szata od złota Nieozdobi ona płota. Ani ciebie zalecą Tylety drogie/ Kiedy lice niechędogie. Więc postać dla nabycia gładkości Fantu/ Dla Kamfory/ dla Dragantu. Lubo po mleko ośle/ lubo do Nila/ Po łajno Krokodyla. Zęby bielić murzyna: i z okopciały/ Białą barwę skronie miały. Pal migdały na wągiel/ a żeby brwiczki/ Czarnej nabyły barwiczki. Krusz Korale/ i z Morską pomieszaj pianą/ Żebyś stąd była rumianą. Maluj się/ upizmuj się/ potrząśniej putrem/ A przecieś ty świnim futrem. Darmo te kunszty które/ gdy ludzie widzą/ Jak się śmieją/ jako szydzą Ktoś prędko gwoździk zgryźszy chuchnąwszy
szátá od złotá Nieozdobi oná płotá. Ani ćiebie zálecą Tylety drogie/ Kiedy lice niechędogie. Więc postáć dla nábyćia głádkośći Fántu/ Dla Kámphory/ dla Drágántu. Lubo po mleko ośle/ lubo do Nylá/ Po łáyno Krokodylá. Zęby bielić murzyná: y z okopćiáły/ Białą bárwę skronie miáły. Pal migdały ná wągiel/ á zeby brwiczki/ Czarney nábyły bárwiczki. Krusz Korale/ y z Morską pomieszay piáną/ Zebyś ztąd była rumiáną. Máluy się/ vpiżmuy się/ potrząśniey putrem/ A przećieś ty świnim futrem. Dármo te kunszty ktore/ gdy ludźie widzą/ Iák się śmieią/ iáko szydzą Ktoś prędko gwozdźik zgryźszy chuchnąwszy
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 175
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
rejestru/ słuszna strój rachować; A to Baranie futro/ z czoła/ za piec schować. Godne i całe głowy/ za piecem pokoju; Które się/ jako dziecka szpecą/ pragnąc stroju. Świat się opak obrócił: o co Dzieciom łają; Oto się same Matki/ częstokroć starają. Z prostoty/ popisze się wąglami/ Dziecina; Az przed Matką/ Dzieciny małej/ wielka wina Laje gromi: a podczas/ nie trzymając długu/ Brzozowym zmywa sokiem/ pstrociny bez ługu. Na którą/ wołać trzeba: Hala miła Pani! Któż to/ co sam rad czyni/ w prostych dzieciach gani? Ciebieć to Matko/ własna Córka
reiestru/ słuszná stroy ráchowáć; A to Báránie futro/ z czołá/ zá piec schowáć. Godne y cáłe głowy/ zá piecem pokoiu; Ktore się/ iáko dźiecká szpecą/ prágnąc stroiu. Swiát się opak obroćił: o co Dźiećiom łáią; Oto się sáme Mátki/ częstokroć stáráią. Z prostoty/ popisze się wąglámi/ Dźiećiná; Az przed Matką/ Dźiećiny máłey/ wielka winá Láie gromi: á podczas/ nie trzymáiąc długu/ Brzozowym zmywá sokiem/ pstroćiny bez ługu. Ná ktorą/ wołáć trzebá: Hálá miłá Páni! Ktoż to/ co sam rád czyni/ w prostych dźiećiách gáni? Ciebieć to Mátko/ włásna Corká
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: D2
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
LAS
W las idąc, czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też odpuścisz, choć cię i zakole. Te — usta i smakiem swym nasycają kiszki; Drugie albo nic, albo płonę rodzą szyszki
LAS
W las idąc, czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też odpuścisz, choć cię i zakole. Te — usta i smakiem swym nasycają kiszki; Drugie albo nic, albo płonę rodzą szyszki
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 14
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dla Boga rozwodu. Choć ich ciała jeden dach, spólne mają węgły, Ale serca niesforne tysiąc mil rozprzęgły. Ustawiczne bluźnierstwo, przysięgi, afronty, Drżą ściany, lecą z dachu wytrzęsione gonty: Mąż słowo, żona dziesięć, jakoby w zawody Idą z sobą o sztukę, kto ma milczeć wprzódy; A diabeł czarnym wąglem drukuje ich mowy. Panie, na końcu świata wróć w stadłach świat nowy! 124 (P). MYŚLIWSKA OMYŁKA
Wprawując syna w łowy, mój myśliwiec stary Uczy go, jako w kniei naszczuwać ogary; Jako zawsze do sarny trzeba zmykać w oczy,
Do zająca, gdy w pole wypada, z uboczy; Jako
dla Boga rozwodu. Choć ich ciała jeden dach, spólne mają węgły, Ale serca niesforne tysiąc mil rozprzęgły. Ustawiczne bluźnierstwo, przysięgi, afronty, Drżą ściany, lecą z dachu wytrzęsione gonty: Mąż słowo, żona dziesięć, jakoby w zawody Idą z sobą o sztukę, kto ma milczeć wprzódy; A diaboł czarnym wąglem drukuje ich mowy. Panie, na końcu świata wróć w stadłach świat nowy! 124 (P). MYŚLIWSKA OMYŁKA
Wprawując syna w łowy, mój myśliwiec stary Uczy go, jako w kniei naszczuwać ogary; Jako zawsze do sarny trzeba zmykać w oczy,
Do zająca, gdy w pole wypada, z uboczy; Jako
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 61
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
braku. 455. CZYŚCIEC
Prą lutrzy, że po śmierci, nim pójdziem do nieba, Ogniem czyścowym grzechy wypalać nam trzeba; Chyba że kto do piekła potępion wyraźnie, Taki się już czyścowej nie obawia łaźnie. Czytajże Izajasza: choć był żywy jeszcze, Gdzie żeby go oczyścił, anioł, wziąwszy w kleszcze Ognisty wągiel, którym, z bliskiego ołtarza, W usta go, żeby mogły Boga chwalić, sparza. Ach, trudnoż się człowieku nie umączyć w młynie, Trzeba serce i język wypalić w kominie, Który nam obcowanie tego świata kładzie, Nim Bogu śpiewać w jego wybranych gromadzie Będziemy z aniołami święte one pieśni; Im kto
braku. 455. CZYŚCIEC
Prą lutrzy, że po śmierci, nim pójdziem do nieba, Ogniem czyścowym grzechy wypalać nam trzeba; Chyba że kto do piekła potępion wyraźnie, Taki się już czyścowej nie obawia łaźnie. Czytajże Izajasza: choć był żywy jeszcze, Gdzie żeby go oczyścił, anioł, wziąwszy w kleszcze Ognisty wągiel, którym, z bliskiego ołtarza, W usta go, żeby mogły Boga chwalić, sparza. Ach, trudnoż się człowieku nie umączyć w młynie, Trzeba serce i język wypalić w kominie, Który nam obcowanie tego świata kładzie, Nim Bogu śpiewać w jego wybranych gromadzie Będziemy z aniołami święte one pieśni; Im kto
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 203
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
długie położywszy spanie,
Póki trąba nie zagrzmi w ostatnie świtanie. Lecz że każdemu z nieba naznaczona miara I śmierć nakręconego pilnuje zegara, Żyć trzeba, w oschle żalem ciężki oddech płuca Ciągnąc, kiedy się serce jako w ogniu rzuca, I w niezmiernej żałości ten kaganiec żywy Poddymać przelewając łez miasto oliwy, Dokąd się w wągiel albo w popiół nie obróci. A Ty, Boże! Gdy w żalach biedny ociec nuci I przed Twoim zniżonym gniewem aż do śmierci Śmierć dwojga ukochanych opłakuje dzieci, Przez mękę Syna i przez Matki Jego smutek, Przez Twoję dobroć, której pewny zawsze skutek, Przez przyczynę Twych świętych, na mdłe mając ciało Respekt,
długie położywszy spanie,
Póki trąba nie zagrzmi w ostatnie świtanie. Lecz że każdemu z nieba naznaczona miara I śmierć nakręconego pilnuje zegara, Żyć trzeba, w oschle żalem ciężki oddech płuca Ciągnąc, kiedy się serce jako w ogniu rzuca, I w niezmiernej żałości ten kaganiec żywy Poddymać przelewając łez miasto oliwy, Dokąd się w wągiel albo w popiół nie obróci. A Ty, Boże! Gdy w żalach biedny ociec nuci I przed Twoim zniżonym gniewem aż do śmierci Śmierć dwojga ukochanych opłakuje dzieci, Przez mękę Syna i przez Matki Jego smutek, Przez Twoję dobroć, której pewny zawsze skutek, Przez przyczynę Twych świętych, na mdłe mając ciało Respekt,
Skrót tekstu: MorszSŻaleBar_II
Strona: 110
Tytuł:
Smutne żale...
Autor:
Stanisław Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołym Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I
Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołem Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołym Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem płomieniem przez okna wybucha (Próżno wtenczas gospodarz na ratunek woła, Cała gromada
i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel gore, a potem w szczery popiół taje, Tak ja opanowany będąc twą miłością, Wzdychałem naprzód, srogą ściśniony tęsknością, Potem sobie i łzami serce ulżywało, Teraz, gdy mi obojga tego już nie stało, Tleję w wągiel, a jeśli nie pojrzysz wesołem Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem płomieniem przez okna wybucha (Próżno wtenczas gospodarz na ratunek woła, Cała gromada
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
młotem, Twardy dąb stary wiekiem skamieniały, Twarde skały na morskie nie dbające wały — Twardszaś ty, panno, której łzy me nie złamały, Nad żelazo, diament, stary dąb i skały. WACHLARZYK ODDANY
Co mi wiatr czynić, co mię chłodzić miało, To mię płomieniem żywym podżegało. Czym ja to wągiel, na który gdy wieje Kuchenna ręka, tym prędzej niszczeje? Bojąc się tedy, żeby w tydzień święty, W który z serc naszych Kupido wyklęty, Nie nagabał mię wiatrem bożek młody, Odsyłam modlitw i skruchy przeszkody; Jednak chcę, abyś wiedziała i o tem, Żem bardziej sługą twoim niż dewotem.
młotem, Twardy dąb stary wiekiem skamieniały, Twarde skały na morskie nie dbające wały — Twardszaś ty, panno, której łzy me nie złamały, Nad żelazo, dyjament, stary dąb i skały. WACHLARZYK ODDANY
Co mi wiatr czynić, co mię chłodzić miało, To mię płomieniem żywym podżegało. Czym ja to wągiel, na który gdy wieje Kuchenna ręka, tym prędzej niszczeje? Bojąc się tedy, żeby w tydzień święty, W który z serc naszych Kupido wyklęty, Nie nagabał mię wiatrem bożek młody, Odsyłam modlitw i skruchy przeszkody; Jednak chcę, abyś wiedziała i o tem, Żem bardziej sługą twoim niż dewotem.
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 60
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
temu nie przeczy, Co każdą miłość najskuteczniej leczy; A dziewka, godna za jedną noc świata, Udolna rozgrzać lody Ksenokrata, Gardzi mną tak, że gdy się kuszę o nią, Tym bardziej stroni, im ją bardziej gonię. Cóż tu rzec? Stąd mam śnieżyste Bałkany, Stąd Etnę, stąd mróz, stąd wągiel rozgrzany. Nie równam jednak zimy z kanikułą I salamandrą chcę być, nie śniegułą. NA GLINKĘ
Glinka, że nigdy w domu nie jada, tak głosi; I prawda: nic nie jada, gdy go kto nie prosi. NA RUSZNICĘ
Królewski orzeł, niosąc zdobycz w szponie, Z której obnażył świeżo gniazdo wronie,
temu nie przeczy, Co każdą miłość najskuteczniej leczy; A dziewka, godna za jedną noc świata, Udolna rozgrzać lody Ksenokrata, Gardzi mną tak, że gdy się kuszę o nię, Tym bardziej stroni, im ją bardziej gonię. Cóż tu rzec? Stąd mam śnieżyste Bałkany, Stąd Etnę, stąd mróz, stąd wągiel rozgrzany. Nie równam jednak zimy z kanikułą I salamandrą chcę być, nie śniegułą. NA GLINKĘ
Glinka, że nigdy w domu nie jada, tak głosi; I prawda: nic nie jada, gdy go kto nie prosi. NA RUSZNICĘ
Królewski orzeł, niosąc zdobycz w szponie, Z której obnażył świeżo gniazdo wronie,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 86
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971