może, za niem rączo bieży. Ale on zaś tak wielkiem ucieka mu krokiem, Że go już ledwie może Rugier dojźrzeć okiem.
XXI.
Tak jeden uciekając, a goniąc zaś drugi, Drogą ciemną, która szła prosto przez las długi, Co raz się rozszerzając, obadwa bieżeli, Aż na łąkę zieloną, wielką wybieżeli. - Ale teraz dam pokój cnemu Rugierowi, A pocznę o Orlandzie, który Cimoskowi Broń wziętą w morze wrzucił, aby tam koniecznie Zginęła i na ziemi nie postała wiecznie.
XXII.
Ale mało pomogło; bo główny człowieczy Nieprzyjaciel, naleźca tak szkodliwej rzeczy, Tak złej broni, wziąwszy kształt z tego, co wypada
może, za niem rączo bieży. Ale on zaś tak wielkiem ucieka mu krokiem, Że go już ledwie może Rugier dojźrzeć okiem.
XXI.
Tak jeden uciekając, a goniąc zaś drugi, Drogą ciemną, która szła prosto przez las długi, Co raz się rozszerzając, obadwa bieżeli, Aż na łąkę zieloną, wielką wybieżeli. - Ale teraz dam pokój cnemu Rugierowi, A pocznę o Orlandzie, który Cimoskowi Broń wziętą w morze wrzucił, aby tam koniecznie Zginęła i na ziemi nie postała wiecznie.
XXII.
Ale mało pomogło; bo główny człowieczy Nieprzyjaciel, naleźca tak szkodliwej rzeczy, Tak złej broni, wziąwszy kształt z tego, co wypada
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 231
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
straszne wydawają, z ich nozdrzy jadowite żmije wypadają; oczy ich jakby panwie ogniem pałające, a z uszu zaś otwartych trucizny ciekące;
długie i brzydkie rogi na swych głowach mają, których śmiertelne jady wierzchami puszczają. Ci tedy czarci Duszę, porwawszy ościami, wlekli zaraz do piekła, drapiąc pazurami. Przeciwko tym szatanom drudzy wybieżeli, wszyscy z gościa takiego wielką radość mieli. Skacząc i weseląc się, Duszę przywiązali, wszytkę klejowatymi powrozy związali; drudzy wnętrze rozerwą strasznymi hakami, żelaznymi odedrą skórę osękami. Potym rzekną do Dusze jakby spracowani: “Tak ci, którzy nam służą, będą częstowani! Lecz żeby już koniec był, nie rozumiej tego
straszne wydawają, z ich nozdrzy jadowite żmije wypadają; oczy ich jakby panwie ogniem pałające, a z uszu zaś otwartych trucizny ciekące;
długie i brzydkie rogi na swych głowach mają, których śmiertelne jady wierzchami puszczają. Ci tedy czarci Duszę, porwawszy ościami, wlekli zaraz do piekła, drapiąc pazurami. Przeciwko tym szatanom drudzy wybieżeli, wszyscy z gościa takiego wielką radość mieli. Skacząc i weseląc się, Duszę przywiązali, wszytkę klejowatymi powrozy związali; drudzy wnętrze rozerwą strasznymi hakami, żelaznymi odedrą skórę osękami. Potym rzekną do Dusze jakby spracowani: “Tak ci, którzy nam służą, będą częstowani! Lecz żeby już koniec był, nie rozumiej tego
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 44
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
A stary. Więc żadnego nie masz przyjaciela. A on. Jednego tylko tam mam który mię słucha. A kiedy mię ujrzy/ obraca się ku mnie jako wiatr. Starzec zopytał. Jako go zowią. Odpowiedział: Teopentus A wyrzekszy to odszedł precz. Szedłtedy Opat Macharius do miższcy pustynie. Co gdy bracia ujźrzeli/ wybieżeli przeciwko niemu z rozgami palmowymi/ i każdy gotował Cellę swoję/ niewiedząc do kogo się miał skłonić. A starzec pytałktóryby byłmiedzy niemi Teopentus/ i nalazszy go/ wszedł do Celle jego. A Tropentus przytał go z wielkim weselem. Gdy tedy jęli zsobą osobno mówić: rzekł do niego starzec: Jako się masz
A stáry. Więc żadnego nie masz przyiaćielá. A on. Iednego tylko tám mam ktory mię słucha. A kiedy mię vyrzy/ obraca sie ku mnie iako wiátr. Stárzec zopytał. Iáko go zowią. Odpowiedźiał: Theopentus A wyrzekszy to odszedł precż. Szedłtedy Opát Mácharius do miższcy pustynie. Co gdy braciá vyźrzeli/ wybieżeli przećiwko niemu z rozgámi pálmowymi/ y káżdy gotował Cellę swoię/ niewiedząc do kogo sie miał skłonić. A stárzec pytałktoryby byłmiedzy niemi Theopentus/ y nálazszy go/ wszedł do Celle iego. A Thropentus przytał go z wielkim weselem. Gdy tedy ięli zsobą osobno mowić: rzekł do niego stárzec: Iáko sie masz
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 216
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
łupem zabawiał/ tak/ i pod Genabem swoich zginieniem i pracą a robotą około szturmu podjętą pobudzeni/ ani zgrzybiałym/ ani niewiastom/ ani dzieciom w powiciu przepuszczali/ naostatek ze wszytkiej onej liczby ludzi (a było ich do czterdziesta tysięcy) ledwie ośmset uszło zdrowo do Wercyngetoryksa/ którzy byli zaraz wrzask posłyszawszy z miasta wybieżeli. Te on już głęboko w noc tak spokojnie przyjął (obawiając się/ by za ich nabiegiem w obozie/ i litością wszytkiego pospólstwa/ rozruch ostatny i sedycja jaka nie wstała) że zdala po drogach sługi swoje/ i miast przełożone rozsadził/ aby ich rozłączywszy/ do swoich odprowadzili/ jako się któremu miastu zaraz początku
łupem zábawiał/ ták/ y pod Genabem swoich zginieniem y pracą á robotą około szturmu podiętą pobudzeni/ áni zgrzybiáłym/ áni niewiástom/ áni dźiećiom w powićiu przepusczáli/ náostátek ze wszytkiey oney liczby ludźi (á było ich do czterdźiesta tyśięcy) ledwie ośmset vszło zdrowo do Wercyngetoryxá/ ktorzy byli záraz wrzask posłyszawszy z miásta wybieżeli. Te on iuż głęboko w noc tak spokoynie przyiął (obawiáiąc sie/ by zá ich nabiegiem w oboźie/ y lutośćią wszytkiego pospolstwá/ rozruch ostátny y sedicya iáka nie wstáłá) że zdala po drogách sługi swoie/ y miast przełożone rozsádźił/ áby ich rozłączywszy/ do swoich odprowádźili/ iako sie ktoremu miástu záraz początku
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 170.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608