gołym obroku, Żeby mi się mógł w marcu popisować w stadzie; Aż taki widzę w marcu, jaki w listopadzie. Kwiczy-ć on przecie, marcha; za diabłaż to stoi, Kiedy więcej nic, wącha tylko albo gnoi: Tylko klacza do niego nie wyskoczy z skóry, A ten coraz to zęby wyszczerzy do góry,
Świadcząc słońcem, że już nic nie nachowa kobył, Wspomniawszy stare lata, że już nie to, co był; A jeśli też na którą odważy się wskoczyć, Po cóż, kiedy nie może więcej, tylko moczyć. Kto uczyni, co może, a kto chce do skonu, Sama go chęć
gołym obroku, Żeby mi się mógł w marcu popisować w stadzie; Aż taki widzę w marcu, jaki w listopadzie. Kwiczy-ć on przecie, marcha; za diabłaż to stoi, Kiedy więcej nic, wącha tylko albo gnoi: Tylko klacza do niego nie wyskoczy z skóry, A ten coraz to zęby wyszczerzy do góry,
Świadcząc słońcem, że już nic nie nachowa kobył, Wspomniawszy stare lata, że już nie to, co był; A jeśli też na którą odważy się wskoczyć, Po cóż, kiedy nie może więcej, tylko moczyć. Kto uczyni, co może, a kto chce do skonu, Sama go chęć
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 172
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Lika jak prędko Lisowskiego jeszcze Zabytku Żołnierz Czarniecki wziął wiadomosc o tej Jego Imprezie Zaraz poszło Wojsko Magnis Itineribus nazad do Niepra. Przeprawilizmy się tedy na tę stronę pod Skłowem jako Mogąc, jedne konie przeworząc. drugie zaś przy łodziach i przy promach pławiąc a już były wielkie zimna naco konie ubogie narzekały i nie jeden zęby wyszczerzył i stanęlismy tedy pod Szkłowem, Litwa w polu szczerym Ćwierć mile od nas my zaś nad samym Dnieprem na kępie którą oblewał Wyprawił zaraz Sapieja na podjazd z Kmicicza Pułkownika Żołnierza dobrego we trzech Tysięcy dobrych Ludzi ku Czerejej gdzie się był Chowański położył obozem pobudował jak na Całą zimę i okopał bo miał w polu zimować. Nazajutrz
Lika iak prętko Lisowskiego ieszcze Zabytku Zołnierz Czarniecki wzioł wiadomosc o tey Iego Imprezie Zaraz poszło Woysko Magnis Itineribus nazad do Niepra. Przeprawilizmy się tedy na tę stronę pod Skłowem iako Mogąc, iedne konie przeworząc. drugie zas przy łodziach y przy promach pławiąc a iuz były wielkie zimna naco konie ubogie narzekały y nie iedęn zęby wyszczerzył y stanęlismy tedy pod Szkłowem, Litwa w polu szczerym Cwierć mile od nas my zas nad samym Dnieprem na kępie ktorą oblewał Wyprawił zaraz Sapieia na podiazd z Kmicicza Pułkownika Zołnierza dobrego we trzech Tysięcy dobrych Ludzi ku Czereiey gdzie się był Chowanski połozył obozęm pobudował iak na Całą zimę y okopał bo miał w polu zimować. Nazaiutrz
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 111v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
gołemi miejscami uciekał że by z Miasta Widziano że ku Obozowi idzie Ów quidem zabity leży ubrał się jasno w suknią Czerwoną. Aż pomałej chwili idzie Turczyn rozbierac go dochodząc do niego stanął, obejrzał się nawszystkie strony, pod drzewa podejrzał nie widać nic przymknie się do Niego spojrzy mu woczy a on oczy zawarł zęby wyszczerzył pocznie się już sposobić do owej Nieborakowi Atamanowi posługi, nieubierał go a rozbierać chce, przyklęknie a guziki mu chce rozpinac a kozak go zakark krzyknie Turczyn wezmą się zsobą. Tu Miasto daleko i przez Fosę ratować trudno, a tu kozacy z Zasacki Lecą, Turczyn się wydziera rad by bardzo puścił kozaka,
gołemi mieyscami uciekał że by z Miasta Widziano że ku Obozowi idzie Ow quidem zabity lezy ubrał się iasno w suknią Czerwoną. Asz pomałey chwili idzie Turczyn rozbierac go dochodząc do niego stanął, obeyrzał się nawszystkie strony, pod drzewa podeyrzał nie widac nic przymknie się do Niego spoyrzy mu woczy a on oczy zawarł zęby wyszczerzył pocznie się iuz sposobić do owey Nieborakowi Atamanowi posługi, nieubierał go a rozbierać chce, przyklęknie a guziki mu chce rospinac a kozak go zakark krzyknie Turczyn wezmą się zsobą. Tu Miasto daleko y przez Fossę ratować trudno, a tu kozacy z Zasacki Lecą, Turczyn się wydziera rad by bardzo puscił kozaka,
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 269
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
żartko, chciwie, niepojęcie, niesłychanie szelonie, zakochać musiał w Królowej Amazońskiej, która z pałacu swego oknem, na przechadzającą się Osobę moję Bohaterską poglądała. Wyszarpnąwszy potym, z pośrzodku piersi strzałę, rzuciłem w łono kościstej śmierci, skąd miłości własnością wtymże momencie ku mnie zostawszy z niewolą, w uśmiechającej się postawie wyszczerzywszy zęby, od tych słów śmierć wstrzymać się nie mogła, mówiąc: O Bohatyrze waleczny! duszo moja jedyna, serce ulubione, pociecho moja, ochłodo moja, kochanie moje, masz zemnie Przyjaciela, masz i sługę, czyn zemną co wola twoja, atom powolna być wygodą, wszelakiemu i najmniejszemu rozkazaniu, i reqvisicji twojej
zartko, chćiwie, niepoięćie, niesłychánie szelonie, zákocháć muśiał w Krolowey Amázonskiey, ktora z páłácu swego oknem, ná przechádzáiącą się Osobę moię Boháterską poglądałá. Wyszárpnąwszy potym, z pośrzodku pierśi strzałę, rzućiłem w łono kośćistey śmierći, zkąd miłośći własnośćią wtymże momenćie ku mnie zostáwszy z niewolą, w vśmiecháiącey się postáwie wyszczerzywszy zęby, od tych słow śmierć wstrzymáć się nie mogłá, mowiąc: O Bohátyrze waleczny! duszo moiá iedyna, serce vlubione, poćiecho moiá, ochłodo moiá, kochánie moie, masz zemnie Przyiaćielá, masz y sługę, czyn zemną co wola twoiá, átom powolna być wygodą, wszelakiemu y naymnieyszemu rozkazániu, y reqvisitiey twoiey
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 47
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, Zaczyna mówić z ową Larwą suchą, Spyta: jako jej zdrowie w puszczy służy? Potym: z kąd idzie, kto jest? dokąd dąży? Czemu po dzikiej zaroślinie krąży? Ta się uśmiechnie z taką przyjemnością, Usta od ucha do ucha rozszerzy, Jak kiedy wyżeł udławiony kością, Zęby wylazłe z dziąseł gdy wyszczerzy, Odrzekłaby się grzesznica rozmowy, Brzydkie straszydło zaczepiwszy słowy, Które jej rzecze: jak się masz kochana Sylwio? dawno szukam cię po świecie W książęcych dworach, a tyś zabłąkana W skałach bezdróżnych, czas o tobie plecie,
Ze mnie się boisz jak pierzchliwa sarna, Śmiechu jest godna twoja trwoga marua. Siądź
, Záczyna mowić z ową Lárwą suchą, Spyta: iáko iey zdrowie w puszczy służy? Potym: z kąd idzie, kto iest? dokąd dąży? Czemu po dzikiey zároślinie krąży? Ta się uśmiechnie z táką przyiemnością, Usta od ucha do ucha rozszerzy, Ják kiedy wyżeł udławiony kością, Zęby wylazłe z dziąseł gdy wyszczerzy, Odrzekłaby się grzesznica rozmowy, Brzydkie strászydło záczepiwszy słowy, Ktore iey rzecze: iák się masz kochána Sylwio? dáwno szukam cię po świecie W książęcych dworach, á tyś zábłąkána W skáłach bezdrożnych, czas o tobie plecie,
Ze mnie się boisz iák pierzchliwa sarna, Smiechu iest godna twoia trwoga marua. Siądź
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 249
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
ją pobijesz, czy głaśniesz, Sprobujno żony? choć ją by raz trzaśniesz, Obaczysz, jeśli do ciebie się wróci, Która cię często i bez winy kłoci. To to przyjaciel, co bity przychodzi, Nie ten, co z tobą wszystko się rozwodzi. Zamilkł Filozof, jakby nie miał gęby, Ale zła żona wyszczerzyła zęby: Jako? Piesz lepszy ode mnie to? krzyczy, I zaraz się też bierze ku ulicy, Z domu ucieka, ze swym się wynosi, Darmo mąż broni, trzyma, ściska, prosi. Nic nie pomogło dla tych przyczyn pewnych, Całe przeniosła się do swoich krewnych. Filozof Ksantus krewne, przyjaciele,
ią pobiiesz, czy głaśniesz, Zprobuyno żony? choć ią by raz trzaśniesz, Obaczysz, ieśli do ćiebie śię wroći, Ktora ćię często i bez winy kłoći. To to przyiaćiel, co bity przychodźi, Nie ten, co z tobą wszystko śię rozwodźi. Zamilkł Filozof, iakby nie miał gęby, Ale zła żona wyszczerzyła zęby: Jako? Piesz lepszy ode mnie to? krzyczy, I zaraz śię też bierze ku ulicy, Z domu ućieka, ze swym śię wynośi, Darmo mąż broni, trzyma, ściska, prośi. Nic nie pomogło dla tych przyczyn pewnych, Całe przeniosła śię do swoich krewnych. Filozof Ksantus krewne, przyiaćiele,
Skrót tekstu: JabłEzop
Strona: B4v
Tytuł:
Ezop nowy polski
Autor:
Jan Stanisław Jabłonowski
Drukarnia:
Andrzej Ceydler
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731