piórem, Które nie dziecię niebieskiej tokarnie, Lecz miał kto nosić z kuchnie i piekarnie! I lubom wszytko, co masz w swej osobie I co jest twego, upodobał sobie, Ganię z tej jednak nie ciebie przyczyny, Nie matkę, ojca, mamkę, ale chrzciny. KOCHANIE
Jako kiedy przy gmachu słoneczne promienie Wdzierają się przez ściany między czarne cienie, Wiją się proszki drobne, dzieci je zławiają Do garści dla korzyści, aż wiatr w zysku mają — Tak promień, pani, twego ozdobnego lica Wkradł się w serce, chciwego wpuściła źrenica, A sen, dzieciom podobny, już temu nieblisko, Stroi ze mną tęskliwym dziecinne igrzysko:
piórem, Które nie dziecię niebieskiej tokarnie, Lecz miał kto nosić z kuchnie i piekarnie! I lubom wszytko, co masz w swej osobie I co jest twego, upodobał sobie, Ganię z tej jednak nie ciebie przyczyny, Nie matkę, ojca, mamkę, ale chrzciny. KOCHANIE
Jako kiedy przy gmachu słoneczne promienie Wdzierają się przez ściany między czarne cienie, Wiją się proszki drobne, dzieci je zławiają Do garści dla korzyści, aż wiatr w zysku mają — Tak promień, pani, twego ozdobnego lica Wkradł się w serce, chciwego wpuściła źrenica, A sen, dzieciom podobny, już temu nieblisko, Stroi ze mną tęskliwym dziecinne igrzysko:
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 251
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła, A ja też wiedząc jako zażyć tej godziny,
twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła, A ja też wiedząc jako zażyć tej godziny,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 327
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
brata niski sługa; wolałbyś szatana Albo kogo niż szatan gorszego rozdrażnić Aniżeli takiego mieszańca sprzyjaźnić.
Mało przyjdzie, niech się jej cnotliwy wyrzeka, Ale wszędzie o tobie po jarmarkach szczeka. Kędykolwiek przeczuje pod wiechą o trunku, Jeśli nie ma za co pić, szuka basarunku. Tak ci, pod urodzenia szlacheckiego szaniec Wdzierając się niesłusznie, dokuczy mieszaniec. Insza rodzić, insza rzecz, moim zdaniem, płodzić; Kto tylko z ojca szlachcic, rodzenia dowodzić Szlacheckiego nie może, choćby chciał najbardziej. Niechaj się raczej tacy nie rodzą basztardzi: Najlepiej kmiotka kmiecia, szynkarka mieszczucha, Bo szlachcica nie może, chyba kostroueha. Do wywodu
brata niski sługa; wolałbyś szatana Albo kogo niż szatan gorszego rozdrażnić Aniżeli takiego mieszańca sprzyjaźnić.
Mało przyjdzie, niech się jej cnotliwy wyrzeka, Ale wszędzie o tobie po jarmarkach szczeka. Kędykolwiek przeczuje pod wiechą o trunku, Jeśli nie ma za co pić, szuka basarunku. Tak ci, pod urodzenia szlacheckiego szaniec Wdzierając się niesłusznie, dokuczy mieszaniec. Insza rodzić, insza rzecz, moim zdaniem, płodzić; Kto tylko z ojca szlachcic, rodzenia dowodzić Szlacheckiego nie może, choćby chciał najbardziej. Niechaj się raczej tacy nie rodzą basztardzi: Najlepiej kmiotka kmiecia, szynkarka mieszczucha, Bo szlachcica nie może, chyba kostroueha. Do wywodu
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 393
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
O NAPRAWIE RZECZYPOSPOLITEJ VOTUM
Wiem, szlachetne rycerstwo, że moje Kameny Nie będą miały u was nigdy takiej ceny, Jakiej są fraszki tylko poety wielkiego, Który — wysokim duchem Homera mądrego Natchniony — przetłumaczył pienia Dawidowe Ojczystym językiem, a czyniąc rymy nowe Dostąpił wysokiego wierzchu Kalijopy, Gdzie potem, trzymając się pilnie jego stopy, Wdzierają się tuż za nim wdzięczni Morsztynowie, Grochowscy, Lubomirscy, Symonidesowie. Toż Kochanowscy drudzy: Andrzej z Mikołajem Piotra nie opuszczając z takimże zwyczajem, Nuż Paszkowscy, Paproccy i cni Herbułtowie, Gruszczyńscy z Bączalskimi, przy nich i Sępiowie. I których wy jedno od pospólstwa grubego, O wiekopomne siostry Helikonu cnego,
O NAPRAWIE RZECZYPOSPOLITEJ VOTUM
Wiem, szlachetne rycerstwo, że moje Kameny Nie będą miały u was nigdy takiej ceny, Jakiej są fraszki tylko poety wielkiego, Który — wysokim duchem Homera mądrego Natchniony — przetłumaczył pienia Dawidowe Ojczystym językiem, a czyniąc rymy nowe Dostąpił wysokiego wierzchu Kalijopy, Gdzie potem, trzymając się pilnie jego stopy, Wdzierają się tuż za nim wdzięczni Morstynowie, Grochowscy, Lubomirscy, Symonidesowie. Toż Kochanowscy drudzy: Andrzej z Mikołajem Piotra nie opuszczając z takimże zwyczajem, Nuż Paszkowscy, Paproccy i cni Herbułtowie, Gruszczyńscy z Bączalskimi, przy nich i Sępiowie. I których wy jedno od pospólstwa grubego, O wiekopomne siostry Helikonu cnego,
Skrót tekstu: StarVotBar_I
Strona: 306
Tytuł:
Votum o naprawie Rzeczypospolitej
Autor:
Szymon Starowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1625
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
swoim i obcym nieprzyjaciołom nie masz. Miasta, miasteczka, wsie upadają, handel się niszczy, rzemieślnik nie robi. Próżniaków, hołotów moc niezliczona rośnie. W kraju moneta rzadka lub zepsowana z gruntu i głód częsty. Elekcyje na magistraty, na urzędy, na funkcyje nie dochodzą. Gorsi i mniej godni do wszystkiego się wdzierają i utrzymują się pieniędzmi lub gwałtem, na to wszystko rady nie masz. Senat, starszyzna, lepszy i rozumniejsi albo ręce opuścili, albo moc i kredyt stracili, powaga królewska i senatu ustaje, narzekają wszyscy, a ci, którzy powinni, błaho albo nic nie robią i winę zwalają na inszych. Takie są charaktery
swoim i obcym nieprzyjaciołom nie masz. Miasta, miasteczka, wsie upadają, handel się niszczy, rzemieślnik nie robi. Próżniaków, hołotów moc niezliczona rośnie. W kraju moneta rzadka lub zepsowana z gruntu i głód częsty. Elekcyje na magistraty, na urzędy, na funkcyje nie dochodzą. Gorsi i mniej godni do wszystkiego się wdzierają i utrzymują się pieniędzmi lub gwałtem, na to wszystko rady nie masz. Senat, starszyzna, lepsi i rozumniejsi albo ręce opuścili, albo moc i kredyt stracili, powaga królewska i senatu ustaje, narzekają wszyscy, a ci, którzy powinni, błaho albo nic nie robią i winę zwalają na inszych. Takie są charaktery
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 230
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
cztery częście Roku różne: to jest, Wiosnę, Lato, Jesień, i Zimę; któreby pewnie musiały nie być, gdyby Słońce tym się biegiem sprzeciwnym nie pomykało. Gg Chceszże być tak niezwyciężony/ Żebyś ku obrotowi mógł iść niebieskiemu. Ukazuje Faetontowi Foebus, że to nań trudna była umieć się wdzierać, i wybijać z wozem Słonecznym przeciwnym biegiem, ku wschodowi Słońva: gdyż niebo gwiazdeczne zapędzonym obrotem swoim nieba wszytkie niesie w krąg ku zachodowi. I tym też sposobem uśułuje go odwieść od przedświęwzięcia. Hh Żeby cię nazad rącza Oś zsobą nie porwała. To jest, żeby Oś, i koła wozu Słonecznego, nieba
cztery częśćie Roku rożne: to iest, Wiosnę, Láto, Ieśień, y Zimę; ktoreby pewnie muśiały nie bydź, gdyby Słońce tym się biegiem sprzećiwnym nie pomykáło. Gg Chceszże bydź ták niezwyćiężony/ Zebyś ku obrotowi mogł iść niebieskiemu. Vkázuie Pháetontowi Phoebus, że to nań trudna byłá vmieć się wdźieráć, y wybiiáć z wozem Słonecznym przećiwnym biegiem, ku wschodowi Słońva: gdyż niebo gwiazdeczne zápędzonym obrotem swoim niebá wszytkie nieśie w krąg ku zachodowi. Y tym też sposobem vśułuie go odwieść od przedświęwźięćia. Hh Zeby ćię názad rącza Oś zsobą nie porwáła. To iest, żeby Oś, y kołá wozu Słonecznego, niebá
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 55
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
swej ozdobie Zaglem pedzi. Lubo mu pomyśli co padnie, Na inszą to niechetni maniere snadnie I kopyto przerobią. leżli też, (strzeż Boże!) Nogi się powinienia i cóż precej może, Jako go to potepić? Czemu się porywał? Ani Wodzów przynamniej z-tym nie oczekwał , W-Rządy się ich wdzierając? Co gdy zmastykuje, Za afekty ku sobie Rycerstwu dziękuje. Gotów je pieczetować co mieć ostatniego Jeszcze może. I przetoż o to Kijowskiego Uprosi Wojewody, że do Glinian zjedzie, I Pany tu Hetmany pospołu z-nim zwiedzie. A lubobyurazy miał co do którego, Puści wszytko mimo się, i z-serca szczerego
swey ozdobie Zaglem pedźi. Lubo mu pomyśli co pádnie, Ná inszą to niechetni maniere snádnie I kopyto przerobią. leżli też, (strzeż Boże!) Nogi sie powinienia i coż precey może, Iáko go to potepić? Czemu sie porywał? Ani Wodzow przynamniey z-tym nie oczekwał , W-Rządy sie ich wdźieráiąc? Co gdy zmástykuie, Zá áffekty ku sobie Rycerstwu dźiekuie. Gotow ie pieczetowáć co mieć ostátniego Ieszcze może. I przetoż o to Kiiowskiego Uprosi Woiewody, że do Glinian ziedźie, I Pány tu Hetmány pospołu z-nim zwiedźie. A lubobyurazy miał co do ktorego, Puśći wszytko mimo sie, i z-serca szczerego
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 26
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
. Do takiego końca Huk ów przyszedł, gdy jutro na zemknieniu słońca Żarliwego z-pół nieba, w-same welgnie oczy, I ciężki Nieprzyjaciel ze wszytkich wytoczy Boków impet: ile na Wielkiego Firleja, Gdzie Czoło i Armata, i wszytkim nadzieja Zdrowia była. lakoż mu ciężko dopinając, I na jego Kwatery gwałtem się wdzierając, Silen był niepomału: by nie Starzec żywy, Sam gromiąc, aam przywodząc, z-tej go zapalczywy Zbił Imprezy; a jednak gdyby w-tym obrocie Miał być dłużej, przy swojej starozytnej Cnocie I Mestwie doświadczonym, bodaj strzymał dali. Z-tąd że, gdyśmy siłami swemi się nie zdali Mocy takiej odeprzeć, do
. Do tákiego końca Huk ow przyszedł, gdy iutro ná zemknieniu słońca Żárliwego z-poł niebá, w-same welgnie oczy, I ćieszki Nieprzyiaćiel ze wszytkich wytoczy Bokow impet: ile ná Wielkiego Firleia, Gdźie Czoło i Armata, i wszytkim nadźieiá Zdrowia byłá. lákoż mu ćieszko dopinaiąc, I na iego Kwátery gwałtem sie wdźieraiąc, Silen był niepomału: by nie Starzec żywy, Sam gromiąc, aam przywodząc, z-tey go zapalczywy Zbił Imprezy; á iednak gdyby w-tym obroćie Miał bydź dłużey, przy swoiey starozytney Cnoćie I Mestwie doświadczonym, boday strzymał dali. Z-tąd że, gdyśmy siłami swemi sie nie zdali Mocy tákiey odeprzeć, do
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 58
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
będą ludzie sami siebie miłujący, chciwi, hardzi, pyszni, bluźnierce, i inszych wiele rzeczy które przydaje tym zwodzicielom, przyzwoitych, nakoniec to co im właśnie należy przytoczył, mając wzór pobożności, ale się prząc mocy jej, a tych się strzeż, boć z tych są niektórży, którzy się do domów wdzierają, i pojmują w niewolą niewiasty obciążone grzechami, które bywają uwodzone rozmaitemi żądzami, zawżdy się ucząc, a nigdy ku wiadomości prawdy nie przychodząć, ludzie na umyśle skażeni, błędni około wiary. Tu Synu jak we źwierciedle na oko obaczyć (jeśli zechcesz) możesz/ i rad nie rad sumnieniem zniewolony przyznać musisz/ że
będą ludźie sami śiebie miłuiący, chćiwi, hardzi, pyszni, bluźnierce, y inszych wiele rzeczy ktore przydaie tym zwodzićielom, przyzwoitych, nakoniec to co im własnie należy przytocżył, maiąc wzor pobożnośći, ale się prząc mocy iey, a tych się strzez, boć z tych są niektorży, ktorzy się do domow wdzieraią, y poymuią w niewolą niewiasty obćiążone grzechámi, ktore bywaią vwodzone rozmáitemi żądzami, zawżdy się vcżąc, a nigdy ku wiadomosći prawdy nie przychodząć, ludzie na vmyśle skażeni, błędni około wiary. Tu Synu iák we źwierćiedle ná oko obacżyć (ieśli zechcesz) możesz/ y rad nie rad sumnieniem zniewolony przyznáć muśisz/ że
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 80v
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
na wolność, potym już jej choć się trafi nie tykając, teste Alberto Magno. Cud by to był natury, i Symbolum w dzięczności.
LAGANA albo Laghane, w Krainie Indyjskiej, Zubuł rzeczony, jest Ptak w nieprzyjaźni, z wielorybem żyjący, który tylko co paszczę otworzy swoję, ten Ptak aż do wnętrzności jego wdziera się, serce i wnętrzności jego pożera, i śmierć przynosi, jako docieczono w eksenterowanym wielekroć Wielorybie; testibûs Pigafetiâ, Petrô Hispalensi et Szentywani.
ŁABĘC jaki jest, ciekawe na stawach w Polsce napatrzy się oko: ale czy prawda, ze canunt sua sunera Cygni, o tym sub titulo DUBITANTIUS dałem ratiocinium. Jest
na wolność, potym iuż iey choć się trafi nie tykaiąc, teste Alberto Magno. Cud by to był natury, y Symbolum w dzięczności.
LAGANA albo Laghane, w Krainie Indyiskiey, Zubuł rzeczony, iest Ptak w nieprzyiaźni, z wielorybem żyiący, ktory tylko co paszczę otworzy swoię, ten Ptak aż do wnętrzności iego wdziera się, serce y wnętrzności iego pożera, y śmierć przynosi, iako docieczono w exenterowanym wielekroć Wielorybie; testibûs Pigafetiâ, Petrô Hispalensi et Szentywani.
ŁABĘC iaki iest, ciekawe na stawach w Polszcze napatrzy się oko: ale czy prawda, ze canunt sua sunera Cygni, o tym sub titulo DUBITANTIUS dałem ratiocinium. Iest
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 612
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755