ranią, ale śmiertelnym zarażają jadem. Dla tej przyczyny boleję nieskończenie, ilekroć widzieć mi się zdarzy ludzi skorych do krytykowania tak pism jako i czynów, boleść się zaś moja wzmaga na tenczas gdy z umysłem satyrycznym dowcip i naukę złączoną postrzegam. Umysł takowy dziki i okrutny nigdy się lepiej nie ucieszy, jak kiedy kogo dotkliwie uszczypnie, albo na publiczną ohydę wyda; na ten czas ukryty wśród usnowanej swoją robotą pajęczyny, w uplątaniu drugich widzi z ukontentowaniem skutki zarazy jadu swego. Cnota, zasługi, niewinność, przed takowym nieprzyjacielem schronienia nie znajdują, i owszem jakby stąd obfitszego połowu wiekopomnej sławy dla siebie szukał, im większego uwielbienia godną osobę zobaczy,
ranią, ale śmiertelnym zarażaią iadem. Dla tey przyczyny boleię nieskończenie, ilekroć widzieć mi się zdarzy ludzi skorych do krytykowania tak pism iako y czynow, boleść się zaś moia wzmaga na tenczas gdy z umysłem satyrycznym dowcip y naukę złączoną postrzegam. Umysł takowy dziki y okrutny nigdy się lepiey nie ucieszy, iak kiedy kogo dotkliwie uszczypnie, albo na publiczną ohydę wyda; na ten czas ukryty wśrod usnowaney swoią robotą paięczyny, w uplątaniu drugich widzi z ukontentowaniem skutki zarazy iadu swego. Cnota, zasługi, niewinność, przed takowym nieprzyiacielem schronienia nie znayduią, y owszem iakby ztąd obfitszego połowu wiekopomney sławy dla siebie szukał, im większego uwielbienia godną osobę zobaczy,
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 29
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
przywiedzie/ Tyś dobrej myśli kunszt przy obiedzie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dajesz tak dziwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodzi/ Którym rumiana Wenus rej wodzi/ Gdzie szkocznym taktem wraz poskakują/ I alternatą Panny częstują. Tam wolno palce ścisnąć i dłoni Wolno podrapać której niebroni/ Może uszczypnąć może nieznacznie/ Pieszczoną rękę całować smacznie. A cóż ma Heban nad cię Jaworze/ Ty masz głos w Cenie/ a on wpozorze. On swym widokiem ucieszy oczy/ Po tobie wesoł człek gdy wyskoczy. Lirycorum Polskich Pieśń XXXVI. Wybijanie Aprehensiej jednej Damie.
ORdynans Woli Boskiej rzeczami kieruje/ Tenże nieskasowane
przywiedźie/ Tyś dobrey myśli kunszt przy obiedźie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dáiesz ták dźiwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodźi/ Ktorym rumiána Venus rey wodźi/ Gdźie szkocznym táktem wraz poskákuią/ Y álternatą Pánny częstuią. Tám wolno pálce śćisnąć y dłoni Wolno podrapáć ktorey niebroni/ Może vszczypnąć może nieznácznie/ Pieszczoną rękę cáłowáć smácznie. A coż ma Heban nád ćię Iáworze/ Ty masz głos w Cenie/ á on wpozorze. On swym widokiem vćieszy oczy/ Po tobie wesoł człek gdy wyskoczy. Lyricorum Polskich PIESN XXXVI. Wybiiánie Apprehensiey iedney Dámie.
ORdynans Woli Boskiey rzeczámi kieruie/ Tenże nieskássowáne
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 216
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
w kole zwierzęcym, między Wagą a Strzelcem miejsce mający. Oo I przez Raka/ któremu. Niebieskiego Raka tu wspomina, który jest w kole zwierzęcym między Bliźniętami i Lwem; o jego przeniesieniu na niebo tak piszą: Ze gdy Herkules chcąc zabić Smoczycę Lerneńską, przeciwko niej się wystawił; Rak z jeziora Lerneńskiego wylazszy, uszczypnął go w nogę. Tego on zabił, a Juno z łaski swej na niebo go przeniosła. Napomniał tedy Foebus Faetonta, żeby przez te znaki niebieskie wóz Słoneczny prowadził: skąd znać, że aczkolwiek prosił Faeton żeby mu pozwolono powozić Słońce przez jeden dzień, Foebus jednak na cały Rok jemu pozwalał tego powożenia. Księgi Wtóre
w kole źwierzęcym, między Wagą á Strzelcem mieysce máiący. Oo Y przez Ráká/ ktoremu. Niebieskiego Ráká tu wspomina, ktory iest w kole źwierzęcym między Bliźniętámi y Lwem; o iego przenieśieniu ná niebo ták piszą: Ze gdy Herkules chcąc zábić Smoczycę Lerneńską, przećiwko niey się wystáwił; Rák z ieźiorá Lerneńskiego wylazszy, vszczypnął go w nogę. Tego on zábił, á Iuno z łáski swey ná niebo go przeniosła. Nápomniał tedy Phoebus Pháetontá, żeby przez te znáki niebieskie woz Słoneczny prowádźił: skąd znáć, że áczkolwiek prośił Pháeton żeby mu pozwolono powoźić Słońce przez ieden dźień, Phoebus iednak ná cáły Rok iemu pozwalał tego powożenia. Kśięgi Wtore
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 52
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ma Franken i Marek Antoni do szkół Krakowskich Rozumiał to P. Pleban/ że tym miał Jezuity wielom ohydzić/ aby szkół ich w Krakowie nie forytowali: vób do nich dzieci swych na naukę nie dawali. Lecz go nadzieja ominie/ bo każdy baczny rozsądzi/ że to nie na co innego wspomina/ jedno żeby Jezuity uszczypnąć. Lecz Jezuici na to niedbają/ bo wiedzą dobrze że nie masz/ ani było/ ani będzie na świecie żadnego tak doskonałego zgromadzenia/ zktóregoby nie było kogo złego. Apostołskie zgromadzenie miało między sobą udasza/ zgromadzenie Diakonów od Apostołów obranych Mikołaja/ Arius najbrzydszy Heretik był kapłanem/ a Eutiches Archimandrytą to jest Opatem Konstantynopolitańskim
ma Fránken y Márek Antoni do szkoł Krákowskich Rozumiał to P. Pleban/ że tym miał Iezuity wielom ohydźić/ áby szkoł ich w Krákowie nie forytowáli: vob do nich dźieći swych ná náukę nie dawáli. Lecz go nádźieiá ominie/ bo kożdy báczny rozsądzi/ że to nie ná co innego wspomina/ iedno żeby Iezuity vszczypnąć. Lecz Iezuići na to niedbáią/ bo wiedzą dobrze że nie mász/ áni było/ áni będźie ná świećie zadnego ták doskonáłego zgromádzenia/ zktoregoby nie było kogo złego. Apostolskie zgromádzenie miáło międzi sobą udasza/ zgromádzenie Dyákonow od Apostołow obránych Mikołáiá/ Arius naybrzydszy Heretik był kápłanem/ á Eutiches Archimándrytą to iest Opátem Constántynopolitáńskim
Skrót tekstu: SzemGrat
Strona: 26
Tytuł:
Gratis plebański
Autor:
Fryderyk Szembek
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1627
Data wydania (nie wcześniej niż):
1627
Data wydania (nie później niż):
1627
świeci głowa goła. 57. DO HERBOWNEGO W DWORSKIEJ OSPIE
Stoi słup w Rzymie, co go zowią Paskwinatem (Nie twierdzę, czegom okiem sam nie widział); na tem Wolno każdemu, kto chce, na kogo chce, byle Pisał je nie tykając honoru paszkwile, Byle nie grubo; choć też czasem żart uszczypnie, Nie masz urazy, jeśli kształtnie i dowcipnie. Słup w herbie, skóra twoja miasto pergaminu, Litery nie litery, coś do karmazynu Podobniejszego, jakie widujemy strupy, Co z Paryża na polskie wydają się słupy. Że się prócz cyrulików nikt na tej ramocie
Nie zna, nikt też nie może tego wiedzieć, kto
świeci głowa goła. 57. DO HERBOWNEGO W DWORSKIEJ OSPIE
Stoi słup w Rzymie, co go zowią Paskwinatem (Nie twierdzę, czegom okiem sam nie widział); na tem Wolno każdemu, kto chce, na kogo chce, byle Pisał je nie tykając honoru paszkwile, Byle nie grubo; choć też czasem żart uszczypnie, Nie masz urazy, jeśli kształtnie i dowcipnie. Słup w herbie, skóra twoja miasto pergaminu, Litery nie litery, coś do karmazynu Podobniejszego, jakie widujemy strupy, Co z Paryża na polskie wydają się słupy. Że się prócz cyrulików nikt na tej ramocie
Nie zna, nikt też nie może tego wiedzieć, kto
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 419
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
niż w oście Ostrzejsze i żądlistsze na niej ciernie roście. Cóż rzeczesz, jeśli piąte miną jej dziesiątki? Urodzone straszydło z onej pięknej łątki. Wszytek koncept w języku, wszytka grzeczność w mowie: Jeżeli spytasz słowem, tysiącem odpowie; A co się jej zda czynić najbardziej dowcipnie, Za każdym cię zakole, za każdym uszczypnie.
Patrzaj, co diabeł broi! Im bardziej jest szpetna, Tym bardziej zła, kto by rzekł, tym bardziej zaletna, I rzadko która, żeby przystała jej szubka, Nie podsyca w starości gorzałeczką czubka; Chce nadstawić tej, która z ciała spadła, krasy Klejnotami, wstęgami, świetnymi hatłasy. Szczęśliwa, która
niż w oście Ostrzejsze i żądlistsze na niej ciernie roście. Cóż rzeczesz, jeśli piąte miną jej dziesiątki? Urodzone straszydło z onej pięknej łątki. Wszytek koncept w języku, wszytka grzeczność w mowie: Jeżeli spytasz słowem, tysiącem odpowie; A co się jej zda czynić najbardziej dowcipnie, Za każdym cię zakole, za każdym uszczypnie.
Patrzaj, co diabeł broi! Im bardziej jest szpetna, Tym bardziej zła, kto by rzekł, tym bardziej zaletna, I rzadko która, żeby przystała jej szubka, Nie podsyca w starości gorzałeczką czubka; Chce nadstawić tej, która z ciała spadła, krasy Klejnotami, wstęgami, świetnymi hatłasy. Szczęśliwa, która
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 438
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
do rezolucjej ostatniej przychodzi Nieszczęśliwa kobieta, co i mnie się dzieje Iż muszę indziej szukać potomstwa nadzieje. Przeto dwie miedzy nami są — widzisz — rożności: On mnie swoje wymawia, ja zaś tej śmiałości Nie mam, żebym mu miała słuszną dość urazę Wspomnieć; i owszem wszytko milczeniem to mażę, Choć mię często uszczypnie. Ku temu w niewoli Siedzę, co nade wszytko najbarziej mnie boli«.
Skończyła. A on: »Są to rzeczy uleczone, Tylko by nam w daleką jachać trzeba stronę«. O którym gdy zaczęli radzić procederze, Co quondam ślubny pierścień był — kawaler bierze I na swój kładzie palec; przytym taka
do rezolucyej ostatniej przychodzi Nieszczęśliwa kobieta, co i mnie się dzieje Iż muszę indziej szukać potomstwa nadzieje. Przeto dwie miedzy nami są — widzisz — rożności: On mnie swoje wymawia, ja zaś tej śmiałości Nie mam, żebym mu miała słuszną dość urazę Wspomnieć; i owszem wszytko milczeniem to mażę, Choć mię często uszczypnie. Ku temu w niewoli Siedzę, co nade wszytko najbarziej mie boli«.
Skończyła. A on: »Są to rzeczy uleczone, Tylko by nam w daleką jachać trzeba stronę«. O ktorym gdy zaczęli radzić procederze, Co quondam ślubny pierścień był — kawaler bierze I na swoj kładzie palec; przytym taka
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 66
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
się. Czwarta - śniegów pilnować wielkich i czasu, gdy się na pogodę dni kilku i nocy wybierze, z tęgim nader mrozem. Znak zaś jest ten przybycia onych, gdzie zawitają, gdy koło północka psy ujadać z wyciem zaczną. Pod tę tedy wieś jechać trzeba, śpiwając chłopskie teksta. Kiedy niekiedy prosię ukłuć lub uszczypnąć, by kwiknęło. Gdy się tedy zaczną gromadzić i okrążać jadących, wyrzucić im jedno prosię z kózką, a samym kontynuować drogę. Gdyż drugie rzadko się zdarzy onym wyrzucać, chyba na drugą napadszy ruję, która tak blisko jedna na drugą nachodzić nie zwykli. Mieliby jednak nacirać tak żwawie, co się nigdy nie
się. Czwarta - śniegów pilnować wielkich i czasu, gdy się na pogodę dni kilku i nocy wybierze, z tęgim nader mrozem. Znak zaś jest ten przybycia onych, gdzie zawitają, gdy koło północka psy ujadać z wyciem zaczną. Pod tę tedy wieś jechać trzeba, śpiwając chłopskie teksta. Kiedy niekiedy prosię ukłuć lub uszczypnąć, by kwiknęło. Gdy się tedy zaczną gromadzić i okrążać jadących, wyrzucić im jedno prosię z kózką, a samym kontynuować drogę. Gdyż drugie rzadko się zdarzy onym wyrzucać, chiba na drugą napadszy ruję, która tak blisko jedna na drugą nachodzić nie zwykli. Mieliby jednak nacirać tak żwawie, co się nigdy nie
Skrót tekstu: RadziwHDiar
Strona: 207
Tytuł:
Diariusze
Autor:
Hieronim Radziwiłł
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1747 a 1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1747
Data wydania (nie później niż):
1756
Tekst uwspółcześniony:
tak
wszechmocna Boska nie trzymała Ręka/ jużbyśmy dawno rąk nieprzyjacielskich Nieuszli/ a że przydam i ostatniej zguby. Ten nas trzyma/ ten nas sam okrywa/ i szczyci. Zgoła tak sobie z nami BÓg więc/ zwykł poczynać/ Jako który Pan z błaznem. Gdy błazna opadną Chłopięta/ jeden go wzad uszczypnie/ drugi go Zakole gdzie najgorzy/ błazen się opędza I wrzeszczy/ raz drugi raz. Cierpliwie Pan słucha. Aż też gdy chłopcy błazna nazbyt obracają/ I niedadzą wypocząć/ pocznie wrzeszczeć/ gembę Aż po uszy rozdarszy/ że się też nadprzykrzy Panu/ onym wrzeszczeniem: dopieroż zawoła Na chłopce. Chłopcy ciszej
wszechmocna Boska nie trzymałá Ręka/ iużbysmy dawno rąk nieprzyiaćielskich Nievszli/ á że przydam y ostatniey zguby. Ten nas trzymá/ ten nas sam okrywa/ y szczyći. Zgoła ták sobie z námi BOg więc/ zwykł poczynáć/ Iáko ktory Pan z błaznem. Gdy błazna opadną Chłopięta/ ieden go wzad vszczypnie/ drugi go Zákole gdźie naygorzy/ błazen się opędza Y wrzeszczy/ raz drugi raz. Cierpliwie Pan słucha. Aż też gdy chłopcy błazna názbyt obracaią/ Y niedadzą wypocząć/ pocznie wrzeszczeć/ gembę Aż po vszy rozdarszy/ że się też nadprzykrzy Pánu/ onym wrzeszczeniem: dopierosz záwoła Ná chłopce. Chłopcy ćiszey
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 81
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650