wysączonego. Nie trzeba tam ni tarcze, ni grotu ostrego. Gardziel wszerz i wzdłuż rozszerz, a zbędziesz wszytkiego. Skoro się też pośliźnie, już też przezeń snadnie, Co się kolwiek nawinie, do gruntu przepadnie, A gdy się nam z takimi stawisz zwycięzcami, Wszyscy przeciwko tobie z bębny, z triumfami, Upleciemy-ć koronę z matusieńki jego.
Samegoć w czarze damy, jak więźnia jakiego. Już się każdy przed tobą, na twe rozkazanie Stawić musi, bądź w kuflu, bądź też i we dzbanie. Gdyż ten twój więzień miły nic nie jest inszego, Jedno on zdrowy napój wina zielonego, Którego kto zniewoli, on
wysączonego. Nie trzeba tam ni tarcze, ni grotu ostrego. Gardziel wszerz i wzdłuż rozszerz, a zbędziesz wszytkiego. Skoro się też pośliźnie, już też przezeń snadnie, Co się kolwiek nawinie, do gruntu przepadnie, A gdy się nam z takimi stawisz zwycięzcami, Wszyscy przeciwko tobie z bębny, z tryumfami, Upleciemy-ć koronę z matusieńki jego.
Samegoć w czarze damy, jak więźnia jakiego. Już się każdy przed tobą, na twe rozkazanie Stawić musi, bądź w kuflu, bądź też i we dzbanie. Gdyż ten twój więzień miły nic nie jest inszego, Jedno on zdrowy napój wina zielonego, Którego kto zniewoli, on
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 259
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Wszyscyście winni jego głowy! A teraz kłam na mój kark coraz nowy pchacie, Co z nim zyszczecie, łgarze, to sobie schowacie. Przestańcie! Chytrą radę i szkodliwą mowę Obróci Bóg na waszę-ż niepotrzebną głowę. Jeśli ze mną do cnoty wzad się nie cofniecie, Każdy z was w swojej zdradzie prędko się uplecie. Boże, gdy bystrym zębem szarpać nie przestaną Cnotliwszych, zginą przecię Twą okrutną raną Harde myśli, które w nich tak barzo wezbrały. Przykład dawny z tej śmierci będą powtarzały. Stulisz pięścią ich gęby, dasz znać, że zapłata Jest cnocie, iżeś sądzić nie zapomniał świata. Jać dziękuję, a oni niech
Wszyscyście winni jego głowy! A teraz kłam na mój kark coraz nowy pchacie, Co z nim zyszczecie, łgarze, to sobie schowacie. Przestańcie! Chytrą radę i szkodliwą mowę Obróci Bóg na waszę-ż niepotrzebną głowę. Jeśli ze mną do cnoty wzad się nie cofniecie, Każdy z was w swojej zdradzie prędko się uplecie. Boże, gdy bystrym zębem szarpać nie przestaną Cnotliwszych, zginą przecię Twą okrutną raną Harde myśli, które w nich tak barzo wezbrały. Przykład dawny z tej śmierci będą powtarzały. Stulisz pięścią ich gęby, dasz znać, że zapłata Jest cnocie, iżeś sądzić nie zapomniał świata. Jać dziękuję, a oni niech
Skrót tekstu: ArciszLamBar_I
Strona: 388
Tytuł:
Lament
Autor:
Krzysztof Arciszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
być; i najwyższe stany, w pokornym Prawom Boskim poddaństwie, bez ujmy swej powagi zostawać; to jest DROGĄ do DoMV, do Zbawienia iść, jako powinne są, nie trudno potrafią. Szczęśliwe serce, które tę mocną Prawdę pojmuje szczęśliwsze któremu i najwyższej Fortuny złota snująca się przędza, sidła na drodze do zbawienia nie uplecie. Rzadki ten, a zwłaszcza w wysokim szczęściu, dany od Nieba przywilej, że w Tobie Jaśnie Wielmożna Miłościwa Pani i Dobrodziejko nie przerwanym Twym statkiem dobry Bóg tak stale utwierdza; masz za co wielbić Imię jego Święte jako za osobliwy znak dzielnych w Tobie łask jego, które to, wszelkie od marności światowych przeszkody świętą
być; y naywyszsze stány, w pokornym Prawom Boskim poddaństwie, bez uymy swey powági zostáwáć; to iest DROGĄ do DoMV, do Zbáwieniá iść, iáko powinne są, nie trudno potrafią. Szczęśliwe serce, ktore tę mocną Práwdę poymuie szczęśliwsze ktoremu y naywyszszey Fortuny złota snuiącá się przędza, śidła ná drodze do zbáwieniá nie uplećie. Rzadki ten, á zwłaszcza w wysokim szczęśćiu, dany od Niebá przywiley, że w Tobie Iáśnie Wielmożna Miłośćiwa Páni y Dobrodzieyko nie przerwanym Twym statkiem dobry Bog ták stále utwierdza; masz zá co wielbić Imię iego Swięte iáko zá osobliwy znák dźielnych w Tobie łask iego, ktore to, wszelkie od marnośći świátowych przeszkody świętą
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 9
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
tłuste jeszczeby tłustsze zostać musiało. Są te bestie już malowane we Gdańsku na Stolcemberku.
(46) Car moskiewski w państwie swoim zakażał pić tabaki pod gardłem, ani jej przywozić, aby się lud pospolity nie zarażał, bo rozumiał być trucizną. Jeden bojarzyn z Kiesi tak zaszedł sztuką: wszytek rząd na konia kazał upleść z tabaki, do kolasy także bechy i co było potrzeba na otosy. Tym kształtem ze mu się powiodło, teraz ze dwudziestą kolas jedzie jakoby z towarem, a wszytkie na szkapach uzdy, także rzędy z tabaki; udaje, że i leziwa do barci są bezpieczne z tabaku.
(47) W Mucharsku, za
tłuste jeszczeby tłustsze zostać musiało. Są te bestye już malowane we Gdańsku na Stolcemberku.
(46) Car moskiewski w państwie swoim zakażał pić tabaki pod gardłem, ani jej przywozić, aby się lud pospolity nie zarażał, bo rozumiał być trucizną. Jeden bojarzyn z Kiesi tak zaszedł sztuką: wszytek rząd na konia kazał upleść z tabaki, do kolasy także bechy i co było potrzeba na otosy. Tym kształtem ze mu się powiodło, teraz ze dwudziestą kolas jedzie jakoby z towarem, a wszytkie na szkapach uzdy, także rzędy z tabaki; udaje, że i leziwa do barci są beśpieczne z tabaku.
(47) W Mucharsku, za
Skrót tekstu: SzemTorBad
Strona: 296
Tytuł:
Z nowinami torba kursorska
Autor:
Fryderyk Szembek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1645
Data wydania (nie wcześniej niż):
1645
Data wydania (nie później niż):
1645
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
ani promień słoneczny dogrzeje, Ani przykry wiatr północny zawieje; Tu sobie spoczniesz aż ku późnej chwili, Gdy do zachodu słońce się nachyli; Tu miękką trawę i pachnące ziele Bujna pod Twój bok święty ziemia ściele. A ten wdzięczny czas zejdzie nam przyjemnie, Kiedy ja Tobie, a Ty mnie wzajemnie Z ślicznego kwiecia wieńce upleciemy, Którymi swoje głowy ozdobiemy. Acz okrom tego Twa przyozdobiona, Gdy ją okryła światłości korona. EMBLEMA 19
Miłość święta strzela z łuku do Oblubienice swojej i trafia ją w serce. Napis: Wyciągnął łuk swój i postawił mię za cel strzale swojej. Tren. Jer. 2, 4.
Jużeś nałożył, mój
ani promień słoneczny dogrzeje, Ani przykry wiatr północny zawieje; Tu sobie spoczniesz aż ku późnej chwili, Gdy do zachodu słońce się nachyli; Tu miękką trawę i pachnące ziele Bujna pod Twój bok święty ziemia ściele. A ten wdzięczny czas zejdzie nam przyjemnie, Kiedy ja Tobie, a Ty mnie wzajemnie Z ślicznego kwiecia wieńce upleciemy, Którymi swoje głowy ozdobiemy. Acz okrom tego Twa przyozdobiona, Gdy ją okryła światłości korona. EMBLEMA 19
Miłość święta strzela z łuku do Oblubienice swojej i trafia ją w serce. Napis: Wyciągnął łuk swój i postawił mię za cel strzale swojej. Thren. Jer. 2, 4.
Jużeś nałożył, mój
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 292
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
swe w polach i zimie i lecie chować zwykli/ trojej tej niebezpieczności bez sposobu i umiejętności ujść żadną miarą nie mogą. Oboim tedy/ iż umiejętność jest potrzebna/ sposób do tego łacniuchny podam/ bez żadnego wielkiego kosztu. Naprzód w miejscu takowym/ gdzie stado bezpiecznie zwykłe przyganiane bywa/ dwa płoty dusze z chrostu kazać upleść jako jaką ulicę/ tak przestrono/ jakoby się tylko w niej trzy konie snadnie zminąć mogły/ wzdłuż zasię na sążni piąciu abo sześciu. Na końcach z obudwu stron tej ulice place takie kazać płotem takimże ogrodzić/ jakich wielkość stada potrzebuje/ żeby w nim przestrono chodzić abo i biegać mogło/ w których aby w
swe w polách y źimie y lećie chowáć zwykli/ troiey tey niebespiecznośći bez sposobu y vmieiętnośći vyść żadną miárą nie mogą. Oboim tedy/ iż vmieiętność iest potrzebna/ sposob do tego łácniuchny podam/ bez żadnego wielkiego kosztu. Naprzod w mieyscu tákowym/ gdźie stádo bespiecznie zwykłe przyganiáne bywa/ dwá płoty dusze z chrostu kázáć vpleść iáko iáką vlicę/ ták przestrono/ iákoby się tylko w niey trzy konie snádnie zminąć mogły/ wzdłuż zásię ná sążni piąćiu ábo sześćiu. Ná końcách z obudwu stron tey vlice pláce tákie kázáć płotem tákimże ogrodźić/ iákich wielkość stádá potrzebuie/ żeby w nim przestrono chodźić ábo y biegáć mogło/ w ktorych áby w
Skrót tekstu: DorHip_I
Strona: Eiijv
Tytuł:
Hippica to iest o koniach księgi_I
Autor:
Krzysztof Dorohostajski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603
bywam że źle. Księdzu już markotno z niem było/ i ofuknie go/ mówiąc. Cóż pleciesz. Chłop/ opałki/ koszałki/ kobiałki. Ze to już Księdzu dogorlił/ chciał go odepchnąć/ i mówi mu. A długoż tego będzie. Chłop. Będzie rok/ i dwie Lecie/ kiedy się mocno uplecie. Ksiądz widząc błazna/ poszedł od niego. On poszedł do klasztora/ i pyta który tu starszy/ ukazano mu Ojca Gardiana/ on prosi/ mówiąc. Mój Ojcze Garduła/ proszę o rozgrzeszenie/ bom się już spoadał/ awo mówi mam i liście co Ksiądz Opak za mną pisał/ chciał rzec Opat/
bywam że źle. Xiędzu iuż márkotno z niem było/ y ofuknie go/ mowiąc. Coż plećiesz. Chłop/ opałki/ koszałki/ kobiałki. Ze to iuż Xiędzu dogorlił/ chćiał go odepchnąć/ y mowi mu. A długoż tego będźie. Chłop. Będźie rok/ y dwie Lećie/ kiedy się mocno vplećie. Xiądz widząc błazná/ poszedł od niego. On poszedł do klasztorá/ y pyta ktory tu stárszy/ vkazano mu Oyca Gárdyana/ on prośi/ mowiąc. Moy Oycze Gárdułá/ proszę o rozgrzeszenie/ bom się iuż spoádał/ áwo mowi mam y liśćie co Xiądz Opák zá mną pisał/ chćiał rzec Opát/
Skrót tekstu: FraszNow
Strona: D2v
Tytuł:
Fraszki nowe sowizrzałowe
Autor:
Jan z Kijan
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1615
Data wydania (nie wcześniej niż):
1615
Data wydania (nie później niż):
1615