cudna, Chcę z tobą stałe zawierać przymierze I spisać naszę zmowę na papierze, I ty do tego nie zdasz się być trudna.
Ale ja idę wprost, a tyś obłudna, Bo choć ja mieszkać w pokoju chcę szczerze, Twe usta zdrajcy, twe oczy szalbierze Harcują ze mną jako rota ludna.
Łacno tak wygrać, bo gdy się ja boju Napieram, stoisz przy umownej radzie, Kiedy zaś spuszczę i wierzę w pokoju,
Ty wojnę rześko zaczynasz na zdradzie. Przebóg, przymierza! A że nie dla stroju Przymierza proszę, weź serce w zakładzie. CUDA MIŁOŚCI
Karmię frasunkiem miłość i myśleniem, Myśl zaś pamięcią i pożądliwością, Żądzę
cudna, Chcę z tobą stałe zawierać przymierze I spisać naszę zmowę na papierze, I ty do tego nie zdasz się być trudna.
Ale ja idę wprost, a tyś obłudna, Bo choć ja mieszkać w pokoju chcę szczerze, Twe usta zdrajcy, twe oczy szalbierze Harcują ze mną jako rota ludna.
Łacno tak wygrać, bo gdy się ja boju Napieram, stoisz przy umownej radzie, Kiedy zaś spuszczę i wierzę w pokoju,
Ty wojnę rześko zaczynasz na zdradzie. Przebóg, przymierza! A że nie dla stroju Przymierza proszę, weź serce w zakładzie. CUDA MIŁOŚCI
Karmię frasunkiem miłość i myśleniem, Myśl zaś pamięcią i pożądliwością, Żądzę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 103
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
tyle słodkości przyniesie, Że ich i wyćwiczone serce ledwie zniesie, I czasu straconego prawie bez korzyści Zapomni się, jak prędko obietnicę ziści; Tak żeglarz zapomina szturmów nawalności, Gdy się w domowym porcie z kotwicą rozgości, I żołnierz krwie wylanej, trudów i ucisku, Kiedy wzięty łup dzieli na pobojowisku. Ale, jak wygrać miło, tak zaś z drugiej strony To z sobą żal, to niesie ból nieutulony, Kiedy już przy nadziei i pod obietnicą I z przykrą uczyniwszy rozbrat już tęsknicą, Tak długo zasłużony w oka mgnieniu snadnie Nieobiecany kąsek i z gęby wypadnie. To jest męka, nad którą Awernu ciemnego Trzej sędziów nie zmyślili nic okrutniejszego
tyle słodkości przyniesie, Że ich i wyćwiczone serce ledwie zniesie, I czasu straconego prawie bez korzyści Zapomni się, jak prędko obietnicę ziści; Tak żeglarz zapomina szturmów nawalności, Gdy się w domowym porcie z kotwicą rozgości, I żołnierz krwie wylanej, trudów i ucisku, Kiedy wzięty łup dzieli na pobojowisku. Ale, jak wygrać miło, tak zaś z drugiej strony To z sobą żal, to niesie ból nieutulony, Kiedy już przy nadziei i pod obietnicą I z przykrą uczyniwszy rozbrat już tęsknicą, Tak długo zasłużony w oka mgnieniu snadnie Nieobiecany kąsek i z gęby wypadnie. To jest męka, nad którą Awernu ciemnego Trzej sędziów nie zmyślili nic okrutniejszego
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 323
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła, A ja też wiedząc jako zażyć tej godziny, Uczyniłem z pierznika na nią przenosiny I obmacawszy mile szyję, piersi, nóżkę, Podkasałem jej aże pod ramię ciasnoszkę I chcąc się pomścić przeszłych ogniów moich troski, Wymierzył
, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode mnie wdziera, Białogłowskim folgując zwyczajom w tej mierze, Które temu wolą dać, kto im gwałtem bierze; Jakoż i ona wtenczas tak się tam broniła, Że bawić tylko chciała, wygrać nie myśliła. Potem, kiedy tym zmysłom dosyć uczyniła, W spokojną się posturę zemdlona złożyła, A ja też wiedząc jako zażyć tej godziny, Uczyniłem z pierznika na nię przenosiny I obmacawszy mile szyję, piersi, nóżkę, Podkasałem jej aże pod ramię ciasnoszkę I chcąc się pomścić przeszłych ogniów moich troski, Wymierzył
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 327
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
całe i bezpieczne zdrowie; Ale skoro mu będzie wzięty i urwany, Tak zostanie od dusze zaraz odbieżany. To Astolfowa księga wyraźnie mówiła, Ale, jakoby on włos poznać, nie uczyła.
LXXX.
Nie inaczej się Astolf cieszył i radował, Jeno jakoby już beł Oryla zwojował, Tusząc sobie za pewne on włos wygrać na niem I wziąć mu brzydką duszę za pierwszem potkaniem; I obiecował tamże wszytko na się włożyć Brzemię onego boju i Oryla pożyć I zabić go niechybnie na śmierć, jednak z wolą Dwu rodzonych, jeśli mu bić się z niem pozwolą.
LXXXI.
Oni zaś radzi ten bój na niego puszczają, Bo że się darmo
całe i bezpieczne zdrowie; Ale skoro mu będzie wzięty i urwany, Tak zostanie od dusze zaraz odbieżany. To Astolfowa księga wyraźnie mówiła, Ale, jakoby on włos poznać, nie uczyła.
LXXX.
Nie inaczej się Astolf cieszył i radował, Jeno jakoby już beł Oryla zwojował, Tusząc sobie za pewne on włos wygrać na niem I wziąć mu brzydką duszę za pierwszem potkaniem; I obiecował tamże wszytko na się włożyć Brzemię onego boju i Oryla pożyć I zabić go niechybnie na śmierć, jednak z wolą Dwu rodzonych, jeśli mu bić się z niem pozwolą.
LXXXI.
Oni zaś radzi ten bój na niego puszczają, Bo że się darmo
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 350
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nimi powionie. A tu kto ochoczy Przez te błota i jary: z-Kuroszem poskoczy Z-tyłu ich przebiegając. Zabój zaczym srogi, Gdy co żywo w samopas upierzywszy nogi, Nie już nazad tym szlakiem któredy szli pierwy Pole wszytko uroszczą plugawymi ścierwy. Ale noc przymierzechniona z pochmurnymi Nieby, Także tej znamienitej do końca potrzeby Wygrać nie pozwoliła. Bo gdy się wpogonią Ochotnik nasz uniesie: owi w-tym ubronią Co za Stawem Taboru; i w-tym umkną mroku. Jednak znowu we wtorek, po drugim się boku Tym lepiej im dostało. Kiedy chcą wetować. Szkody swojej Krzywonos: począł nastepować. Wszytkim swym Komunnikiem ku przeprawie
nimi powionie. A tu kto ochoczy Przez te błota i iary: z-Kuroszem poskoczy Z-tyłu ich przebiegáiąc. Zaboy záczym srogi, Gdy co żywo w sámopas upierzywszy nogi, Nie iuż nazad tym szlakiem ktoredy szli pierwy Pole wszytko uroszczą plugáwymi śćierwy. Ale noc przymierzechniona z pochmurnymi Nieby, Tákże tey známienitey do końca potrzeby Wygrać nie pozwoliła. Bo gdy sie wpogonią Ochotnik nász uniesie: owi w-tym ubronią Co za Stawem Taboru; i w-tym umkną mroku. Iednák znowu we wtorek, po drugim sie boku Tym lepiey im dostało. Kiedy chcą wetowáć. Szkody swoiey Krzywonos: począł nastepowáć. Wszytkim swym Komunnikiem ku przeprawie
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 22
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Nie zów swoim własnym tego, co snadź masz zdaru Bożego.
Jam nie Prorok, ale prostak.
Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze.
Małych złodziejów wieszają, wielkich wolno puszczają.
Cudzym łacno szafować Szczodrym być cudzego, niemasz nic chwalnego.
Obmawiać nie przytomnego, równie jak buć umarłego.
Kto chce wygrać dąsiora, musi ważyć Kaczora.
Przyszłe rzeczy trudno zgadnąć.
Zbojaźni poznać nikczemnych ludzi.
Miłuj, ale kogo upatruj.
I starzy ludzie błądzą. Siwizna nie mądrości znak jest, ale starości.
Zle nabyte dobra rzadko się trzeciemu dziedzicowi dostaną.
Co ma zły początek, zły Koniec weźmie.
Komu Bóg pomaga, ten
Nie zow swoim własnym tego, co snadź masz zdaru Bożego.
Jam nie Prorok, ale prostak.
Pan Bog daje, Pan Bog bierze.
Małych złodziejow wieszają, wielkich wolno puszczają.
Cudzym łacno szafować Szczodrym być cudzego, niemasz nic chwalnego.
Obmawiać nie przytomnego, rownie jak buć umarłego.
Kto chce wygrać dąśiora, muśi ważyć Kaczora.
Przyszłe rzeczy trudno zgadnąć.
Zbojaźni poznać nikczemnych ludźi.
Miłuy, ale kogo upatruy.
Y starzy ludzie błądzą. Siwizna nie mądrośći znak iest, ale starośći.
Zle nabyte dobra rzadko śię trzeciemu dziedzicowi dostaną.
Co ma zły początek, zły Koniec weźmie.
Komu Bog pomaga, ten
Skrót tekstu: FlorTriling
Strona: 40
Tytuł:
Flores Trilingues
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Johannes Zacharias Stollius
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1702
Data wydania (nie później niż):
1702
. Aza kiedy prawda do objaśnienia siebie fałszu i kłamstwa potrzebowała/ snadniej zaiste ogień z wodą/ i ciemność z światłością/ a niż te dwie rzeczy przeciwne z sobą się zgodzić mogą/ Aza nie więtszą raczej tym samym hańbę a nie pożytek swemu Kościołowi czynisz/ że nie mogąc nic prawdą i pismem nad owce żykami Chrystusowemi wygrać/ do tych wszetecznych bajek i niezbożnych potwarzyś się uciekł. Aza nie ukazujesz przez to samo żeś nie jest z Boga/ który będąc sam prawdą/ w prawdzie się kochających synami swemi nazywa/ tych świałością oblicza swego na wieki uweselać i nasycać obiecuje. O tych zasię którzy nieprawdą narabiają/ co mówi/ posłuchaj
. Aza kiedy prawdá do obiáśnienia śiebie fałszu y kłamstwá potrzebowáłá/ snádniey záiste ogień z wodą/ y ćiemność z świátłośćią/ á niż te dwie rzecży przećiwne z sobą się zgodźić mogą/ Aza nie więtszą racżey tym sámym háńbę á nie pożytek swemu Kośćiołowi cżynisz/ że nie mogąc nic prawdą y pismem nád owce żikami Chrystusowemi wygráć/ do tych wszetecżnych baiek y niezbożnych potwarzyś się vciekł. Azá nie vkázuiesz przez to sámo żeś nie iest z Bogá/ ktory będąc sam prawdą/ w prawdźie się kocháiących synámi swemi názywa/ tych świáłośćią oblicża swego ná wieki vweseláć y násycáć obiecuie. O tych záśię ktorzy nieprawdą nárabiáią/ co mowi/ posłuchay
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 25
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
Zarankową, starościną żmudźką, chociaż sami wojewodowie oboje zjechali do Mińska, sądzona in principali być nie mogła. Musieli zatem szkodować z tej okazji i przez innego urzędnika egzekucją czynić. Druga racja gniewu, że gdy ja byłem deputatem, zjechali wojewodowie na tę sprawę i accessorium, które mi się cale zdawało niesprawiedliwe, chcieli wygrać, a ja przeciwną dałem decyzją.
Tak tedy brat mój nie został deputatem z Kowna, ale stanął, stamtąd Burzyński, naówczas instygator lit., potem kasztelan brzeski, a teraźniejszy smoleński.
Gdy tedy brat mój, teraźniejszy pułkownik, przyjechał, cale mu się nie zdawało, abym w ten dom już sobie
Zarankową, starościną żmujdzką, chociaż sami wojewodowie oboje zjechali do Mińska, sądzona in principali być nie mogła. Musieli zatem szkodować z tej okazji i przez innego urzędnika egzekucją czynić. Druga racja gniewu, że gdy ja byłem deputatem, zjechali wojewodowie na tę sprawę i accessorium, które mi się cale zdawało niesprawiedliwe, chcieli wygrać, a ja przeciwną dałem decyzją.
Tak tedy brat mój nie został deputatem z Kowna, ale stanął, stamtąd Burzyński, naówczas instygator lit., potem kasztelan brzeski, a teraźniejszy smoleński.
Gdy tedy brat mój, teraźniejszy pułkownik, przyjechał, cale mu się nie zdawało, abym w ten dom już sobie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 206
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
ale za ciężkim płaczem tego Monarchy lat piętnaście mu żyć dozwolono. Wtąż nieinaksza prawda z nauki lekarskiej/ gdy znaki śmierci częstokroć nastąpią/ a chory z nich nad bieg przyrodzony wybrnie: cóż/ przecię prawda prawdą: a kto się czego nie uczył/ umieć nie podobna/ a nadohad oczy zawiązawszy co sprawić/ omaczką bitwę wygrać/ błaznom to przystojna. Nakoniec/ trzecia się może oburzyć/ azaż wy ucząc się cmentarzów nie osadzacie. i to prawda: ale któż taki biegun/ jaki śmiałek bez sumnienia Chrześcijańskiego/ który o sobie sieła trzymając/ abo nie umiejąc/ nie ma się w przód do starszych/ aby go za rękę wodzili/
ále zá ćiężkim płaczem tego Monárchy lat piętnaśćie mu żyć dozwolono. Wtąż nieinaksza prawdá z náuki lekárskiey/ gdy znáki śmierći częstokroć nástąpią/ á chory z nich nád bieg przyrodzony wybrnie: coż/ przećię prawdá prawdą: á kto się czego nie vczył/ vmieć nie podobna/ á nádohad oczy záwiązawszy co spráwić/ omaczką bitwę wygráć/ błaznom to przystoyna. Nákoniec/ trzećia się może oburzyć/ ázasz wy vcząc się cmyntarzow nie osadzaćie. y to prawdá: ále ktoż táki biegun/ iáki śmiáłek bez sumnienia Chrześćiáńskiego/ ktory o sobie śiełá trzymáiąc/ ábo nie vmieiąc/ nie ma się w przod do starszych/ aby go zá rękę wodźili/
Skrót tekstu: CiachPrzyp
Strona: I2
Tytuł:
O przypadkach białychgłów brzemiennych
Autor:
Piotr Ciachowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
poradniki, traktaty
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
, na wyrok puścili, Orła w tej sprawie sędzią sobie upatrzyli.
Orzeł wysłuchawszy ich, każdemu rozkazał Z nich, aby skutkiem jakim swe męstwo ukazał,
Bo mądry nie z urody, ani też z słów sądzi Mężnego, ale jeśli w postępkach nie błądzi. Obiema się orłowe zdanie podobało,
Każdemu z nich, że wygrać miał, tak się widziało. Polecieli, każdy z nich na to hardzie kazał, Aby więc samą rzeczą męstwo swe pokazał. Kania mysz ugoniła, krogulec dzikiego Gołębia. Nieśli oba znak męstwa swojego Przed orła. Który obłów onych obaczywszy I męstwo w tym każdego dobrze uważywszy, Dekret wydał: że jako gołąb jest przedniejszy
, na wyrok puścili, Orła w tej sprawie sędzią sobie upatrzyli.
Orzeł wysłuchawszy ich, każdemu rozkazał Z nich, aby skutkiem jakim swe męstwo ukazał,
Bo mądry nie z urody, ani też z słów sądzi Mężnego, ale jeśli w postępkach nie błądzi. Obiema się orłowe zdanie podobało,
Każdemu z nich, że wygrać miał, tak się widziało. Polecieli, każdy z nich na to hardzie kazał, Aby więc samą rzeczą męstwo swe pokazał. Kania mysz ugoniła, krogulec dzikiego Gołębia. Nieśli oba znak męstwa swojego Przed orła. Który obłów onych obaczywszy I męstwo w tym każdego dobrze uważywszy, Dekret wydał: że jako gołąb jest przedniejszy
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 88
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897