nie w smak będzie dworowi, że nasadzonych uchybią sideł. Przez co oporem Niemcom rzeczy poszłyby, a tym bardzi że tym dłużej bawi się im. pan Fleming ekspektatywą, którego tu od kilku lat jeszcze trzymają in casum śmierci którego z hetmanów buławie za sukcesora.
17. Wyszły tu ode dworu ordynanse, ażeby zebrane wozić pieniądze tu, za które zaciągać i rekrutować wojsko, którym osiadać Polskę mają, a potem wziąwszy ją in casum solutum złączyć się cum federato et magis vicino orientalnym krajom principe i tam rozprzestrzeniać in oriente państwa swoje, boby cum accessu tak wielkiego państwa straszna by się erygować mogła całej Europie potencja.
18. U nas
nie w smak będzie dworowi, że nasadzonych uchybią sideł. Przez co oporem Niemcom rzeczy poszłyby, a tym bardzi że tym dłużej bawi się jm. pan Flemming ekspektatywą, którego tu od kilku lat jeszcze trzymają in casum śmierci którego z hetmanów buławie za sukcesora.
17. Wyszły tu ode dworu ordynanse, ażeby zebrane wozić pieniądze tu, za które zaciągać i rekrutować wojsko, którym osiadać Polskę mają, a potem wziąwszy ją in casum solutum złączyć się cum federato et magis vicino orientalnym krajom principe i tam rozprzestrzeniać in oriente państwa swoje, boby cum accessu tak wielkiego państwa straszna by się erygować mogła całej Europie potencyja.
18. U nas
Skrót tekstu: ZgubWolRzecz
Strona: 204
Tytuł:
Przestroga generalna stanów Rzpltej…
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1713 a 1714
Data wydania (nie wcześniej niż):
1713
Data wydania (nie później niż):
1714
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Rzeczpospolita w dobie upadku 1700-1740. Wybór źródeł
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Gierowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
się z raju, jako z galer, złotem. 376 (F). DEFLUITACJA PODGÓRSKA
Jeden szlachcic zawiski, drwiąc z Podgórza, pyta, Którą wodą do Gdańska swoje spuszczam żyta. Odpowiem: Nie myślę ja o Wiśle, o Sanie Ani na mnie dział dla cła rychtują w Fordanie, Bug daleki, zła droga wozić na Dunajec; Tą wodą, co przez gębę, kęs wyżej Podhajec, Prądem bieży za węgieł, moje chodzi żniwo: Po trzy grosze gorzałka, po dwa grosza piwo. Nie przeszkodzą mi sucha, nie przeszkodzą mrozy,
Zawsze bezpieczne, zawsze wolne mam przewozy. Wiatr w dudach, kiedy przy nich rznie gądek wesoły
się z raju, jako z galer, złotem. 376 (F). DEFLUITACJA PODGÓRSKA
Jeden szlachcic zawiski, drwiąc z Podgórza, pyta, Którą wodą do Gdańska swoje spuszczam żyta. Odpowiem: Nie myślę ja o Wiśle, o Sanie Ani na mnie dział dla cła rychtują w Fordanie, Bug daleki, zła droga wozić na Dunajec; Tą wodą, co przez gębę, kęs wyżej Podhajec, Prądem bieży za węgieł, moje chodzi żniwo: Po trzy grosze gorzałka, po dwa grosza piwo. Nie przeszkodzą mi sucha, nie przeszkodzą mrozy,
Zawsze bezpieczne, zawsze wolne mam przewozy. Wiatr w dudach, kiedy przy nich rznie gądek wesoły
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 160
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Od złego ojca z syna wyjęte dla gości. A żeby się to lepiej trzymało pospołu, Nakopaj do lepienia gliny z tego dołu, Z którego Prometeusz brał ją, gdy pierwszego Tworzył człowieka; potem przymieszaj do tego Piasku z Paktola, który z inszych rzeczy wielą W szczerozłoty obrócił Midas swą kąpielą. Na wysypanie potem każ wozić, tak wiele, Jak będzie trzeba, ziemie z wyspu Perymele, Którym przykryta nimfa świadczy nam, że śluby Przeciw woli rodziców prowadzą do zguby.
Dla większego zaś kształtu grobu i ozdoby Każ postawiać kamienne nakoło osoby: Fineusza wprzód i tych Cefeowych gości, Których w kamień ujęła aż do samych kości Twarz Meduzy, gdy
Od złego ojca z syna wyjęte dla gości. A żeby się to lepiej trzymało pospołu, Nakopaj do lepienia gliny z tego dołu, Z którego Prometeusz brał ją, gdy pierwszego Tworzył człowieka; potem przymieszaj do tego Piasku z Paktola, który z inszych rzeczy wielą W szczerozłoty obrócił Midas swą kąpielą. Na wysypanie potem każ wozić, tak wiele, Jak będzie trzeba, ziemie z wyspu Perymele, Którym przykryta nimfa świadczy nam, że śluby Przeciw woli rodziców prowadzą do zguby.
Dla większego zaś kształtu grobu i ozdoby Każ postawiać kamienne nakoło osoby: Fineusza wprzód i tych Cefeowych gości, Których w kamień ujęła aż do samych kości Twarz Meduzy, gdy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 133
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się skarbów ode mnie i wioski, Wtenczas gdy brzytwą igra po gardzielu, Rzekłbym: „Przysięgam, że-ć dam, przyjacielu!” Ale zaś potem, za kijową bitwą, Nauczyłby się targować pod brzytwą. Tobie-ć ja, Zosiu, nie chcę kijem grozić, Alebyś mogła tańszą furą wozić, Bo jak się zbytnią twą chciwością urwę, Poślę po gładszą a po tańszą kurwę. O ZOŚCE
Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie I jako go szacować, i co waży, zgadnie, Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi, Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi, A gdy się
się skarbów ode mnie i wioski, Wtenczas gdy brzytwą igra po gardzielu, Rzekłbym: „Przysięgam, że-ć dam, przyjacielu!” Ale zaś potem, za kijową bitwą, Nauczyłby się targować pod brzytwą. Tobie-ć ja, Zosiu, nie chcę kijem grozić, Alebyś mogła tańszą furą wozić, Bo jak się zbytnią twą chciwością urwę, Poślę po gładszą a po tańszą kurwę. O ZOŚCE
Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie I jako go szacować, i co waży, zgadnie, Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi, Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi, A gdy się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 320
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
górach ukazując. Zaczem oto Pan Bóg zdarzył, że poczęli o kwartir prosić, któregom im pozwolił, ale sam to Pan Bóg wie, z jakim wielkiem utrapieniem tak mojem jako i towarzystwa wszystkiego. Przyszło mi do tego wysadzać ich, gdyż już prawie spe frustrati batów nic niemając, kazałem ich baty swojemi wozić; gdzie przy wielkiej fali, która już kilka dni trwa, wielkiejeśmy wszyscy prace zażywali, niemal przez cały dzień, niemogąc sznura
od okrętu ich, który nam przywiązawszy do drzewa podawali, przejąć dla fali wielkiej, która na morze niosła; atoli drugiego dnia sznur przejęliśmy z wielkim kłopotem na batach chłopów już
górach ukazując. Zaczém oto Pan Bóg zdarzył, że poczęli o kwartir prosić, któregom im pozwolił, ale sam to Pan Bóg wie, z jakiém wielkiém utrapieniem tak mojém jako i towarzystwa wszystkiego. Przyszło mi do tego wysadzać ich, gdyż już prawie spe frustrati batów nic niemając, kazałem ich baty swojemi wozić; gdzie przy wielkiej fali, która już kilka dni trwa, wielkiéjeśmy wszyscy prace zażywali, niemal przez cały dzień, niemogąc sznura
od okrętu ich, który nam przywiązawszy do drzewa podawali, przejąć dla fali wielkiej, która na morze niosła; atoli drugiego dnia sznur przejęliśmy z wielkim kłopotem na batach chłopów już
Skrót tekstu: LancKoniec
Strona: 124
Tytuł:
Od Pana Lanckorońskiego do Pana Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Lanckoroński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Gatunek:
relacje
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
podawa: Więc do żałości jeszcze i gniewu przykłada/ Z którego dalszą służbę światu wypowiada Mówiąc: Dosyć/ że stan mój przez te wszystkie lata/ Nigdy nie był spokojny od początku świata: A przecię moje prace w żal się obracają/ Ponieważ ani końca/ ni wdzięczności znają. Niech się podejmie inszy kto światłonoszego Woza wozić: A jeśli nie najdzie takiego Jako sami Bogowie zeznają: Ja B temu Panu rząd koło niego zostawię samemu: Alboć wżdy doświadczywszy leców mych mogących/ Niecha piorunów/ z ojców sieroty czyniącyh. Bo doznawszy sił koni ognistych/ osądzi Ze ten garła nie winien/ co nimi źle rządzi. Przy tej rozprawie Słońca/
podáwa: Więc do żáłośći ieszcze y gniewu przykłada/ Z ktorego dálszą służbę świátu wypowiáda Mowiąc: Dosyć/ że stan moy przez te wszystkie látá/ Nigdy nie był spokoyny od początku świátá: A przećię moie prace w żal się obracáią/ Ponieważ áni końcá/ ni wdźięcznośći znáią. Niech się podeymie inszy kto świátłonoszego Wozá woźić: A iesli nie naydźie takiego Iáko sami Bogowie zeznáią: Ia B temu Pánu rząd koło niego zostáwię sámemu: Alboć wżdy doświádczywszy lecow mych mogących/ Niecha piorunow/ z oycow śieroty czyniącyh. Bo doznawszy śił koni ognistych/ osądźi Ze ten gárłá nie winien/ co nimi źle rządźi. Przy tey rozpráwie Słońcá/
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 74
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
: Dlatego też podobno proporcynuje do niej i galantomija, która się nie za nowalią pokazuje widzieć, to jest: kiczka od buta, spodek na chylu, parafarnały in aprico na koźle. Z tego wszytkiego pocieszna JejMciw karycie do dyskursu i zabawy materia.
Jacek: Po diable pocieszna! Sromotna nad zamiar i paskudna, wozić się tak na cudo, na zgorszenie, wstyd i drwiny ludzkie w nieproporcji ochędostwa służałego, które za dawnych panów wielką skarbców cenę przystojnie i poważnie nosiło na sobie od gatunku i srebra niepospolitych.
Wincenty: Nie uważają oni teraz tego, i owszem, z gustem widzą, że sudanny góral ledwo niecałą od krzyża pieczenią wędzi
: Dlatego też podobno proporcynuje do niej i galantomija, która się nie za nowaliją pokazuje widzieć, to jest: kiczka od buta, spodek na chylu, parafarnały in aprico na koźle. Z tego wszytkiego pocieszna JejMciw karycie do dyskursu i zabawy materyja.
Jacek: Po dyjable pocieszna! Sromotna nad zamiar i paskudna, wozić się tak na cudo, na zgorszenie, wstyd i drwiny ludzkie w nieproporcyi ochędostwa służałego, które za dawnych panów wielką skarbców cenę przystojnie i poważnie nosiło na sobie od gatunku i srebra niepospolitych.
Wincenty: Nie uważają oni teraz tego, i owszem, z gustem widzą, że sudanny góral ledwo niecałą od krzyża pieczenią wędzi
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 279
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
w Cylicyj, w Syryj, gdzie są grube na łokci 4 i więcej. Według drugich w Afryce, na Krecie i Cyprze. Tekst Święty najwięcej o CEDRZE na gorze Libanu wspomina, gdzie najprzedniejsze były, i do tych czas ciekawi Peregrynanci jeszcze oglądają 23. Cedrów ztych, których Salomon na Dom Boży ścinać i wozić kazał, Frukt na tym Drzewie jeden schodzi, drugi następuje, Wysokie te Drzewo na stop pułtorasta. Na Insule Kubie w Ameryce tak grube, że bacik z jednego zrobiwszy, 50. Osób zmieści się na nim. Są i w Polsce na Pokuciu koło Perehyńska, Słotwiny, po górach Drzewa wysokie, zawsze zielone,
w Cylicyi, w Syryi, gdzie są grube na łokci 4 y więcey. Według drugich w Afryce, na Krecie y Cyprze. Text Swięty naywięcey o CEDRZE na gorze Libanu wspomina, gdzie nayprzednieysze były, y do tych czas ciekawi Peregrynanci ieszcze oglądaią 23. Cedrow ztych, ktorych Salomon na Dom Boży scinać y wozić kazał, Frukt na tym Drzewie ieden zchodzi, drugi następuie, Wysokie te Drzewo na stop pułtorásta. Na Insule Kubie w Ameryce tak grube, że bacik z iednego zrobiwszy, 50. Osob zmiesci się na nim. Są y w Polszcze na Pokuciu koło Perehyńska, Słotwiny, po gorach Drzewa wysokie, zawsze zielone,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 639
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
skrzydlastego Serafina z ranami, których znaki i na Ciele Z. Franciszka wyraził, a raczej gwoździe w rękach i nogach, były utkwione. Na 50 Braci widziało te Blizny, i na Ewangelią przysięgali; ALEKsANDER V. Papież dotykał, i otym miał kazanie. Już odtąd dla bólu ran, na osiołku się kazał wozić. Na śmierć kazał się zanieść do N. Panny de Portiuncula, tam na ziemi gołej na Krzyż ręce podnosząc, Braci naukę i błogosławieństwo dając, przyjąwszy SS. SAKRAMENTA, prosił o czytanie Pasyj od Z. Jana napisanej. Na ostatek wymówiwszy ów Psalm 141. Voce mea ad Dominum clamavi etc. na owych słowach
skrzydlastego Serafina z ranami, ktorych znaki y na Ciele S. Franciszka wyraził, a raczey gwoździe w rękach y nogach, były utkwione. Na 50 Braci widziało te Blizny, y na Ewangelią przysięgali; ALEXANDER V. Papież dotykał, y otym miał kazanie. Iuż odtąd dla bòlu ran, na osiełku się kazał wozić. Na śmierć kazał się zanieść do N. Panny de Portiuncula, tam na ziemi gołey na Krzyż ręce podnosząc, Braci naukę y błogosławieństwo daiąc, przyiąwszy SS. SAKRAMENTA, prosił o czytanie Passyi od S. Iana napisanèy. Na ostatek wymòwiwszy òw Psalm 141. Voce mea ad Dominum clamavi etc. na owych słowach
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 5
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zaraz najmniejszą reparował ruinę, co jemu łatwo, kubkiem wodki poczęstowawszy. Dołożyć i to w kontrakcie, aby przewodni z drabami, cyganami, z złemi ludźmi nie miał, ani ligi, bo się to pryncypała musi tykać swego czasu. W Święta też Chrześcijańskie w winnicy gorzałki kurzyć, piwa warzyć, miodu sycić, drew wozić, rąbać, tłoki sobie najmować, niech nie waży się pod wielką karą. Strawne też pieniądzę dla dworskich, albo suchedni w arędzie asygnować jest rzecz nie słuszna i nierozumna, bo choć by najtrzyzwiejszy był czeladnik, rozpić się musi, bo arędarz nie pieniędzmi, ale gorzałką mu wypłaca strawne albo suchedni, a on głód
zaráz naymnieyszą reparował ruinę, co iemu łatwo, kubkiem wodki poczęstowawszy. Dołożyć y to w kontrakcie, aby przewodni z drabami, cyganami, z złemi ludzmi nie miał, ani ligi, bo się to pryncypała musi tykać swego czasu. W Swięta też Chrześciańskie w winnicy gorzałki kurzyć, piwa warzyć, miodu sycić, drew wozić, rąbać, tłoki sobię naymować, niech nie waży się pod wielką karą. Strawne też pieniądzę dla dworskich, albo suchedni w arędzie assygnować iest rzecz nie słuszna y nierozumna, bo choć by naytrzyzwieyszy był czeladnik, rozpić się musi, bo arędarz nie pieniądzmi, ale gorzałką mu wypłaca strawne albo suchedni, á on głod
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 364
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754