się ucieszyć na niedźwiedzie; byli ze mną w kompanii ciż ipp. Żyzemscy, ip. Uniechowski pisarz ziemski miński z swemi brytanami i pokurciami, ipp. Kostrowiccy Marcin i Wawrzyniec. Miejsca objeżdżaliśmy piękne i bardzo podobne w gonach haniebnie dobrych, i niedźwiedź był gęsty, ale tak nieszczęśliwieśmy czas cały ustawicznie się włócząc przepędzili, żeśmy nigdzie znaleźć, a zatem uciechy mieć nie mogli. Miałem się wszędy, gdzieśmy się obrócili, na poczostce dobrze, jako to: u ip. pisarza, Żyzemskich, Kostrowickiego w Sinicy; wróciłem się nazad do Bakszt 14 Julii.
Wyjechałem z Bakszt 28 Julii do Rohotnej,
się ucieszyć na niedźwiedzie; byli ze mną w kompanii ciż jpp. Żyzemscy, jp. Uniechowski pisarz ziemski miński z swemi brytanami i pokurciami, jpp. Kostrowiccy Marcin i Wawrzyniec. Miejsca objeżdżaliśmy piękne i bardzo podobne w gonach haniebnie dobrych, i niedźwiedź był gęsty, ale tak nieszczęśliwieśmy czas cały ustawicznie się włócząc przepędzili, żeśmy nigdzie znaleźć, a zatém uciechy miéć nie mogli. Miałem się wszędy, gdzieśmy się obrócili, na poczostce dobrze, jako to: u jp. pisarza, Żyzemskich, Kostrowickiego w Sinicy; wróciłem się nazad do Bakszt 14 Julii.
Wyjechałem z Bakszt 28 Julii do Rohotnéj,
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 157
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
moim ryba, Dalej już powszednieje i smak traci, chyba
Tamtej sól, temu przyjaźń osobna posłuży, Że ryba dobra i gość będzie gościem dłużej. 30 (P). NA DYSZLU ŻYWOT ZALECENIE CZĘSTYCH PODROŻY
Nie wiem, jeśli kto, lecz ja nie chwalę nikomu, Że bywszy gospodarzem, gości w swoim domu. Włócząc się bez przestanku, żyje jak na dworze, Wszytko swoje w tłumoku, wszytko chowa w worze, Nie zna zamków i kłódek, nie zna swoich kluczy. Choć i Cygan na trzy dni rozgaszcza się w kuczy, Ty z noclegu na popas, na nocleg z popasu; Lubo do karczemnego wybierasz się wczasu, Lubo
moim ryba, Dalej już powszednieje i smak traci, chyba
Tamtej sól, temu przyjaźń osobna posłuży, Że ryba dobra i gość będzie gościem dłużej. 30 (P). NA DYSZLU ŻYWOT ZALECENIE CZĘSTYCH PODROŻY
Nie wiem, jeśli kto, lecz ja nie chwalę nikomu, Że bywszy gospodarzem, gości w swoim domu. Włócząc się bez przestanku, żyje jak na dworze, Wszytko swoje w tłumoku, wszytko chowa w worze, Nie zna zamków i kłódek, nie zna swoich kluczy. Choć i Cygan na trzy dni rozgaszcza się w kuczy, Ty z noclegu na popas, na nocleg z popasu; Lubo do karczemnego wybierasz się wczasu, Lubo
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 24
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
od Chłopów milczkiem porywani, I za lada Tatarom szkapy przedawani. Co głód ciężki sprawował, nie perswadowany Żadnym względem żywota. I lubo Hetmany Obchodzić to musiało, i srogie zakazy O tym były, przecież ich choć wielekroć razy Parowano ku Wałom, nic nie odstraszyło Od tego apetytu,i więcej ich było Co się włócząc niewiedzieć gdzie poprzepadali, Niż którzy oblężenie ciężkie to wytrwali. Ab mizerni kiedy żyć i przepłynąć, kiedy Już się zdali, u brzegu potoneli tedy! Jako tym sturbowany cięsko. Potocki z Dynofem Starosta Sokaskim obsides do Tatarów. Część TRZECIA Ich pochwala za to. Naszych bezpieczeństwo. Tandem z-Szańców swych wynida
od Chłopow milczkiem porywáni, I zá ládá Tátárom szkapy przedawáni. Co głod ćieszki sprawował, nie perswadowány Zadnym względem żywotá. I lubo Hetmány Obchodźić to musiało, i srogie zakazy O tym były, przećież ich choć wielekroć razy Párowano ku Wáłom, nic nie odstrászyło Od tego áppetytu,i więcey ich było Co się włocząc niewiedźieć gdźie poprzepadali, Niż ktorzy oblężenie ćiężkie to wytrwáli. Ab mizerni kiedy żyć i przepłynąć, kiedy Iuż się zdali, u brzegu potoneli tedy! Iako tym sturbowany ćięsko. Potocki z Dynofem Starosta Sokaskim obsides do Tatarow. CZESC TRZECIA Ich pochwala za to. Naszych bezpieczenstwo. Tandem z-Szańcow swych wynida
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 97
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, Choć przy córek twych kupie. Że zamokłe w kale gdziesi Za babami po trecieW głowach żony twej zawiesi Przy gazowym kornecie, A sam do niej wlezie knechta Pod puchową pierzynę, Czasem z sobą i nabechta Spodobawszy zwierzynę. Że cię w ciężkim smutku znuży, Ze wszytkiego odrapie, Dla przewodni i dla stróży Często włócząc przy szkapie. Że ci z własnych zamtuz córek I z chałupy uczyni, A za podły pereł sznurek Macierzyństwa przyczyni. Wybacz, mówię, że cię boli Tam, gdzie przedtem świędziało, Nie to bowiem już w niewoli, Co w swobodzie jest ciało. Tu szlacheckie, a tam gburze, Któż ci winien, kochany
, Choć przy córek twych kupie. Że zamokłe w kale gdziesi Za babami po trecieW głowach żony twej zawiesi Przy gazowym kornecie, A sam do niej wlezie knechta Pod puchową pierzynę, Czasem z sobą i nabechta Spodobawszy zwierzynę. Że cię w ciężkim smutku znuży, Ze wszytkiego odrapie, Dla przewodni i dla stróży Często włócząc przy szkapie. Że ci z własnych zamtuz córek I z chałupy uczyni, A za podły pereł sznurek Macierzyństwa przyczyni. Wybacz, mówię, że cię boli Tam, gdzie przedtem świędziało, Nie to bowiem już w niewoli, Co w swobodzie jest ciało. Tu szlacheckie, a tam gburze, Któż ci winien, kochany
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 196
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
i grzmotów Dla swych zbytecznych albo wszetecznych obrotów. I ten to wszytek bywa pożytek prędkości. Wiedz, niećwiczona młodzi, że żona nie gości. W pomocy nieba stanu potrzeba nabywać, Bo przez womity trudno kobity pozbywać. OBYCZAJ WIARY I MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ
– Duszeńko, serce moje, połóżże się od ściany, bo to włócząc się na zimnie za tą tam trąbą myśliwą wiatru w siebie nabrałeś, kataru nabyłeś, na samym drzwi otwarciu i wstręcie leżeć ci nieskładnie i niezdrowo. Lepiej, że ja ciebie z kraju zalegę, mając na warcie wczas i wygodę twoję.
– Dobrze, moja duszo kochana, uczynię, jak każesz, a
i grzmotów Dla swych zbytecznych albo wszetecznych obrotów. I ten to wszytek bywa pożytek prędkości. Wiedz, niećwiczona młodzi, że żona nie gości. W pomocy nieba stanu potrzeba nabywać, Bo przez womity trudno kobity pozbywać. OBYCZAJ WIARY I MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ
– Duszeńko, serce moje, połóżże się od ściany, bo to włócząc się na zimnie za tą tam trąbą myśliwą wiatru w siebie nabrałeś, kataru nabyłeś, na samym drzwi otwarciu i wstręcie leżeć ci nieskładnie i niezdrowo. Lepiej, że ja ciebie z kraju zalegę, mając na warcie wczas i wygodę twoję.
– Dobrze, moja duszo kochana, uczynię, jak każesz, a
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 262
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
pełności kraju własnego?
– Podjazdami dalekimi i ustawicznymi.
– To pewnie z generalnego obozu spod Zamościa pod Krzeszów?
– Tak jest, Mcia Dobrodziejko, i tu, i dalej prawie całą ordynacyją za nieprzyjacielem stratowaliśmy, zjeździwszy cale kulbaki i konie tak dalece, że nam już i strzemion nie stawa, dopieroż kości włócząc grzyszne ciało diabeł go wie kędy.
– Żal się Boże tak ogromnej fatygi WMćPaństwa, którą, widzę, nadgradza ciągnienie do proporcji imprez podjazdowych od miasteczka do miasteczka, ode wsi do wsi, od dworu do dworu, z ostatnią zgubą mizernych charłaków szlacheckich.
– Niech znają żołnierza krew przy całości swojej lejącego.
– Podobno
pełności kraju własnego?
– Podjazdami dalekimi i ustawicznymi.
– To pewnie z generalnego obozu spod Zamościa pod Krzeszów?
– Tak jest, Mcia Dobrodziejko, i tu, i dalej prawie całą ordynacyją za nieprzyjacielem stratowaliśmy, zjeździwszy cale kulbaki i konie tak dalece, że nam już i strzemion nie stawa, dopieroż kości włócząc grzyszne ciało dyjaboł go wie kędy.
– Żal się Boże tak ogromnej fatygi WMćPaństwa, którą, widzę, nadgradza ciągnienie do proporcyi imprez podjazdowych od miasteczka do miasteczka, ode wsi do wsi, od dworu do dworu, z ostatnią zgubą mizernych charłaków szlacheckich.
– Niech znają żołnierza krew przy całości swojej lejącego.
– Podobno
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 281
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
statis temporibûs, kopytami silno śnieg łamie i grzebie, trawę letnią śniegiem okrytą odkrywa, popas sobie czyniąc; posiliwszy się, zaczętą kontynuje drogę.
SUHAK, Zwierz prędkości wielkiej i dzikości, do dzikiej podobny Kozy, rogami uarmowany od natury. To w nim tylko rzecz osobliwa, że pasąc się nazad się pomyka, pysk włócząc po ziemi, alias jeść nie mogący. Stąd podobno SUHAKIEM nazwany, że sunie pysk, czyli też Tatarskim terminem; bo z tamtąd do Polski swój rodzaj wprowadził. Bystrego jest wzroku; z daleka tedy widząc zdradę, drugich towarzyszów świstem do ucieczki animuje.
SOBOL Zwierz nie wielki, ale wielkich Panów i Bogaczów strojący
statis temporibûs, kopytami śilno śnieg łamie y grzebie, trawę letnią śniegiem okrytą odkrywa, popas sobie czyniąc; posiliwszy się, zaczętą kontynuie drogę.
SUHAK, Zwierz prędkości wielkiey y dzikości, do dzikiey podobny Kozy, rogami uarmowany od natury. To w nim tylko rzecz osobliwa, że pasąc się nazad się pomyka, pysk włocząc po ziemi, alias ieść nie mogący. Ztąd podobno SUHAKIEM nazwany, że sunie pysk, czyli też Tatarskim terminem; bo z tamtąd do Polski swoy rodzay wprowadził. Bystrego iest wzroku; z daleka tedy widząc zdradę, drugich towarzyszow świstem do ucieczki animuie.
SOBOL Zwierz nie wielki, ale wielkich Panow y Bogaczow stroiący
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 584
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
tak puszczać, kiedy pan zakaże.” Gniewałbym się serdecznie, lecz nie wiem na kogo, Właśnie mi było trzeba przedawać tak drogo. Chodzę po izbie to tam, to sam, gryząc wargi. Zboża w worach ubywa, śląc na one targi; Drew mi nie ma kto wozić, bowiem kmiecie sprzążą Włócząc po miastach, i dni, i szkapy mitrężą. Nuż jeszcze spadną targi za zbliżeniem żniwa! „Puścze już wedle targu; chłopcze, daj mu piwa.” Wolęć taniej przedawać, niźli myszom chować Abo do biedy ludziom niepewnym borgować. 229. ZEGAREK
„Czemu teraz zegarek stawa o północy? Przedtem tego nie czynił
tak puszczać, kiedy pan zakaże.” Gniewałbym się serdecznie, lecz nie wiem na kogo, Właśnie mi było trzeba przedawać tak drogo. Chodzę po izbie to tam, to sam, gryząc wargi. Zboża w worach ubywa, śląc na one targi; Drew mi nie ma kto wozić, bowiem kmiecie sprzążą Włócząc po miastach, i dni, i szkapy mitrężą. Nuż jeszcze spadną targi za zbliżeniem żniwa! „Puśćże już wedle targu; chłopcze, daj mu piwa.” Wolęć taniej przedawać, niźli myszom chować Abo do biedy ludziom niepewnym borgować. 229. ZEGAREK
„Czemu teraz zegarek stawa o północy? Przedtem tego nie czynił
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 648
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
prosząc/ Jako czego u niego zechce nie odnosząc/ Niebo wszytko zamiesza straśliwym hałasem/ Aż ją musi ubłagać/ i przepraszać czasem. Jako zła na Wenerę! Co barzo i tobie (Rzecze do niej) pomogło. Gdy budując sobie Kiedyżkolwiek ruinę swojej Kartaginie Od Wnuków Dardanowych/ w pobożnym jej Synie Mściła się Eneaszu/ włócząc go po ziemi/ I miotając na morzu wiatry Libijskiemi; Jako w Pasie/ jako tu czasem przemieszkiwa. A na kogo łaskawa/ tak jest dobrotliwa: Kogo zaś nienawidzi/ tak zła/ i do wiary Ludzkiej nie ubłagana/ że w obojgu miary Nie ma żadnej. Przy których pospołu jej prosi Żeby jadła rozmowach.
prosząc/ Iáko czego v niego zechce nie odnosząc/ Niebo wszytko zamiesza stráśliwym háłásem/ Aż ią musi vbłagáć/ y przepraszáć czásem. Iáko zła ná Wenerę! Co barzo y tobie (Rzecze do niey) pomogło. Gdy buduiąc sobie Kiedyżkolwiek ruinę swoiey Kártáginie Od Wnukow Dárdánowych/ w pobożnym iey Synie Mściłá się Eneaszu/ włocząc go po ziemi/ Y miotáiąc ná morzu wiátry Libiyskiemi; Iáko w Pássie/ iáko tu czásem przemieszkiwa. A na kogo łaskáwa/ ták iest dobrotliwa: Kogo záś nienáwidzi/ ták zła/ y do wiáry Ludzkiey nie vbłagáná/ że w oboygu miáry Nie ma żadney. Przy ktorych pospołu iey prosi Zeby iádłá rozmowách.
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 117
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
to, potem mu kazała Przyść w ten czas, gdy w pierwospy dusza każda spała; Jako drzwi otworzywszy miał postąpić sobie, Którędy przyść do łóżka, uczy w onej dobie. Grek czuły według nauki mistrzyni kochanej Godziny, jak posnęli wszyscy, pożądanej Dopatrzy, idzie cicho, drzwi otwiera małe, Dybie pomału, kroki włócząc ociężałe.
LXIII.
Stopy szeroko kładzie, a zadnią się wspiera, Nos ściska, gębę dłonią dla tchnienia zawiera; Tak więc ostrożnie chodzić w pociemku pragniemy, Gdy goździa lub szkła zdeptać ostrego nie chcemy. Rękę przed sobą niesie, ślepej drogi maca, Chód, jako zawieszony, do łóżka obraca. Nalazł je,
to, potem mu kazała Przyść w ten czas, gdy w pierwospy dusza każda spała; Jako drzwi otworzywszy miał postąpić sobie, Którędy przyść do łóżka, uczy w onej dobie. Grek czuły według nauki mistrzyni kochanej Godziny, jak posnęli wszyscy, pożądanej Dopatrzy, idzie cicho, drzwi otwiera małe, Dybie pomału, kroki włócząc ociężałe.
LXIII.
Stopy szeroko kładzie, a zadnią się wspiera, Nos ściska, gębę dłonią dla tchnienia zawiera; Tak więc ostrożnie chodzić w pociemku pragniemy, Gdy goździa lub śkła zdeptać ostrego nie chcemy. Rękę przed sobą niesie, ślepej drogi maca, Chód, jako zawieszony, do łóżka obraca. Nalazł je,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 372
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905