, to pono Zna się dobrze i na tym, co nią opuszono. Przyjdzie gdzie indziej szukać szczęścia swego bierki; Gospodyniej mnie trzeba dobrej, nie kuśnierki.” 152 (P). ODPUST, NIE ODPUST, ALE POMSTA
„Skąd idziesz?” — pytam, z rannym potkawszy się człekiem, A jeszcze ukrwawionym wywija nasiekiem. „Z odpustu.” „Cóż ci to w łeb?” „Dawne sobie zwady Wspomniawszy, pobiłem się — odpowie — z sąsiady.” „Pójdzieszże tam drugi raz?” „Trzeba oddać swoje, Byłe mi to zażyło, a pewnie we dwoje.” Nieszczęścieć to, nie
, to pono Zna się dobrze i na tym, co nią opuszono. Przyjdzie gdzie indziej szukać szczęścia swego bierki; Gospodyniej mnie trzeba dobrej, nie kuśnierki.” 152 (P). ODPUST, NIE ODPUST, ALE POMSTA
„Skąd idziesz?” — pytam, z rannym potkawszy się człekiem, A jeszcze ukrwawionym wywija nasiekiem. „Z odpustu.” „Cóż ci to w łeb?” „Dawne sobie zwady Wspomniawszy, pobiłem się — odpowie — z sąsiady.” „Pójdzieszże tam drugi raz?” „Trzeba oddać swoje, Byłe mi to zażyło, a pewnie we dwoje.” Nieszczęścieć to, nie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 74
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wiosnowej flory. Tobie-ć się gwoli wiosna w swej ozdobie Pyszni i rada, że się równa tobie, Bo i ty kwitniesz jako wiosna wieczna: Takeś jak ona świeża, niestateczna, I masz jak w kwietniu, Jago, kwiat różany, Majową rzeźwość, marcowe odmiany. LATO
W kłosianym wieńcu, upalona latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie
wiosnowej flory. Tobie-ć się gwoli wiosna w swej ozdobie Pyszni i rada, że się równa tobie, Bo i ty kwitniesz jako wiosna wieczna: Takeś jak ona świeża, niestateczna, I masz jak w kwietniu, Jago, kwiat różany, Majową rzeźwość, marcowe odmiany. LATO
W kłosianym wieńcu, upalona latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, które wszytko nosem robi, jakoby czło-
wiek ręką lepiej robić nie mógł, ponieważ nos ma długi na cztery albo pięć łokci długi, a jako wąż, którym on akomoduje według swojej woli tym tedy nosem. Naprzód wziąwszy od ziemi muszkiet różne czyni z nim figle, jako sołdat wyćwiczony. Potym chorągiew tok owym nosem wywija, jakoby nigdy żaden człowiek lepiej uczynić nie mógł, a potem ją z wielką ceremonią i ukłonem oddaje przy nim będącemu. Muszkiet potem z lontem zapalonym, na ziemi położony, podejmie i podjawszy wystrzeli, a potym znowu położy. Potym urobiony jako zamek z drzewa, z działkami na nim wyprowadzą, i ludzie we środku
, które wszytko nosem robi, jakoby czło-
wiek ręką lepiej robić nie mógł, ponieważ nos ma długi na cztery albo pięć łokci długi, a jako wąż, którym on akomoduje według swojej woli tym tedy nosem. Naprzód wziąwszy od ziemi muszkiet różne czyni z nim figle, jako sołdat wyćwiczony. Potym chorągiew tok owym nosem wywija, jakoby nigdy żaden człowiek lepiej uczynić nie mógł, a potem ją z wielką ceremonią i ukłonem oddaje przy nim będącemu. Muszkiet potem z lontem zapalonym, na ziemi położony, podejmie i podjawszy wystrzeli, a potym znowu położy. Potym urobiony jako zamek z drzewa, z działkami na nim wyprowadzą, i ludzie we środku
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 306
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
domu bardzo wdzięcznych gości. Drugim podobno doktor zakazał jeść świnie, Rychlej też tak szum z głowy albo z kości zginie. Więc do wetów nie masz co włoskiego dołożyć, To jaki przypiekany małdrzyczek położyć. A gdy się obiad skończy, w taniec, muzykowie, Zagrajcie co grzecznego! Rządni pachołkowie
Są gotowi z pannami ksztaltownie wywijać, A kto by zaś nie dojadł, wolno mu dopijać. ^ Każcież go hojnie dawać, bądźmy dobrej myśli, Wszakeśmy tu dlatego dzisia w ten dom przyśli. Nuż każdy z swą do swego! Gospodarzu, tobie Czołem bijąc wszyscy dziś podpijem sobie. FILIUS BachI ALBO RACZEJ KRÓTKIE ZALECENIE WINA
Chcemy sobie być
domu bardzo wdzięcznych gości. Drugim podobno doktor zakazał jeść świnie, Rychlej też tak szum z głowy albo z kości zginie. Więc do wetów nie masz co włoskiego dołożyć, To jaki przypiekany małdrzyczek położyć. A gdy się obiad skończy, w taniec, muzykowie, Zagrajcie co grzecznego! Rządni pachołkowie
Są gotowi z pannami ksztaltownie wywijać, A kto by zaś nie dojadł, wolno mu dopijać. ^ Każcież go hojnie dawać, bądźmy dobrej myśli, Wszakeśmy tu dlatego dzisia w ten dom przyśli. Nuż każdy z swą do swego! Gospodarzu, tobie Czołem bijąc wszyscy dziś podpijem sobie. FILIUS BACCHI ALBO RACZEJ KRÓTKIE ZALECENIE WINA
Chcemy sobie być
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 257
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i wynajdowali? Wierzę, że mózgu nie ma, kto inaczej rzecze, To chłop, co go nachyla, aż po brodzie ciecze. To lepszy, co tak długo sporą konew sączy. Aż w niej nie przestawając suche dno obaczy. To nalepszy, co jednę po drugiej pijają, A zaś podpiwszy sobie w taniec wywijają. Potem, gdy się już trochę ze łba wyszumiało. Zamąci nim jak znowu, by się nie zstarzało. Bogdaj zdrów pił takowy z serca tego życzę! Cokolwiek się z mej strony, mój braciszku, tycze. Bogdaj się wszytkie na cię konewki rzuciły, A w twoim gardle wszytko wino zostawiły. Tylko mi się
i wynajdowali? Wierzę, że mózgu nie ma, kto inaczej rzecze, To chłop, co go nachyla, aż po brodzie ciecze. To lepszy, co tak długo sporą konew sączy. Aż w niej nie przestawając suche dno obaczy. To nalepszy, co jednę po drugiej pijają, A zaś podpiwszy sobie w taniec wywijają. Potem, gdy się już trochę ze łba wyszumiało. Zamąci nim jak znowu, by się nie zstarzało. Bogdaj zdrów pił takowy z serca tego życzę! Cokolwiek się z mej strony, mój braciszku, tycze. Bogdaj się wszytkie na cię konewki rzuciły, A w twoim gardle wszytko wino zostawiły. Tylko mi się
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 259
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
nieznośne na obalenie domów: ciężkie prezentowane chmury, ciemności na postrach: jako nie raz to czynili Tatarowie według Paula Weneta, naróżnych swoich wojnach; i u nas w Polsce za Bolesława wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy na kopii już już bliscy przegranej, podnieśli coś do góry, nakształt ludzkiej brzydkiej głowy, nią wywijali, dym zniej i fetor nieznośny puszczając, tak mgłę uczyniwszy, Polaków wielkim napełnili strachem, i tak ich nieszczęśliwą znieśli klęską Cromerus. Do wzbudzenia na zboża burzy, gradów, deszczu nawalnego zażywają mocy. W Berlinie w Brandenburskim Elektoracie, dwie czarownice u sąsiady ukradły dziecię, zabiły, na cząstki rozebrały, w garnek
nieznośne ná obalenie domow: ciężkie prezentowane chmury, ciemności ná postrach: iáko nie raz to czynili Tatarowie według Paula Wenetá, nárożnych swoich woynách; y u nas w Polszcze zá Bolesłáwá wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy ná kopii iuż iuż bliscy przegraney, podnieśli coś do gory, nákształt ludzkiey brzydkiey głowy, nią wywiiali, dym zniey y fetor nieznośny puszczaiąc, ták mgłę uczyniwszy, Polakow wielkim nápełnili strachem, y ták ich nieszczęśliwą znieśli klęską Cromerus. Do wzbudzenia ná zboża burzy, gradow, deszczu náwálnego zażywáią mocy. W Berlinie w Brandeburskim Elektoracie, dwie czárownice u sąsiady ukradły dziecie, zabiły, ná cząstki rozebrały, w gárnek
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 239
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
aby w tamtych krajach byli, Ewangelia ś. pokazowała. Ruszywszy się tedy z Hejmbachu 9 dnia września arcyksiążę, ze wszystkiem wojskiem w sprawie pod Spir postępował, a Eleary wprzód puszczono, które kwiatki Leopoldowe (dla różnych farb odzienia, a konfidencji w nich Leopoldowej, tak ich niektórzy zwali) skoro w równem polu chorągwi wywijając, a po ich winnicach niektóre pod miastem przez rowy i płoty skaczące, panowie Spirzanie obaczyli, nie mogąc ich wąchać jak zła gadzina ruty, wyleźli z kluczami, i w pół drogi arcyksiążęciu zabiegłszy, one oddali, prosząc miłosierdzia. Tak zaraz arcyksiążę j. m. z Rakuzkiej klemencji swojej onym miłosierdzie swoje obiecując,
aby w tamtych krajach byli, Ewangielia ś. pokazowała. Ruszywszy się tedy z Hejmbachu 9 dnia września arcyksiążę, ze wszystkiem wojskiem w sprawie pod Spir postępował, a Eleary wprzód puszczono, które kwiatki Leopoldowe (dla różnych farb odzienia, a konfidencyi w nich Leopoldowej, tak ich niektórzy zwali) skoro w równem polu chorągwi wywijając, a po ich winnicach niektóre pod miastem przez rowy i płoty skaczące, panowie Spirzanie obaczyli, nie mogąc ich wąchać jak zła gadzina ruty, wyleźli z kluczami, i w pół drogi arcyksiążęciu zabiegłszy, one oddali, prosząc miłosierdzia. Tak zaraz arcyksiążę j. m. z Rakuzkiej klemencyi swojej onym miłosierdzie swoje obiecując,
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 97
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
LXIV. Najciężej się raz ochynąć. LEW I LISZKA
Liszka, idąc po żywność, z trafunku potkała Lwa w polu, - zląkszy się go, mało nie skamiała. Potkawszy go drugi raz, mniej ją strach zdejmował, Za trzecim tym jeszcze mniej, bo się jej dziwował
Lew, a ona tuż przed nim skacząc wywijała, I z bliska przystąpiwszy z nim sobie gadała. Tak acz się rzeczy widzą zprzodku zatrudnione, Pełne niebezpieczeństwa, prędko ułacnione Będą, gdy się zwyczaisz. Kto chce w sławie słynąć,
Najciężej się, jak w zimnej wodzie, raz ochynąć. LXV. Myśl w niebie – zadek w popiele. ORZEŁ I KRUK
LXIV. Najciężej się raz ochynąć. LEW I LISZKA
Liszka, idąc po żywność, z trafunku potkała Lwa w polu, - zląkszy się go, mało nie skamiała. Potkawszy go drugi raz, mniej ją strach zdejmował, Za trzecim tym jeszcze mniej, bo się jej dziwował
Lew, a ona tuż przed nim skacząc wywijała, I z bliska przystąpiwszy z nim sobie gadała. Tak acz się rzeczy widzą zprzodku zatrudnione, Pełne niebezpieczeństwa, prędko ułacnione Będą, gdy się zwyczaisz. Kto chce w sławie słynąć,
Najciężej się, jak w zimnej wodzie, raz ochynąć. LXV. Myśl w niebie – zadek w popiele. ORZEŁ I KRUK
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 61
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
, to jest ku ludziom dla miłości najwyższego jestectwa, i spełnienia przykazu jego.”
A tak taż sama Religia która nam to pierwsze ogłasza Prawo: Dominum Tuum adorabis, et illi soli servies „Pana Boga twego czcić będziesz, i jemu samemu służyć;” inne niezliczone ciągłe z tego niby pierwszego ogniwa dla nas wywija rozkazy. Oddawać komu cło, to cło, komu honor to honor, cui tributum? tributum, cui vectigal? vectigal; cui honorem? honor. Być powolnym zwierżchności, i z serca posłusznym nie na pozór ex conscientia. A to dla samego Boga Przezorcy, świadka, i Sędziego spraw naszych propter Deum. Matth
, to iest ku ludziom dla miłości naywyższego iestectwa, y spełnienia przykazu iego.”
A tak taż sama Religia ktora nam to pierwsze ogłasza Prawo: Dominum Tuum adorabis, et illi soli servies „Pana Boga twego czcić będziesz, y iemu samemu służyć;” inne niezliczone ciągłe z tego niby pierwszego ogniwa dla nas wywiia rozkazy. Oddawać komu cło, to cło, komu honor to honor, cui tributum? tributum, cui vectigal? vectigal; cui honorem? honor. Być powolnym zwierżchności, y z serca posłusznym nie na pozor ex conscientia. A to dla samego Boga Przezorcy, świadka, y Sędziego spraw naszych propter Deum. Matth
Skrót tekstu: PiotrKaz
Strona: 24
Tytuł:
Kazania przeciwko zdaniom i zgorszeniom wieku naszego
Autor:
Gracjan Józef Piotrowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
się stał biednej Królewny zabójca. Ze się trudnością w Ojczyźnie wymawia, Ani się na czas obiecany stawia; Podejrzane to, i omylne sprawki, Raczej go dziwecze trzymają zabawki. Ani zazdroszczę, u której na łonie Lepszy Małżonek, swe złożyłeś skronie, Niechaj się cieszy, gdy fortuna sprzyja, I na Tygrzycach przywykłych wywija. Ale odemnie, żem obcego człeka Upodobała, chronią się z daleka; Ani powabem fortun, Panieństwa Wzbudzeni, życzą mojego małżeństwa, Nie jeden mówi, i już pełno tego, Albowiem drugi słyszy od trzeciego; Kto chce znać męża dla naszej Królewny, Niech się w Atenach pyta; mąż tam pewny.
się stał biedney Krolewny zaboycá. Ze się trudnośćią w Oyczyźnie wymáwia, Ani się ná czás obiecány stáwia; Podeyrzáne to, y omylne spráwki, Raczey go dźiwecze trzymáią zábawki. Ani zazdroszczę, u ktorey ná łonie Lepszy Małżonek, swe złożyłeś skronie, Niechay się ćieszy, gdy fortuná sprzyia, Y ná Tygrzycách przywykłych wywiia. Ale odemnie, żem obcego człeká Vpodobáłá, chronią się z dáleká; Ani powábem fortun, Pánieństwá Wzbudzeni, życzą moiego małżeństwá, Nie ieden mowi, y iuż pełno tego, Albowiem drugi słyszy od trzećiego; Kto chce znáć mężá dla nászey Krolewny, Niech się w Atenách pyta; mąż tám pewny.
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 18
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695