onego.
XIX.
Tak wziął wczesną godzinę Falant do tej sprawy I tak miał wiatr życzliwy, tak na się łaskawy, Że pod kilkanaście mil już beli ubiegli, Niżli Kreteńczykowie swej szkody postrzegli. Ten kraj je potem przyjął, który w one czasy Pusty beł i zarosły zbyt gęstemi lasy; Tu sobie po niewczasie morskiem wytychali I bezpieczni kradzieży swoich zażywali.
XX.
Tu ich beło przez dziesięć dni z pełna mieszkanie, Tu pociechy, rozkoszy, tu wczas, tu kochanie; Ale jako się trafia, że więc na ostatek Uprzykrzenie przynosi młodzikom dostatek, Zgodzili się, żeby płeć białą zostawili I od onej się wielkiej kaźni uwolnili; Bo się
onego.
XIX.
Tak wziął wczesną godzinę Falant do tej sprawy I tak miał wiatr życzliwy, tak na się łaskawy, Że pod kilkanaście mil już beli ubiegli, Niżli Kreteńczykowie swej szkody postrzegli. Ten kraj je potem przyjął, który w one czasy Pusty beł i zarosły zbyt gęstemi lasy; Tu sobie po niewczasie morskiem wytychali I bezpieczni kradzieży swoich zażywali.
XX.
Tu ich beło przez dziesięć dni z pełna mieszkanie, Tu pociechy, rozkoszy, tu wczas, tu kochanie; Ale jako się trafia, że więc na ostatek Uprzykrzenie przynosi młodzikom dostatek, Zgodzili się, żeby płeć białą zostawili I od onej się wielkiej kaźni uwolnili; Bo się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 118
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przytym leśne zioła. Gdy tedy winną dziękę Bogu uczynili, Ciało swe tym pokarmem słabym posilili, I wodą, która z bliskich źrzodeł biegła, dziękę Znowu temu oddali winną, który rękę Swą otwiera, a wszelkie zaś zwierze stworzone Jego błogosławieństwem bywa napełnione. Wstawszy na potym z miejsca, gdy swój leśne zwierze Sen wytychało, zwykłe zmówiwszy pacierze, Pełne mądrości mieli między sobą mowy Całą noc, aż jutrzenka wznieciła świt nowy. Zaczym do zwykłych modlitw znowu się udali, A Bogu należyte dzięki oddawali. Psal. 144. Nocne modły.
Mięszkał tedy w Pustyniej Jozafat czas długi Z Barlaamem, któremu życzliwe usługi Jako Ojcu oddawał, i za
przytym leśne źiołá. Gdy tedy winną dźiękę Bogu vczynili, Ciáło swe tym pokármem słábym pośilili, Y wodą, ktora z bliskich źrzodeł biegłá, dźiękę Znowu temu oddáli winną, ktory rękę Swą otwiera, á wszelkie záś zwierze stworzone Iego błogosłáwieństwem bywa nápełnione. Wstawszy ná potym z mieyscá, gdy swoy leśne źwierze Sen wytycháło, zwykłe zmowiwszy paćierze, Pełne mądrośći mieli między sobą mowy Cáłą noc, áż iutrzenká wzniećiłá świt nowy. Záczym do zwykłych modlitw znowu się vdáli, A Bogu należyte dźięki oddawáli. Psal. 144. Nocne modły.
Mięszkał tedy w Pustyniey Iozáphát czás długi Z Bárláámem, ktoremu życzliwe vsługi Iáko Oycu oddawał, y zá
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 283
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Jerozolimskich kwapiąc się do grodów. Srodze mu przykre namniejsze mieszkanie/ Ale i Alet już się skarży na nie. 96. Noc była cicha/ wiatry ubłagane Nie ruszały się/ i odpoczywały: Zwierzęta wszytkie za dnia spracowane/ W jamach/ i w lesiech sen odprawowały. Ptastwa złotemi pióry malowane/ Po swoich gniazdach sobie wytychały. I pod cichego milczenia zasłoną/ Trzymały pamięć we śnie utopioną. 97. Ale i Gofred i mniejszy wodzowie/ I zgoła wszyscy prawie nic nie spali: A Jeruzalem tylko mając w głowie/ Ranego świtu z ochotą czekali. A kto wymówi/ a kto to wypowie/ Jakoby radzi miasta dojechali; Co raz jutrzenki
Ierozolimskich kwápiąc się do grodow. Srodze mu przykre namnieysze mieszkánie/ Ale y Alet iuż się skárży ná nie. 96. Noc byłá ćicha/ wiátry vbłagáne Nie ruszáły się/ y odpoczywáły: Zwierzętá wszytkie zá dnia sprácowáne/ W iámách/ y w leśiech sen odpráwowáły. Ptástwa złotemi piory málowáne/ Po swoich gniazdách sobie wytycháły. Y pod ćichego milczenia zasłoną/ Trzymały pámięć we snie vtopioną. 97. Ale y Goffred y mnieyszy wodzowie/ Y zgołá wszyscy práwie nic nie spáli: A Ieruzálem tylko máiąc w głowie/ Ránego świtu z ochotą czekáli. A kto wymowi/ á kto to wypowie/ Iakoby rádzi miástá doiecháli; Co raz iutrzenki
Skrót tekstu: TasKochGoff
Strona: 54
Tytuł:
Goffred abo Jeruzalem wyzwolona
Autor:
Torquato Tasso
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618