Olimpią, acz go to bolało, Że jej nie mógł tak ubrać, jako mu się zdało.
LXXV.
Jeszcze nigdy nie była tak piękna robota, Urobiona z jedwabiów i cienkiego złota, Nad którą swych dowcipów długo Florenczycy Zażyli lubo inszy przedni robotnicy, Żeby godna miała być Olimpiej ciała, Choćby ją własną ręką Minerwa utkała; Tak się w niej beły wszytkie zebrały piękności, Że w niej nie było żadnej niedoskonałości.
LXXVI.
Dla wielu przyczyn Orland barzo się radował, Że się król Olimpiej w on czas rozmiłował; Bo okrom, że Biren miał wziąć słuszne karanie, O czem pilno obiecał król czynić staranie, I sam się mógł ciężkiego
Olimpią, acz go to bolało, Że jej nie mógł tak ubrać, jako mu się zdało.
LXXV.
Jeszcze nigdy nie była tak piękna robota, Urobiona z jedwabiów i cienkiego złota, Nad którą swych dowcipów długo Florenczycy Zażyli lubo inszy przedni robotnicy, Żeby godna miała być Olimpiej ciała, Choćby ją własną ręką Minerwa utkała; Tak się w niej beły wszytkie zebrały piękności, Że w niej nie było żadnej niedoskonałości.
LXXVI.
Dla wielu przyczyn Orland barzo się radował, Że się król Olimpiej w on czas rozmiłował; Bo okrom, że Biren miał wziąć słuszne karanie, O czem pilno obiecał król czynić staranie, I sam się mógł ciężkiego
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 245
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
rzeżcie i te/ (V was nie wielkiej ceny/ u nas znamienite. Bo są Chrystusową krwią drogą pokropione/ Jego nieogarnionym Bóstwem poświęcone.) Niech już w równy dział idą: na czworę je skrajcie Tej tylko sukieneczki dzianej nie ruszajcie. Bo ta z dzieciństwa ciało Pańskie odziewała: A matka Panieńską mu ręką ją utkała. Co jeśliby się komu niepodobna zdała/ Niech i temu nie wierzy: że nie podlegała/ Wiotchej starości odzież na Żydowskim grzbiecie: Zaledwie z nich opadła w czwartodziestym lecie. Gen: 37. Euthymi Deut: 8. Męki Pańskiej.
A jeśli w ustawicznym używaniu trwała: Bez wątpienia pospołu z drugim rość musiała
rzeżćie y te/ (V was nie wielkiey ceny/ v nas známienite. Bo są Chrystusową krwią drogą pokropione/ Iego nieogárnionym Bostwem poświęcone.) Niech iuż w rowny dźiał idą: ná czworę ie skráyćie Tey tylko sukieneczki dźianey nie ruszayćie. Bo tá z dziećiństwá ćiáło Páńskie odźiewáłá: A mátká Pánieńską mu ręką ią vtkáłá. Co iesliby się komu niepodobna zdáłá/ Niech y temu nie wierzy: że nie podlegáłá/ Wiotchey stárośći odźież ná Zydowskim grzbiećie: Záledwie z nich opádłá w czwartodźiestym lećie. Gen: 37. Euthymi Deut: 8. Męki Páńskiey.
A iesli w vstáwicznym vżywániu trwáłá: Bez wątpienia pospołu z drugim rość muśiáłá
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 80.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
.
Skoro dzień wszedł, obiedwie zostawują łoże. Fiordyspina ulżyć swych mąk w sobie nie może; Której o swem odjeździe siostra powiedziała, Bo więcej w labiryncie onem być nie chciała. Królewna jej na samem prawie rozjachaniu Hiszpańskiego dzianeta dała na żegnaniu Z drogiem rzędem i zwierzchni nasuwień przydała, Który sama z jedwabiów i z złota utkała. PIEŚŃ XXV.
XLVI.
Chwilę ją Fiordyspina dobrą prowadziła, Potem płacząc do zamku swego się wróciła. Bradamanta tak śpiesznie stamtąd pojeżdżała, Że do Białej Góry w dzień onże przyjechała. Matka i my, jej bracia, skoro ją ujźrzemy, Niezmiernie się z przyjazdu siostry radujemy; Bośmy o niej nic a
.
Skoro dzień wszedł, obiedwie zostawują łoże. Fiordyspina ulżyć swych mąk w sobie nie może; Której o swem odjeździe siostra powiedziała, Bo więcej w labiryncie onem być nie chciała. Królewna jej na samem prawie rozjachaniu Hiszpańskiego dzianeta dała na żegnaniu Z drogiem rzędem i zwierzchni nasuwień przydała, Który sama z jedwabiów i z złota utkała. PIEŚŃ XXV.
XLVI.
Chwilę ją Fiordyspina dobrą prowadziła, Potem płacząc do zamku swego się wróciła. Bradamanta tak śpiesznie stamtąd pojeżdżała, Że do Białej Góry w dzień onże przyjechała. Matka i my, jej bracia, skoro ją ujźrzemy, Niezmiernie się z przyjazdu siostry radujemy; Bośmy o niej nic a
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 271
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
pokolenie: Rozkazuję wam/ zaraz uciekajcie/ A więcej mi tu już niepostawajcie. Zrazu w ucieczce byli leniwymi/ Ale się Anioł popędził za nimi.
XXXII. A skoro wszystkie ustąpiły larwy/ Świat się wyjaśnił/ i był pięknej barwy. Pogodne gwiazdy wesoło patrzały/ Miesiącowi się swemu zalecały. Płaszcz sobie zorza rumiany utkała/ I złoty sobie wieniec gotowała. Już się po lesie ptacy ozywali/ Świtu ranego z ochotą czekali.
Pieśń TRZECIA.
I. DZień się przybliżał/ a za chłodnej rosy/ Jutrzenka jędrzne rozwijała włosy. Błędliwy miesiąc swej ostatniej kwadrze/ Skąpe promienie utykał w zanadrze. A Cynozura leniwymi kroki/ Ustępowała zleka za
pokolenie: Rozkázuię wam/ záraz vćiekayćie/ A więcey mi tu iuż niepostawayćie. Zrázu w vćieczce byli leniwymi/ Ale sie Anyoł popędził zá nimi.
XXXII. A skoro wszystkie vstąpiły lárwy/ Swiat sie wyiaśnił/ y był piękney bárwy. Pogodne gwiazdy wesoło pátrzały/ Mieśiącowi sie swemu zálecały. Płascz sobie zorzá rumiány vtkáłá/ Y złoty sobie wieniec gotowałá. Iuż sie po leśie ptacy ozywali/ Switu ranego z ochotą czekáli.
PIESN TRZECIA.
I. DZień sie przybliżał/ á zá chłodney rosy/ Iutrzenká iędrzne rozwiiałá włosy. Błędliwy mieśiąc swey ostátniey kwadrze/ Skąpe promienie vtykał w zánadrze. A Cynozurá leniwymi kroki/ Vstępowała zleká zá
Skrót tekstu: TwarKPoch
Strona: C3v
Tytuł:
Pochodnia miłości bożej
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628