rumiany wstyd/ Panienkom należał; Ach niestety! dziś caleModziastych odbieżał. Bezpieczniejsza jest teraz Panna/ niż Mężatka: Córka wolniej powie żart/ aniżeli Matka: A któraby bezwstydnej wolności nie miała; Zarazby ją do głupiej Moda przyrównała. O wściekłości szalona/ toć się rozpościerasz! Gdy tę Anielską cnotę/ Panienkom wydzierasz. Z kądże odrysujemy Obraz wstydliwemu? Gdy gani wstyd stanowi Moda Panieńskiemu. Kto blednieje od strachu/ gdy grożą pioruny; Aby/ w momencie trupem nie zaprzątnął trunny/ Kładzie na głowę wieniec z drzewa Laurowego/ I tak niebezpieczeństwa uchodzi srogiego. Zastraszona/ gęstymi/ z Nieba pióronami/ Gdy dziś w Panienkach Polska wzgardziła
rumiany wstyd/ Pánienkom nalezał; Ach niestety! dźiś caleModźiastych odbieżał. Bespiecznieysza iest teraz Pánná/ niż Mężátká: Corká wolniey powie żárt/ aniżeli Mátká: A ktoraby bezwstydney wolnośći nie miáłá; Zárazby ią do głupiey Modá przyrownáłá. O wśćiekłośći szaloná/ toc się rospośćierasz! Gdy tę Anielską cnotę/ Pánienkom wydźierasz. Z kądże odrysuiemy Obraz wstydliwemu? Gdy gáni wstyd stanowi Modá Pánienskiemu. Kto blednieie od stráchu/ gdy grożą pioruny; Aby/ w momenćie trupem nie záprzątnął trunny/ Kłádźie ná głowę więniec z drzewá Laurowego/ Y ták niebespieczenstwá vchodźi srogiego. Zástrászona/ gęstymi/ z Niebá pioronámi/ Gdy dźiś w Pánienkách Polská wzgárdźiłá
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: B3v
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
swą zapłatę Złych czynów swych, a duszy wiekuistą stratę. Rzecze diabłu: „Nieszczesny, nie bierzże mię, nie bierz, Proszę.” „Nie wziąłbym ja — rzeki diabeł — weźmie, tak wierz, Mój brat pewnie, któremu nie dam się uprzedzać. Obłowu z moich nie dam rąk sobie wydzierać.
Pomnisz, ciuro, jakoś rzekł ukrzywdzonej wdowie, Gdyś jej krowę gwałtem wziął, zgrzeszyłeś w swej mówią Bratem-eś jej przegrażał, bratem i ja tobie Pogroziwszy. Cóż z tego? Sam cię biorę sobie.” Tak nędzny, choć na krowie, zajachał do czarta, Tam zwykli zaprowadzać takie
swą zapłatę Złych czynów swych, a duszy wiekuistą stratę. Rzecze diabłu: „Nieszczesny, nie bierzże mię, nie bierz, Proszę.” „Nie wziąłbym ja — rzeki diabeł — weźmie, tak wierz, Mój brat pewnie, któremu nie dam się uprzedzać. Obłowu z moich nie dam rąk sobie wydzierać.
Pomnisz, ciuro, jakoś rzekł ukrzywdzonej wdowie, Gdyś jej krowę gwałtem wziął, zgrzeszyłeś w swej mowia Bratem-eś jej przegrażał, bratem i ja tobie Pogroziwszy. Cóż z tego? Sam cię biorę sobie.” Tak nędzny, choć na krowie, zajachał do czarta, Tam zwykli zaprowadzać takie
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 734
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
nie wierzy z kościołem; Czemuż mu wsi nie biorą z ariany społem?” „Każdy wierzy, co kościół, chyba że nie czyni, To taki gorzej niźli arian przewini. Przeczże ten nabożeństwa dla wsi nie odmienił?” „Bo drożej, niżeli wieś, swoję wiarę cenił. Na cóż mu ją wydzierać gwałtem chcą ci sędzię, Kiedy on mocno ufa, że w niej zbawion będzie? Toć już Bóg nie dla sądu, lecz przyjdzie dla kary, Kiedy go uprzedzają, sądząc ludzie z wiary. Jeśli jako o rozbój, albo insze brzydy, O wiarę karzą, czemuż opuścili Żydy?” „Bo się
nie wierzy z kościołem; Czemuż mu wsi nie biorą z aryjany społem?” „Każdy wierzy, co kościół, chyba że nie czyni, To taki gorzej niźli aryjan przewini. Przeczże ten nabożeństwa dla wsi nie odmienił?” „Bo drożej, niżeli wieś, swoję wiarę cenił. Na cóż mu ją wydzierać gwałtem chcą ci sędzię, Kiedy on mocno ufa, że w niej zbawion będzie? Toć już Bóg nie dla sądu, lecz przyjdzie dla kary, Kiedy go uprzedzają, sądząc ludzie z wiary. Jeśli jako o rozbój, albo insze brzydy, O wiarę karzą, czemuż opuścili Żydy?” „Bo się
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 91
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
każdy dzień brusem, Mój kochany sąsiedzie, nie poradzisz z kusem.” 427. A RUFO, CALVO ET BLAESO LIBERA ME, DOMINE, KwesO
Widzisz jednookiego, łysego, momota; W tak obarczonym ciele ma być cała cnota? Każde z tych, a dopieroż wszytko troje społu, Sercu wszelką przystojność, wstyd wydziera czołu. Łysy, ślepy, a kto się do tego zająka, Tego diabeł nie weźmie, choćby zjadł pająka. 428. OMYŁKA
„Słuchaj — potkawszy z Wiśnie, jadący pachołka, Pytam — kto tam dostąpił poselskiego stołka Na sejm?” „Między inszymi Jan Odrowąs” — powie. „Co — rzekę —
każdy dzień brusem, Mój kochany sąsiedzie, nie poradzisz z kusem.” 427. A RUFO, CALVO ET BLAESO LIBERA ME, DOMINE, QUAESO
Widzisz jednookiego, łysego, momota; W tak obarczonym ciele ma być cała cnota? Każde z tych, a dopieroż wszytko troje społu, Sercu wszelką przystojność, wstyd wydziera czołu. Łysy, ślepy, a kto się do tego zająka, Tego diabeł nie weźmie, choćby zjadł pająka. 428. OMYŁKA
„Słuchaj — potkawszy z Wiśnie, jadący pachołka, Pytam — kto tam dostąpił poselskiego stołka Na sejm?” „Między inszymi Jan Odrowąs” — powie. „Co — rzekę —
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 185
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, nie masz zboża lechy, Żeby jej nie stratował dla onej uciechy. Nieszczęśliwa uciecha, co człek krwawym potem Zapracował, nadzieję pomieszać mu z błotem, Skąd powinien królowi, panu, księdzu, dzieciom, Choć sam głodu przymiera, to ubogim kmieciom, Ubogim zagrodniczkom, co z kilku zagonów Dzień w dzień robi, wydzierać dla onych psich gonów, Dla onego zajączka, coć i uciec może, A choć nie, psy i końmi deptać ludziom zboże. Nie wiem, kto by się na tę uciechę łakomił, A czy jedenże taki z konia szyję łomił? Czy jeden, gdy pijani odważą się chłopi, Kędy cedził zajęczą,
, nie masz zboża lechy, Żeby jej nie stratował dla onej uciechy. Nieszczęśliwa uciecha, co człek krwawym potem Zapracował, nadzieję pomieszać mu z błotem, Skąd powinien królowi, panu, księdzu, dzieciom, Choć sam głodu przymiera, to ubogim kmieciom, Ubogim zagrodniczkom, co z kilku zagonów Dzień w dzień robi, wydzierać dla onych psich gonów, Dla onego zajączka, coć i uciec może, A choć nie, psy i końmi deptać ludziom zboże. Nie wiem, kto by się na tę uciechę łakomił, A czy jedenże taki z konia szyję łomił? Czy jeden, gdy pijani odważą się chłopi, Kędy cedził zajęczą,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 207
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z których na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na ogień wstawione. I kruk piekielny nie takiej srogości, Który żywego wydziera wnętrzności I gdy je spasie, drugie dodawają Mąk wiecznych, kiedy coraz narastają. A lubo się też w przyjaznej podstaci Udać chce, niemniej okrutnie zatraci Jako trujące głodnego jagody, Jak zarażone pragnącego wody, Jako syreny, co słodko śpiewają, Potym uśpionych w morzu zatapiają. Tak więc i pczołki słodyczą zwiedzione Złego języka do
obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z ktorych na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na ogień wstawione. I kruk piekielny nie takiej srogości, Ktory żywego wydziera wnętrzności I gdy je spasie, drugie dodawają Mąk wiecznych, kiedy coraz narastają. A lubo się też w przyjaznej podstaci Udać chce, niemniej okrutnie zatraci Jako trujące głodnego jagody, Jak zarażone pragnącego wody, Jako syreny, co słodko śpiewają, Potym uśpionych w morzu zatapiają. Tak więc i pczołki słodyczą zwiedzione Złego języka do
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 444
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
bankiet nierządny/ że posłał rękę z nieba/ która wagę przed oczyma onych bankietników na ścienie napisała. Poradzimy się my sumnienia/ jeżelismy nie więcej winni Panu w tej mierze/ jeżelismy mieli w więtszym poszanowaniu kościoły cośmy się w nich pochrzcili/ jeżeli nie siła w rękach naszych chleba Dworzanów Chrystusowych/ który im gwałtem prawie wydzieramy/ bać się trzeba żeby grzechy nasze nie wymogły tego na Panu/ że już nie na ścienie ale na niebie/ nie żeby jeden bankiet widział/ ale wszytkie świat/ Wagę nam ukazał/ a żebyśmy ją widzieli/ i oświecił/ jedną zwiazdą straszliwą. Z drugiej strony Kometa przy Wadze znaczy/ jakom wyższej
bánkiet nierządny/ że posłał rękę z niebá/ ktora wagę przed oczymá onych bánkietnikow ná ścienie nápisáłá. Poradźimy sie my sumnienia/ ieżelismy nie więcey winni Pánu w tey mierze/ ieżelismy mieli w więtszym poszánowániu kośćioły cosmy sie w nich pochrzćili/ ieżeli nie śiłá w rękách nászych chlebá Dworzánow Chrystusowych/ ktory im gwałtem práwie wydźieramy/ bać się trzebá żeby grzechy násze nie wymogły tego ná Pánu/ że iuż nie ná ścienie ále ná niebie/ nie żeby ieden bánkiet widźiał/ ále wszytkie świát/ Wagę nam vkazał/ á żebysmy ią widźieli/ y oświećił/ iedną zwiazdą strászliwą. Z drugiey strony Kometá przy Wadze znáczy/ iákom wyzszey
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: D4
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
z was, o wymowne oczy, Żadna iskra nie wyskoczy, Niech gdzie wam patrzać najsłodzej Rozum was trzyma na wodzy: W miłości w jednej są cenie Mowa i chciwe pojrzenie. I wy, serdeczne westchnienia, Świadome mego cierpienia, Wiadome same i tego, Żem przecię dokazał swego, Co się z ust mych wydzieracie, Ach, cyt, i tak mię wydacie: W szkole miłości wzdychanie Za wyraźne słowo stanie. OBRAZ ODMÓWIONY
Proszę o obraz malarskiej nauki, A ty, zła dziewko, żałujesz mi sztuki Płótna i nie chcesz dziełem cudzej ręki Wiernego sługi ulżyć srogiej męki; Moja zaś wierność, byłeś tego chciała, Krwią by
z was, o wymowne oczy, Żadna iskra nie wyskoczy, Niech gdzie wam patrzać najsłodzéj Rozum was trzyma na wodzy: W miłości w jednej są cenie Mowa i chciwe pojrzenie. I wy, serdeczne westchnienia, Świadome mego cierpienia, Wiadome same i tego, Żem przecię dokazał swego, Co się z ust mych wydzieracie, Ach, cyt, i tak mię wydacie: W szkole miłości wzdychanie Za wyraźne słowo stanie. OBRAZ ODMÓWIONY
Proszę o obraz malarskiej nauki, A ty, zła dziewko, żałujesz mi sztuki Płótna i nie chcesz dziełem cudzej ręki Wiernego sługi ulżyć srogiej męki; Moja zaś wierność, byłeś tego chciała, Krwią by
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 12
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma i wznosi. Owa tak wszytek strój na się przybiera, Że mało oczom przebiegłym wydziera, Bodajże tedy za taką wygodę Wieczną psia gwiazda wiodła nam pogodę! Wolę, że się świat drugi raz zagrzeje I faetońskim opałem zniszczeje, Niżby mię miała jesienna część roku I zima zbawić takiego widoku. Wtenczas się wszytka zamknie jak do skrzynie, Wtenczas się cała w kożuchy uwinie, Załóżką piersi pilno obwaruje I
Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma i wznosi. Owa tak wszytek strój na się przybiera, Że mało oczom przebiegłym wydziera, Bodajże tedy za taką wygodę Wieczną psia gwiazda wiodła nam pogodę! Wolę, że się świat drugi raz zagrzeje I faetońskim opałem zniszczeje, Niżby mię miała jesienna część roku I zima zbawić takiego widoku. Wtenczas się wszytka zamknie jak do skrzynie, Wtenczas się cała w kożuchy uwinie, Załóżką piersi pilno obwaruje I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 178
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się przecię broni, jako wąż się wije I twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła,
się przecię broni, jako wąż się wije I twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 327
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971