. Drzewo wycięto, i tego już niemasz. Senatorze, Urzędniku, Ziemianinie, Mieszczaninie, Kupcze, zbogaciałeś i z-złociał, a długoż cię! już giniesz! Wkorzeniłeś się w-sławę, w-dostatki, w-cześć, jako gałęziste drzewo, długoż kwitnąć będziesz? Succidite arborem. Wytną cię! wykorzenią! wyrzucą! Słuszna tu przytoczyć złotego w-Grecyj Kaznodzieje słowa, gdy roztrząsa pokutne słowo, Vanitas vanitatum. Próżność próżności, zaczyna on tak: o Panach, o Potentatach, o tych złotych głowach, rozumiem ja tak: że rozumu nie mają. Czemuż to Chryzostomie? bo gdyby rozum mieli,
. Drzewo wyćięto, i tego iuż niemász. Senatorze, Urzędniku, Ziemiáninie, Mieszczáninie, Kupcze, zbogáćiałeś i z-złoćiał, á długoż ćię! iuż giniesz! Wkorzeniłeś się w-sławę, w-dostátki, w-cześć, iáko gáłęźiste drzewo, długoż kwitnąć będźiesz? Succidite arborem. Wytną ćię! wykorzenią! wyrzucą! Słuszna tu przytoczyć złotego w-Grecyi Káznodźieie słowá, gdy roztrząsa pokutne słowo, Vanitas vanitatum. Prożność prożnośći, záczyna on ták: o Pánách, o Potentatach, o tych złotych głowách, rozumiem ia ták: że rozumu nie máią. Czemuż to Chryzostomie? bo gdyby rozum mieli,
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 72
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
dni i nocy choćbyś przepłakała, Nie ruszysz nieba swojem narzekaniem. Podnieś wzrok ciężki, a do nóg rzucone Przyjmi, nie owszem karty te wzgardzone.
W czem kiedy świat od wieków jako dawno stoi, Zdrady większej dokazal i próżności swojej: Więcej niż w Hesperydacb, co rano zakwitną, W wieczór poschłe Priapi helespontscy wytną. Więcej niż w morskiej fali, która w niepogodę Wspieniwszy się dopiero strojną gubi wodę, A delfini po brzegach igrając z chłopięty, Srebrną pianę i wiatrem gonią szum nadęty. Ehej! co tak świetnego w oczach ludzkich było, Żeby raz się zawziąwszy do końca świeciło? Jeśli mruży i slońce oko swe złocone, Grubym
dni i nocy choćbyś przepłakała, Nie ruszysz nieba swojem narzekaniem. Podnieś wzrok ciężki, a do nóg rzucone Przyjmi, nie owszem karty te wzgardzone.
W czem kiedy świat od wieków jako dawno stoi, Zdrady większej dokazal i próżności swojej: Więcej niż w Hesperydacb, co rano zakwitną, W wieczór poschłe Pryapi helespontscy wytną. Więcej niż w morskiej fali, która w niepogodę Wspieniwszy się dopiero strojną gubi wodę, A delfini po brzegach igrając z chłopięty, Srebrną pianę i wiatrem gonią szum nadęty. Ehej! co tak świetnego w oczach ludzkich było, Żeby raz się zawziąwszy do końca świeciło? Jeżli mruży i slońce oko swe złocone, Grubym
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 37
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
karze. Doświadczał cnotliwego Abrahama z Jobem; Skarał Dawida, synów okrywszy mu grobem. Żem niegodzien być Jobem, grzechów mych niewstydem, Niechże będę przed Tobą, Boże mój, Dawidem! Odpuść grzechy, utwierdź mnie w miłosierdziu swojem, Racz obdarzyć czystego sumnienia pokojem; A te drzewa, które tu me niecnoty wytną, Niechaj na wieki w twoim dziardynie zakwitną. TREN V
Zmartwychwstania Pańskiego wielkonocne święto (Triumf jego nad śmiercią, której łomie pęto, Grób zgwałci) następuje, gdzie przy wdzięcznej wiośnie Wszytko się obżywia, co w przeszłą zimę pośnie. Z starej sierci i bydła, i zwierze się lenią, Ptacy pierzą, a góry
karze. Doświadczał cnotliwego Abrahama z Jobem; Skarał Dawida, synów okrywszy mu grobem. Żem niegodzien być Jobem, grzechów mych niewstydem, Niechże będę przed Tobą, Boże mój, Dawidem! Odpuść grzechy, utwierdź mnie w miłosierdziu swojem, Racz obdarzyć czystego sumnienia pokojem; A te drzewa, które tu me niecnoty wytną, Niechaj na wieki w twoim dziardynie zakwitną. TREN V
Zmartwychwstania Pańskiego wielkonocne święto (Tryumf jego nad śmiercią, której łomie pęto, Grób zgwałci) następuje, gdzie przy wdzięcznej wiośnie Wszytko się obżywia, co w przeszłą zimę pośnie. Z starej sierci i bydła, i zwierze się lenią, Ptacy pierzą, a góry
Skrót tekstu: PotAbKuk_III
Strona: 343
Tytuł:
Abrys ostatniego żalu
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
treny, lamenty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1691
Data wydania (nie wcześniej niż):
1691
Data wydania (nie później niż):
1691
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
/ niż kiedy twarzyczkę jaką sobie upodobawszy/ rozdawasz to marnie/ co Rodzicy twoi z pracą zbierali/ którzy gdyby zmartwychstali/ zapłakaliby pewnie/ że tak marnie ich pracą obracasz. A jeszcze za te twoje klejnoty/ którymi się niesłusznej miłości dokupujesz/ lepiej kto inszy gości. Naostatek/ przy tej zwierzynie gębęć podczas wytną/ albo paluszki okrzeszą. ODPOWIEDZ DAMY
Zgoła i sami to przyznajecie/ że Młodzieński żywot chciał/ jak gorzka jest ta domniemana Stanu twego wolność: Ale to to jest/ w czym godzieneś politowania/ że nie widzisz tej swojej mizeriej/ i nie uważasz, że daleko większa jeszcze z laty cię czeka. na ZŁOTE
/ niż kiedy twarzyczkę iáką sobie upodobáwszy/ rozdáwasz to márnie/ co Rodźicy twoi z pracą zbieráli/ ktorzy gdyby zmartwychstáli/ zápłákáliby pewnie/ że ták márnie ich prácą obrácasz. A ieszcze zá te twoie kleynoty/ ktorymi się niesłuszney miłośći dokupuiesz/ lepiey kto inszy gośći. Náostátek/ przy tey zwierzynie gębęć podczás wytną/ álbo páluszki okrzeszą. ODPOWIEDZ DAMY
Zgołá y sámi to przyznáiecie/ że Młodźienski żywot chćiáł/ iák gorzka iest tá domniemána Stanu twego wolność: Ale to to iest/ w czym godźieneś politowania/ że nie widzisz tey swoiey mizeriey/ y nie uważasz, że dáleko większa ieszcze z láty ćię czeka. ná ZŁOTE
Skrót tekstu: GorzWol
Strona: 8
Tytuł:
Gorzka wolność młodzieńska
Autor:
Andrzej Żydowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1670 a 1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1700
. Odpowie mi z basu, że pisze się Lampartem. „Znać to, bo was szkaradnie po gębie podrapie. Musicie, panie, często bywać przy herapie.” Pocznie się brać do korda wedle zwykłej mody. „To żart; skończyć by lepiej, z kimeś począł wprzódy.” Aż mu znowu pysk wytną, nie wyszło godziny. Pociecha, rzekę, w herbie drapieżnej zwierzyny! 155. DO ŁYSEGO HERBU LAMPART
Wskórałeś, łysy, nosząc drapieżnego zwierza W herbie, boć łeb od czoła odarł do kołnierza. SROKA 156. EPITAFIUM SROCE
Sroka tu leży, pierza garść i mięsa trocha, Rozprawnisia i pana swojego pieszczocha
. Odpowie mi z basu, że pisze się Lampartem. „Znać to, bo was szkaradnie po gębie podrapie. Musicie, panie, często bywać przy herapie.” Pocznie się brać do korda wedle zwykłej mody. „To żart; skończyć by lepiej, z kimeś począł wprzódy.” Aż mu znowu pysk wytną, nie wyszło godziny. Pociecha, rzekę, w herbie drapieżnej zwierzyny! 155. DO ŁYSEGO HERBU LAMPART
Wskórałeś, łysy, nosząc drapieżnego zwierza W herbie, boć łeb od czoła odarł do kołnierza. SROKA 156. EPITAFIUM SROCE
Sroka tu leży, pierza garść i mięsa trocha, Rozprawnisia i pana swojego pieszczocha
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 465
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Cieszyć z owocu mego szczepienia jabłoni, Aż niespodziany wicher pustki w smutnym domie Zrobiwszy, dwóch mi synów, trzecią córkę złomie, Żonę, zięcia, dwu braciej sroga zawierucha, Zostawiwszy mnie, jako w dąbrowie osucha. Gdzie się drugie zielenią i na żołądź kwitną, Ptak nie ma na czym osieść, aż na koniec wytną. Niech już dmucha, jako chce, nie uszkodzi mnie tem, Nie mając o co oprzeć, największym impetem: Nie wicher, ale ani piorun mną zachwieje; Nie poruszy tej, którą w Bogu mam, nadzieje, Że w onę wiosnę, drzewa gdzie, co z ziemie wschodzą, Poschną, ludzie się,
Cieszyć z owocu mego szczepienia jabłoni, Aż niespodziany wicher pustki w smutnym domie Zrobiwszy, dwóch mi synów, trzecią córkę złomie, Żonę, zięcia, dwu braciej sroga zawierucha, Zostawiwszy mnie, jako w dąbrowie osucha. Gdzie się drugie zielenią i na żołądź kwitną, Ptak nie ma na czym osieść, aż na koniec wytną. Niech już dmucha, jako chce, nie uszkodzi mnie tem, Nie mając o co oprzeć, największym impetem: Nie wicher, ale ani piorun mną zachwieje; Nie poruszy tej, którą w Bogu mam, nadzieje, Że w onę wiosnę, drzewa gdzie, co z ziemie wschodzą, Poschną, ludzie się,
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 205
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Piechota też część śpi, część na wale się iszcze, Choć Turków pełne pole, choć ich bies opiszcze, Zimne w budach muszkiety, szable zzasychały; Dosyć kiedy chorągwie powtykali w wały. Szturm turecki na nasz obóz Sladkowski i Zyczewski zabit CZĘŚĆ SZÓSTA
Tak gdy się ubezpieczą, bez wszelkiego wstrętu Wsiędą na nich i wytną poganie do szczętu; Chorągwie wezmą, a łeb od każdego trupu Oderzną, dla pewnego u cara okupu, Jakoby nie hajduki i podłe usnachty, Ale co najprzedniejszej naścinali szlachty. Już Turcy triumfują, nie czując odporu; Już głębiej do polskiego biorą się taboru; Już i insze piechoty tak straszną rubieżą Strwagane uciekają i od
Piechota też część spi, część na wale się iszcze, Choć Turków pełne pole, choć ich bies opiszcze, Zimne w budach muszkiety, szable zzasychały; Dosyć kiedy chorągwie powtykali w wały. Szturm turecki na nasz obóz Sladkowski i Zyczewski zabit CZĘŚĆ SZÓSTA
Tak gdy się ubezpieczą, bez wszelkiego wstrętu Wsiędą na nich i wytną poganie do szczętu; Chorągwie wezmą, a łeb od każdego trupu Oderzną, dla pewnego u cara okupu, Jakoby nie hajduki i podłe usnachty, Ale co najprzedniejszej naścinali szlachty. Już Turcy tryumfują, nie czując odporu; Już głębiej do polskiego biorą się taboru; Już i insze piechoty tak straszną rubieżą Strwagane uciekają i od
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 187
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
roku. Odpuść, jeśli co nie w smak, albo opuść raczej. Nie zaraz łaj, tatusiu, nie zaraz dziwaczy. 111 (P). MA STRACH OCZY (SCHOWANIE NOWOMODNE)
Jechał Niemiec, mąż z żoną, w drogę na kolesie. Kilkanaście opryszków, zastąpiwszy w lesie, Odrą ich do koszule, wytną konie z woza. Chce się Niemiec obiesić, dostawszy powroza; Desperuje, tak nagłą zażalony zgubą, Kiedy go, jako wróbla, do skóry oskubą. Aleć baczniejsza żona rozpaczać mu nie da: „Jeszcześmy nie tak starzy, i zdrowi — powieda — Możemy się dorobić, czyż nam trzeba wiele
roku. Odpuść, jeśli co nie w smak, albo opuść raczej. Nie zaraz łaj, tatusiu, nie zaraz dziwaczy. 111 (P). MA STRACH OCZY (SCHOWANIE NOWOMODNE)
Jechał Niemiec, mąż z żoną, w drogę na kolesie. Kilkanaście opryszków, zastąpiwszy w lesie, Odrą ich do koszule, wytną konie z woza. Chce się Niemiec obiesić, dostawszy powroza; Desperuje, tak nagłą zażalony zgubą, Kiedy go, jako wróbla, do skóry oskubą. Aleć baczniejsza żona rozpaczać mu nie da: „Jeszcześmy nie tak starzy, i zdrowi — powieda — Możemy się dorobić, czyż nam trzeba wiele
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 281
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, gdy tuż nad namiotem Wyrósszy palma z cudem i z wielką pociechą, Zieloną w krótkim czesie odziała go wiechą. Nie weselszy i August, tamtego siostrzeniec, Kiedy na triumfalny jakoby mu wieniec, Tuż przed samymi okny, z rozpadłego muru, Śliczne drzewo gładkiego wyrasta lauru, Albo gdy w oczach jego, jakie zwykle wytną, Starego dębu suche konary zakwitną. Nie mniejszą Wespazyjan, cesarz tegoż Rzymu, Miał pociechę, prywatnym jeszcze będąc, gdy mu, Nagłym wichrem w ogrodzie obalony wczora, Tegoż rano w górę się dźwignął śniat jawora. Nie miał z swej większej Jonasz kontentece banie, Co od upału słońca za namiot mu stanie
, gdy tuż nad namiotem Wyrósszy palma z cudem i z wielką pociechą, Zieloną w krótkim czesie odziała go wiechą. Nie weselszy i August, tamtego siostrzeniec, Kiedy na tryumfalny jakoby mu wieniec, Tuż przed samymi okny, z rozpadłego muru, Śliczne drzewo gładkiego wyrasta lauru, Albo gdy w oczach jego, jakie zwykle wytną, Starego dębu suche konary zakwitną. Nie mniejszą Wespazyjan, cesarz tegoż Rzymu, Miał pociechę, prywatnym jeszcze będąc, gdy mu, Nagłym wichrem w ogrodzie obalony wczora, Tegoż rano w górę się dźwignął śniat jawora. Nie miał z swej większej Jonasz kontentece banie, Co od upału słońca za namiot mu stanie
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 457
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
a pobocznych satyrów orszak się mu śmieje. Niechże tedy Mars wiedzie krwawe, gdzie chce, szańce, a ty prowadź zieloną pod wiechą twe tańce. Niechaj Juno zgniewana wiatrów w skałę ruszy, rychlej twój chmiel u naszych i kopiją skruszy, i pałasza dobędzie, a nie masz li broni, tedy sobie po gębie wytną wzajem dłoni i czupryny pojeżą, aż sierść z głowy pierzcha, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy
a pobocznych satyrów orszak się mu śmieje. Niechże tedy Mars wiedzie krwawe, gdzie chce, szańce, a ty prowadź zieloną pod wiechą twe tańce. Niechaj Juno zgniewana wiatrów w skałę ruszy, rychlej twój chmiel u naszych i kopiją skruszy, i pałasza dobędzie, a nie masz li broni, tedy sobie po gębie wytną wzajem dłoni i czupryny pojeżą, aż sierść z głowy pierzcha, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 340
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995