całować ugody. LETNI STRÓJ
Nie gań mi lata, nie łaj ciepłej chwili, W którą nie, jako Adam z Ewą żyli, Nago się nosim, atoli pieszczone Dziewczęta lekko chodzą ustrojone I przypadłyby, znając swą płeć czystą, Na materyją jaką przezroczystą. Teraz, w gorąco, Jaga grube szaty Zrzuca i stroje wdziewa Małgorzaty; Koszulka słabo gładkie ramię kryje, Włos nie w więzieniu po szyi się wije: Lub się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały,
całować ugody. LETNI STRÓJ
Nie gań mi lata, nie łaj ciepłej chwili, W którą nie, jako Adam z Ewą żyli, Nago się nosim, atoli pieszczone Dziewczęta lekko chodzą ustrojone I przypadłyby, znając swą płeć czystą, Na materyją jaką przezroczystą. Teraz, w gorąco, Jaga grube szaty Zrzuca i stroje wdziewa Małgorzaty; Koszulka słabo gładkie ramię kryje, Włos nie w więzieniu po szyi się wije: Lub się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 177
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Często zabiegając w Sąsiedzkie kraje. Na Czambułach wiele mil umieją upaść, napaść i zrabować: Na zdobycz quidem cicho się i modestè puszczają, ale nazad szarpią jak wilcy, palą, nabierają Jasyru, to jest niewolnika; osobliwie chwytają chłopięta i dziwczęta uródżywe; z czego się nie jeden zbogaciwszy, kożuch zrzuca, porządne wdziewa suknie; Sałaż zamienia w Dworek. Jest Naród wszelkich cierpliwy nie wygód: konia zdechłego, jako by go Niebieska zarzneła ręka, smaczno pożywa: kuchnia w ciągnieniu, miejsce na koniu pod kulbaką, dokąd mięso surowe kładą, gdzie w pocie jak w rosole, w cieple zagrzanego konia, jak przy ogniu, nie upiecze
. Często zábiegaiąc w Sąsiedzkie kráie. Ná Czambułach wiele mil umieią upaść, nápáść y zrábować: Ná zdobycż quidem cicho się y modestè puszczáią, ale názád szarpią iák wilcy, palą, nábieráią Iasyru, to iest niewolniká; osobliwie chwytáią chłopięta y dźiwczęta urodżiwe; z czego się nie ieden zbogaciwszy, kożuch zrzuca, porządne wdźiewá suknie; Sáłaż zámienia w Dworek. Iest Národ wszelkich cierpliwy nie wygod: konia zdechłego, iako by go Niebieská zárzneła ręka, smaczno pożywá: kuchnia w ciągnieniu, mieysce ná koniu pod kulbáką, dokąd mięso surowe kładą, gdźie w pocie iák w rosole, w cieple zágrzánego konia, iák przy ogniu, nie upiecze
Skrót tekstu: ChmielAteny_II
Strona: 450
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 2
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1746
Data wydania (nie wcześniej niż):
1746
Data wydania (nie później niż):
1746
, który po twarzy dziwnie pięknej leci I oczy najweselsze ćmiąc, policzki szpeci. Już skłonniejszem do zgody, już jest nie od tego Jednać się, jeśli wola będzie króla jego.
XLIV.
I uczyniłby to beł, ale Rugier śmiały Jak się prędko jutrzenki złotej ukazały Najaśniejsze promienie, z łoża swego wstaje, Zbroję wdziewa i jawnie zarazem znać daje, Iż samem jest uczynkiem pokazać gotowy, Że orzeł biały jego, nie próżnemi słowy. Nie chce odkładać dalej, czeka uzbrojony Na placu i trąbi w róg, złotem oprawiony.
XLV.
Zarazem, jako pyszny król dźwięk rogu tego Usłyszał, mówi, iż to wyzywają jego; Gore gniewem
, który po twarzy dziwnie pięknej leci I oczy najweselsze ćmiąc, policzki szpeci. Już skłonniejszem do zgody, już jest nie od tego Jednać się, jeśli wola będzie króla jego.
XLIV.
I uczyniłby to beł, ale Rugier śmiały Jak się prędko jutrzenki złotej ukazały Najaśniejsze promienie, z łoża swego wstaje, Zbroję wdziewa i jawnie zarazem znać daje, Iż samem jest uczynkiem pokazać gotowy, Że orzeł biały jego, nie próżnemi słowy. Nie chce odkładać dalej, czeka uzbrojony Na placu i trąbi w róg, złotem oprawiony.
XLV.
Zarazem, jako pyszny król dźwięk rogu tego Usłyszał, mówi, iż to wyzywają jego; Gore gniewem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 414
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dotknąwszy jej rozpada: dla czego i Cesarz sam z inakszego naczynia nie jada. Rozdział XIX.
Po Bankiecie/ Ciausz Baszy zaprowadzi Posła/ i kilku z jego ludzi do osobnego Pokoju/ gdzie na nich kładą kafrany złotogłowowę pstre/ i z różnemi figurami Ptaków/ i innego zwierza/ na znak łaski. Naprzód Poseł swój wdziewa/ a potym ośmnaście albo dwadzieścia osób przedniejszych jego Dworu. Prowadzą potym Posła dwaj Kapidzi Baszowie/ to jest starszy Odźwierni/ ludzie wielkiego poszanowania u Porty/ mając każdy srebrną laskę w ręku/ aż do Pokoju Cesarskiego. Idą za tą procesią jako w najlepszym porządku upominki poselskie/ i oddają je do rąk Urzędników do odbierania
dotknąwszy iey rospádá: dla czego y Cesarz sam z inákszego náczynia nie iádá. Rozdźiał XIX.
Po Bánkiećie/ Ciausz Bászy záprowádźi Posłá/ y kilku z iego ludźi do osobnego Pokoiu/ gdźie ná nich kłádą káfrany złotogłowowę pstre/ y z rożnemi figurámi Ptákow/ y innego zwierza/ ná znák łáski. Naprzod Poseł swoy wdźiewá/ á potym ośmnaśćie álbo dwádźieśćia osob przednieyszych iego Dworu. Prowádzą potym Posłá dway Kapidźi Bászowie/ to iest stárszi Odźwierni/ ludźie wielkiego poszánowánia v Porty/ máiąc kożdy srebrną láskę w ręku/ áż do Pokoiu Cesárskiego. Idą zá tą processią iáko w naylepszym porządku vpominki poselskie/ y oddáią ie do rąk Vrzędnikow do odbieránia
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 106
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
się czemu raduje, czy się czego lęka.
Ucieszył Pan Proroka mówiąc: wstań, weź OJej Tego namasz minąwszy starszych Braci kolej. Odtąd Duch mój sprawami Jego, będzie rządził Na Tronie siedząc wielu Pokolenia sądził. Już DAWID policzony między Królów Panów, Wraca się do Ojcowskich Owiec i Baranów. Nieściele Aksamitów, niewdziewa purpury Choć Godny z Urodzenia Paniątko z natury. Pokorną drogą chodzi Dzieciuch uniżony Lubo same w Dom Jego cisną się Korony. Niestoi o Tytuły, Honor próżne blaski, Milsze Ojczyste Dobro i Pasterskie Laski. Przytym BOGA wychwala sercem, ust śpiewaniem Ręczną robotą, wdzięcznym na Arfie przygraniem, Za co pracowitemu słudze,
się czemu raduie, czy się czego lęka.
Ucieszył Pan Proroka mowiąc: wstań, weź OIey Tego námasz minąwszy stárszych Braci koley. Odtąd Duch moy sprawami Jego, będzie rządzíł Ná Tronie siedząc wielu Pokolęnia sądził. Już DAWID policzony między Krolow Panow, Wraca się do Oycowskich Owiec y Baranow. Nieściele Axamitow, niewdźiewa purpury Choć Godny z Urodzenia Paniątko z natury. Pokorną drogą chodzi Dźieciuch uniżony Lubo same w Dom Jego cisną się Korony. Niestoi o Tytuły, Honor prożne bláski, Milsze Oyczyste Dobro y Pásterskie Láski. Przytym BOGA wychwála sercem, ust śpiewaniem Ręczną robotą, wdzięcznym ná Arfie przygraniem, Zá co prácowitemu słudze,
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 5
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
Któraż z Wisłocznych wód Rzemień opłocze Z kąd łatwiej zwijać Poetyckie węzły Niech się w szemrzących Druzbakach nauczę, Jak myśl formować jak sens czynić zwięzły, Niech z Wisłocznymi Drużbak kroplmi złączę Niech uchodzące wody czerpnę rącze. Wszak gdy w Jordanie strumień Jana głaszcze Z Duchem mądrości z głębi się wynurza W raz Jan Rzemienne na się wdziewa płaszcze By nie zalała skazitelna burza, Czysty jak kryształ, czyste pasze biodra Lepiej wyrazi muzy ręka szczodra. Własność Wisłoki opatrzać w potrzeby Spuszczając z nurtem zobfitością tratfy Kraj kraje żywi, napełniając w chleby Choć kręte buchty, przecież transport łatwy, Muza łaskawa swe kieruje wiatry By nierozbiły skopuły czy tatry. DRUZBACKIE
Ktoraż z Wisłocznych wod Rzemień opłocze Z kąd łátwiey zwiiać Pòétyckie węzły Niech się w szemrzących Druzbakach náuczę, Ják myśl formować iák sens czynić zwięzły, Niech z Wisłocznymi Drużbak kroplmi złączę Niech uchodzące wody czerpnę rącze. Wszák gdy w Iordanie strumień Jana głaszcze Z Duchem mądrości z głębi się wynurza W raz Ian Rzemienne ná się wdziewa płaszcze By nie zálała skázitelna burza, Czysty iák krzyształ, czyste pasze biodra Lepiey wyrazi muzy ręka szczodra. Własność Wisłoki opátrzać w potrzeby Spuszczaiąc z nurtem zobfitością trátfy Kráy kraie żywi, nápełniaiąc w chleby Choć kręte buchty, przecież transport łátwy, Muza łáskawa swe kieruie wiátry By nierozbiły skopuły czy tátry. DRUZBACKIE
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 329
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
łaskawa Dzianety, z których zbici, sama jem podawa, Grandoniego z Wolterny, Ferata dzielnego I Serpentyna prosząc, by do niej czwartego Rugiera, co nań chętkę ma, zaraz wysłali, A rycerską jej wiarę w tem swą pokazali.
XII.
Przyjmuje pojedynek Rugier odważony, Hełm, bo już we zbroi beł, wdziewa doświadczony. Po wojsku zaś szerokiem to szemranie było, Co żywo żołnierza znać nowego życzyło, Który tak najstraszniejszem dobrze drzewem władnie, Iż przednich bohatyrów z siodeł zrzuca snadnie; Wszyscy o niesłychanem męstwie rozmawiają I Ferata, jeśli go zna kędy, pytają.
XIII.
Odpowiada jem Ferat: „Wiedzieć pewnie macie, Iż się
łaskawa Dzianety, z których zbici, sama jem podawa, Grandoniego z Wolterny, Ferata dzielnego I Serpentyna prosząc, by do niej czwartego Rugiera, co nań chętkę ma, zaraz wysłali, A rycerską jej wiarę w tem swą pokazali.
XII.
Przymuje pojedynek Rugier odważony, Hełm, bo już we zbroi beł, wdziewa doświadczony. Po wojsku zaś szerokiem to szemranie było, Co żywo żołnierza znać nowego życzyło, Który tak najstraszniejszem dobrze drzewem władnie, Iż przednich bohatyrów z siodeł zrzuca snadnie; Wszyscy o niesłychanem męstwie rozmawiają I Ferata, jeśli go zna kędy, pytają.
XIII.
Odpowiada jem Ferat: „Wiedzieć pewnie macie, Iż się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 109
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zaraz utopił miłości, Pała srogiem płomieniem i jeśli ratunku Nie weźmie, przydzie mu dać garło w tem frasunku; Bo gdy swój odjazd przed niem kiedy wspominała, Serce mu z nędznych piersi gwałtem wydzierała.
XLVII.
A widząc, iż nie mają miejsca prośby jego, Desperacko sposobu kusi ostatniego: Mocą dostać jej myśli, wdziewa twardą zbroję, Rozsyła w różne drogi kompanią swoję. Sam na pewnej pilnuje; ogień, co go grzeje Wewnątrz, wątpliwe w sercu mdłem wskrzesza nadzieje. Czeka, zakryty w lasku, potem nań wypada, Postrzegszy, gdy już jechał, i swe drzewo składa.
XLVIII.
Za pierwszem starciem iż go rozciągnie na
zaraz utopił miłości, Pała srogiem płomieniem i jeśli ratunku Nie weźmie, przydzie mu dać garło w tem frasunku; Bo gdy swój odjazd przed niem kiedy wspominała, Serce mu z nędznych piersi gwałtem wydzierała.
XLVII.
A widząc, iż nie mają miejsca prośby jego, Desperacko sposobu kusi ostatniego: Mocą dostać jej myśli, wdziewa twardą zbroję, Rozsyła w różne drogi kompanią swoję. Sam na pewnej pilnuje; ogień, co go grzeje Wewnątrz, wątpliwe w sercu mdłem wskrzesza nadzieje. Czeka, zakryty w lasku, potem nań wypada, Postrzegszy, gdy już jechał, i swe drzewo składa.
XLVIII.
Za pierwszem starciem iż go rozciągnie na
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 140
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Iż i tę, z głowy mojej zdjąwszy ją, koronę Dam, o serdeczny mężu, pod twoją obronę”. Rugier smutny dziękuje, potem herby jego Oddawszy, jednorożca z tarczą bierze swego.
LXXXII.
I ukazując mu się nieco nademdlonem, Odjechał do stanowisk w biegu zapędzonem. Potem w pół nocy właśnie zbroję ukochaną Wdziewa, troską zażęty ciężką, niesłychaną, Na konia siodło kładzie tak cicho swojego, Iż odjazdu nie postrzegł namniejszy z sług jego. Jedzie, łzami zalewa twarz i wzdycha srodze, A Frontynowi, gdzie chce, wolno puszcza wodze.
LXXXIII.
Frontyn przez pola bieży, proste, krzywe rowy, Rozkazaniu pańskiemu wygodzić gotowy.
Iż i tę, z głowy mojej zdjąwszy ją, koronę Dam, o serdeczny mężu, pod twoją obronę”. Rugier smutny dziękuje, potem herby jego Oddawszy, jednorożca z tarczą bierze swego.
LXXXII.
I ukazując mu się nieco nademdlonem, Odjechał do stanowisk w biegu zapędzonem. Potem w pół nocy właśnie zbroję ukochaną Wdziewa, troską zażęty ciężką, niesłychaną, Na konia siodło kładzie tak cicho swojego, Iż odjazdu nie postrzegł namniejszy z sług jego. Jedzie, łzami zalewa twarz i wzdycha srodze, A Frontynowi, gdzie chce, wolno puszcza wodze.
LXXXIII.
Frontyn przez pola bieży, proste, krzywe rowy, Rozkazaniu pańskiemu wygodzić gotowy.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 356
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ani wychowali oni, Ani dla nauk do Rodu się skłoni. CXCIII. A co największa, kiedy Brutus i ja, I cokolwiek jest w Senacie poczciwych, Ojczyźnie każdy jako może sprzyja, Chcąc ją przywrócić do swobód prawdziwych? Gdzie w Rodyiczykach ona fantazyja? Tak o wolności pierwsze swe żarliwych? Gdzie? gdy im wdziewa Dolabella pęta Rezolucja i odwaga święta? CXCIV. I takli jemu należało sprzyjać! Nas pod proetekstem bić domowej wojny? Z którą; wtenczasby nietrzeba nas mijać, Gdybyśmy na Tron wspinali się strojny; Lecz gdy Ojczyzna chce Tyranów zbijać Rząd i stan sobie wracając spokojny, Wy nietylko jej ratować nie
ani wychowali oni, Ani dla nauk do Rhodu się skłoni. CXCIII. A co naywiększa, kiedy Brutus y ia, I cokolwiek iest w Senacie pocżciwych, Oyczyznie każdy iako może sprzyia, Chcąc ią przywrocić do swobod prawdziwych? Gdzie w Rodyiczykach ona fantazyia? Tak ó wolnośći pierwsze swe żarliwych? Gdzie? gdy im wdziewa Dolabella pęta Rezolucya y odwaga swięta? CXCIV. I takli iemu należało sprzyiać! Nas pod proetextem bić domowey woyny? Z ktorą; wtenczasby nietrzeba nas miiać, Gdybysmy na Thron wspinali się stroyny; Lecz gdy Oyczyzna chce Tyrannow zbiiać Rząd y stan sobie wracaiąc spokoyny, Wy nietylko iey ratować nie
Skrót tekstu: ChrośKon
Strona: 208
Tytuł:
Pharsaliej... kontynuacja
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Klasztor Oliwski
Miejsce wydania:
Oliwa
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1693
Data wydania (nie później niż):
1693