najadł ma dość: a już syty/ Wygnał zzołądka chciwe apetyty. To me dostatki; miła moja Zono W Zgodzie żyć/ droższe nad Kolchickie Rono Zamierzonego dopędziwszy wieku Nie ciężka w zgodzie i umrzeć Człowieku. Księgi Trzecie. Pieśń XXXII. Sonet więźnia dobrowolnego w tęskliwych Carceres Sosnowej wieze zastającego.
JAko w drotowym wniku okowany Wykrzyka słowik. Jak w Turskie kajdyny Ubogi braniec/ odymie Ojczyzny Duma muttetę: swe pokrywszy bliżny. Tak i ja lubo Zyżyfowym znoju Suchym Biskokcie i ze drew napoju W ciężkim gąsiorze/ lub za szyję dyszę/ Sonet nie smaczny dumając Rytm piszę. Nietak pałają Etnejskie kominy Kiedy w nich Vulkan swe wygrzewa Szyny/ Nietak
náiadł ma dość: á iuż syty/ Wygnał zzołądká chćiwe áppetyty. To me dostátki; miła moiá Zono W Zgodźie żyć/ droższe nád Kolchickie Rono Zámierzonego dopędźiwszy wieku Nie ćięszka w zgodźie y vmrzeć Człowieku. Kśięgi Trzećie. PIESN XXXII. Sonet więźniá dobrowolnego w tęskliwych Carceres Sosnowey wieze zastáiącego.
IAko w drotowym wniku okowány Wykrzyka słowik. Iák w Turskie káydyny Vbogi brániec/ odymie Oyczyżny Duma muttetę: swe pokrywszy bliżny. Ták y ia lubo Zyżyphowym znoiu Suchym Biskokćie y ze drew napoiu W ćięzkim gąśiorze/ lub zá szyię dyszę/ Sonet nie smáczny dumáiąc Rythm piszę. Nieták pałáią Ethneyskie kominy Kiedy w nich Vulkąn swe wygrzewa Szyny/ Nieták
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 211
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
na dostojeństwach/ na świebodzie i wolnościach/ ale i na krwi utrapionego narodu naszego. Której z naszych ręku pojskiwać będzie Pan Bóg. My abowiem przyczyną rozlania jej jesteśmy. Ponieważ na nas jakoby na własną wiarę swoję patrząc/ wszyscy wszędzie po miastach i po wsiach/ Szlachta i lud pospolity i Rycerstwo/ za wiarę umierać wykrzykają: i rozumieją że to dla wiary/ jedni na majętnościach/ drudzy na zdrowiu szkodują/ inszy na uczciwym/ a niektórzy i na żywocie. Ano prosto rzekszy/ na wszytkim tym szkodujemy nie za wiarę Prawosławną/ ale za złowierstwo Heretyckie. Nie za wiarę Przodków naszych/ ale za błędy i Herezje Zyzaniów/ Filaletów/
ná dostoieństwách/ ná swiebodźie y wolnośćiách/ ále y ná krwi vtrapionego narodu nászego. Ktorey z nászych ręku poyskiwáć będźie Pan Bog. My ábowiem przyczyną rozlania iey iestesmy. Ponieważ ná nas iákoby ná własną wiarę swoię pátrząc/ wszyscy wszędźie po miástách y po wśiách/ Szláchtá y lud pospolity y Rycerstwo/ zá wiárę vmieráć wykrzykáią: y rozumieią że to dla wiáry/ iedni ná máiętnośćiách/ drudzy ná zdrowiu szkoduią/ inszi ná vcżćiwym/ á niektorzy y ná żywoćie. Ano prosto rzekszy/ ná wszytkim tym szkoduiemy nie zá wiárę Práwosławną/ ále zá złowierstwo Hęretyckie. Nie zá wiárę Przodkow nászych/ ále zá błędy y Hęrezye Zyzániow/ Philáletow/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 189
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
jest u nas/ jakoby też źrzenice oka samej Cerkwie tknąć się. Oby ci Mistrze i Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ i zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby się byli na tę Cerkiew nie rzucili/ którą według starożytnego SS. Przodków swoich zwyczaju/ i teazniejszy nasz Patriarcha/ jakośmy słyszeli/ matką nazywa. Nie wykrzykaliby tak hardo niż Syonem/ z którego wyszedł Zakon: niż Jerozolimem/ z którego wyszło słowo Pańskie. Ponieważ jak widzimy/ stało się nam/ ach niestety/ i w Syonie i w Jerozolimie/ jak owym/ którzy tam przysiedząc gniazda strzegą/ a inni z wyległego się Feniksa cieszą. nie więcej zaiste i my
iest v nas/ iákoby też źrzenice oká sámey Cerkwie tknąć sie. Oby ći Mistrze y Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ y zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby sie byli ná tę Cerkiew nie rzućili/ ktorą według stárożytnego SS. Przodkow swoich zwycżáiu/ y teáznieyszy nász Pátryárchá/ iákosmy słyszeli/ mátką názywa. Nie wykrzykaliby ták hárdo niż Syonem/ z ktorego wyszedł Zakon: niz Ierozolimem/ z ktorego wyszło słowo Páńskie. Ponieważ iák widźimy/ stáło sie nam/ ách niestety/ y w Syonie y w Ierozolimie/ iák owym/ ktorzy tám przyśiedząc gniázdá strzegą/ á inni z wyległego sie Fęnixá ćieszą. nie więcey záiste y my
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 190
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twój sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie podlatują.
Zaczynają zamierzone Loty swe w daleką stronę. Już ci to znać dzień nastaje, Gdy wszędzie wesołe gaje
Osiedli ptacy krzykliwi, Którym się echo przeciwi. A pielgrzym ranego
serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twoj sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie podlatują.
Zaczynają zamierzone Loty swe w daleką stronę. Już ci to znać dzień nastaje, Gdy wszędzie wesołe gaje
Osiedli ptacy krzykliwi, Ktorym się echo przeciwi. A pielgrzym ranego
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 377
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
moje, Chce dać łaskę twoję; Cieniuchnaś jak łątka, Nadobne drażniątka; A dla twej grzeczności Dokonam z miłości. WIOSNA
Spędziła wiosna lodowe skorupy, Już kmiotek z pługiem rusza się z chałupy, Już się owieczka młodą trawką cieszy, Już się dąb rozwić młodociany spieszy, Stworzenie wszytko śmieje się i lotne Ptastwo piosneczki wykrzyka zalotne. Nie bądźmy, Jago, i my od nich różni, Niech nam wesoły czas głowę wypróżni Z poważnych myśli i ustąpi sprosny Pomruk Wenerze, paniej wdzięcznej wiosny! Każdy-ć bóg w roku ma swój dział właściwy: Zimą Saturnus zawiaduje krzywy, Jesień Bakchowi, a lato Cererze Służy, lecz wiosnę Wenus pod
moje, Chce dać łaskę twoję; Cieniuchnaś jak łątka, Nadobne drażniątka; A dla twej grzeczności Dokonam z miłości. WIOSNA
Spędziła wiosna lodowe skorupy, Już kmiotek z pługiem rusza się z chałupy, Już się owieczka młodą trawką cieszy, Już się dąb rozwić młodociany spieszy, Stworzenie wszytko śmieje się i lotne Ptastwo piosneczki wykrzyka zalotne. Nie bądźmy, Jago, i my od nich różni, Niech nam wesoły czas głowę wypróżni Z poważnych myśli i ustąpi sprosny Pomruk Wenerze, paniej wdzięcznej wiosny! Każdy-ć bóg w roku ma swój dział właściwy: Zimą Saturnus zawiaduje krzywy, Jesień Bakchowi, a lato Cererze Służy, lecz wiosnę Wenus pod
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 255
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Ze mną do tanu, ze mną do koła, Gdyć sama służy chwila wesoła.
Zbroje, koncyrze, Szable, pancyrze, Dzidy, szyszaki, Strzelby, sajdaki Wynoście. Coć po hałasach? Coć po rynsztunku? Będzie czas do krwie, teraz do trunku! NIE TAK WESOŁO
Nie tak wesoło swe wykrzyka hymny Żuraw, kiedy kraj opuściwszy zimny, Pełen nadziei lepszych dni, tam leci, Kędy cieplejsze światła Febus nieci;
Nie tak przyszedłszy na kontrapunkt twardy, Z ciemnej wyszedłszy więzień kortygardy, Przysłuchiwa się dźwiękom po niewoli Przy wdzięcznomrucznej usiadłszy wijoli;
Jako ja, który oddawszy raz w pęta Serce i każde w westchnieniach momenta Przebywszy
Ze mną do tanu, ze mną do koła, Gdyć sama służy chwila wesoła.
Zbroje, koncyrze, Szable, pancyrze, Dzidy, szyszaki, Strzelby, sajdaki Wynoście. Coć po hałasach? Coć po rynsztunku? Będzie czas do krwie, teraz do trunku! NIE TAK WESOŁO
Nie tak wesoło swe wykrzyka hymny Żuraw, kiedy kraj opuściwszy zimny, Pełen nadziei lepszych dni, tam leci, Kędy cieplejsze światła Febus nieci;
Nie tak przyszedłszy na kontrapunkt twardy, Z ciemnej wyszedłszy więzień kortygardy, Przysłuchiwa się dźwiękom po niewoli Przy wdzięcznomrucznej usiadłszy wijoli;
Jako ja, który oddawszy raz w pęta Serce i każde w westchnieniach momenta Przebywszy
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 609
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
wskrzesić. Szukają sposobów przez Wojsko z konfederowane dokazać, czego przez Stany Rzeczyposp: niemogli. Chwyta, corrumpuje Królowa prywatnie tych, którzy publice przeciwnemi byli, i zwątpiwszy że zwyczajną przez Sejmiki i Sejm drogą nie dokaże, przez sztuki, bezprawie, i moc, usadza się dokazać. Pomocni jej, odródni Ojczyzny Synowie wykrzykają na Komisiej, że to nie Statutowie, ale Statistowie jacyś przewoźni rządzić będą. Jakoż znać to, że nie Statutowie: Bo kto na teraźniejszy Stan Rzeczypop: pojźrzy, śmiele rzec może, Ze w niej wszytko na wywrot. Statut i Prawa Starodawne wzgardzone. Rychlewskie i Mazaryńskie maksymy w cenie. Zwyczaje dawne w żart
wskrześić. Szukáią sposobow przez Woysko z confederowáne dokázáć, czego przez Stany Rzeczyposp: niemogli. Chwyta, corrumpuie Krolowa priwatnie tych, ktorzy publice przećiwnemi byli, y zwątpiwszy że zwyczáyną przez Seymiki y Seym drogą nie dokaże, przez sztuki, bezpráwie, y moc, vsadza się dokázáć. Pomocni iey, odrodni Oyczyzny Synowie wykrzykáią ná Commissiey, że to nie Statutowie, ále Statistowie iácyś przewoźni rządźić będą. Iákoż znáć to, że nie Statutowie: Bo kto ná teráznieyszy Stan Rzeczypop: poyźrzy, śmiele rzec może, Ze w niey wszytko ná wywrot. Statut y Práwá Stárodawne wzgárdzone. Rychlewskie y Mázáryńskie maximy w cenie. Zwyczáie dawne w żárt
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 34
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
na tę ekspedycją. Uczyniono to, aby mię było tym sposobem od Wojska ekscludowano, jurysdykcją wszytkę zrąk wzięto, a żeby byli mogli solidâre władzą Pana Czarnieckiego na ten czas Ruskiego, wnet po Wyhowskim Kijowskiego Wojewody, potym czynić coby się zdało, i podobało z Rzecząpospolitą, tudzież z prywatnemi jako zemną, tak wykrzykano, i grożono, i tak skutek pokazał. Miałżem tedy iśdż do Króla I. Mości kiedy mię tak traktowano. Dziesiąty.
Funduje się naostatek przytym Punkcie Calumniator: Milites abhac nostrâ expeditione alienos fecisti. Gruby fałsz! azaż nieposzły moje Chorągwie, i niebyły we wszytkich okazjach gromadno, i odważnie Inne
ná tę expedycyą. Vczyniono to, áby mię było tym sposobem od Woyská excludowano, iurisdictią wszytkę zrąk wźięto, á żeby byli mogli solidâre władzą Páná Czárnieckiego ná ten czás Ruskiego, wnet po Wyhowskim Kijowskie^o^ Woiewody, potym czynić coby się zdáło, y podobáło z Rzecząpospolitą, tudźiesz z priwatnemi iáko zemną, ták wykrzykano, y grożono, y ták skutek pokazał. Miałżem tedy iśdż do Krola I. Mośći kiedy mię ták tráktowano. Dźieśiąty.
Funduie się náostátek przytym Punkćie Cálumniator: Milites abhac nostrâ expeditione alienos fecisti. Gruby fałsz! ázasz nieposzły moie Chorągwie, y niebyły we wszytkich okázyách gromádno, y odważnie Inne
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 107
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
wątpliwie zwabiała, sama wszędy zwiadując, wszystkich serca chwyta, sama wszytkich z pilnością o śmierć Pańską pyta. Jako słowik rzewliwy w gniazdku, owdowiały, wyrażając po dziatkach frasunek niemały, po zielonych wierzchołkach skwierczy, narzekając bez przestanku, w gniazdeczko coraz zazierając, póki mu głosu staje, zdradę na ptasznika przed swoim towarzystwem żałośnie wykrzyka, nie z mniejszym i ja żalem wskroś miasto zwiedziła, a nigdziem nie znalazła, com nędzna zgubiła. O obmierzłe dziedziny, o nieszczyre drogi, które często deptały darmo moje nogi! Mniemałam, że w łożnicy już się zguba zjawi, ale się jeszcze kędyś w skrytym kącie bawi. XII
Czy widzieli
wątpliwie zwabiała, sama wszędy zwiadując, wszystkich serca chwyta, sama wszytkich z pilnością o śmierć Pańską pyta. Jako słowik rzewliwy w gniazdku, owdowiały, wyrażając po dziatkach frasunek niemały, po zielonych wierzchołkach skwierczy, narzekając bez przestanku, w gniazdeczko coraz zazierając, poko mu głosu staje, zdradę na ptasznika przed swoim towarzystwem żałośnie wykrzyka, nie z mniejszym i ja żalem wskroś miasto zwiedziła, a nigdziem nie znalazła, com nędzna zgubiła. O obmierzłe dziedziny, o nieszczyre drogi, które często deptały darmo moje nogi! Mniemałam, że w łożnicy już się zguba zjawi, ale się jeszcze kędyś w skrytym kącie bawi. XII
Czy widzieli
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 110
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
posłowie Stanisław Strojnowski rotmistrz, Jerzy Chełmski sędzia, i Delpowski towarzysz w kilkadziesiąt koni ze 28 chorągwi Węgrom wydartych bieżą,pod Wiedeń do cesarza. Śmiech naprzód był po Wiedniu u wszystkich heretyków,, iż fendrychowie polscy uniósłszy same chorągwie, aby jako i lud nie zginęły, (bo rozumieli iż to ich własne były) wykrzykają z niemi jakoby wygrawszy. Ale skoro je przed cesarzem przy obecności wielkiego posła polskiego jego m. p. Przerembskiego starosty piotrkowskiego, właśnie też w tenże czas cesarza witającego rozwinęli, a tamże między inszemi trzy dworskie Betlejem Gaborowe, to jest jednę konną, a dwie piesze poznano; gdy nadto więźniów gromada stanęła, i
posłowie Stanisław Strojnowski rotmistrz, Jerzy Chełmski sędzia, i Delpowski towarzysz w kilkadziesiąt koni ze 28 chorągwi Węgrom wydartych bieżą,pod Wiedeń do cesarza. Śmiech naprzód był po Wiedniu u wszystkich heretyków,, iż fendrychowie polscy uniósłszy same chorągwie, aby jako i lud nie zginęły, (bo rozumieli iż to ich własne były) wykrzykają z niemi jakoby wygrawszy. Ale skoro je przed cesarzem przy obecności wielkiego posła polskiego jego m. p. Przerembskiego starosty piotrkowskiego, właśnie też w tenże czas cesarza witającego rozwinęli, a tamże między inszemi trzy dworskie Bethlehem Gaborowe, to jest jednę konną, a dwie piesze poznano; gdy nadto więźniów gromada stanęła, i
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 42
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859