go tam posyłał. A niewiem, czemu nie ma się godzić tej wolności mieć, posyłać, pytać, znosić się przyjacielowi z przyjacielem, bo ta partykularna jedność, zachowuje całość i jedność publiczną. To, coś Wm. M. M. Pan referował Królowej Jej Mści, niewątpiłem że miało być uraźliwie przyjęto, ale nie z tej którą mi Wm. piszesz, racji. Bo i P. Starosta Radomski, i Ksiądz Wojeński (co ich listami dowiodę) nic tam nie mieli traktować, tylko słuchać pozwolenie, na tak gorące Wm. M. M. Pana instancje, raczej do Wm. niż do Królowej Jej
go tám posyłał. A niewiem, czemu nie ma się godźić tey wolności mieć, posyłáć, pytáć, znośic się przyiacielowi z przyiacielem, bo tá párticularna iedność, záchowuie cáłość y iedność publiczną. To, coś Wm. M. M. Pan referował Krolowey Iey Mśći, niewątpiłem że miáło bydź vráźliwie przyięto, ále nie z tey ktorą mi Wm. piszesz, rácyey. Bo y P. Stárostá Rádomski, y Kśiądz Woieński (co ich listami dowiodę) nic tám nie mieli tráktować, tylko słucháć pozwolenie, ná tak gorące Wm. M. M. Páná instáncye, ráczey do Wm. niż do Krolowey Iey
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 40
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
sekretnie, zaczęli mnie mocno namawiać, abym zaraz z nimi jechał do Przybysławic do księcia kanclerza. Reposui, że żadną miarą tam jechać nie mogę, a to z tych racji, że nie mając nic pierwej przez ich obydwóch ukoncertowanego, a sam jeden będąc bez żadnego przyjaciela z mojej strony, który by nie tak uraźliwie jak mnie samemu facie ad faciem z księciem kanclerzem mówiąc, mógł za mną chociaż za wszelką submisją certo-
wać. Więcej nic nie wskóram, tylko że bardziej księcia kanclerza moją przytomnością i remonstracją urażę, ile gdy tego nie będę mógł czynić, czego książę kanclerz będzie ode mnie pretendować.
Upewniali mnie Dłuski i Sosnowski, że
sekretnie, zaczęli mnie mocno namawiać, abym zaraz z nimi jechał do Przybysławic do księcia kanclerza. Reposui, że żadną miarą tam jechać nie mogę, a to z tych racji, że nie mając nic pierwej przez ich obodwoch ukoncertowanego, a sam jeden będąc bez żadnego przyjaciela z mojej strony, który by nie tak uraźliwie jak mnie samemu facie ad faciem z księciem kanclerzem mówiąc, mógł za mną chociaż za wszelką submisją certo-
wać. Więcej nic nie wskóram, tylko że bardzej księcia kanclerza moją przytomnością i remonstracją urażę, ile gdy tego nie będę mógł czynić, czego książę kanclerz będzie ode mnie pretendować.
Upewniali mnie Dłuski i Sosnowski, że
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 710
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
WSTYDZI
Oczy patrząc, gęba się, jeżeli co brydzi, Mówiąc z poczciwym człekiem, za swe słowa wstydzi. Papier, że ani gęby, ani oczu nie ma, Co kto napisze, niosąc, nie wstydzi obiema; Przetoć drugi, nie chcąc być świadkiem oczywistem Swej rozmowy, potrzebę wypisuje listem. Lecz jeśli uraźliwie, niech za pewne trzyma, Że miasto uszu pewnie zawstydzi oczyma, Jeszcze gorsze w responsie na swoje papiery Czytając; lepiej było nie wyzywać tery. Radzę, i tę przestrogę niechaj każdy chowa, Że głębiej napisane niż rzeczone słowa Utkną w sercu: te na wiatr, a tamte do skrzynki Pójdą, skąd waśni,
WSTYDZI
Oczy patrząc, gęba się, jeżeli co brydzi, Mówiąc z poczciwym człekiem, za swe słowa wstydzi. Papier, że ani gęby, ani oczu nie ma, Co kto napisze, niosąc, nie wstydzi obiema; Przetoć drugi, nie chcąc być świadkiem oczywistem Swej rozmowy, potrzebę wypisuje listem. Lecz jeśli uraźliwie, niech za pewne trzyma, Że miasto uszu pewnie zawstydzi oczyma, Jeszcze gorsze w responsie na swoje papiery Czytając; lepiej było nie wyzywać tery. Radzę, i tę przestrogę niechaj każdy chowa, Że głębiej napisane niż rzeczone słowa Utkną w sercu: te na wiatr, a tamte do skrzynki Pójdą, skąd waśni,
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 117
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987