strony, Wzbudziły lasy, miękczyły i skały, Nimfy skakały;
Za tąż nauką, o mistrze łaskawy, Dodaj dowcipu, pokaż sposób prawy, Jak zmiękczyć serce dziewczyneczki skrytej, Tak nieużytej,
Która jak źróbek jeszcze nie łapany Albo leśny sarn nigdy nie tykany Nie da się najrzeć, bo jak człeka zoczy, Chybko uskoczy.
Ach, złe stworzenie, panno nieużyta, Której ani chęć moja znamienita Niewolić może, ni szczere posługi Za czas tak długi!
Patrz, jako Wenus śmieje się z wysoka Ani bystrego z ciebie spuszcza oka; Dziwiąc się twojej tak pięknej krnąbrności, Daje litości.
Już się i gniewa, widząc upór taki, Snadź
strony, Wzbudziły lasy, miękczyły i skały, Nimfy skakały;
Za tąż nauką, o mistrze łaskawy, Dodaj dowcipu, pokaż sposób prawy, Jak zmiękczyć serce dziewczyneczki skrytej, Tak nieużytej,
Która jak źróbek jeszcze nie łapany Albo leśny sarn nigdy nie tykany Nie da się najrzeć, bo jak człeka zoczy, Chybko uskoczy.
Ach, złe stworzenie, panno nieużyta, Której ani chęć moja znamienita Niewolić może, ni szczere posługi Za czas tak długi!
Patrz, jako Wenus śmieje się z wysoka Ani bystrego z ciebie spuszcza oka; Dziwiąc się twojej tak pięknej krnąbrności, Daje lutości.
Już się i gniewa, widząc upór taki, Snadź
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 346
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w miejscu stojącemu, Bo go Moskin pojmać i wziąć myślił w troki, Ze spodku strasznem sztychem przebił oba boki.
LXII.
Skoro Kalinder ujźrzał nędznego Moskina, Zabitego, jakoby ukradkiem Zerbina Chce potrącić ze wszystkiej mocy zwartem koniem. Ale nie tak beł słaby, jako trzymał o niem; Porwał konia za munsztuk Zerbin, uskoczywszy, Na ziemię go, skąd nie wstał nigdy, obaliwszy, Że się więcej nie karmił owsem ani sianem, Bo go zabił pospołu jednem cięciem z panem.
LXIII.
Widząc to, Kalamidor nie miał czego czekać I nawróciwszy konia, chce na zad uciekać; Ale go ściga Zerbin i za niem się puszcza I na
w miejscu stojącemu, Bo go Moskin poimać i wziąć myślił w troki, Ze spodku strasznem sztychem przebił oba boki.
LXII.
Skoro Kalinder ujźrzał nędznego Moskina, Zabitego, jakoby ukradkiem Zerbina Chce potrącić ze wszystkiej mocy zwartem koniem. Ale nie tak beł słaby, jako trzymał o niem; Porwał konia za munsztuk Zerbin, uskoczywszy, Na ziemię go, skąd nie wstał nigdy, obaliwszy, Że się więcej nie karmił owsem ani sianem, Bo go zabił pospołu jednem cięciem z panem.
LXIII.
Widząc to, Kalamidor nie miał czego czekać I nawróciwszy konia, chce na zad uciekać; Ale go ściga Zerbin i za niem się puszcza I na
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 373
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
w-Podolu. I gdy słyszy o kupie znacznej w-Ostropolu Z-Wodzem Krzywonosikiem, zarazem tam idzie. Który także gotowy przeciw mu wynidzie W Mieście go nie czekając. Toż jasnym się z-sobą Z starszy polem, a pierwszą szczęścia swego probą Swywolnik omylony, haniebny wytoczy Próżno impet, w-te tropy do Miasta uskoczy: I tamże się zawarszy, Ostrogi zarąobi, Czernią Wały osadzi, i Hasła wytrąbi, Bronić się rezolwując, Acz odpuścić wine Wódz był gotów, tylkoby wydali Starszyne, Cóż? kiedy przy imprezie stana tak zazarty Woląc raczej Pogany, i piekielne Czarty Mnie nad sobą: Do Miasta Szturm przypuści duży, Którego trwać
w-Podolu. I gdy słyszy o kupie znaczney w-Ostropolu Z-Wodzem Krzywonosikiem, zárázem tam idźie. Ktory także gotowy przećiw mu wynidźie W Mieśćie go nie czekaiąc. Toż iasnym sie z-sobą Z starszy polem, á pierwszą szcześćia swego probą Swywolnik omylony, haniebny wytoczy Prożno impet, w-te tropy do Miasta uskoczy: I tamże sie zawarszy, Ostrogi zárąobi, Czernią Wáły osadźi, i Hásła wytrąbi, Bronić sie rezolwuiąc, Acz odpuśćić wine Wodz był gotow, tylkoby wydali Stárszyne, Coż? kiedy przy impreźie staná tak zazarty Woląc raczey Pogany, i piekielne Czarty Mnie nad sobą: Do Miasta Szturm przypuśći duży, Ktorego trwać
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 50
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
na pułkownika zgrzytające, aż do Stajnu w księstwo już Badeńskie. Gdzie iż wojsko miało trochę odpocząć, zebrało się z pięćset czeladzi, którzy poszedłszy w zad, kilka ogniów za sobą-ukazali, a potem szturmem do onego miejsca z kąd było 800 piechoty na winnicę wyszło, przypuścili. Gdy jednak nic nie sprawiwszy, od miasta się uskoczyli, dwóch z pośrodka siebie straciwszy, a trzech postrzelonych mając, wyszło do nich z miasteczka: trzy kornety rajtarów, za którymi i piechota następowała. Z którymi gdy się czeladź Elearska starła i onych, wsparła, poszła na nich przez, piechotę współ ją z nimi zaganiając, aż w. miasto, które i
na pułkownika zgrzytające, aż do Stajnu w księstwo już Badeńskie. Gdzie iż wojsko miało trochę odpocząć, zebrało się z pięćset czeladzi, którzy poszedłszy w zad, kilka ogniów za sobą-ukazali, a potem szturmem do onego miejsca z kąd było 800 piechoty na winnicę wyszło, przypuścili. Gdy jednak nic nie sprawiwszy, od miasta się uskoczyli, dwóch z pośrodka siebie straciwszy, a trzech postrzelonych mając, wyszło do nich z miasteczka: trzy kornety rajtarów, za którymi i piechota następowała. Z którymi gdy się czeladź Elearska starła i onych, wsparła, poszła na nich przez, piechotę współ ją z nimi zaganiając, aż w. miasto, które i
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 90
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
pułkownika zgrzytające, aż do Stajnu w księstwo już Badeńskie. Gdzie iż wojsko miało trochę odpocząć, zebrało się z pięćset czeladzi, którzy poszedłszy w zad, kilka ogniów za sobą-ukazali, a potem szturmem do onego miejsca z kąd było 800 piechoty na winnicę wyszło, przypuścili. Gdy jednak nic nie sprawiwszy, od miasta się uskoczyli, dwóch z pośrodka siebie straciwszy, a trzech postrzelonych mając, wyszło do nich z miasteczka: trzy kornety rajtarów, za którymi i piechota następowała. Z którymi gdy się czeladź Elearska starła i onych, wsparła, poszła na nich przez, piechotę współ ją z nimi zaganiając, aż w. miasto, które i
pułkownika zgrzytające, aż do Stajnu w księstwo już Badeńskie. Gdzie iż wojsko miało trochę odpocząć, zebrało się z pięćset czeladzi, którzy poszedłszy w zad, kilka ogniów za sobą-ukazali, a potem szturmem do onego miejsca z kąd było 800 piechoty na winnicę wyszło, przypuścili. Gdy jednak nic nie sprawiwszy, od miasta się uskoczyli, dwóch z pośrodka siebie straciwszy, a trzech postrzelonych mając, wyszło do nich z miasteczka: trzy kornety rajtarów, za którymi i piechota następowała. Z którymi gdy się czeladź Elearska starła i onych, wsparła, poszła na nich przez, piechotę współ ją z nimi zaganiając, aż w. miasto, które i
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 90
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
Rzekła jej na to tamta: „Wolę wszystkie znosić
Niewczasy i frasunki, niż się stąd przenosić, Bom się tu urodziła, tum się wychowała, Z młodości aż do starych lat tum się wmieszkała”. Potym czasu jednego wóz przez błonie bieżąc, Trafił na ono miejsce, gdzie, iż żaba leżąc Uskoczyć się nie mogła, konie ją wdeptały W ziemię, a nadto koła w pół ją przejechały. Tak tym bywa, co w grzechach jakby w błocie siedzą, Napomnieć się nie dając, jakby nic nie wiedzą O tym, że grzeszny przecię kiedykolwiek zginie, Śmierć z nieba obiecana nikogo nie minie XXXIV. Czego Bóg nie
Rzekła jej na to tamta: „Wolę wszystkie znosić
Niewczasy i frasunki, niż się stąd przenosić, Bom się tu urodziła, tum się wychowała, Z młodości aż do starych lat tum się wmieszkała”. Potym czasu jednego wóz przez błonie bieżąc, Trafił na ono miejsce, gdzie, iż żaba leżąc Uskoczyć się nie mogła, konie ją wdeptały W ziemię, a nadto koła w pół ją przejechały. Tak tym bywa, co w grzechach jakby w błocie siedzą, Napomnieć się nie dając, jakby nic nie wiedzą O tym, że grzeszny przecię kiedykolwiek zginie, Śmierć z nieba obiecana nikogo nie minie XXXIV. Czego Bóg nie
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 35
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
Rzekła jej na to tamta: „Wolę wszystkie znosić
Niewczasy i frasunki, niż się stąd przenosić, Bom się tu urodziła, tum się wychowała, Z młodości aż do starych lat tum się wmieszkała”. Potym czasu jednego wóz przez błonie bieżąc, Trafił na ono miejsce, gdzie, iż żaba leżąc Uskoczyć się nie mogła, konie ją wdeptały W ziemię, a nadto koła w pół ją przejechały. Tak tym bywa, co w grzechach jakby w błocie siedzą, Napomnieć się nie dając, jakby nic nie wiedzą O tym, że grzeszny przecię kiedykolwiek zginie, Śmierć z nieba obiecana nikogo nie minie XXXIV. Czego Bóg nie da
Rzekła jej na to tamta: „Wolę wszystkie znosić
Niewczasy i frasunki, niż się stąd przenosić, Bom się tu urodziła, tum się wychowała, Z młodości aż do starych lat tum się wmieszkała”. Potym czasu jednego wóz przez błonie bieżąc, Trafił na ono miejsce, gdzie, iż żaba leżąc Uskoczyć się nie mogła, konie ją wdeptały W ziemię, a nadto koła w pół ją przejechały. Tak tym bywa, co w grzechach jakby w błocie siedzą, Napomnieć się nie dając, jakby nic nie wiedzą O tym, że grzeszny przecię kiedykolwiek zginie, Śmierć z nieba obiecana nikogo nie minie XXXIV. Czego Bóg nie da
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 35
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
skocził k nim pieszymi: I z podziwieniem wszystkich a bez szkody Wielkiej/ one tak duze wysiekł grody.
Po tym się jazda i piesza rzuciła/ Nieprzyjaciela precz z pola spędziła/ Tu Szmelnig skoczy prosto k Ostrogowi z Swym ludem/ az wnet polozą go owi.
Kiedy zaś insi po nim nastąmpili/ Moskwicinowie w zad się uskoczyli. A z za Kobylin tak gęsto strzelali: Ze od predkich kul wiart ostry działali.
Mieli tam za swe z Moskwą Rajtarowie/ Mieli Kozacy/ mieli Draganowie. Tak onym niemal do szabel/ jak pieszym Przyszło/ i z szfankiem Moskwy/ a nie mniejszym.
Pod ten czas sześe set z Smoleńska ochoty Wypadło/
skocźył k nim pieszymi: Y z podziwieniem wszystkich á bez szkody Wielkiey/ one ták duze wysiekł grody.
Po tym się iezda y piesza rzućiła/ Nieprzyjáćiela precż z pola spędźiła/ Tu Sżmelnig skocży prosto k Ostrogowi z Swym ludem/ áz wnet polozą go owi.
Kiedy záś insi po nim nástąmpili/ Moskwićinowie w zad się uskoczyli. A z za Kobylin tak gęsto strzeláli: Ze od predkich kul wiart ostry dźiałáli.
Miéli tam zá swe z Moskwą Raytarowie/ Mieli Kozacy/ mieli Draganowie. Ták onym niemal do szabel/ iák pieszym Przyszło/ y z szfankiem Moskwy/ á nie mnieyszym.
Pod tęn cżas sześé set z Smolenska ochoty Wypadło/
Skrót tekstu: ChełHWieść
Strona: B4v
Tytuł:
Wieść z Moskwy
Autor:
Henryk Chełchowski
Drukarnia:
Franciszek Schnellboltz
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
poematy epickie, relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
k nim pieszymi: I z podziwieniem wszystkich a bez szkody Wielkiej/ one tak duze wysiekł grody.
Po tym się jazda i piesza rzuciła/ Nieprzyjaciela precz z pola spędziła/ Tu Szmelnig skoczy prosto k Ostrogowi z Swym ludem/ az wnet polozą go owi.
Kiedy zaś insi po nim nastąmpili/ Moskwicinowie w zad się uskoczyli. A z za Kobylin tak gęsto strzelali: Ze od predkich kul wiart ostry działali.
Mieli tam za swe z Moskwą Rajtarowie/ Mieli Kozacy/ mieli Draganowie. Tak onym niemal do szabel/ jak pieszym Przyszło/ i z szfankiem Moskwy/ a nie mniejszym.
Pod ten czas sześe set z Smoleńska ochoty Wypadło/
k nim pieszymi: Y z podziwieniem wszystkich á bez szkody Wielkiey/ one ták duze wysiekł grody.
Po tym się iezda y piesza rzućiła/ Nieprzyjáćiela precż z pola spędźiła/ Tu Sżmelnig skocży prosto k Ostrogowi z Swym ludem/ áz wnet polozą go owi.
Kiedy záś insi po nim nástąmpili/ Moskwićinowie w zad się uskoczyli. A z za Kobylin tak gęsto strzeláli: Ze od predkich kul wiart ostry dźiałáli.
Miéli tam zá swe z Moskwą Raytarowie/ Mieli Kozacy/ mieli Draganowie. Ták onym niemal do szabel/ iák pieszym Przyszło/ y z szfankiem Moskwy/ á nie mnieyszym.
Pod tęn cżas sześé set z Smolenska ochoty Wypadło/
Skrót tekstu: ChełHWieść
Strona: B4v
Tytuł:
Wieść z Moskwy
Autor:
Henryk Chełchowski
Drukarnia:
Franciszek Schnellboltz
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
poematy epickie, relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
Nadobnej Paskwaliny,
Upatrzył to Kupido z najwyższego wierzchu/ I kiedy Oliwero ku samemu zmierzchu Zwyczajnie dnia onego lutnią w ręku wziąwszy/ Do swej szedł Korneliej/ ów w tym przyklęknowszy Strzeli świszczkiem do niego/ którym nie odrazi Od twardego w zawiłem terebincie sęku/ Oprócz zabrzmi powietrze kiedy leciał z ręku/ A ów w stronę uskoczy nie wiadom przyczyny. Ale kiedy do samej przyszło Paskwaliny Złotą strzałę nałoży piorunem hartowną/ Którą niż pchnie z cięciwy/ widząc jej cudowną Gładkość z oka pierwszego/ jako wryty stanie Zepsować jej żałując. Jednak rozkazanie Przecię pełni Matczynę/ i gdzie ma swe miejsce Serce niedotykane/ utopi żelesce Tak głęboko/ że się w nim
Nadobney Pasqualiny,
Vpátrzył to Kupido z naywyższego wierzchu/ Y kiedy Oliwero ku sámemu zmierzchu Zwyczáynie dniá onego lutnią w ręku wziąwszy/ Do swey szedł Korneliey/ ow w tym przyklęknowszy Strzeli świszczkiem do niego/ ktorym nie odráźi Od twárdego w záwiłem terebincie sęku/ Oprocz zábrzmi powietrze kiedy leciał z ręku/ A ow w stronę vskoczy nie wiádom przyczyny. Ale kiedy do sámey przyszło Pásquáliny Złotą strzáłę náłoży piorunem hártowną/ Ktorą niż pchnie z cięciwy/ widząc iey cudowną Głádkość z oká pierwszego/ iáko wryty stánie Zepsowáć iey żáłuiąc. Iednák roskazánie Przecię pełni Mátczynę/ y gdzie ma swe mieysce Serce niedotykáne/ vtopi żelesce Ták głęboko/ że się w nim
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 24
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701