wroty, Wspomni sobie z plebanem żenine zaloty. „Wróć się — rzecze jednemu — rozkaż paniej, żeby Ponieważ tu beze mnie ksiądz nie ma potrzeby, Nie puszczała go w dom swój.” Więc że posłał franta: „Jegomość, żebyś Waszmość na tego taranta (Pies leżał naśród izby) nie wsiadała, prosi.” Połajawszy go pani, musi to być cosi, Myśli sobie, za sekret i uciecha sroga Siedzieć na psie — po cóż by do mnie ta przestroga Więc izbę założywszy, koło psa się krząta, To głaszcze, to go trzepie; już poszła dziesiąta Chleba z masłem partyka; na ostatek calem,
wroty, Wspomni sobie z plebanem żenine zaloty. „Wróć się — rzecze jednemu — rozkaż paniej, żeby Ponieważ tu beze mnie ksiądz nie ma potrzeby, Nie puszczała go w dom swój.” Więc że posłał franta: „Jegomość, żebyś Waszmość na tego taranta (Pies leżał naśród izby) nie wsiadała, prosi.” Połajawszy go pani, musi to być cosi, Myśli sobie, za sekret i uciecha sroga Siedzieć na psie — po cóż by do mnie ta przestroga Więc izbę założywszy, koło psa się krząta, To głaszcze, to go trzepie; już poszła dziesiąta Chleba z masłem partyka; na ostatek calem,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 233
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
miła, Kaśka niechaj z nami jedzie, A ta druga niech w domu przy ubóstwie będzie, Mogę ja czasem do niej z rzeczami dojechać. Pani zaś odpowie: A możecie niechać.
Zatym się pan obaczył, że go zrozumiała, Fortelu zinąd zażył: zaczym się żegnała Z panią. matką żoneczka, nim na wóz wsiadała, Tymczasem Zosia panu w kuchni gębki dała. 22. O bednarzach krakowskich.
Bednarzowie krakowscy tacy pilni byli, Przed burmistrzem jednego z cechu obwinili, Mówiąc, że nieposłuszny ni miastu, ni cechu Już odedwunastu lat: trzeba go po miechu Skubnąć, panie burmistrzu. Burmistrz wysłuchawszy, Wnet go wolnym uczynił, taki
miła, Kaśka niechaj z nami jedzie, A ta druga niech w domu przy ubóstwie będzie, Mogę ja czasem do niej z rzeczami dojechać. Pani zaś odpowie: A możecie niechać.
Zatym się pan obaczył, że go zrozumiała, Fortelu zinąd zażył: zaczym się żegnała Z panią. matką żoneczka, nim na wóz wsiadała, Tymczasem Zosia panu w kuchni gębki dała. 22. O bednarzach krakowskich.
Bednarzowie krakowscy tacy pilni byli, Przed burmistrzem jednego z cechu obwinili, Mówiąc, że nieposłuszny ni miastu, ni cechu Już odedwunastu lat: trzeba go po miechu Skubnąć, panie burmistrzu. Burmistrz wysłuchawszy, Wnet go wolnym uczynił, taki
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 22
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902
. - Drzewo i konia mojego Daj!” - gniewliwa na giermka krzyknęła swojego. Suknię i białogłowski strój długi zdejmuje, Ozdobę dużych członków, mężna, ukazuje, Członków, co wyrażały Gradywa samego, Prócz twarzy Kupidowej, wzroku niebieskiego.
LXXXI.
Już zbrojna miecz do boku swój przypasowała, Chyżej nad podziwienie na konia wsiadała, Tam i sam obracając, ostrogami kole, Zawściąga i w szerokie wypuszcza go pole. A potem Mandrykarda wyzywa hardego, Drzewo kładzie okrutne do toku dużego; Tak Achillesowego męstwa próbowała Pentesylea, kiedy Trojej pomagała. PIEŚŃ XXVI.
LXXXII.
Po same gałki, jak szkło, drzewa się strzaskały, Ostatki pod obłoki skrami
. - Drzewo i konia mojego Daj!” - gniewliwa na giermka krzyknęła swojego. Suknię i białogłowski strój długi zdejmuje, Ozdobę dużych członków, mężna, ukazuje, Członków, co wyrażały Gradywa samego, Prócz twarzy Kupidowej, wzroku niebieskiego.
LXXXI.
Już zbrojna miecz do boku swój przypasowała, Chyżej nad podziwienie na konia wsiadała, Tam i sam obracając, ostrogami kole, Zawściąga i w szerokie wypuszcza go pole. A potem Mandrykarda wyzywa hardego, Drzewo kładzie okrutne do toku dużego; Tak Achillesowego męstwa próbowała Pentesylea, kiedy Trojej pomagała. PIEŚŃ XXVI.
LXXXII.
Po same gałki, jak śkło, drzewa się strzaskały, Ostatki pod obłoki skrami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 305
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, krótkiem wierszem wydrożone było, Snadno się mógł dowiedzieć, komu czytać miło. Tam Bradamanta piękna przybywszy, czekała, Ale starania wiedzieć, ktoby beł, nie miała. Rugier za nią obraca konia i w bok kole Bojcami, aż jej dopadł równiną przez pole.
XLIII.
Ale się do Marfizy wróćmy, co wsiadała Już tem czasem na swój koń i chciwie szukała Nieprzyjaciółki, która drzewem ustalonem Zrzuciwszy ją, na błocie odeszła zgęścionem. Widzi, kiedy wzrok w stronę bystry obróciła, Iż się daleko od wojsk obu odłączyła, A Rugier jej dopada; zaczem jest tych myśli, Iż umyślnie dla bitwy spólnej znowu wyszli.
XLI
Skoczy
, krótkiem wierszem wydrożone było, Snadno się mógł dowiedzieć, komu czytać miło. Tam Bradamanta piękna przybywszy, czekała, Ale starania wiedzieć, ktoby beł, nie miała. Rugier za nią obraca konia i w bok kole Bojcami, aż jej dopadł równiną przez pole.
XLIII.
Ale się do Marfizy wróćmy, co wsiadała Już tem czasem na swój koń i chciwie szukała Nieprzyjaciółki, która drzewem ustalonem Zrzuciwszy ją, na błocie odeszła zgęścionem. Widzi, kiedy wzrok w stronę bystry obróciła, Iż się daleko od wójsk obu odłączyła, A Rugier jej dopada; zaczem jest tych myśli, Iż umyślnie dla bitwy spólnej znowu wyszli.
XLI
Skoczy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 117
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905