do rzeczy wracam przedsięwziętej. I Stefan, i August pokój on zaczęty Trzymał nienaruszenie, chociaż żywe serce Wrzało w Stefanie na te wszech krajów pożerce; Chociaż go Sykstus piąty do tego prowadził, Żeby był złamał pakta, żeby się był zwadził; Lecz Warna rozradzała i stawiała w oczy Władysława, który krwią po dziś dzień widoczy, Że i poganinowi ze złomanej wiary W tropy pomsta, niesława, śmierć, trumna, grób, mary. Wolała, mówię, wara! na Polaki Warna. Tak-że by nasza była korona niekarna? Lecz i Moskwicin krnąbrny, choć sto razy bity, Przeszkadzał Stefanowi takie propozyty: Co się z nim dziś pojednał,
do rzeczy wracam przedsięwziętej. I Stefan, i August pokój on zaczęty Trzymał nienaruszenie, chociaż żywe serce Wrzało w Stefanie na te wszech krajów pożerce; Chociaż go Sykstus piąty do tego prowadził, Żeby był złamał pakta, żeby się był zwadził; Lecz Warna rozradzała i stawiała w oczy Władysława, który krwią po dziś dzień widoczy, Że i poganinowi ze złomanej wiary W tropy pomsta, niesława, śmierć, trumna, grób, mary. Wolała, mówię, wara! na Polaki Warna. Tak-że by nasza była korona niekarna? Lecz i Moskwicin krnąbrny, choć sto razy bity, Przeszkadzał Stefanowi takie propozyty: Co się z nim dziś pojednał,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 15
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
z niej wyciągnioną na deszcz chmury juszą. Len bieli, słomę czerni, gad wszelaki rodzi, Ryby morzy, w krynicach lecie wodę chłodzi, W rzekach i w stawach grzeje. Opak czyni zima, Kiedy się źródła kurzą, lód na rzece strzyma. Jest drugie słońce, które nie cielesne oczy, Ale ewangelią duchownie widoczy; Te-ż ma w sobie przymioty, prócz że tamto czasem Gaśnie, aż na ostatek zginie i z kompasem, To zaś we dnie i w nocy, nieskończone wieki, Człeczą myśl przez zmrużone oświeca powieki. Tych zatwardza, tych miękczy, tych rodzi, tych morzy, Krukiem łabędzia, śniegiem murzyna przetworzy, Tych grzeje
z niej wyciągnioną na deszcz chmury juszą. Len bieli, słomę czerni, gad wszelaki rodzi, Ryby morzy, w krynicach lecie wodę chłodzi, W rzekach i w stawach grzeje. Opak czyni zima, Kiedy się źródła kurzą, lód na rzece strzyma. Jest drugie słońce, które nie cielesne oczy, Ale ewangeliją duchownie widoczy; Te-ż ma w sobie przymioty, prócz że tamto czasem Gaśnie, aż na ostatek zginie i z kompasem, To zaś we dnie i w nocy, nieskończone wieki, Człeczą myśl przez zmrużone oświeca powieki. Tych zatwardza, tych miękczy, tych rodzi, tych morzy, Krukiem łabędzia, śniegiem murzyna przetworzy, Tych grzeje
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 340
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ją u cyrulika. Cóż wszetecznik rzecze, Kiedy w czyśćcu albo mu w piekle czart dopiecze? Doktorska to reguła, i najgłupszy przyzna, Że ogień leczy ogień, truciznę trucizna. W tej jednej, jak się rzekło, podobne są rzeczy,
Ale dalej ogniowi wszędzie miłość przeczy. Naprzód, że ogień przy swym gorącu widoczy; Miłość ślepo malują na obiedwie oczy. Ślepy ociec miłością, często, co ich szpeci, O co by kija trzeba, z tego chwali dzieci; Jako zaś znowu one obrzydzi pieszczochy, Miłością nienawisnej zalsnąwszy macochy! Ślepy do swej roboty i rzemieślnik, że ta Nie ma równi, rozumie; swe wiersze poeta,
ją u cyrulika. Cóż wszetecznik rzecze, Kiedy w czyścu albo mu w piekle czart dopiecze? Doktorska to reguła, i najgłupszy przyzna, Że ogień leczy ogień, truciznę trucizna. W tej jednej, jak się rzekło, podobne są rzeczy,
Ale dalej ogniowi wszędzie miłość przeczy. Naprzód, że ogień przy swym gorącu widoczy; Miłość ślepo malują na obiedwie oczy. Ślepy ociec miłością, często, co ich szpeci, O co by kija trzeba, z tego chwali dzieci; Jako zaś znowu one obrzydzi pieszczochy, Miłością nienawisnej zalsnąwszy macochy! Ślepy do swej roboty i rzemieślnik, że ta Nie ma równi, rozumie; swe wiersze poeta,
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 357
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wydaje z siebie na ziemię blask jary.
123 Równie tak pełnia otomańskiej Luny, wpadszy pod słońce nieśmiertelnej sławy, którą dzieł polskich wydają bieguny, na dzień nam jasny mrok wlekła plugawy. Lecz gdy mu lepsze Bóg dał opiekuny, musi mu się ten aspekt umknąć krwawy; znowu sarmackie słońce w pełnym kole przez Sobieskiego świat widoczy Pole.
124 Tedy po długiej konsulcie stron obu, chan krymski z pysznem baszą Imbrahimem, rozmaitego zmacawszy sposobu, w oczach im stoi klęska pod Chocimem. “Król się ustraszyć nie da lada bobu. Wrócę do Porty? spytają mnie, z czym-em przyjechał; jeślim tylko dla Zbaraża, nie było po
wydaje z siebie na ziemię blask jary.
123 Równie tak pełnia otomańskiej Luny, wpadszy pod słońce nieśmiertelnej sławy, którą dzieł polskich wydają bieguny, na dzień nam jasny mrok wlekła plugawy. Lecz gdy mu lepsze Bóg dał opiekuny, musi mu się ten aspekt umknąć krwawy; znowu sarmackie słońce w pełnym kole przez Sobieskiego świat widoczy Pole.
124 Tedy po długiej konsulcie stron obu, chan krymski z pysznem baszą Imbrahimem, rozmaitego zmacawszy sposobu, w oczach im stoi klęska pod Chocimem. “Król się ustraszyć nie da leda bobu. Wrócę do Porty? spytają mnie, z czym-em przyjechał; jeślim tylko dla Zbaraża, nie było po
Skrót tekstu: PotMuzaKarp
Strona: 48
Tytuł:
Muza polska
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996