w tąniec luby. Oni mnie/ i jaby im/ za złe pewnie miałem/ By się w ten czas bawili Hymnów Rytuałem.
Dobra myśl serc ohyda/ ta z muzyki roście/ Kiedy Melancholią otrząsnąwszy goście. Wezmą w rękę Tokaju Puhar przeźroczysty/ Co raz Padwany skoczne słysząc Wokalisty.
Orfea Zwierze Ptacy i Leśne Werteby Słuchają. Na głos Lutni i murowne Taeby. Stanęły/ na grzbiet własny Ariona wzieny/ Wielorybów niesłownych potomstwo Balaeny. Księgi Trzecie.
Nawet twierdzą że dziwny Harmonią noty/ Obraca Empirejskiej Shaery kołowroty. I gdy zwykłą Muzykę kto w Królestwach znosi/ Przez to niechybną Państwom odmianę przynosi.
Dobresz choć staroświeckie Polaków zwyczaje/
w tąniec luby. Oni mnie/ y iaby im/ zá złe pewnie miałem/ By sie w ten czás báwili Hymnow Rytuałem.
Dobra myśl serc ochydá/ tá z muzyki rośćie/ Kiedy Meláncholią otrząsnąwszy gośćie. Wezmą w rękę Tokáiu Puhar przeźroczysty/ Co raz Pádwány skoczne słysząc Wokálisty.
Orphea Zwierze Ptacy y Leśne Werteby Słucháią. Na głos Lutni y murowne Thaeby. Stánęły/ ná grzbiet włásny Arioná wźieny/ Wielorybow niesłownych potomstwo Bálaeny. Kśięgi Trzećie.
Náwet twierdzą że dźiwny Hármonią noty/ Obraca Empireyskiey Shaery kołowroty. Y gdy zwykłą Muzykę kto w Krolestwách znośi/ Przez to niechybną Páństwom odmiánę przynośi.
Dobresz choć staroświeckie Polakow zwyczáie/
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 150
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
ciężkie dźwigając. A tyle im troje Słońce z-nich w-tych cieżarach zyzne tocząc znoje, Przykrości przyczyniło, że do tej posieczy, Gdzie fata przynaglały żginionej ich rzeczy, Było z-góry na góre przez jedne doline Lgnąca się przeprawować. W czym temuż to wina Dano Kałauzowi, że ich naprowadził W tak przeklete Werteby, i umyślnie zdradził. Ale i to po czasie. Bo gdy wozy przednie Ciężko w-góre pracują, owe zaś poślednie Przykro nadół spuszczają, a trzecie, pomału Z-owego się zaledwie dobywają kału, Tym czasem Nieprzyjaciel zasiekł lasy wszedy, I przekopy pokopał. Jednakże i tedy Drą się gwałtem, aż kiedy
ćieszkie dźwigaiąc. A tyle im troie Słońce z-nich w-tych ćieżarach zyzne tocząc znoie, Przykrośći przyczyniło, że do tey posieczy, Gdźie fata przynagláły żginioney ich rzeczy, Było z-gory ná gore przez iedne doline Lgnąca sie przeprawować. W czym temusz to wina Dano Kałáuzowi, że ich naprowádźił W tak przeklete Werteby, i umyślnie zdrádźił. Ale i to po czásie. Bo gdy wozy przednie Cieszko w-gore pracuią, owe záś poślednie Przykro nadoł spuszczaią, á trzećie, pomáłu Z-owego sie zaledwie dobywáią kału, Tym czásem Nieprzyiaćiel zasiekł lasy wszedy, I przekopy pokopał. Iednakże i tedy Drą sie gwałtem, aż kiedy
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 9
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
I rzecz wszytka, ruszyli z pod Konstantynowa; Nie mając dla Obozu miejsca wcześniejszego, Do wszelkich Ryterat nad to pewniejszego. A tamtych niewiadomi garbów, i uboczy Wprzód Nieprzyjacielowi pokazali oczy, Niźli go zatoczyli: Który bez porządku, Ani końca nie mając swego i początku, Dla nierychłej przeprawy wozów nieskończonych, Po górach i Wertebach gdzieś niedostąpionych, I kto gdzie chciał tam stanął. Ni podjazdów, ani Szpiegów żadnych nie było. Prócz co się Hetmani O tym z-Komissarzami znosili przez Karty, lakimby miał sposobem Obóz być zawarty W tej wielkości. Która niż kolej ich obeszła. Wszytka w-tym do czynienia okazja przeszła, I czas próżno upłynął:
I rzecz wszytka, ruszyli z pod Konstantynowá; Nie maiąc dla Obozu mieyscá wcześnieyszego, Do wszelkich Ryterat nad to pewnieyszego. A tamtych niewiadomi garbow, i uboczy Wprzod Nieprzyiaćielowi pokazali oczy, Nizli go zátoczyli: Ktory bez porządku, Ani końca nie maiąc swego i początku, Dla nierychłey przeprawy wozow nieskończonych, Po gorach i Wertebach gdźieś niedostąpionych, I kto gdźie chćiał tam stanął. Ni podiazdow, áni Szpiegow żadnych nie było. Procz co sie Hetmani O tym z-Komissarzami znosili przez Karty, lakimby miał sposobem Oboz bydź záwárty W tey wielkośći. Ktora niż koley ich obeszła. Wszytka w-tym do czynienia okazya przeszłá, I czas prożno upłynął:
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 27
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
A naprzód od Starszych poczęła. Kiedy, acz na naszego patrząc Wojska tyle, Zda się im nie podobna wydołać tej sile Której codzień, przybywa, i z-Ordami swymi Han nad to następuje niepoliczonymi. Zwłaszcza że Nieprzyjaciel pierwej tu przyszedszy, I stąd miejsca i wszytkie sposobne uszedszy Obozowe wygody, góry, i Werteby, lm zostawił- Skąd ani do wstepnej potrzeby, Ani pola do słusznej obrony nie mają. Przetoż gruby dopiero błąd swój poznawają, Ze z-pód Konstantynowa kiedy się ruszali, I w-miejsca te przeklete dalej pomykali. Gdzieby mieli przy inszych sposobnościach siełu, Pole wszedy przestrone, i Fortece z tełu I próżno to
A naprzod od Stárszych poczełá. Kiedy, ácz ná nászego patrząc Woyská tyle, Zda sie im nie podobna wydołać tey sile Ktorey codźień, przybywa, i z-Ordami swymi Han nad to nastepuie niepoliczonymi. Zwłaszczá że Nieprzyiaćiel pierwey tu przyszedszy, I ztąd mieyscá i wszytkie sposobne uszedszy Obozowe wygody, gory, i Werteby, lm zostáwił- Zkąd áni do wstepney potrzeby, Ani polá do słuszney obrony nie maią. Przetoż gruby dopiero błąd swoy poznawaią, Ze z-pod Konstantynowá kiedy sie ruszali, I w-mieysca te przeklete daley pomykali. Gdźieby mieli przy inszych sposobnośćiach siełu, Pole wszedy przestrone, i Fortece z tełu I prożno to
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 31
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
i widujemy, a często niesłusznie żałujemy, że ta i owa IMć wyszedszy z delikatnego wychowania i powodzenia jako do piekła na wszelkie pasyje i obroty w dom męża przyszła, że z zającami po ogrodach, kapustach i jarzynach inszych nocy swoje wyliga, po grzędaćh z kurami wysiada albo po głębokich skrytych miejscach, ustroniach i wertepach fantazji i nieznośnych pijaka humoru huków, grzmotów, plag i niebezpieczeństwa swojego chroni się i uchodzi. Albo że ów w niwczym błogosławieństwa Boskiego i szczęśliwego powodzenia nie uznawa, ustawicznie szwankuje, w pracy i substancji kapieje, w honorze i reputacji niszczeje, kryski i paragrafy na gębę zbiera, z żony, z dziatek
i widujemy, a często niesłusznie żałujemy, że ta i owa JMć wyszedszy z delikatnego wychowania i powodzenia jako do piekła na wszelkie pasyje i obroty w dom męża przyszła, że z zającami po ogrodach, kapustach i jarzynach inszych nocy swoje wyliga, po grzędach z kurami wysiada albo po głębokich skrytych miejscach, ustroniach i wertepach fantazyi i nieznośnych pijaka humoru huków, grzmotów, plag i niebezpieczeństwa swojego chroni się i uchodzi. Albo że ów w niwczym błogosławieństwa Boskiego i szczęśliwego powodzenia nie uznawa, ustawicznie szwankuje, w pracy i substancyi kapieje, w honorze i reputacyi niszczeje, kryski i paragrafy na gębę zbiera, z żony, z dziatek
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 221
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
żadnego do browaru kija.” 132. DESINENTIA NA EBA
Głupie ktoś mówił i zganić mu trzeba, Że nas na świecie różnych rzeczy wielą Barzo nierówno podzieliły nieba: Gdy Polsce cukru z pieprzem nie udzielą, Ani się szafran rodzi i kubeba, Nic okrom zboża, które młyny mielą. Wino, co lada rodzi go werteba W Podgórzu, muszą zarabiać kądzielą, Węgrzyn go w ziemi motyką ogrzeba; Nam miód a piwo, co go w kotle chmielą; Źle bez jedwabiu, bez soboli źle; ba, Gorzej by było bez soli, bez chleba. Po sól Ślęzacy ślą do nas z kobielą, A po chleb morską Holendrzy kąpielą.
żadnego do browaru kija.” 132. DESINENTIA NA EBA
Głupie ktoś mówił i zganić mu trzeba, Że nas na świecie różnych rzeczy wielą Barzo nierówno podzieliły nieba: Gdy Polszcze cukru z pieprzem nie udzielą, Ani się szafran rodzi i kubeba, Nic okrom zboża, które młyny mielą. Wino, co leda rodzi go werteba W Podgórzu, muszą zarabiać kądzielą, Węgrzyn go w ziemi motyką ogrzeba; Nam miód a piwo, co go w kotle chmielą; Źle bez jedwabiu, bez soboli źle; ba, Gorzej by było bez soli, bez chleba. Po sól Ślęzacy ślą do nas z kobielą, A po chleb morską Holendrzy kąpielą.
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 592
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mogli tym spieszniej dać odsiecz oblężeńcom, ale i to tak dobre consilium subvertit P. Kanclerz,
wprzód radząc, aby Król J. M. poszedł na Lwów, tak wiele mil z drogi, a potem, gdy nieprzyszło do tego, postaremu Król J. Mci obrócił na lasy, na puszcze, na werteby, na Białykamień, majętność Kscia J. Mści Wojewody Ruskiego, wielki mu favor swój oświadczając, gdzie niepogody nas trzymały kilka dni. Radzili wszyscy, aby podjazdy codzienne były, żebyśmy zawsze byli wiedzieli o nieprzyjacielu, ale i tego niebyło: bo lubo kto co dobrego powiedział i poradził, to P. Kanclerz
mogli tym spieszniej dać odsiecz oblężeńcom, ale y to tak dobre consilium subvertit P. Kanclerz,
wprzód radząc, aby Król J. M. poszedł na Lwów, tak wiele mil z drogi, a potém, gdy nieprzyszło do tego, postaremu Król J. Mći obrócił na lasy, na puszcze, na werteby, na Białykamień, majętność Xcia J. Mści Wojewody Ruskiego, wielki mu favor swój oświadczając, gdzie niepogody nas trzymały kilka dni. Radzili wszyscy, aby podjazdy codzienne były, żebyśmy zawsze byli wiedzieli o nieprzyjacielu, ale y tego niebyło: bo lubo kto co dobrego powiedział y poradził, to P. Kanclerz
Skrót tekstu: ComConOssKoniec
Strona: 426
Tytuł:
Kompendium consiliorum pana Jerzego Ossolińskiego
Autor:
Jerzy Ossoliński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
przed Ojcem; jakoby ją chciał zgwałcić, Któremu udaniu lekkomyślnie uwierzywszy Tezeusz; Neptuna prosił, ażeby syna, za ten występek ukarał Ten tedy na jego prośbę; gdy Hyppolit po brzegu morskim się przejeżdzał; wypuścił z morza wodne straszydła, których uląkszy się konie, i z drogi wypadszy, wóz jego po skałach, i wertebach ciągnęły, i tłukły tak; że Hyppolita, daremnie je, chociaż wszystką siłą wstrzymywającego, na sztuki porozdzierały; o czym się Fedra dowiedziawszy, sama się obiesiła. Hyppolito. Jej list do Hyppolita.
Którego jeśli ty nie dasz; nie będzie Pewnie go miała; zdrowie po kolędzie Fedra, co w Ródzie Karyiskim dziedziczy
przed Oycem; iákoby ią chćiáł zgwałćić, Ktoremu udániu lekkomyślnie uwierzywszy Tezeusz; Neptuná prośił, ażeby syná, zá ten występek ukarał Ten tedy ná iego proźbę; gdy Hyppolit po brzegu morskim się przeieżdzał; wypuśćił z morzá wodne strászydłá, ktorych uląkszy się konie, y z drogi wypadszy, woz iego po skáłách, y wertebách ćiągnęły, y tłukły ták; że Hyppolitá, dáremnie ie, chociász wszystką śiłą wstrzymywáiącego, ná sztuki porozdźieráły; o czym się Phædrá dowiedźiawszy, samá się obieśiłá. Hyppolito. Iey list do Hyppolitá.
KTorego ieśli ty nie dasz; nie będźie Pewnie go miáłá; zdrowie po kolędźie Fedrá, co w Rodźie Káryiskim dźiedźiczy
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 39
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, taż i tam ochota; Nie gorzej na praszczętach, odbierając plagi, Przez rózgi przepuszczony dragon biega nagi. I nie pierwej się wydrę z tak gorącej łaźni, Aż i palca nie widać; gdzie w srogiej bojaźni Wleczemy się ornacką w srogim strachu, żeby Szyj, rąk, nóg nie połomać, przez dzikie werteby. Stangret ślepy, forytarz drogi niewiadomy — Chybiwszy jej, od samej zaraz zbłądził bromy. Wysiadamy, gdzie konni namacają dołek, Aż naprzód spadł pod koła pijany pachołek, W którym wszytka nadzieja, aż woźnica z kozła; Nikt nie postrzegł i długo za końmi się wiozła Kareta sama, póki tego sługa któryś, Czy
, taż i tam ochota; Nie gorzej na praszczętach, odbierając plagi, Przez rózgi przepuszczony dragon biega nagi. I nie pierwej się wydrę z tak gorącej łaźni, Aż i palca nie widać; gdzie w srogiej bojaźni Wleczemy się ornacką w srogim strachu, żeby Szyj, rąk, nóg nie połomać, przez dzikie werteby. Stangret ślepy, forytarz drogi niewiadomy — Chybiwszy jej, od samej zaraz zbłądził bromy. Wysiadamy, gdzie konni namacają dołek, Aż naprzód spadł pod koła pijany pachołek, W którym wszytka nadzieja, aż woźnica z kozła; Nikt nie postrzegł i długo za końmi się wiozła Kareta sama, póki tego sługa któryś, Czy
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 293
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
także według proporcyjej, żołdu pozwolono, nadto dwie ćwierci darowane zbaraskim oblężeńcom obmyślono), za uniwersałem hetmanów: Mikołaja Potockiego, kasztelana krakowskiego i Marcina Kalinowskiego, wojewody czernihowskiego, już z niewoli wypusczonych pod regiment tychże pod Kamieniec Podolski kupieło się. Gdzie całe lato obozem stojąc, opryszków swywolnych koło Dniestru, po lasach i wertepach pod Tatrami, znosili, Ukrainy natenczas zaniechawszy.
Na zimę znowu wojsko po Pokuciu i Podolu rozłożone. Szlachta przecie niektóra ukraińska do dóbr swoich, nie mając się gdzie podzieć, jako mogąc w Ukrainę Rok 1650
u Chmielnickiego ledwie się nie wpraszata i lubo dość cicho, skromnie i łaskawie z poddanymi postępowała i jako wrzodowi niemal
także według proporcyjej, żołdu pozwolono, nadto dwie ćwierci darowane zbaraskim oblężeńcom obmyślono), za uniwersałem hetmanów: Mikołaja Potockiego, kasztelana krakowskiego i Marcina Kalinowskiego, wojewody czernihowskiego, już z niewoli wypusczonych pod regiment tychże pod Kamieniec Podolski kupieło się. Gdzie całe lato obozem stojąc, opryszków swywolnych koło Dniestru, po lasach i wertepach pod Tatrami, znosili, Ukrainy natenczas zaniechawszy.
Na zimę znowu wojsko po Pokuciu i Podolu rozłożone. Slachta przecie niektóra ukraińska do dóbr swoich, nie mając się gdzie podzieć, jako mogąc w Ukrainę Rok 1650
u Chmielnickiego ledwie się nie wpraszata i lubo dość cicho, skromnie i łaskawie z poddanymi postępowała i jako wrzodowi niemal
Skrót tekstu: JemPam
Strona: 69
Tytuł:
Pamiętnik dzieje Polski zawierający
Autor:
Mikołaj Jemiołowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1683 a 1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1693
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Dzięgielewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"DIG"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2000