twórca umarł dziwny, on tak płodny tata, Który wszytkie napełniał pustki tego świata. Bez niego płodność swoję utraci stworzenie I świat na obrzydliwe przyjdzie spustoszenie, Bez niego żadnej nie masz z białogłową zgody, Bez niego i w małżeństwie nie pytaj wygody; On dwie różne osoby w jedno ciało łączy, Gdy go tak ciasno wepchną, że się z niego sączy, Albo tym gwoździem obie tak sklamrują rzyci, Że by szwabskiej między nie nie podewlekł nici; On wstydliwe z rozrywką przedziewcza prawice, On mieni wdzięczne panny w niewiasty na nice, A choć krew pierwszym razem odniesie na broni, Żadna się z nim częstego potkania nie chroni I sama się
twórca umarł dziwny, on tak płodny tata, Który wszytkie napełniał pustki tego świata. Bez niego płodność swoję utraci stworzenie I świat na obrzydliwe przyjdzie spustoszenie, Bez niego żadnej nie masz z białogłową zgody, Bez niego i w małżeństwie nie pytaj wygody; On dwie różne osoby w jedno ciało łączy, Gdy go tak ciasno wepchną, że się z niego sączy, Albo tym gwoździem obie tak sklamrują rzyci, Że by szwabskiej między nie nie podewlekł nici; On wstydliwe z rozrywką przedziewcza prawice, On mieni wdzięczne panny w niewiasty na nice, A choć krew pierwszym razem odniesie na broni, Żadna się z nim częstego potkania nie chroni I sama się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 314
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dały, dawno by z nich łzy moje likwor przetapiały! Podaję pęta moje Twojej ręce, Boże! Tyś związał, nikt bez Ciebie rozwiązać nie może. X
Wyprowadź z więzienia duszę moję, abym wyznawała imię Twoje. W Psalmie 141
Któram mogła swobodnie w niebie trawić lata, patrz, jako w ciemną klatkę wepchnęły mię fata! Ach, boleści! Ledwom się biedna urodziła, zaraz ciała machina brzydką turmą była, nogi w kajdany, ręce w dybki się zmieniły, kości w kratne więzienia, a w postronki żyły. Na toż to ze mną oraz zrodzone więzienie, bym czuła w tej gospodzie wieczne utrapienie? Czy
dały, dawno by z nich łzy moje likwor przetapiały! Podaję pęta moje Twojej ręce, Boże! Tyś związał, nikt bez Ciebie rozwiązać nie może. X
Wyprowadź z więzienia duszę moję, abym wyznawała imię Twoje. W Psalmie 141
Któram mogła swobodnie w niebie trawić lata, patrz, jako w ciemną klatkę wepchnęły mię fata! Ach, boleści! Ledwom się biedna urodziła, zaraz ciała machina brzydką turmą była, nogi w kajdany, ręce w dybki się zmieniły, kości w kratne więzienia, a w postronki żyły. Na toż to ze mną oraz zrodzone więzienie, bym czuła w tej gospodzie wieczne utrapienie? Czy
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 157
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
prawdzie zawsze stoi/ który umie pobożne ludzie/ (Piotr ś. mówi) z pokusy wybawiać/ umie ich jako źrzenice/ oka swego strzec i bronić/ który nie winną onę od równych tobie w Cnocie starców spotwarzoną Zuzannę od widomej a zdaniem ich pewnej śmierci cudownie wyrwać/ i w dół jej zgotowany samych zdradliwych potwarców wepchnąć raczył/ ten i teraz (w miłosierdziu i sprawiedliwości jego wątpić nie trzeba) zdarzyć raczy/ że się one Psalmisty słowa nad tobą wypełnią. Oto rodzi niesprawiedliwość, począł boleść, i porodził nieprawość, otworzył jamę, a wykopał ją, i wpadł sam w on dół który nastroił/ obróci się boleść jego na jego
práwdźie záwsze stoi/ ktory vmie pobozne ludźie/ (Piotr ś. mowi) z pokusy wybáwiáć/ vmie ich iáko źrzenice/ oká swego strzec y bronić/ ktory nie winną onę od rownych tobie w Cnoćie stárcow spotwarzoną Zuzánnę od widomey á zdániem ich pewney śmierći cudownie wyrwáć/ y w doł iey zgotowány sámych zdrádliwych potwarcow wepchnąć racżył/ ten y teraz (w miłośierdźiu y spráwiedliwości iego wątpić nie trzebá) zdárzyć raczy/ że się one Psálmisty słowá nád tobą wypełnią. Oto rodzi niespráwiedliwość, pocżął boleść, y porodził niepráwość, otworzył iámę, á wykopał ią, y wpadł sam w on doł ktory nástroił/ obroći się boleść iego ná iego
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 23
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
nie chciała tej znosić przykrości. Kiedym cię chciała karać, o złośliwe Ciało, głodem, czuciem i biciem, żebyś nie wierzgało, zaraześ do światowej marności tęskniło i jego się próżnymi fraszkami bawiło – tobie, zdrajcy, musiałam rządu ustępować. Mocnoś mię do rozkoszy ciągnęło światowej, ponurzyło, wepchnąwszy, do studnie grzechowej. Znam się do tego, żem w tym barzo pobłądziła, żem panią będąc, chuci twoich nie króciła, aleś mię ty chytrą twą słodkością zdradziło, zatym mniemam, iżeś też ty więcej zgrzeszyło. Gdybyś było pociechy świata omylnego porzuciło, a przy tym na cię dybiącego
nie chciała tej znosić przykrości. Kiedym cię chciała karać, o złośliwe Ciało, głodem, czuciem i biciem, żebyś nie wierzgało, zaraześ do światowej marności tęskniło i jego się próżnymi fraszkami bawiło – tobie, zdrajcy, musiałam rządu ustępować. Mocnoś mię do rozkoszy ciągnęło światowej, ponurzyło, wepchnąwszy, do studnie grzechowej. Znam się do tego, żem w tym barzo pobłądziła, żem panią będąc, chuci twoich nie króciła, aleś mię ty chytrą twą słodkością zdradziło, zatym mniemam, iżeś też ty więcej zgrzeszyło. Gdybyś było pociechy świata omylnego porzuciło, a przy tym na cię dybiącego
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 40
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
górę dziwnej wysokości, pełnej strachu wielkiego i śmierci, ckliwości. Z jednej strony był ogień ciemny i straszliwy, z drugiej śnieg, grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł – bywają karani ludzie wiarę łamiący, zdrajcami nazwani». Potym przyszli nad przepaść, ta była straszliwa, ciemna, jakby bezdenna, o, jako brzydliwa, gdyż z
górę dziwnej wysokości, pełnej strachu wielkiego i śmierci, ckliwości. Z jednej strony był ogień ciemny i straszliwy, z drugiej śnieg, grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł – bywają karani ludzie wiarę łamiący, zdrajcami nazwani». Potym przyszli nad przepaść, ta była straszliwa, ciemna, jakby bezdenna, o, jako brzydliwa, gdyż z
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 90
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
ba, i wielkie piątki, I Narodzenie Pańskie i Zielone Świątki, Lubi takowe święta i barzo smakuje, Bo w te dni znaczny przybysz w swoim mieszku czuje. W wielki czwartek mało mu dybsak się nie przerwał Od talerów i ortów, które był oberwał. Tak się tu już naszarpał, trzysta kop w tkanicę Dziewczynie wepchnął, z pereł sprawił jej przyłbicę. Sama chodzi jako paw jedwabiem upstrzona, Mniema, że ona sama ministrowska żona. Złoto świeci na szyi, błyszczy się na rękach, Lecz się boję za czasem być wam wszystkim w pętach. Więc kiedy się oboje upstrzą, to z ochoty Nowe spólne we zborze wszczynają zaloty. Oczkami
ba, i wielkie piątki, I Narodzenie Pańskie i Zielone Świątki, Lubi takowe święta i barzo smakuje, Bo w te dni znaczny przybysz w swoim mieszku czuje. W wielki czwartek mało mu dybsak się nie przerwał Od talerów i ortów, które był oberwał. Tak się tu już naszarpał, trzysta kop w tkanicę Dziewczynie wepchnął, z pereł sprawił jej przyłbicę. Sama chodzi jako paw jedwabiem upstrzona, Mniema, że ona sama ministrowska żona. Złoto świeci na szyi, błyszczy się na rękach, Lecz się boję za czasem być wam wszystkim w pętach. Więc kiedy się oboje upstrzą, to z ochoty Nowe spólne we zborze wszczynają zaloty. Oczkami
Skrót tekstu: TajRadKontr
Strona: 274
Tytuł:
Tajemna rada
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
szalonej zapalczywości z poważaniem słuchać musieli. Lubośmy mu nasze polepszone okoliczności częścią dziękować byli powinni, przecież przy wszystkich naszych pożytkach był nam jeszcze ustawicznym strachem. Znaliśmy jego niepomiarkowany umysł, i musieliśmy się codziennie obawiać, żeby mu się w głowie nie uroiło, aby nas rozłączył, i znowu nas miedzy drugich wepchnął pojmanych. Chcąc tego nieszczęścia uniknąć, kazałem mu przez tego Żyda, który miał moje w swoich ręku pieniądze, mały jeden po drugim dawać podarunek. PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEJ G**
Minął rok temu, że Stelej znowu żył ze mną. Spodziewałem się każdego dnia od ciebie listu, ponieważ Żyd, któremum mój dał,
szaloney zapalczywośći z poważaniem słuchać muśieli. Lubośmy mu nasze polepszone okolicznośći częśćią dziękować byli powinni, przecież przy wszystkich naszych pożytkach był nam ieszcze ustawicznym strachem. Znaliśmy iego niepomiarkowany umysł, i muśieliśmy śię codziennie obawiać, żeby mu śię w głowie nie uroiło, aby nas rozłączył, i znowu nas miedzy drugich wepchnął poymanych. Chcąc tego nieszczęścia uniknąć, kazałem mu przez tego Zyda, ktory miał moie w swoich ręku pieniądze, mały ieden po drugim dawać podarunek. PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEY G**
Minął rok temu, że Steley znowu żył ze mną. Spodziewałem śię każdego dnia od ćiebie listu, ponieważ Zyd, ktoremum moy dał,
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 123
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
zawiedli pędem za tylny płot/ który Męki Pańskiej.
Stał/ jednym gałęzistym drzewem zasadzony/ I plac/ tuszę/ dla nocnej warty zagrodzony: Tam (jako dawnych wieków/ Doktorom podali Nabożni przychodniowie) Pana przywiązali. Tam się go nasiepawszy/ i zelżywościami Nadrazniwszy do woli/ nabiwszy szczudłkami; Znowu gdzieś do smrodliwej piwnice wepchnęli: Strażą i katowczyki one z nim zamknęli. Którzy (zwłaszcza nadgrodą słowną przychęceni) I sami odpoczynku/ chocia snem zmorzeni/ Żadnego mieć niechcieli; i Panu nie dali: Ale/ (snadź) przywiązawszy/ ognie podkurzali. Z których się bez wątpienia/ kwaśnym dymem dusił: I snadź/ smrodliwym gnojem podrzucony
záwiedli pędem zá tylny płot/ ktory Męki Páńskiey.
Stał/ iednym gáłęźistym drzewem zásádzony/ I plac/ tuszę/ dla nocney wárty zágrodzony: Tám (iáko dawnych wiekow/ Doktorom podáli Nabożni przychodniowie) Páná przywiązáli. Tám się go náśiepawszy/ y zelżywośćiámi Nádrazniwszy do woli/ nábiwszy szczudłkámi; Znowu gdźieś do smrodliwey piwnice wepchnęli: Strażą y kátowczyki one z nim zámknęli. Ktorzy (zwłaszczá nadgrodą słowną przychęceni) I sámi odpoczynku/ choćia snem zmorzeni/ Zadnego mieć niechćieli; y Pánu nie dáli: Ale/ (snadź) przywiązawszy/ ognie podkurzáli. Z ktorych się bez wątpienia/ kwáśnym dymem duśił: I snadź/ smrodliwym gnoiem podrzucony
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 31.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
o swe zasługi panu przykrzą inni, Duszę dobrzy synowie za matkę dać winni), Więc świeckiej nie szukając stąd chwały, chybaby Z wierszów bym jej chciał, które dziś piszą i baby. Cóż robić; skoro z konia długa starość zsadzi, Wiedząc, że próżnowanie na zgubę prowadzi,
Nim człeka pożądana śmierć wepchnie do grobu, Stradawszy żony, synów (żołnierzami obu) I ciebie, z którym mię śmierć z córką mą rozłącza (Bez łez wspomnieć nie można), cny starosto Sącza (Miejsce, gdzie Troja była! — któż z tą panią wskóra!), Nic mi nie zostawi, krom papieru a pióra, Żeby
o swe zasługi panu przykrzą inni, Duszę dobrzy synowie za matkę dać winni), Więc świeckiej nie szukając stąd chwały, chybaby Z wierszów bym jej chciał, które dziś piszą i baby. Cóż robić; skoro z konia długa starość zsadzi, Wiedząc, że próżnowanie na zgubę prowadzi,
Nim człeka pożądana śmierć wepchnie do grobu, Stradawszy żony, synów (żołnierzami obu) I ciebie, z którym mię śmierć z córką mą rozłącza (Bez łez wspomnieć nie można), cny starosto Sącza (Miejsce, gdzie Troja była! — któż z tą panią wskóra!), Nic mi nie zostawi, krom papieru a pióra, Żeby
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 481
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z wielką pilnością przeczytawszy i zdrowym umysłem roztrząsnąwszy, ponieważ oczywiście pokazało się, że zbiegły Petro Barniak nie tylko na prawo świeckie, ale też na przykazanie boskie nic nie dbając, które wyraźnie zabójstwa zakazuje, nie pamiętając na miłość bliźniego, sposponowawszy boskie i świeckie prawo, okrutnie, bezlitościwie pomienionego Ciekleniaka na drodze uderzywszy w wodę wepchnął i tam, niezmiernie bijąc, życia zbawił i zabił, zaczym zważywszy niecnotliwy i niegodziwy pomienionego Petra Barniaka postępek winnym go być uznaje. I luboby według prawa, słuszności i sprawiedliwości głową za głowę być powinien karany, prawo jednak uważając, że nie czekając sprawiedliwości przed prawo nie stanął, więc jako zbiega garłem daruje,
z wielką pilnością przeczytawszy i zdrowym umysłem roztrząsnąwszy, ponieważ oczywiście pokazało się, że zbiegły Petro Barniak nie tylko na prawo świeckie, ale też na przykazanie boskie nic nie dbając, które wyraźnie zabójstwa zakazuje, nie pamiętając na miłość bliźniego, sposponowawszy boskie i świeckie prawo, okrutnie, bezlitościwie pomienionego Ciekleniaka na drodze uderzywszy w wodę wepchnął i tam, niezmiernie bijąc, życia zbawił i zabił, zaczym zważywszy niecnotliwy i niegodziwy pomienionego Petra Barniaka postępek winnym go być uznaje. I luboby według prawa, słuszności i sprawiedliwości głową za głowę być powinien karany, prawo jednak uważając, że nie czekając sprawiedliwości przed prawo nie stanął, więc jako zbiega garłem daruje,
Skrót tekstu: KsKlim_1
Strona: 365
Tytuł:
Księga sądowa kresu klimkowskiego_1
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
księgi sądowe
Tematyka:
prawo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1702 a 1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1702
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwik Łysiak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965