działa. Zrozumiawszy moję fantazją, poodprawiała kucharki, sama jeść warzyła, kompanom i dobrym przyjaciółom moim drzwi zatarasowała, cokolwiek w domu byto, wszytko do skrzyń pochowała i w depozyt do kościoła włożyła, nawet i gorzałkę z beczką, którą jej dzwonarze i chłopięta słomką powypijali.
Nuż potem tak małżonka swego osiodłała, za nos wodziła, ze nie wiedział co rzec. Radzi się tedy, jako postąpić dalej? Ztą wszędy rada, śmiech a urąganie zostawiła.
Podczas troski wybije prostak trzemi słowy, Czego zdołać nie mogą setne mędrców głowy: Uxoribus servire ignominiosum. Myśliłem ją porzucić, ale mi tego ślub nie dopuszczał. W tej mojej deliberacjej zaprowadziła
działa. Zrozumiawszy moję fantazyą, poodprawiała kucharki, sama jeść warzyła, kompanom i dobrym przyjaciołom moim drzwi zatarasowała, cokolwiek w domu byto, wszytko do skrzyń pochowała i w depozyt do kościoła włożyła, nawet i gorzałkę z beczką, którą jej dzwonarze i chłopięta słomką powypijali.
Nuż potem tak małżonka swego osiodłała, za nos wodziła, ze nie wiedział co rzec. Radzi się tedy, jako postąpić dalej? Ztą wszędy rada, śmiech a urąganie zostawiła.
Podczas troski wybije prostak trzemi słowy, Czego zdołać nie mogą setne mędrców głowy: Uxoribus servire ignominiosum. Myśliłem ją porzucić, ale mi tego ślub nie dopuszczał. W tej mojej deliberacyej zaprowadziła
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 175
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
? Ty sobie idziesz, paniczkujesz, a ja w domu głód mrę. Uwarzę sobie piwka, zjem ogórek, kiełbasę; a ty na smacznych kęskach jużeś utył jako wieprzek. Pamiętaj, zły człowiecze, na co przyjdziesz. Jać jako ja, ale po mojej śmierci będziesz miał taką, co cię będzie za nos wodziła”.
Mulieribus est cordolium, si alias videant se melius ornatas. Optima nulla potest eligi, alia alia peior est.
To tak u mnie każdy dzień, gdy doma siedzę: chcę co zrobić, przed nią nie mogę; radbym przyjacielowi, to niepodobna; rozkażę co, nie usłucha; proszę, nie uczyni;
? Ty sobie idziesz, paniczkujesz, a ja w domu głód mrę. Uwarzę sobie piwka, zjem ogórek, kiełbasę; a ty na smacznych kęskach jużeś utył jako wieprzek. Pamiętaj, zły człowiecze, na co przyjdziesz. Jać jako ja, ale po mojej śmierci będziesz miał taką, co cię będzie za nos wodziła”.
Mulieribus est cordolium, si alias videant se melius ornatas. Optima nulla potest eligi, alia alia peior est.
To tak u mnie każdy dzień, gdy doma siedzę: chcę co zrobić, przed nią nie mogę; radbym przyjacielowi, to niepodobna; rozkażę co, nie usłucha; proszę, nie uczyni;
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 181
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
niespokojnego.
Gdzie tylko przejeżdżał przez ulice, wszędzie lud pospolity klękał na kolana i w głos Pana Boga prosił, aby Poniatowski zginął, a wojewoda zdrów powrócił. Taką miał miłość powszechną u ludzi wojewoda, a nienawiść podkomorzy, czyli raczej matka jego, którą dla ponurego wzroku i surowości pospolicie zwano gradową chmurą. Ona rej wodziła w domu i mężem rządziła, ona była główną podnietą tego pojedynku; nie mogąc strawić owego twardego kąska, że syn jej w pierwszym szwankował, zawsze mu wy- mawiała, iż wstyd zdobił familii owymi słowami upodlającymi: „Kocham pana wojewodę”; że mając więcej braci, nie osierociłby domu, choćby sam zginął.
niespokojnego.
Gdzie tylko przejeżdżał przez ulice, wszędzie lud pospolity klękał na kolana i w głos Pana Boga prosił, aby Poniatowski zginął, a wojewoda zdrów powrócił. Taką miał miłość powszechną u ludzi wojewoda, a nienawiść podkomorzy, czyli raczej matka jego, którą dla ponurego wzroku i surowości pospolicie zwano gradową chmurą. Ona rej wodziła w domu i mężem rządziła, ona była główną podnietą tego pojedynku; nie mogąc strawić owego twardego kąska, że syn jej w pierwszym szwankował, zawsze mu wy- mawiała, iż wstyd zdobił familii owymi słowami upodlającymi: „Kocham pana wojewodę”; że mając więcej braci, nie osierociłby domu, choćby sam zginął.
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 43
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
się wozie? Ten miasto brogu, ten jest u żołnierza Miasto szpiklerza.
To prawda, że też choć się gdzie nie siało, Jakom już wspomniał, przecie się młacało I z sąsieków się bierało, ach, za nie Nie karz nas, Panie!
Bywało i to, że się domyśliła Sama czeladka i czasem wodziła Karpie z rogami lub tłuste sikory Z cudzej obory.
Ale do roli wracam się od wojny: Czy nie lepiejże żywot wieść spokojny? Nie lepszaż dola w spokojnym żywocie Niż w tym kłopocie?
Niech każdy przyzna, czy nie droższe złota Wszytkie godziny takiego żywota, Gdy pańskie dwory, wyniosłe kominy Ich gęste dymy
się wozie? Ten miasto brogu, ten jest u żołnierza Miasto szpiklerza.
To prawda, że też choć się gdzie nie siało, Jakom już wspomniał, przecie się młacało I z sąsieków się bierało, ach, za nie Nie karz nas, Panie!
Bywało i to, że się domyśliła Sama czeladka i czasem wodziła Karpie z rogami lub tłuste sikory Z cudzej obory.
Ale do roli wracam się od wojny: Czy nie lepiejże żywot wieść spokojny? Nie lepszaż dola w spokojnym żywocie Niż w tym kłopocie?
Niech każdy przyzna, czy nie droższe złota Wszytkie godziny takiego żywota, Gdy pańskie dwory, wyniosłe kominy Ich gęste dymy
Skrót tekstu: MorszZWybór
Strona: 118
Tytuł:
Wybór wierszy
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975