.
Krzyczy Orland: „Nie słyszysz? Ja chcę konia twego”! A potem z gniewu żartko pomknie się do niego. Chłop, jak poganiał szkapę kijem sękowatem, Uderzy wzdłuż Orlanda. Ale głupi zatem Najstraszliwszą zjęty jest wnet zapalczywością, Co przeszła wszystkie miary zuchwałą skromnością, Wnet pasterza onego, jak z bliska umierzył, Pogruchotawszy kości z krwią, z mózgiem, uderzył.
VIII.
Wpada na konia zaraz i przez różne drogi Lata, biega; już, już ten ledwie tchnie ubogi. Jeżeli nie zabije, przecię co każdemu Wyrządzi, jeść nie daje nigdy szkapie swemu. Już ustał, wlecze kroki niespore, zemdlony, Przecię Orland
.
Krzyczy Orland: „Nie słyszysz? Ja chcę konia twego”! A potem z gniewu żartko pomknie się do niego. Chłop, jak poganiał szkapę kijem sękowatem, Uderzy wzdłuż Orlanda. Ale głupi zatem Najstraszliwszą zjęty jest wnet zapalczywością, Co przeszła wszystkie miary zuchwałą skromnością, Wnet pasterza onego, jak z blizka umierzył, Pogruchotawszy kości z krwią, z mózgiem, uderzył.
VIII.
Wpada na konia zaraz i przez różne drogi Lata, biega; już, już ten ledwie tchnie ubogi. Jeżeli nie zabije, przecię co każdemu Wyrządzi, jeść nie daje nigdy szkapie swemu. Już ustał, wlecze kroki niespore, zemdlony, Przecię Orland
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 405
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
puść róg z grotem miedzianym; któremu Potężnie strzelonemu/ i trafić możnemu/ Rozłożysta bukowa gałąź przeszkodziła. Pchnął także Jason włócznią: ta się obróciła W stronęz trafunku/ i psu w podgardli osiadła/ I w ziemięśrzodkiem kiszku przeparzywszy wpadła. OEnides różnie idże/ dwiematen uderzył; Jednym w ziemię/ w grzbiet drugim oszczepem umierzył. I cowskok gdy się burzy/ gdy się kręci kołem/ I z nową krwią sapliwe piany puszcza społem/ Sprawca rany stawia się/ i źwerz drażni srogi/ Nawet w przeciwne biodry śpisz wija chędogi. Towarzysze z radości wielkiej wykrzykają/ I do swych ręku/ ręki zwyciężnej żądają: Nad odyncem na ziemi rozpłaszczonym
puść rog z grotem miedźiánym; ktoremu Potężnie strzelonemu/ y tráfić możnemu/ Rozłożysta bukowa gáłąź przeszkodźiłá. Pchnął tákże Iáson włocznią: tá się obroćiłá W stronęz tráfunku/ y psu w podgárdli ośiádłá/ Y w źiemięśrzodkiem kiszku przepárzywszy wpádłá. OEnides rożnie idźe/ dwiemáten vderzył; Iednym w źiemię/ w grzbiet drugim oszczepem vmierzył. Y cowskok gdy się burzy/ gdy się kręći kołem/ Y z nową krwią sápliwe piány puszcza społem/ Sprawcá rány stáwia się/ y źwerz draźni srogi/ Náwet w przećiwne biodry śpisz wiia chędogi. Towárzysze z radośći wielkiey wykrzykaią/ Y do swych ręku/ ręki zwyćiężney żądáią: Nád odyncem ná źiemi rospłászczonym
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 201
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Wenus mię w ręce oddała synowi,
Mówiąc: otom dziś sługę nowotnego Przyjęła, synu, do pocztu mojego. Aleć w mym domu jeszcze niebywały, Zrazu do posług nie może być śmiały. Ćwiczyć go trzeba. Wziął mię do opieki A wtym dobył strzał z haftowanej teki Piąciu celniejszych, w piersi jak umierzył, Prawie mię w serce z cięciwy uderzył, I tak ja nie wiem czym przy prawne były, Że mi mdłość i ból wszytek uleczyły, Miłą mię ciesząc nadzieją chciwego, Acz nie bez strachu prawie ostatniego. Przeto mi za złe złotowłosy Febie Nie miej, że na czas odstaję od ciebie. Jeśli i ciebie Kupido
Wenus mię w ręce oddała synowi,
Mowiąc: otom dziś sługę nowotnego Przyjęła, synu, do pocztu mojego. Aleć w mym domu jeszcze niebywały, Zrazu do posług nie może być śmiały. Ćwiczyć go trzeba. Wziął mię do opieki A wtym dobył strzał z haftowanej teki Piąciu celniejszych, w piersi jak umierzył, Prawie mię w serce z cięciwy uderzył, I tak ja nie wiem czym przy prawne były, Że mi mdłość i bol wszytek uleczyły, Miłą mię ciesząc nadzieją chciwego, Acz nie bez strachu prawie ostatniego. Przeto mi za złe złotowłosy Febie Nie miej, że na czas odstaję od ciebie. Jeśli i ciebie Kupido
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 181
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910