smrodem.” 262 (P). DOWCIP W POTRZEBIE NAJWIĘKSZY DOWCIP BIAŁOGŁOWSKI
Gdy cesarz miasto szturmem brał z rebelizanty, Pozwoli białymgłowom wszytkie wynieść fanty, Które udźwignąć mogą, i w tym ubezpiecza; Bo mężczyzny, za winę, przysądził do miecza. Więc każda, swego męża wziąwszy na ramiona, Choć się też nogi wloką, idzie z bramy żona. Patrzy cesarz z daleka, a potem śle posły, Co za sepety one białegłowy niosły. Tedy jedna, której mąż był książęciem w mieście: „Co uniesie, darował zwycięzca niewieście. Zostawiłyśmy złoto, perłyśmy rozsuły, Otworzyły zdobyczą żołnierzom szkatuły; Nad mężów droższych fantów nie mając
smrodem.” 262 (P). DOWCIP W POTRZEBIE NAJWIĘKSZY DOWCIP BIAŁOGŁOWSKI
Gdy cesarz miasto szturmem brał z rebelizanty, Pozwoli białymgłowom wszytkie wynieść fanty, Które udźwignąć mogą, i w tym ubezpiecza; Bo mężczyzny, za winę, przysądził do miecza. Więc każda, swego męża wziąwszy na ramiona, Choć się też nogi wloką, idzie z bramy żona. Patrzy cesarz z daleka, a potem śle posły, Co za sepety one białegłowy niosły. Tedy jedna, której mąż był książęciem w mieście: „Co uniesie, darował zwycięzca niewieście. Zostawiłyśmy złoto, perłyśmy rozsuły, Otworzyły zdobyczą żołnierzom szkatuły; Nad mężów droższych fantów nie mając
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 116
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
patrzać kiedy sady zakwitają, Gdy łąki sieką, gdy siana sprzątają, Gdy wół roboczy w jarzmo zaprzężony Wali zagony.
Lubo gałązki, gdy jeszcze pęcnieją, Szczepić, z prędkiego owocu nadzieją, Lubo gościnną wsadzić też macicę W własną winnicę.
Lubo gdy Phoebus już ku zachodowi Schyla, gdy schodzić czas robotnikowi, Widzieć gdy wloką jarzma zawieszone Woły zemdlone.
Widzieć gdy syte z pola powracają Stada owieczek a pod sobą mają Małe jagniątka, co głosy rożnymi Beczą też z nimi.
Bydło wesołe ledwie już nabrane Dźwiga wymiona, które ukasane Dziewki wycisną wtenczas i z obory Pędzą w ugory.
Tam buhaj ryczy, sroży się rogami, Kopie i ziemię rozmiata
patrzać kiedy sady zakwitają, Gdy łąki sieką, gdy siana sprzątają, Gdy woł roboczy w jarzmo zaprzężony Wali zagony.
Lubo gałązki, gdy jeszcze pęcnieją, Szczepić, z prędkiego owocu nadzieją, Lubo gościnną wsadzić też macicę W własną winnicę.
Lubo gdy Phoebus już ku zachodowi Schyla, gdy schodzić czas robotnikowi, Widzieć gdy wloką jarzma zawieszone Woły zemdlone.
Widzieć gdy syte z pola powracają Stada owieczek a pod sobą mają Małe jagniątka, co głosy rożnymi Beczą też z nimi.
Bydło wesołe ledwie już nabrane Dźwiga wymiona, ktore ukasane Dziewki wycisną wtenczas i z obory Pędzą w ugory.
Tam buhaj ryczy, sroży się rogami, Kopie i ziemię rozmiata
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 349
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
-ć was musi kląć, bodajżeście mieli Takąż wygodę, gdy będziecie chcieli! Niech was zarazi psia gwiazda robakiem I hajduk schodzi z gotowym półhakiem, Gorące czasy przepuszczą wścieklinę, Hycel na białą dusi pargaminę, I jako stare, jako strawne sługi Niech orzą kijem za czujne wysługi, I zapomniawszy waszej przeszłej cnoty, Wloką wpółżywych hakiem między płoty! ŁAŹNIA
W ciepłe południe, kiedy znój był srogi, Płukała Jaga po kolana nogi, Co widząc, rzekłem: O, jako szczęśliwy
Nad Herkulesa, co wytracił dziwy, Kto te przeszedszy marmurowe słupy, Pisał: plus ultra, odniósszy z nich łupy. Bo trzymam, że tam droższe
-ć was musi kląć, bodajżeście mieli Takąż wygodę, gdy będziecie chcieli! Niech was zarazi psia gwiazda robakiem I hajduk schodzi z gotowym półhakiem, Gorące czasy przepuszczą wścieklinę, Hycel na białą dusi pargaminę, I jako stare, jako strawne sługi Niech orzą kijem za czujne wysługi, I zapomniawszy waszej przeszłej cnoty, Wloką wpółżywych hakiem między płoty! ŁAŹNIA
W ciepłe południe, kiedy znój był srogi, Płukała Jaga po kolana nogi, Co widząc, rzekłem: O, jako szczęśliwy
Nad Herkulesa, co wytracił dziwy, Kto te przeszedszy marmurowe słupy, Pisał: plus ultra, odniósszy z nich łupy. Bo trzymam, że tam droższe
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 169
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
.
Wdzięczno kwitnącej nie ufaj młodości, ta komu przyszłe nadzieje cukruje, komu żyć lubo i zdrowie jest miło, nie pokładaj w nim zupełnej ufności – prędko z czerstwością, którą pochlebuje, prędko się psuje. I choćby murem kiedy się stawiło, tedy się stłucze i na proch przekuje złej Nemezydy młotem.
Nieżyczliwe się pasmem wloką fata, ciągnąc niefortun niemało za sobą, za któremi Śmierć i inne przygody wtąż pośpieszają na człowiecze lata, niewymówione ani raną dobą, ani osobą. Tak, co dnia biorąc nieuchronne szkody, spina się żalem jak chalibską śróbą ból w sercu i tkwi dłotem. 2.
Nie masz, niestetyż, nie masz podobieństwa
.
Wdzięczno kwitnącej nie ufaj młodości, ta komu przyszłe nadzieje cukruje, komu żyć lubo i zdrowie jest miło, nie pokładaj w nim zupełnej ufności – prędko z czerstwością, którą pochlebuje, prędko się psuje. I choćby murem kiedy się stawiło, tedy się stłucze i na proch przekuje złej Nemezydy młotem.
Nieżyczliwe się pasmem wloką fata, ciągnąc niefortun niemało za sobą, za któremi Śmierć i inne przygody wtąż pośpieszają na człowiecze lata, niewymówione ani raną dobą, ani osobą. Tak, co dnia biorąc nieuchronne szkody, spina się żalem jak chalibską szrobą ból w sercu i tkwi dłotem. 2.
Nie masz, niestetyż, nie masz podobieństwa
Skrót tekstu: WieszczArchGur
Strona: 55
Tytuł:
Archetyp
Autor:
Adrian Wieszczycki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory poetyckie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Anna Gurowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2001
się/ jeśliż ta woda może jaką pomoc przynieść temu kołtunowi. Wprawdzie ja nie mogę tego wsię przyjąć/ abych miał tak trzymać/ żeby ta woda miała co pomagać tej chorobie: ani w zględem przyczyn/ które onę czynią; ani też w zględem choroby samej/ i przypadków jej/ które się za nią wloką. Przyczyny jako się już pokazały/ są gorącości. łatwie tedy każdy baczyć może/ wiedząc że ta jest woda gorąca i susząca/ że się względem gorącości przyczyny/ nie zniejdzie: bo byłoby to/ żeby się ognia do ognia przyczyniało. Ani też wedle materii/ nie godzi się tej wody używać/ która jest
się/ iesliż tá wodá może iáką pomoc przynieść temu kołtunowi. Wprawdźie ia nie mogę tego wśię przyiąć/ abych miał ták trzymáć/ żeby tá wodá miáłá co pomágáć tey chorobie: áni w zględem przycżyn/ ktore onę cżynią; áni też w zględem choroby samey/ y przypadkow iey/ ktore się zá nią wloką. Przycżyny iáko się iuż pokazáły/ są gorącośći. łatwie tedy każdy bacżyć może/ wiedząc że tá iest wodá gorąca y susząca/ że się względem gorącośći przycżyny/ nie znieydźie: bo byłoby to/ żeby się ogniá do ogniá przycżyniáło. Ani też wedle máteriey/ nie godźi się tey wody vżywáć/ ktora iest
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 204.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
a do lekarstw niżej opisanych mianowicie do używania wody i soli święconej się udawali. Toż mamy rozumieć i o tych/ którym gdy bydlę jakie przez czary zdechnie/ chcąc się wywiedzieć o czarowniku: abo też jeśli z choroby przyrodzonej zdechło/ abo z czarów/ idą na miejsce gdzie bydło szyndują/ i wziąwszy trzewa bydlęce wloką za sobą po ziemi aż do domu/ których nie wnoszą drzwiami/ ale pod próg dół wykopawszy do kuchni wloką/ a nałożywszy ogień/ trzewa one na roszcie położą/ zaczym (jako nam wiadomość dały te które to czyniły) jako one trzewa pieką się i góreją/ tak wnętrzności czarownice gorącością/ i boleścią wielką dręczone
á do lekarstw niżey opisánych miánowićie do vżywánia wody y soli święconey sie vdawáli. Toż mamy rozumieć y o tych/ ktorym gdy bydlę iákie przez cżáry zdechnie/ chcąc się wywiedźieć o czárowniku: ábo też iesli z choroby przyrodzoney zdechło/ abo z czárow/ idą ná mieysce gdźie bydło szynduią/ y wźiąwszy trzewá bydlęce wloką zá sobá po źiemi áż do domu/ ktorych nie wnoszą drzwiámi/ ále pod prog doł wykopawszy do kuchni wloką/ á náłożywszy ogień/ trzewá one ná roszcie położą/ záczym (iáko nam wiádomość dáły te ktore to czyniły) iáko one trzewá pieką się y goreią/ ták wnętrznośći czárownice gorącośćią/ y boleśćią wielką dręczone
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 196
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
tych/ którym gdy bydlę jakie przez czary zdechnie/ chcąc się wywiedzieć o czarowniku: abo też jeśli z choroby przyrodzonej zdechło/ abo z czarów/ idą na miejsce gdzie bydło szyndują/ i wziąwszy trzewa bydlęce wloką za sobą po ziemi aż do domu/ których nie wnoszą drzwiami/ ale pod próg dół wykopawszy do kuchni wloką/ a nałożywszy ogień/ trzewa one na roszcie położą/ zaczym (jako nam wiadomość dały te które to czyniły) jako one trzewa pieką się i góreją/ tak wnętrzności czarownice gorącością/ i boleścią wielką dręczone bywają. Przestrzegają tedy ludzie takowi/ żeby dõ był mocno zamkniony/ dla tego że czarownica dla boleści musi tam
tych/ ktorym gdy bydlę iákie przez cżáry zdechnie/ chcąc się wywiedźieć o czárowniku: ábo też iesli z choroby przyrodzoney zdechło/ abo z czárow/ idą ná mieysce gdźie bydło szynduią/ y wźiąwszy trzewá bydlęce wloką zá sobá po źiemi áż do domu/ ktorych nie wnoszą drzwiámi/ ále pod prog doł wykopawszy do kuchni wloką/ á náłożywszy ogień/ trzewá one ná roszcie położą/ záczym (iáko nam wiádomość dáły te ktore to czyniły) iáko one trzewá pieką się y goreią/ ták wnętrznośći czárownice gorącośćią/ y boleśćią wielką dręczone bywáią. Przestrzegáią tedy ludźie tákowi/ żeby dõ był mocno zámkniony/ dla te^o^ że czárownicá dla boleśći muśi tám
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 196
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
obydwa przez ręce p. rezydenta, który tak reglował pocztę, że dwa razy tylko w tydzień chodzić będzie, tj. we czwartek, jako to dziś, i w poniedziałek. Ale i ta P. Bóg wie jeżeli przechodzić będzie mogła, bo jako się skarżył generalny postmagister, że ci, co się po zadzie wloką, już mu dwóch pocz-tarzów zabili dla koni, które spod nich pobrali. Myśmy dzień wczorajszy tu strawili na nabożeństwie, gdzie nam dawałpadreMarco d'Aviano benedykcję,umyślnie tu Przysłany imieniem Ojca św. Komunikował nas z rąk swych; mszę miał i egzortę niezwyczajnym sposobem, bo pytał: "Jeśli macie ufność w P
obydwa przez ręce p. rezydenta, który tak reglował pocztę, że dwa razy tylko w tydzień chodzić będzie, tj. we czwartek, jako to dziś, i w poniedziałek. Ale i ta P. Bóg wie jeżeli przechodzić będzie mogła, bo jako się skarżył generalny postmagister, że ci, co się po zadzie wloką, już mu dwóch pocz-tarzów zabili dla koni, które spod nich pobrali. Myśmy dzień wczorajszy tu strawili na nabożeństwie, gdzie nam dawałpadreMarco d'Aviano benedykcję,umyślnie tu Przysłany imieniem Ojca św. Komunikował nas z rąk swych; mszę miał i egzortę niezwyczajnym sposobem, bo pytał: "Jeśli macie ufność w P
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 511
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
Pana, być od zguby o piądz Spory krok czyni po ostrym krzemieniu Byle się ognia widzianego dopiąc Chociaż w subtelnym zabłyszczał promieniu; Ale im bliżej ku światłu przymyka, To przed nim coraz, to dalej umyka.
Wspina się przecie na skałę wysoką, Zbyt niedostępną, gładką, przytym śliską Ręce za sobą ledwie konia wloką; Doszedł wierzchołka, widzi przepaść niską, Gdzie mu iść trzeba za światła powodem, Koń drogę czyni, wypuszczony przodem, Tylko że Serca Pańskie nie są skłonne Do prędkiej trwogi, wiec przystąpi śmiało, Przed próg Jaskinie, ma myśli niepłonne, Ze kilkudziesiąt Zbójców tam mięszkało, Którzy w tym kraju tak wielu podróżnych Złupili
Pána, być od zguby o piądz Spory krok czyni po ostrym krzemieniu Byle się ognia widzianego dopiąc Chociaż w subtelnym zábłyszczał promieniu; Ale im bliżey ku światłu przymyka, To przed nim coraz, to daley umyka.
Wspina się przecie ná skáłę wysoką, Zbyt niedostępną, gładką, przytym śliską Ręce zá sobą ledwie konia wloką; Doszedł wierzchołka, widzi przepaść niską, Gdzie mu iść trzeba zá światła powodem, Koń drogę czyni, wypuszczony przodem, Tylko że Serca Pańskie nie są skłonne Do prętkiey trwogi, wiec przystąpi śmiało, Przed prog Jáskinie, ma myśli niepłonne, Ze kilkudziesiąt Zboycow tam mięszkało, Ktorzy w tym kraju ták wielu podrożnych Złupili
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 8
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
przypuścił/ używać nie mógł/ iż Elweci od tej rzeki inszym się byli udali przechodem/ a on ich odstąpić i upuścić niechciał. Tu Edwi dzień odednia zwołoczyli/ a to już wiozą/ ato zwiozą/ a to już nie daleko są mówiąc. Co bacząc dobrze Cezar/ i jako go w długą wloką rozumiejąc/ nad to że czas odmierzania zboża żołnierzowi przychodzi widząc/ Senatorów ich/ których barzo wiele przy sobie miał w obozie/ do siebie zawołał. Byli miedzy nimi Dywicjak i Liszek/ który nawiętszą miał zwierzchność i urząd/ zowią go Edwi Wergobret/ trwa do roku/ a moc ma karać na garle/ i nim
przypuśćił/ vżywáć nie mogł/ iż Elweći od tey rzeki inszym sie byli vdali przechodem/ a on ich odstąpić y vpuśćić niechćiał. Tu Edwi dźień odedniá zwołoczyli/ á to iuż wiozą/ áto zwiozą/ á to iuż nie daleko są mowiąc. Co bacząc dobrze Cezár/ y iáko go w długą wloką rozumieiąc/ nád to że czás odmierzánia zboża żołnierzowi przychodźi widząc/ Senatorow ich/ ktorych bárzo wiele przy sobie miał w oboźie/ do śiebie záwołał. Byli miedzy nimi Dywicyak y Liszek/ ktory nawiętszą miał zwierzchność y vrząd/ zowią go Edwi Wergobret/ trwa do roku/ á moc ma karáć ná garle/ y nim
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 11.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608