. Z Mińska do domu, 7 Martii w nocy odjechałem, za daniem sobie znać, że syn Feliś ciężko i Petronelka córka zachorowali.
10 Martii ubiłem dwóch łosi pod Zapolem na obławie z wielką uciechą, bo naprzód żem sam do jednego strzelił i postrzeliłem, druga, żem sam ich razem wpędził w sieci i patrzyłem jako ich kijami chłopi zabijali i siekierami, a jam żywemu kopyta poucinał. Posłałem tę zwierzynę ip. feldmarszałkowi Szeremetowi, który w Mińsku wdzięcznie przyjął i przysłał mi bieług, jesiostrów, sterli gromadę. Do Słucka wyjechałem 20 Martii, tamem się doczekał cara imć, któregom jeszcze
. Z Mińska do domu, 7 Martii w nocy odjechałem, za daniem sobie znać, że syn Feliś ciężko i Petronelka córka zachorowali.
10 Martii ubiłem dwóch łosi pod Zapolem na obławie z wielką uciechą, bo naprzód żem sam do jednego strzelił i postrzeliłem, druga, żem sam ich razem wpędził w sieci i patrzyłem jako ich kijami chłopi zabijali i siekierami, a jam żywemu kopyta poucinał. Posłałem tę zwierzynę jp. feldmarszałkowi Szeremetowi, który w Mińsku wdzięcznie przyjął i przysłał mi bieług, jesiostrów, sterli gromadę. Do Słucka wyjechałem 20 Martii, tamem się doczekał cara imć, któregom jeszcze
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 152
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty I na wierzchu wysokie rozrzucone baszty, Bo nakoniec wpędził nas tam, gdzie ostre skały Niedaleko Rocelle wierzch ukazowały; I by się beł nad nami sam Bóg nie zmiłował Abo wichru nie wściągnął i nie uhamował, Nie było już żadnego prawie podobieństwa Z onego tak strasznego uść niebezpieczeństwa.
XVII.
Odoryk się do tego sposobu udawa, Który się w takiem razie nie zawsze nadawa:
, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty I na wierzchu wysokie rozrzucone baszty, Bo nakoniec wpędził nas tam, gdzie ostre skały Niedaleko Rocelle wierzch ukazowały; I by się beł nad nami sam Bóg nie zmiłował Abo wichru nie wściągnął i nie uhamował, Nie było już żadnego prawie podobieństwa Z onego tak strasznego uść niebezpieczeństwa.
XVII.
Odoryk się do tego sposobu udawa, Który się w takiem razie nie zawsze nadawa:
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 277
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
obiedzie Próżor, podstarości kowieński, mający za sobą siostrę żony mojej. Tego to dnia miała być rezolucja, jeżeli żona moja pójdzie za imnie, albo też mi odpowie. Ksiądz Zboiński, proboszcz trocki, wszystką swoją activitatem wysilał, imieniem dworu mnie promowując. Słowem w tak wielki ambaras i kasztelana witebskiego, i marszałka kowieńskiego wpędził, że nie wiedzieli, co mają czynić. Z jednej albowiem strony szło im o łaskę księcia kanclerza lit. i o bojaźń urażenia jego, ile że marszałek kowieński gratis Rzeczycę Pociejowską od Flemin-
ga, podskarbiego wielkiego lit., trzymał, a z drugiej strony szło im o łaski dworu i o nieurażenie promotorów moich,
obiedzie Prozor, podstarości kowieński, mający za sobą siostrę żony mojej. Tego to dnia miała być rezolucja, jeżeli żona moja pójdzie za imnie, albo też mi odpowie. Ksiądz Zboiński, proboszcz trocki, wszystką swoją activitatem wysilał, imieniem dworu mnie promowując. Słowem w tak wielki ambaras i kasztelana witebskiego, i marszałka kowieńskiego wpędził, że nie wiedzieli, co mają czynić. Z jednej albowiem strony szło im o łaskę księcia kanclerza lit. i o bojaźń urażenia jego, ile że marszałek kowieński gratis Rzeczycę Pociejowską od Flemin-
ga, podskarbiego wielkiego lit., trzymał, a z drugiej strony szło im o łaski dworu i o nieurażenie promotorów moich,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 570
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
złota Nad to, i to roztropny Wezer ważył z sobą: Ze w obozie przytomnym był Car swą osobą. Mężniej żołnierz na szyki przeciwne naciera; Gdy go przykład i respekt Pana swego wspiera Nie cale nieprzyjaciel jeszcze zwyciężony; Póki ma w ręku szable, do swojej obrony. Nie triumfuj, w ostatnią byś go wpędził tonią, Ostatnie mężniej życia siły zawsze bronią. Lepsze pewne zwycięstwo: zwłaszcza gdy bez szkody Niż jeszcze zważącym się szczęściem puść wzawody. Zając na kołek zmierza, w sieci w parowany Dzik kłami by drotowe przebije parkany. Niezastawiaj panewki, choć już szczupak w matni Uciec może, gdy siły dobędzie ostatni. Te
złota Nád to, y to rostropny Wezer ważył z sobą: Ze w obozie przytomnym był Car swą osobą. Mężniey żołnierz ná szyki przeciwne náciera; Gdy go przykład y respekt Páná swego wspiera Nie cále nieprzyiaciel ieszcze zwyciężony; Poki ma w ręku száble, do swoiey obrony. Nie tryumfuy, w ostátnią byś go wpędził tonią, Ostatnie mężniey życia siły záwsze bronią. Lepsze pewne zwycięstwo: zwłászcza gdy bez szkody Niż ieszcze zważącym się szczęściem puść wzawody. Záiąc ná kołek zmierza, w sieci w párowány Dzik kłámi by drotowe przebiie párkány. Niezástawiay panewki, choć iusz szczupak w mátni Uciec może, gdy siły dobędzie ostátni. Te
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 83
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
i gniewu używa bez miary I wypuszcza z czarnawej gęby sprosne pary, Wziąwszy do towarzystwa wicher prędki, który Wzburzone wody miece ode dna do góry; I tak mocno pcha okręt, że prędzej nie leci Sokół, gdy obłów niesie dla zgłodniałych dzieci, Z strachem szypra, aby go, co mogło być snadno, Nie wpędził gdzie na koniec świata albo na dno.
LIII.
Na to uczony szyper lekarstwo najduje I z rufy wielkie koła zrzucić rozkazuje I linę co nawiętszą spuszcza i tak godzi, Że okręt trzecią częścią biegu tylko chodzi. Ta rada, ale barziej płomień zapalony Świętego Herma okręt zachował stracony, Który sprawił, że w on czas
i gniewu używa bez miary I wypuszcza z czarnawej gęby sprosne pary, Wziąwszy do towarzystwa wicher prędki, który Wzburzone wody miece ode dna do góry; I tak mocno pcha okręt, że pręcej nie leci Sokół, gdy obłów niesie dla zgłodniałych dzieci, Z strachem szypra, aby go, co mogło być snadno, Nie wpędził gdzie na koniec świata albo na dno.
LIII.
Na to uczony szyper lekarstwo najduje I z rufy wielkie koła zrzucić rozkazuje I linę co nawiętszą spuszcza i tak godzi, Że okręt trzecią częścią biegu tylko chodzi. Ta rada, ale barziej płomień zapalony Świętego Herma okręt zachował stracony, Który sprawił, że w on czas
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 98
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Krym i Nohaj i na Perekop uderzył i tam wiele szkody uczynił. Tedy oni swego bronić u baszę tureckiego uprosili się i prędko po dobyciu Umania od Turków odstąpili. Pierwej jednak po dobyciu Umania sołtan gałga ze 30000 swych przeciwko Moskwie pod Czerkasy poszedł i tam Moskwę nastraszywszy, z pola do wałów nad Dnieprem pokazanych wpędził, niemało na placu zostawiwszy i w niewolą nabrawszy. Ostatek nie czekając dnia, w nocy przez Dniepr czajkami i inszymi statkami przeprawili się i dalszego eksperymentu z Turkami nie czekali. Tę uczyniwszy odwagę, sołtan gałga z chanem krymskim radzili Turczynowi, żeby nazad do Wołoch powrócił, a Moskala za Dniepr uciekłego nie ważył się.
Krym i Nohaj i na Perekop uderzył i tam wiele szkody uczynił. Tedy oni swego bronić u baszę tureckiego uprosili się i prętko po dobyciu Umania od Turków odstąpili. Pierwej jednak po dobyciu Umania sołtan gałga ze 30000 swych przeciwko Moskwie pod Czerkasy poszedł i tam Moskwę nastraszywszy, z pola do wałów nad Dnieprem pokazanych wpędził, niemało na placu zostawiwszy i w niewolą nabrawszy. Ostatek nie czekając dnia, w nocy przez Dniepr czajkami i inszymi statkami przeprawili się i dalszego eksperymentu z Turkami nie czekali. Tę uczyniwszy odwagę, sołtan gałga z chanem krymskim radzili Turczynowi, żeby nazad do Wołoch powrócił, a Moskala za Dniepr uciekłego nie ważył się.
Skrót tekstu: JemPam
Strona: 429
Tytuł:
Pamiętnik dzieje Polski zawierający
Autor:
Mikołaj Jemiołowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1683 a 1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1693
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Dzięgielewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"DIG"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2000
jeden o wszytkim wiedzieć/ i wszytkim władać mógł/ za taką rozmaitością postępków/ musiało rozmaitą mieć fortunę. Żołnierz dziewiątego i dziesiątego zastępu/ jako na lewym skrzydle stanął/ wyciskawszy rohatyny/ biegiem i pracą umordowane/ i od ran barzo zemdlone Atrebaty (bo im się było to miejsce dostało) prędko z pagórka do rzeki wpędził/ a gdy przebyć chcieli/ szablami się za nimi pogoniwszy/ siła ich ubił. Sam tenże nasz żołnierz na drugą stronę rzeki przeszedł/ i acz w trudnym miejscu/ jednak za wzrotem Atrebatów/ znowu się podkał/ i znowu ich rozpędził. Także na drugiej stronie jedenasty i ósmy zastęp/ Weromandy (z którymi
ieden o wszytkim wiedźieć/ y wszytkim włádáć mogł/ zá táką rozmáitośćią postępkow/ muśiáło rozmáitą mieć fortunę. Zołnierz dźiewiątego y dźieśiątego zastępu/ iáko ná lewym skrzydle stánął/ wyćiskawszy rohátyny/ biegiem y pracą vmordowáne/ y od ran bárzo zemdlone Atrebaty (bo im sie było to mieysce dostáło) prędko z págorká do rzeki wpędźił/ á gdy przebyć chćieli/ száblámi sie zá nimi pogoniwszy/ śiłá ich vbił. Sam tenże nász żołnierz ná drugą stronę rzeki przeszedł/ y ácz w trudnym mieyscu/ iednák za wzrotem Atrebatow/ znowu sie podkał/ y znowu ich rospędźił. Tákże ná drugiey stronie iedenasty y osmy zastęp/ Weromándy (z ktorymi
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 48.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
którymi się dla bojaźni we dnie i w nocy ustawicznie w szańcach mordując tak pilno warują. A tak pytacie o moje zdanie/ abym je rzetelnie powiedział? Radzę drogą przodków naszych iść/ i tego co oni na wojnie Cymbryckiej i Niemieckiej daleko straszliwszej czynili/ skosztować. Abowiem gdy ich nieprzyjaciel zbił/ i do miast wpędził/ a żywności im nie stało/ tych ludzi co do boju sposobni nie byli/ na pokarm sobie ciała obrócili/ i jedli je/ a nieprzyjacielowi się przecię nie poddali. Czego byśmy też dobrze nie mieli przykładu żadnego/ jeszczebym dla zatrzymamia wolności/ tudzież na pamiątkę potomnym czasom/ taki udziałać dekret
ktorymi sie dla boiáźni we dnie y w nocy vstáwicznie w szańcách morduiąc ták pilno wáruią. A ták pytáćie o moie zdánie/ ábym ie rzetelnie powiedźiał? Rádzę drogą przodkow nászych iśdź/ y tego co oni ná woynie Cymbryckiey y Niemieckiey daleko straszliwszey czynili/ skosztowáć. Abowiem gdy ich nieprzyiaćiel zbił/ y do miast wpędźił/ á żywnośći im nie sstáło/ tych ludźi co do boiu sposobni nie byli/ ná pokarm sobie ćiáłá obroćili/ y iedli ie/ á nieprzyiaćielowi sie przećię nie poddáli. Czego bysmy też dobrze nie mieli przykłádu żadneg^o^/ iesczebym dla zátrzymámia wolnośći/ tudźież ná pámiątkę potomnym czásom/ táki vdźiałáć dekret
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 203.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
uchodził za gęsty las kraje, Przeciwko wielkiem górom; ten leci, a swego Nie obraca w zad czoła do dziwu strasznego Ani hamuje biegu, aż wysokie skały Minął, choć niebezpieczny i zły przejazd miały. I.
LI
Serdeczny zaś bohatyr, gdy w piekielną dziurę, Stłukszy smrodliwe ciało, stłukszy na niem skórę, Wpędził jędzę szkaradną, gdzie się zrze, omdlewa I łzy z tysiąca oczu żałosnych wylewa, Wraca się i po grofie bieży utrapionem, Chcąc mu być przewodnikiem w błędnem lesie onem. Pogonił go, skoro już wyjeżdżał z padołu; Ten zaś krzyknął, gdy obok z niem jedzie pospołu:
L
„Dotąd, o najwspanialszy mężu
uchodził za gęsty las kraje, Przeciwko wielkiem górom; ten leci, a swego Nie obraca w zad czoła do dziwu strasznego Ani hamuje biegu, aż wysokie skały Minął, choć niebezpieczny i zły przejazd miały. I.
LI
Serdeczny zaś bohatyr, gdy w piekielną dziurę, Stłukszy smrodliwe ciało, stłukszy na niem skórę, Wpędził jędzę szkaradną, gdzie się zrze, omdlewa I łzy z tysiąca oczu żałosnych wylewa, Wraca się i po grofie bieży utrapionem, Chcąc mu być przewodnikiem w błędnem lesie onem. Pogonił go, skoro już wyjeżdżał z padołu; Ten zaś krzyknął, gdy obok z niem jedzie pospołu:
L
„Dotąd, o najwspanialszy mężu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 267
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, „Już po nas” — sąsiad rzecze do sąsiada. Słońce swobody zaćmiło się czarno, Że zginie marno.
Ziemia się trzęsie aż do tej godziny Od saskich kopyt, to nie bez przyczyny: Wstąpił do Polski, co do piekła zdrożył, Tak każdy wróżył.
Moc swoję państwa pokazał w swywoli, Ojców ojczyzny wpędził do niewoli,
Umarłych ciała spoczynku nie mają, Na cud powstają.
Różni posłowie prośby uczynili, Żeby wolności, praw nie utracili. Pan wojewoda tajemnie zabaczył, Bo król tak raczył.
Czasów niniejszych jako z krzyża zdjęta, Krwią odkupiona, wolność nasza święta Płacze matuchna ojczyzna na dzieci, Że na łeb leci.
Miasto
, „Już po nas” — sąsiad rzecze do sąsiada. Słońce swobody zaćmiło się czarno, Że zginie marno.
Ziemia się trzęsie aż do tej godziny Od saskich kopyt, to nie bez przyczyny: Wstąpił do Polski, co do piekła zdrożył, Tak każdy wróżył.
Moc swoję państwa pokazał w swywoli, Ojców ojczyzny wpędził do niewoli,
Umarłych ciała spoczynku nie mają, Na cud powstają.
Różni posłowie prośby uczynili, Żeby wolności, praw nie utracili. Pan wojewoda tajemnie zabaczył, Bo król tak raczył.
Czasów niniejszych jako z krzyża zdjęta, Krwią odkupiona, wolność nasza święta Płacze matuchna ojczyzna na dzieci, Że na łeb leci.
Miasto
Skrót tekstu: RudnPieśńBar_II
Strona: 466
Tytuł:
Pieśń postna nabożna o Koronie Polskiej
Autor:
Dominik Rudnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
nie wcześniej niż 1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965