i ze drew napoju W ciężkim gąsiorze/ lub za szyję dyszę/ Sonet nie smaczny dumając Rytm piszę. Nietak pałają Etnejskie kominy Kiedy w nich Vulkan swe wygrzewa Szyny/ Nietak i owe/ a straszne zaiste/ Z Wezuwia lochy istrzą się siarczyste. Jako ja nędzny pałam Wogniu żywym Wsadzu zamkniony nieźmiernie tęskliwym Szkodliwą wilgoć wypędzając razem/ Z mokrego Ciała/ Ogniem i Żelazem. Ale cóż czynić przez ognie przez miecze Nabywaj zdrowia mizerny człowiecze/ Przez srogie Syttes scylle i Charybdy/ Aześ go stracił nie opłaczesz nigdy. Już do dalekiej Zeglowałbyś Tule/ I do ostatniej wyzął się koszule/ Bo co mi Floty co plony Hiarby Co i
y ze drew napoiu W ćięzkim gąśiorze/ lub zá szyię dyszę/ Sonet nie smáczny dumáiąc Rythm piszę. Nieták pałáią Ethneyskie kominy Kiedy w nich Vulkąn swe wygrzewa Szyny/ Nieták y owe/ á strászne záiste/ Z Wezuwia lochy istrzą się śiárczyste. Iáko ia nędzny pałam Wogniu żywym Wsadzu zámkniony nieźmiernie tęskliwym Szkodliwą wilgoć wypędzáiąc rázęm/ Z mokrego Ciáłá/ Ogniem y Zelázem. Ale coż czynić przez ognie przez miecze Nábyway zdrowia mizerny człowiecze/ Przez srogie Syttes scylle y Chárybdy/ Aześ go stráćił nie opłaczesz nigdy. Iuż do dálekiey Zeglowałbyś Thule/ Y do ostátniey wyzął się koszule/ Bo co mi Flotty co plony Hiárby Co y
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 212.
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
? Nie wiem, tylko to wiem, żeś niemił sercu memu. Natura afekt rządzi, nie patrząc przyczyny, Kocha bez zasług, często nie lubi bez winy. 240 (P). ŁACNIEJ JEDNEJ MATCE DZIESIĘĆ SYNÓW NIŻ TYM DZIESIĘCIU JEDNĘ POŻYWIĆ MATKĘ CZEMU DZIATKI RECIPROCE NIE MIŁUJĄ RODZICÓW
Patrz na ogrodne ziele, gdzie wilgoć z korzenia W list, z listu w kwiat, a z kwiatu idzie do nasienia: Już się nazad do swego korzonka nie wróci. Do tej miłość rodziców przyrównam wilgoci Przeciwko miłym dziatkom, sprawioną z natury: Nigdy tak, jako w górę, nie może iść z góry; Nie żadną winą, ale z wrodzonej
? Nie wiem, tylko to wiem, żeś niemił sercu memu. Natura afekt rządzi, nie patrząc przyczyny, Kocha bez zasług, często nie lubi bez winy. 240 (P). ŁACNIEJ JEDNEJ MATCE DZIESIĘĆ SYNÓW NIŻ TYM DZIESIĘCIU JEDNĘ POŻYWIĆ MATKĘ CZEMU DZIATKI RECIPROCE NIE MIŁUJĄ RODZICÓW
Patrz na ogrodne ziele, gdzie wilgoć z korzenia W list, z listu w kwiat, a z kwiatu idzie do nasienia: Już się nazad do swego korzonka nie wróci. Do tej miłość rodziców przyrównam wilgoci Przeciwko miłym dziatkom, sprawioną z natury: Nigdy tak, jako w górę, nie może iść z góry; Nie żadną winą, ale z wrodzonej
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 108
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
240 (P). ŁACNIEJ JEDNEJ MATCE DZIESIĘĆ SYNÓW NIŻ TYM DZIESIĘCIU JEDNĘ POŻYWIĆ MATKĘ CZEMU DZIATKI RECIPROCE NIE MIŁUJĄ RODZICÓW
Patrz na ogrodne ziele, gdzie wilgoć z korzenia W list, z listu w kwiat, a z kwiatu idzie do nasienia: Już się nazad do swego korzonka nie wróci. Do tej miłość rodziców przyrównam wilgoci Przeciwko miłym dziatkom, sprawioną z natury: Nigdy tak, jako w górę, nie może iść z góry; Nie żadną winą, ale z wrodzonej przynuki. Barziej, niż ciebie, syn twój swe syny, twe wnuki Kocha. Trudno mieć za złe, co natura czyni. Niechaj stąd żaden mądry dziecięcia nie wini
240 (P). ŁACNIEJ JEDNEJ MATCE DZIESIĘĆ SYNÓW NIŻ TYM DZIESIĘCIU JEDNĘ POŻYWIĆ MATKĘ CZEMU DZIATKI RECIPROCE NIE MIŁUJĄ RODZICÓW
Patrz na ogrodne ziele, gdzie wilgoć z korzenia W list, z listu w kwiat, a z kwiatu idzie do nasienia: Już się nazad do swego korzonka nie wróci. Do tej miłość rodziców przyrównam wilgoci Przeciwko miłym dziatkom, sprawioną z natury: Nigdy tak, jako w górę, nie może iść z góry; Nie żadną winą, ale z wrodzonej przynuki. Barziej, niż ciebie, syn twój swe syny, twe wnuki Kocha. Trudno mieć za złe, co natura czyni. Niechaj stąd żaden mądry dziecięcia nie wini
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 108
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
marna przygoda jego szczęście zmąci, O lada hak, o lada drzewo go roztrąci, Aż z onej beczki — deski, potem drobne trzaski Zbierają, gdzieś na niskie wyrzucone piaski; Aż on ktoś, nad inszymi co stał na kształt wieży, Gdy insze jeszcze stoją, on złomany leży:
Nie mając należytej z korzonka wilgoci, Lada go niepogoda, lada wiatr wywróci. 273 (F). NA DZIURY W USZU
Patrząc, gdy matka uszy dziurawiła córce, Pyta ociec, co by jej było po tej dziurce. „Dla trzęsideł, dzisiejszej — powie — służąc modzie.” „Mógłbym ja to był zrobić o jednym zawodzie
marna przygoda jego szczęście zmąci, O leda hak, o leda drzewo go roztrąci, Aż z onej beczki — deski, potem drobne trzaski Zbierają, gdzieś na niskie wyrzucone piaski; Aż on ktoś, nad inszymi co stał na kształt wieży, Gdy insze jeszcze stoją, on złomany leży:
Nie mając należytej z korzonka wilgoci, Leda go niepogoda, leda wiatr wywróci. 273 (F). NA DZIURY W USZU
Patrząc, gdy matka uszy dziurawiła córce, Pyta ociec, co by jej było po tej dziurce. „Dla trzęsideł, dzisiejszej — powie — służąc modzie.” „Mógłbym ja to był zrobić o jednym zawodzie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 121
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ludzkiej/ słabości: jako Kometa jest złożony z pary/ wiatru/ dymu/ tak i ludzie na ziemi/ żywot nasz tu nie jest nic inszego jeno wiatr/ dym; jako w nas wilgotność przyrodzona zawsze się pali przyrodzonym gorącem/ tak w Komecie wilgotność jego gorącem swymże góre: i jako póry żyjemy póki stawa wilgości przyrodzonej/ póki niedogóre: tak też Komta poty trwał póki w nim stawało wilgotności/ jako zgorzała musiał ustac. owo zgoła we wszystkim jest wielka Symbolizacja i podobieństwo jego do nas/ stąd nie dziw że ludzie sobie ukowali/ iż rzadko na dobre im ukazuje się na niebie ten obraz/ ten wizerunk ułomności naszej. Ale
ludzkiéy/ słabośći: iáko Kometá iest złożony z páry/ wiátru/ dymu/ ták y ludźie ná źiemi/ żywot nász tu nie iest nic inszego ieno wiátr/ dym; iáko w nas wilgotność przyrodzona záwsze sie pali przyrodzonym gorącem/ ták w Komećie wilgotność iego gorącem swymże gore: y iáko póry żyiemy póki sstawa wilgośći przyrodzoney/ poki niedogore: ták też Komtá poty trwał poki w nim sstawáło wilgotnośći/ iáko zgorzáłá muśiał vstác. owo zgołá we wszystkim iest wielka Symbolizácya y podobienstwo iego do nas/ ztąd nie dźiw że ludźie sobie ukowáli/ iż rzadko ná dobre im vkázuie sie ná niebie ten obraz/ ten wizerunk vłomnośći nászey. Ale
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: C2
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakim Łączy się nocny miesiąc nieba znakiem. Jeśli się przymknął do dżdżystego Byka, Taka na cały rok idzie praktyka: Grady i zbytnie wilgości tak zboże Porażą, że z nim siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się dobrze, możesz nowe prasy Tłoczyć i gronom zadawać niewczasy, I wynalazek Minerwy,
I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakiem Łączy się nocny miesiąc nieba znakiem. Jeśli się przymknął do dżdżystego Byka, Taka na cały rok idzie praktyka: Grady i zbytnie wilgości tak zboże Porażą, że z nim siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się dobrze, możesz nowe prasy Tłoczyć i gronom zadawać niewczasy, I wynalazek Minerwy,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 155
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
niepogodą, Ale oliwę okryje jagodą. Jeśli się z Bracią Heleny przywita, Bakchus obfity i Ceres sowita Pracującego oracza spanoszy; Ale powietrze miasta wypustoszy I z kosą śmierci na panów się rzuci I miły pokój za miedzę wyrzuci. Na koniec, jeśli na niebieskiej włości Miesiąc się w domu u Raka rozgości, Wysuszy ziemię i wilgoć wrodzoną Z wierzchu zasklepi skorupą spaloną I tak upiększy zboża, oprócz szkody, Przywiedzie ciężkie z niedostatku głody. NADGROBEK PERLISI
Perła tu leży, nie ta, co Szczęśliwe Wyspy więc noszą ani brzegi krzywe Oryjentalskie, ani te skorupy, Które bogate w sobie kryją łupy. Kosztowniejsza to perła, która siła Wraz w sobie skarbów
niepogodą, Ale oliwę okryje jagodą. Jeśli się z Bracią Heleny przywita, Bakchus obfity i Ceres sowita Pracującego oracza spanoszy; Ale powietrze miasta wypustoszy I z kosą śmierci na panów się rzuci I miły pokój za miedzę wyrzuci. Na koniec, jeśli na niebieskiej włości Miesiąc się w domu u Raka rozgości, Wysuszy ziemię i wilgoć wrodzoną Z wierzchu zasklepi skorupą spaloną I tak upiększy zboża, oprócz szkody, Przywiedzie ciężkie z niedostatku głody. NADGROBEK PERLISI
Perła tu leży, nie ta, co Szczęśliwe Wyspy więc noszą ani brzegi krzywe Oryjentalskie, ani te skorupy, Które bogate w sobie kryją łupy. Kosztowniejsza to perła, która siła Wraz w sobie skarbów
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 157
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wydała, Kiedy zdradzieckim pożogiem gorzała, Ale zdałby się i ten pożar mały, Gdyby się z nim me ognie równać miały. Ustał na koniec i on ogień w Trojej, Kiedy dotrawił materyjej swojej; Tak i ten, co mię tak bezmiernie piecze, Wtenczas mi zniknie i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak
wydała, Kiedy zdradzieckim pożogiem gorzała, Ale zdałby się i ten pożar mały, Gdyby się z nim me ognie równać miały. Ustał na koniec i on ogień w Trojej, Kiedy dotrawił materyjej swojej; Tak i ten, co mię tak bezmiernie piecze, Wtenczas mi zniknie i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 183
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
na toć tylko dało wam powieki Niebo, żebyście albo w śmierć na wieki, Albo w sen przez noc światło wasze kryły, Ale żebyście, gdzie źle, nie patrzyły, A wy tameście kierowały wzroki, Skądeście płomień przewiozły głęboki W serdeczne gmachy, który dziw, że kości Spaliwszy, waszej przepuścił wilgości. Lecz jeśli płakać, płaczcież przed nią, żeby Wierzyła, że mus gwałtownej potrzeby Płakać wam każe i że te krynice, Póki tak sroga, popędzą źrenice. Wierz im, ma Jago, a choć gniew-em na nie, Uczyń, co proszą, a stanie jednanie. ZBYTNI STATEK
Nie zawsze niebo
na toć tylko dało wam powieki Niebo, żebyście albo w śmierć na wieki, Albo w sen przez noc światło wasze kryły, Ale żebyście, gdzie źle, nie patrzyły, A wy tameście kierowały wzroki, Skądeście płomień przewiozły głęboki W serdeczne gmachy, który dziw, że kości Spaliwszy, waszej przepuścił wilgości. Lecz jeśli płakać, płaczcież przed nią, żeby Wierzyła, że mus gwałtownej potrzeby Płakać wam każe i że te krynice, Póki tak sroga, popędzą źrenice. Wierz im, ma Jago, a choć gniew-em na nie, Uczyń, co proszą, a stanie jednanie. ZBYTNI STATEK
Nie zawsze niebo
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 266
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, żadne ich burze nie tamują, wszystkie aereae tempestates tego biegu porządnie zordynowanego nie odmieniają; uwaźmy cztery części roku, potrzebne ad productionem natury, jako jedna po drugiej nastempuje, jako wschodem słońce nocne ciemności oświeca, a zachodem świat ciemnością okrywa; jaka regularitas in operatione elementów do oziwienia natury; jakie temperamen między susżą i wilgocią; jaka ordynacja in fertilitate ziemi co rok się odnawiającej, dla sustentacyj człowieka; jaki instynkt w zwierzętach do konserwacyj swojej; jaka na ostatek exactitudo w najmniejszym drzewku, wprzód kwitnącym, a potym owoc przynoszącym, tak dalece, że tym porządkiem natura się każdego stworzenia in perpetuum propagat.
Jeden tylko człowiek rebellis intencyj stwórcy swego
, źadne ich burze nie támuią, wszystkie aereae tempestates tego biegu porządnie zordynowánego nie odmieniáią; uwaźmy cztery częśći roku, potrzebne ad productionem natury, iako iedna po drugiey nastęmpuie, iako wschodem słońce nocne ćiemnośći oświeca, á zachodem swiát ćiemnośćią okrywa; iaka regularitas in operatione elementow do oźywienia nátury; iakie temperamen między susźą y wilgoćią; iaka ordynacya in fertilitate źiemi co rok się odnawiaiącey, dla sustentaćyi człowieka; iaki instynkt w źwierzętách do konserwácyi swoiey; iaka na ostátek exactitudo w naymnieyszym drzewku, wprzod kwitnącym, á potym owoc przynoszącym, tak dálece, źe tym porządkiem natura się kaźdego stworzenia in perpetuum propagat.
Ieden tylko człowiek rebellis intencyi stworcy swego
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 155
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733