, gdy miłość cierpi, gdy nam biorą dzieci. Wypchnął Żydy farao, czego wprzód wyswarzyć Nie mógł Mojżesz z Aronem. Mięsa im uwarzyć Nie przyszło, dzieże zmiesić – tak spieszy, tak kwapi, Kiedy go śmierć w kochanym dziecięciu utrapi. O, jak mocna tych związków i miłości siła, Którą przeciwko dzieciom natura wlepiła! Jam-ci to barziej grzechy niż on Żydy lubił I chociaż mnie niejedną plagą Bóg mój ubił, Nie chciałem ich z Egiptu puścić mego ciała, Aż skoro mię ostatnia plaga doleciała, Dopierom, ach! dopiero poznał, nieszczęśliwy, Że za pierwszą trzeba grzech było obrzydliwy Puścić. Idźcie, szatańskie,
, gdy miłość cierpi, gdy nam biorą dzieci. Wypchnął Żydy farao, czego wprzód wyswarzyć Nie mógł Mojżesz z Aronem. Mięsa im uwarzyć Nie przyszło, dzieże zmiesić – tak spieszy, tak kwapi, Kiedy go śmierć w kochanym dziecięciu utrapi. O, jak mocna tych związków i miłości siła, Którą przeciwko dzieciom natura wlepiła! Jam-ci to barziej grzechy niż on Żydy lubił I chociaż mnie niejedną plagą Bóg mój ubił, Nie chciałem ich z Egiptu puścić mego ciała, Aż skoro mię ostatnia plaga doleciała, Dopierom, ach! dopiero poznał, nieszczęśliwy, Że za pierwszą trzeba grzech było obrzydliwy Puścić. Idźcie, szatańskie,
Skrót tekstu: MorszSŻaleBar_II
Strona: 115
Tytuł:
Smutne żale...
Autor:
Stanisław Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
spólne we zborze wszczynają zaloty. Oczkami wesołymi na się poglądają, Pan z góry, pani z dołu na siebie mrugają. Sam chrząsta z kazalnice, Sama w ławie szydzi, Znając jego szalbierstwo, skąd go rada widzi. A gdy co wesołego w organki zagrają, Dopieroż świeżą miłość w sobie rozniecają. Ona oczy wlepiła weń jak gołębica, A kiedy zań szła wątpię czy była prawica. Nie wierzycie? Dowiodę, jeno mię słuchajcie, A za prawdę istotną tę powieść trzymajcie. Ona była w Poznaniu u Ryda szafarką, A on zaś pedagogiem, tamże jakąś miarką Garniec jej często mierzał, zwątlił go niemało, Bo przebrał miarę
spólne we zborze wszczynają zaloty. Oczkami wesołymi na się poglądają, Pan z góry, pani z dołu na siebie mrugają. Sam chrząsta z kazalnice, Sama w ławie szydzi, Znając jego szalbierstwo, skąd go rada widzi. A gdy co wesołego w organki zagrają, Dopieroż świeżą miłość w sobie rozniecają. Ona oczy wlepiła weń jak gołębica, A kiedy zań szła wątpię czy była prawica. Nie wierzycie? Dowiodę, jeno mię słuchajcie, A za prawdę istotną tę powieść trzymajcie. Ona była w Poznaniu u Ryda szafarką, A on zaś pedagogiem, tamże jakąś miarką Garniec jej często mierzał, zwątlił go niemało, Bo przebrał miarę
Skrót tekstu: TajRadKontr
Strona: 274
Tytuł:
Tajemna rada
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
słońce gdy namdleje/ Żeby każdy niepełen dobrej był nadzieje O łasce jej i chęci. W tym jednak sposobie/ Tak ostróżnie umiała postępować sobie/ Ze wszytkim twarz jednako wdzięczną i łaskawą/ A nikomu nie szczerą/ nikomu nieprawą W rzeczy pokazowała. Kogoli wstydliwym/ Abo młodym widziała/ abo bojaźliwym/ Tak oczy weń wlepiła/ tak mu smakowała Krwawe usta/ jakoby nie umykała; Kogo zaś natarczywym/ abo barzo śmiałym/ Tak go wnet animuszem uniosła wspaniałym/ Ze oczu pomrużywszy wstydliwych ku ziemi/ Za szrankami została swymi Panieńskiemi. Tak kiedy pomyśliła/ chmurą się powlekła/ I wnet znowu w niebieską pogodę oblekła/ Dzień przynosząc rożany. Jako
słonce gdy námdleie/ Zeby káżdy niepełen dobrey był nádzieie O łásce iey y chęci. W tym iednák sposobie/ Ták ostrożnie vmiáłá postępowáć sobie/ Ze wszytkim twarz iednáko wdźięczną y łáskáwą/ A nikomu nie szczerą/ nikomu niepráwą W rzeczy pokázowáłá. Kogoli wstydliwym/ Abo młodym widziáłá/ ábo boiáźliwym/ Ták oczy weń wlepiłá/ ták mu smákowáłá Krwáwe vstá/ iákoby nie vmykáłá; Kogo záś nátárczywym/ abo bárzo śmiáłym/ Ták go wnet ánimuszem vniosłá wspániáłym/ Ze oczu pomrużywszy wstydliwych ku źiemi/ Zá szránkámi zostáłá swymi Pánienskiemi. Ták kiedy pomyśliłá/ chmurą się powlekłá/ Y wnet znowu w niebieską pogodę oblekłá/ Dzień przynosząc rożány. Iáko
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 9
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
szyją potem. Czczą ją i ważą wszyscy, proszą, aby swego Nie taiła imienia, wieczności godnego; Ona ludzka i zacnem kompanom życzliwa, Niewiedziane jem dotąd swe imię odkrywa.
XXIX.
Nie mogą się nasycić, patrząc na dziewicę, Gdy okazała złoty włos, zdjąwszy przyłbicę; Ta zaś w Rugiera tylko wzrok bystry wlepiła, Z niem mówi, jego serce i śmiałość chwaliła. Wtem słudzy do obiadu proszą gotowego, Który na stole mieli u źrzódła jednego, U źrzódła, gdzie słoneczny promień mirt wysoki Zakrywał, jak więc ciemne Cyncją obłoki. PIEŚŃ XXVI.
XXX.
Jedna ze czterech dziwnych ta fontana była, Co ręka Merlinowa kiedyś urobiła
szyją potem. Czczą ją i ważą wszyscy, proszą, aby swego Nie taiła imienia, wieczności godnego; Ona ludzka i zacnem kompanom życzliwa, Niewiedziane jem dotąd swe imię odkrywa.
XXIX.
Nie mogą się nasycić, patrząc na dziewicę, Gdy okazała złoty włos, zdjąwszy przyłbicę; Ta zaś w Rugiera tylko wzrok bystry wlepiła, Z niem mówi, jego serce i śmiałość chwaliła. Wtem słudzy do obiadu proszą gotowego, Który na stole mieli u źrzódła jednego, U źrzódła, gdzie słoneczny promień mirt wysoki Zakrywał, jak więc ciemne Cyntyą obłoki. PIEŚŃ XXVI.
XXX.
Jedna ze czterech dziwnych ta fontana była, Co ręka Merlinowa kiedyś urobiła
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 292
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, gdy darmo czekała Dni kilka, które dosyć pilno rachowała, Gryzie się, inszej znowu iż niema nowiny, Różne w myślach niepewnych roją się przyczyny. Bo choć to od Hipalki i od rodzonego Słyszy często o wiernej Rugiera swojego Miłości przeciw sobie, przecię ją trapiła Jedna rzecz, co się w głowę świeżo jej wlepiła.
LXXXVIII.
Marfizy męstwo, ludzkość i śliczną urodę Swoje nieszczęście, swoję rozumie być szkodę. Bo iż z Rugierem wespół do króla jechała, Aby obleżonego w trwogach ratowała, Chwali z tem przedsięwzięciem zamysły wspaniałe, Ale jej źle coś wróży serce ociężałe: Boi się godnej siebie cnotą kompanijej, Tusząc, iż do żałości
, gdy darmo czekała Dni kilka, które dosyć pilno rachowała, Gryzie się, inszej znowu iż niema nowiny, Różne w myślach niepewnych roją się przyczyny. Bo choć to od Hipalki i od rodzonego Słyszy często o wiernej Rugiera swojego Miłości przeciw sobie, przecię ją trapiła Jedna rzecz, co się w głowę świeżo jej wlepiła.
LXXXVIII.
Marfizy męstwo, ludzkość i śliczną urodę Swoje nieszczęście, swoję rozumie być szkodę. Bo iż z Rugierem wespół do króla jechała, Aby obleżonego w trwogach ratowała, Chwali z tem przedsięwzięciem zamysły wspaniałe, Ale jej źle coś wróży serce ociężałe: Boi się godnej siebie cnotą kompaniej, Tusząc, iż do żałości
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 425
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
świętemu Mówi Astolf - bo się ja wydziwować temu Nie mogę”. - Ten powieda: „Widzisz stare baby, Co w rękach swych wasz żywot mdły mają i słaby.
LXXXIX.
Póki nić trwa, póki jej Parka nie urzyna, W waszem wieku odmiana nie może być ina. Tu z przyrodzeniem sroga śmierć oko wlepiła, Aby godziny, kogo wziąć ma, nie chybiła. Piękne zaś przędze tej są od szpetnych różności, Trzeba wiedzieć, kto rajskie zasłużył radości; Bo czyje brzydsze widzisz wełny i kądziele, Tych w piekle strasznem dusze cierpieć będą wiele”.
XC.
Powierzchowne tej różnej bawełny związania Wszystkie miały imiona snadne do czytania,
świętemu Mówi Astolf - bo się ja wydziwować temu Nie mogę”. - Ten powieda: „Widzisz stare baby, Co w rękach swych wasz żywot mdły mają i słaby.
LXXXIX.
Póki nić trwa, póki jej Parka nie urzyna, W waszem wieku odmiana nie może być ina. Tu z przyrodzeniem sroga śmierć oko wlepiła, Aby godziny, kogo wziąć ma, nie chybiła. Piękne zaś przędze tej są od szpetnych różności, Trzeba wiedzieć, kto rajskie zasłużył radości; Bo czyje brzydsze widzisz wełny i kądziele, Tych w piekle strasznem dusze cierpieć będą wiele”.
XC.
Powierzchowne tej różnej bawełny związania Wszystkie miały imiona snadne do czytania,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 83
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przecię zawsze coś będzie niedoskonałego. jako też pospolicie dyskursy bywają niedostateczne które kto w nocy spać nie mogąc, a potrzebując, czyni. 39. Czemu we śnie czasem zda się jakby to na jawie było? Bo go zmysły zawarte nic niewiemy co się dzieje około nas, i dusza cale się w obrazy na fantazyj wlepiła, apetyt czasem się za nimi wzburza, i cokolwiek w człowieku sprawuje, i tak co się we śnie dzieje, zda się jakby na jawie było. 40. Czemu tych co wnocy śpiąc chodza, zowią Lunatykami? Bo Księżyc gdy ich głowy dosięgnie w niej humory burząc tę ich mnoży wadę i wznieca. 41
przećię záwsze coś będźie niedoskonáłego. iáko też pospolićie diskursy bywáią niedostáteczne ktore kto w nocy spać nie mogąc, á potrzebuiąc, czyni. 39. Czemu we śnie czásem zda się iákby to ná iáwie było? Bo gy zmysły záwárte nic niewiemy co się dzieie około nas, y duszá cále się w obrázy ná fántázyi wlepiłá, áppetyt czásem się zá nimi wzburza, y cokolwiek w człowieku spráwuie, y ták co sie we śnie dzieie, zda się iákby ná iáwie było. 40. Czemu tych co wnocy spiąc chodza, zowią Lunatykami? Bo Kśiężyc gdy ich głowy dośięgnie w niey humory burząc tę ich mnoży wadę y wznieca. 41
Skrót tekstu: TylkRoz
Strona: 292
Tytuł:
Uczone rozmowy
Autor:
Wojciech Tylkowski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1692
Data wydania (nie wcześniej niż):
1692
Data wydania (nie później niż):
1692