PIEŚNI PIEŚŃ VI
Dopieroś jeno co z dziecinnej pory Wyszedł, a lata do kwitnącej Flory Podobne zaczął, kiedyć róże młode Urumieniały na twarzy jagodę Wszytkim podobaną, Wszytkim miłowaną — A już więdnie jesz! Dopieroś się z wiekiem Przywitał, jemu zdadząc się człowiekiem, Szczęśliwie sobie w rzeczach poczynając I ludzkie oczy na się obracając Z twoich dzieł obfitych I cnót znamienitych —
A już upadasz! Dopieroś kochanym Rodzicom świecił ozdobą; wybranym Koroną będąc A
PIEŚNI PIEŚŃ VI
Dopieroś jeno co z dziecinnej pory Wyszedł, a lata do kwitnącej Flory Podobne zaczął, kiedyć róże młode Urumieniały na twarzy jagodę Wszytkim podobaną, Wszytkim miłowaną — A już więdnie jesz! Dopieroś się z wiekiem Przywitał, jemu zdadząc się człowiekiem, Szczęśliwie sobie w rzeczach poczynając I ludzkie oczy na się obracając Z twoich dzieł obfitych I cnót znamienitych —
A już upadasz! Dopieroś kochanym Rodzicom świecił ozdobą; wybranym Koroną będąc A
Skrót tekstu: GawPieśBar_II
Strona: 138
Tytuł:
Pieśni
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
obudzona, Póki Rugier, przyszedszy, oka wesołego Nie ukaże, przyczyny omieszkania swego Powiedając jej słuszne. Ale nic nie może Sprawić, bo częściej, niż śpi, łzami zlewa łoże.
XIII.
I po niem się tam i sam ustawnie przewraca, Wytrzeszczone do okien źrzenice obraca, Przez które, gdy różaną twarz urumieniła, W jasny świt Tytonowa małżonka wchodziła, Najśliczniejsze po plecach rozpuściwszy włosy, Z których siała lilie na zaranne rosy. Pragnie w nocy, aby dzień co prędzej widziała, We dnie zaś, aby noc się gwiazdami odziała.
XI
A kiedy już cztery dni do naznaczonego Czasu miała, o którem Rugiera swojego Widzieć tuszy,
obudzona, Póki Rugier, przyszedszy, oka wesołego Nie ukaże, przyczyny omieszkania swego Powiedając jej słuszne. Ale nic nie może Sprawić, bo częściej, niż śpi, łzami zlewa łoże.
XIII.
I po niem się tam i sam ustawnie przewraca, Wytrzeszczone do okien źrzenice obraca, Przez które, gdy różaną twarz urumieniła, W jasny świt Tytonowa małżonka wchodziła, Najśliczniejsze po plecach rozpuściwszy włosy, Z których siała lilie na zaranne rosy. Pragnie w nocy, aby dzień co prędzej widziała, We dnie zaś, aby noc się gwiazdami odziała.
XI
A kiedy już cztery dni do naznaczonego Czasu miała, o którem Rugiera swojego Widzieć tuszy,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 4
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
jej kto słowy przerwanemi/ Śmie miłość odkryć/ która go paliła: Tak jakoby w tem nigdy nie bywała/ Ze nie widziała/ złośnica zmyślała. Jerozolimy wyzwolonej
94. Albo się nagle wrzkomo zawstydziła/ I uraziła na bezpieczne słowa: Ze świeże śrzony rożami nakryła/ Na pięknej twarzy gładka białogłowa. Taka więc kiedy twarz urumieniła/ Na świat wychodzi żona Tytonowa: A ta rumianość którą w niej gniew rodzi/ Z ową którą wstyd/ mięsza się i schodzi. 95. Lecz jeśli jej kto swoje zapalony Ządzę chce odkryć/ w rzecz się z niem nie wdawa: A czasem sama nagle naleziony Sposób mu do mów umyślnie podawa: I zaś
iey kto słowy przerwánemi/ Smie miłość odkryć/ ktora go paliłá: Ták iákoby w tem nigdy nie bywáłá/ Ze nie widźiáłá/ złośnicá zmyśláłá. Ierozolimy wyzwoloney
94. Albo się nagle wrzkomo záwstydźiłá/ Y vráźiłá ná bespieczne słowá: Ze świeże śrzony rożámi nakryłá/ Ná piękney twarzy głádka białogłowá. Táka więc kiedy twarz vrumieniłá/ Ná świát wychodźi żoná Tytonowá: A tá rumiáność ktorą w niey gniew rodźi/ Z ową ktorą wstyd/ mięsza się y zchodźi. 95. Lecz iesli iey kto swoie zápalony Ządzę chce odkryć/ w rzecz się z niem nie wdawa: A czásem sámá nagle náleźiony Sposob mu do mow vmyślnie podawa: Y záś
Skrót tekstu: TasKochGoff
Strona: 104
Tytuł:
Goffred abo Jeruzalem wyzwolona
Autor:
Torquato Tasso
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618