miły i przyjemny.
Ale jak się rozchodzi często i samemu Zdoła Marsowi srogiemu.
Że jakby nogi podciął, tak na podziwienie Uderzy nim więc o ziemię.
Uspokojcież już, bracia, ten huk i łajanie, Którym się grubi poganie
Brzydzą, ale każdy swego pilnując wezgłowia Powinszujmy sobie zdrowia. 700. Z tegoż.
Witajże, brat cnotliwy! A czy zdrów, czy duży? Jakoż ci teraz szczęście na tym świecie płuży? Jakoż ci się też ten chleb żołnierski nadaje? Ale co cię przyniosło w te tu nasze kraje? Dawny mój dobry druhu, myć zawsze i w boju Krew podle siebie lali i zasię w pokoju
Niejeden
miły i przyjemny.
Ale jak się rozchodzi często i samemu Zdoła Marsowi srogiemu.
Że jakby nogi podciął, tak na podziwienie Uderzy nim więc o ziemię.
Uspokojcież już, bracia, ten huk i łajanie, Ktorym się grubi poganie
Brzydzą, ale każdy swego pilnując wezgłowia Powinszujmy sobie zdrowia. 700. Z tegoż.
Witajże, brat cnotliwy! A czy zdrow, czy duży? Jakoż ci teraz szczęście na tym świecie płuży? Jakoż ci się też ten chleb żołnierski nadaje? Ale co cię przyniosło w te tu nasze kraje? Dawny moj dobry druhu, myć zawsze i w boju Krew podle siebie lali i zasię w pokoju
Niejeden
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 439
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
za płot. Nic to, dajcie karty A na kogo inszego schowajcie te żarty. Ja Pasz. Ba i ja chociaż z trzema kozyrami. I ja choć z dobrą szpilą idę też za wami. I teraz Pasz, przystawmy. Taka bywaj zawsze. Cztery wyszniki w ręku, to pieniążki nasze. Nużeż. Ba witaj mi to, znowu maść jednaka, Podźcie do mnie pieniążki, wszak wygrawa taka? Ten mknie talery, a ten już się z jadu kąsa, Coraz zawiesistego pociągając wąsa, Który mu się jak puhacz na plutę odyma, A kartę jako jastrząb pazurami żdżyma. Panowie, kto przegraje, niechaj się nie gniewa A kto
za płot. Nic to, dajcie karty A na kogo inszego schowajcie te żarty. Ja Pasz. Ba i ja chociaż z trzema kozyrami. I ja choć z dobrą szpilą idę też za wami. I teraz Pasz, przystawmy. Taka bywaj zawsze. Cztery wyszniki w ręku, to pieniążki nasze. Nużeż. Ba witaj mi to, znowu maść jednaka, Podźcie do mnie pieniążki, wszak wygrawa taka? Ten mknie talery, a ten już się z jadu kąsa, Coraz zawiesistego pociągając wąsa, Ktory mu się jak puhacz na plutę odyma, A kartę jako jastrząb pazurami żdżyma. Panowie, kto przegraje, niechaj się nie gniewa A kto
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 451
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Gawron: „Ba — w kobieli — Najmniej bym się nie gniewał, kiedybyście chcieli.” 44 (P). NIECZĘSTE WIDANIE, GOTOWE NIEZNANIE
„O, jakoż nad nas we wsiach miasta mają wiele, Kędy się co dzień dobrzy widząc przyjaciele: Dobry dzień, dobry wieczór; co: witaj, nie wiedzą, Żyjąc od siebie żadną nie rozjęci miedzą, Że przyjaźń, którą część krew, część uczynność wradza, Wieczna konwersacja w sercach im odmładza.” Mylisz się, bo każda rzecz na tym świecie syta: Wolę, nieźli pozdrawia, kiedy mnie kto wita. Z daleka miłość płuży, powszednieje z bliska
Gawron: „Ba — w kobieli — Najmniej bym się nie gniewał, kiedybyście chcieli.” 44 (P). NIECZĘSTE WIDANIE, GOTOWE NIEZNANIE
„O, jakoż nad nas we wsiach miasta mają wiele, Kędy się co dzień dobrzy widząc przyjaciele: Dobry dzień, dobry wieczór; co: witaj, nie wiedzą, Żyjąc od siebie żadną nie rozjęci miedzą, Że przyjaźń, którą część krew, część uczynność wradza, Wieczna konwersacyja w sercach im odmładza.” Mylisz się, bo każda rzecz na tym świecie syta: Wolę, nieźli pozdrawia, kiedy mnie kto wita. Z daleka miłość płuży, powszednieje z bliska
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 223
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zapachu. I pewnie, że się moja racja ostoi: Bo nie tylko pies, i człek bździ, kiedy się boi. 147 (P). WITAJ KACZKA NIE BRODZĄC
Jeden szlachcic żartowny, co tylko koń zdole Bieżąc z miasta do domu, obaczy na dole Kaczora przy gościńcu; więc sani odchodząc: „Witaj mi — rzecze — kaczka — do chłopca — nie brodząc.” Ale gdy wylazł z dołu, zmaczawszy czuprynę: „Niech diabeł weźmie kąpiel i swoję zwierzynę! Słyszysz, wspomni mi zawsze, podając kieliszki, Że w jeden dół wpadają pijani i liszki.” 148. WILK STRZELCA OCHĘDOŻYŁ
Wyszedł strzelec na wiosnę z
zapachu. I pewnie, że się moja racyja ostoi: Bo nie tylko pies, i człek bździ, kiedy się boi. 147 (P). WITAJ KACZKA NIE BRODZĄC
Jeden szlachcic żartowny, co tylko koń zdole Bieżąc z miasta do domu, obaczy na dole Kaczora przy gościńcu; więc sani odchodząc: „Witaj mi — rzecze — kaczka — do chłopca — nie brodząc.” Ale gdy wylazł z dołu, zmaczawszy czuprynę: „Niech diabeł weźmie kąpiel i swoję zwierzynę! Słyszysz, wspomni mi zawsze, podając kieliszki, Że w jeden dół wpadają pijani i liszki.” 148. WILK STRZELCA OCHĘDOŻYŁ
Wyszedł strzelec na wiosnę z
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 263
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ś to sam wyrzekł, że Pan potrzebuje — Gdzież sługa, gdzież jej żebrak nie uczuje? Tać zawsze wada wszytkich panów była, Że przed triumfem potrzebują siła: Często bankietu przypłacają głodem, Czego dzisiejszy dzień jasnym dowodem, Gdy oto z pompą i z wielkim weselem Przed swoim Panem, naszym Zbawicielem: „Witaj, o królu!” wykrzykują Żydzi; Tego się naród wszeteczny nie wstydzi, Że na swym wjeździe chleba nie ukusi, Aże po miedzach płonek szukać musi. Piękna mi ludzkość, nie lada ochota! Ale gdzież, proszę, u Żyda sromota? Za psa tam triumf i z ceremoniją, Kto czuje, że
ś to sam wyrzekł, że Pan potrzebuje — Gdzież sługa, gdzież jej żebrak nie uczuje? Tać zawsze wada wszytkich panów była, Że przed tryumfem potrzebują siła: Często bankietu przypłacają głodem, Czego dzisiejszy dzień jasnym dowodem, Gdy oto z pompą i z wielkim weselem Przed swoim Panem, naszym Zbawicielem: „Witaj, o królu!” wykrzykują Żydzi; Tego się naród wszeteczny nie wstydzi, Że na swym wjeździe chleba nie ukusi, Aże po miedzach płonek szukać musi. Piękna mi ludzkość, nie leda ochota! Ale gdzież, proszę, u Żyda sromota? Za psa tam tryumf i z ceremoniją, Kto czuje, że
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 387
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wczora gęby dała, Całą noc na miejscu stała.
Byłaby to wielka szkoda, By skwaśniała taka woda, Płynąc z rajskiego ogroda.
Przeto rano, skoro świta, Każdy ją tak niechaj wita: Salve nostra agua vita!
A my przez jej wielką chwałę Śklonki wielkie, szklonki małe Wypijamy przez dnie całe.
Witaj, trunku ukochany, Wodą żywota nazwany, Ty nie masz żadnej nagany!
Bodaj baba w niebie była, Co gorzałkę wymyśliła, Bodajże znowu ożyła. WYJEŻDŻAJĄC NA WOJNĘ
W trąby do boju, Nie chcę pokoju, W kotły polnego Marsa bitnego Uderzcie! Darme twe gniewy, darme hałasy: Zapustne czasy mieć każą wczasy
wczora gęby dała, Całą noc na miejscu stała.
Byłaby to wielka szkoda, By skwaśniała taka woda, Płynąc z rajskiego ogroda.
Przeto rano, skoro świta, Każdy ją tak niechaj wita: Salve nostra agua vita!
A my przez jej wielką chwałę Śklonki wielkie, śklonki małe Wypijamy przez dnie całe.
Witaj, trunku ukochany, Wodą żywota nazwany, Ty nie masz żadnej nagany!
Bodaj baba w niebie była, Co gorzałkę wymyśliła, Bodajże znowu ożyła. WYJEŻDŻAJĄC NA WOJNĘ
W trąby do boju, Nie chcę pokoju, W kotły polnego Marsa bitnego Uderzcie! Darme twe gniewy, darme hałasy: Zapustne czasy mieć każą wczasy
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 607
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
ale u mnie swar za nic nie stoi. Wziąwszytedy Diany ubiory/ i postawę/ Zawoła nad nią/ kończąc przedsięwziętą sprawę: Panno/ któraś jest częścią to warzyszek moich/ Na których górach łowów zażywałaś swoich/ Powiedz proszę? Panna w tym na głos jego mowy/ Podźwignąwszy z zielonej murawy swej głowy/ O witajże Bogini/ rzecze: według mego Rozsądku/ zawsze większa Jowisza samego. Co on słusząc/ śmiechem się wielce poruszywa/ Rad że już i sam na się wynoszony bywa. Co on słysząc/ śmiechem się wielce poruszywa/ Rad że już i sam nad się wynoszony bywa. Całowania jej daje niepohamowane/ Takie jakie od
ále v mnie swar zá nic nie stoi. Wźiąwszytedy Dyány vbiory/ y postáwę/ Záwoła nád nią/ kończąc przedśięwźiętą spráwę: Pánno/ ktoraś iest częśćią to wárzyszek moich/ Ná ktorych gorách łowow záżywáłáś swoich/ Powiedz proszę? Pánná w tym ná głos iego mowy/ Podźwignąwszy z źieloney muráwy swey głowy/ O witayże Bogini/ rzecze: według mego Rozsądku/ záwsze większa Iowiszá sámego. Co on słusząc/ śmiechem się wielce poruszywa/ Rad że iuż y sam ná się wynoszony bywa. Co on słysząc/ śmiechem się wielce poruszywa/ Rad że iuż y sam nád się wynoszony bywa. Cáłowánia iey dáie niepohamowáne/ Tákie iákie od
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 76
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ucha Włożyć cichego ducha: Jeśli każe z rodzicy Mówić o tajemnicy.
O to nie żądać, Nie każą jej dać, Powiadała wczora.
Nie trzeba Kaśki szukać, Tylko w bębenek pukać: Przybieży sama zrana, Jako owieczka do siana.
Ojca nie żądać, Nie każe jej dać, Bo to jego córa.
Witaj, Kasiu, kochanie, Proszę cię na śniadanie, Będziesz i na wieczerzy, Nie powiadaj macierzy,
Boby cię zbiła, Żeś w tańcu była, Bez jej dozwolenia.
Niechaj bije, jak raczy, Kiedy nikt nie obaczy: Przecię będę chodziła, Ohoćby mię i zabiła.
Już być musi, Gdy człowiek skusi
ucha Włożyć cichego ducha: Jeśli każe z rodzicy Mówić o tajemnicy.
O to nie żądać, Nie każą jej dać, Powiadała wczora.
Nie trzeba Kaśki szukać, Tylko w bębenek pukać: Przybieży sama zrana, Jako owieczka do siana.
Ojca nie żądać, Nie każe jej dać, Bo to jego córa.
Witaj, Kasiu, kochanie, Proszę cię na śniadanie, Będziesz i na wieczerzy, Nie powiadaj macierzy,
Boby cię zbiła, Żeś w tańcu była, Bez jej dozwolenia.
Niechaj bije, jak raczy, Kiedy nikt nie obaczy: Przecię będę chodziła, Ohoćby mię i zabiła.
Już być musi, Gdy człowiek skusi
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 7
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902
, zamki, pałace złote widzieć dają. Jak wdzięczny prospekt na budynki one niepomyślone! Świata wszytkiego wyborni malarze pódźcie, uczeni, rzetelni pisarze! – nic nie powiecie o piękności tego Miasta Boskiego.
Oby mi kto dał wszytkich ludzi mowy, żebym cokolwiek i jakimi słowy mógł co powiedzieć o jego śliczności i udatności. Witaj, ojczyzno nader pożądana, kraino rajska przez grzech postradana, zdrowiem samego Boga odkupiona, ludziom wrócona! O raju drogi, jużeś niezamkniony, kto Bogu miły, temuś otworzony, każdemu bity gościniec do ciebie, kto chce być w niebie! Już cię nie strzegą straszni Cherubowie, lecz otwierają z chęcią Aniołowie –
, zamki, pałace złote widzieć dają. Jak wdzięczny prospekt na budynki one niepomyślone! Świata wszytkiego wyborni malarze pódźcie, uczeni, rzetelni pisarze! – nic nie powiecie o piękności tego Miasta Boskiego.
Oby mi kto dał wszytkich ludzi mowy, żebym cokolwiek i jakimi słowy mógł co powiedzieć o jego śliczności i udatności. Witaj, ojczyzno nader pożądana, kraino rajska przez grzech postradana, zdrowiem samego Boga odkupiona, ludziom wrócona! O raju drogi, jużeś niezamkniony, kto Bogu miły, temuś otworzony, każdemu bity gościniec do ciebie, kto chce być w niebie! Już cię nie strzegą straszni Cherubowie, lecz otwierają z chęcią Aniołowie –
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 107
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
Porodzić kiedy, a panną została. A najdziwniejsza, że boga samego! Jakoż wżdy, Panie, płomienia Twojego (Gdyś Ty jest ogniem) ta panna znieść może, Nieogarniony na wszem świecie Boże? BÓG
Panny mój ogień ten palić nie będzie, Chociem jest ogniem, pałającym wszędzie. GABRYJEL do Panny Maryjej
Witaj, światło, bardzo oczom naszym żądne, Gwiazdo w niebie znajoma, tobie są porządne Zgotowane bogactwa Boga przytomnego,
Najbłogosławieńszaś ty z gminu niewieściego. Rzekł: zrzuć z serca, Maryja, bojaźń, ty porodzisz Bóstwo z niebiosów wzięte i ziemskie pogodzisz Mieszkańce z Bogiem Ojcem — to ja z nieba tobie Opowiadam w poselskiej od
Porodzić kiedy, a panną została. A najdziwniejsza, że boga samego! Jakoż wżdy, Panie, płomienia Twojego (Gdyś Ty jest ogniem) ta panna znieść może, Nieogarniony na wszem świecie Boże? BÓG
Panny moj ogień ten palić nie będzie, Chociem jest ogniem, pałającym wszędzie. GABRYJEL do Panny Maryjej
Witaj, światło, bardzo oczom naszym żądne, Gwiazdo w niebie znajoma, tobie są porządne Zgotowane bogactwa Boga przytomnego,
Najbłogosławieńszaś ty z gminu niewieściego. Rzekł: zrzuć z serca, Maryja, bojaźń, ty porodzisz Bóstwo z niebiosów wzięte i ziemskie pogodzisz Mieszkańce z Bogiem Ojcem — to ja z nieba tobie Opowiadam w poselskiej od
Skrót tekstu: DachDialOkoń
Strona: 50
Tytuł:
Dyjalog o cudownym Narodzeniu...
Autor:
Jan Dachnowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi, jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989