ Y w źiemięśrzodkiem kiszku przepárzywszy wpádłá. OEnides rożnie idźe/ dwiemáten vderzył; Iednym w źiemię/ w grzbiet drugim oszczepem vmierzył. Y cowskok gdy się burzy/ gdy się kręći kołem/ Y z nową krwią sápliwe piány puszcza społem/ Sprawcá rány stáwia się/ y źwerz draźni srogi/ Náwet w przećiwne biodry śpisz wiia chędogi. Towárzysze z radośći wielkiey wykrzykaią/ Y do swych ręku/ ręki zwyćiężney żądáią: Nád odyncem ná źiemi rospłászczonym
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 201
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Wenus mię w ręce oddała synowi,
Mówiąc: otom dziś sługę nowotnego Przyjęła, synu, do pocztu mojego. Aleć w mym domu jeszcze niebywały, Zrazu do posług nie może być śmiały. Ćwiczyć go trzeba. Wziął mię do opieki A wtym dobył strzał z haftowanej teki Piąciu celniejszych, w piersi jak umierzył, Prawie mię w serce z cięciwy uderzył, I tak ja nie wiem czym przy prawne były, Że mi mdłość i ból wszytek uleczyły, Miłą mię ciesząc nadzieją chciwego, Acz nie bez strachu prawie ostatniego. Przeto mi za złe złotowłosy Febie Nie miej, że na czas odstaję od ciebie. Jeśli i ciebie Kupido
Wenus mię w ręce oddała synowi,
Mowiąc: otom dziś sługę nowotnego Przyjęła, synu, do pocztu mojego. Aleć w mym domu jeszcze niebywały, Zrazu do posług nie może być śmiały. Ćwiczyć go trzeba. Wziął mię do opieki A wtym dobył strzał z haftowanej teki Piąciu celniejszych, w piersi jak umierzył, Prawie mię w serce z cięciwy uderzył, I tak ja nie wiem czym przy prawne były, Że mi mdłość i bol wszytek uleczyły, Miłą mię ciesząc nadzieją chciwego, Acz nie bez strachu prawie ostatniego. Przeto mi za złe złotowłosy Febie Nie miej, że na czas odstaję od ciebie. Jeśli i ciebie Kupido
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 181
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910