ten daje, Bogie jest, a cokolwiek tu od Niego mamy, Wszystko to pożyczanym sposobem trzymamy. Nie patrzy On na żałość, jeno co Mu miło — Bierze sobie jako Pan, bo to Jego było. Rozum mię tego uczy, ale prze mdłe ciało I rozum, i baczenie już mię odbieżało. Płaczę, wzdycham, narzekam, choć wiem, że do nieba Dostałaś się, zaczem cię płakać nie potrzeba. Cóż czynić, kiedy tak już przez mą głupią sprawę Nasycać się tym żalem mam to za potrawę. Niebardzoć syty pokarm, bo wysusza kości, Lecz kto go ze mną nie je, rozumiem, że pości.
ten daje, Bogie jest, a cokolwiek tu od Niego mamy, Wszystko to pożyczanym sposobem trzymamy. Nie patrzy On na żałość, jeno co Mu miło — Bierze sobie jako Pan, bo to Jego było. Rozum mię tego uczy, ale prze mdłe ciało I rozum, i baczenie już mię odbieżało. Płaczę, wzdycham, narzekam, choć wiem, że do nieba Dostałaś się, zaczem cię płakać nie potrzeba. Cóż czynić, kiedy tak już przez mą głupią sprawę Nasycać się tym żalem mam to za potrawę. Niebardzoć syty pokarm, bo wysusza kości, Lecz kto go ze mną nie je, rozumiem, że pości.
Skrót tekstu: LeszczALirBar_I
Strona: 580
Tytuł:
Lament Imści Pana Andrzeja z Lesna
Autor:
Andrzej Leszczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
treny, lamenty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1639
Data wydania (nie wcześniej niż):
1639
Data wydania (nie później niż):
1639
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
od Boga stworzona/ Miała być do miłości jego obrócona/ A zgoła żądz niebieskich statecznym mieszkaniem/ A ona się wszych złych żądz stała pożądaniem. Grzech wszyskie przymioty duszy psuje.
O jako wiele razy Ciebie obrażałem: I do gniewu Cię Boga mojego wzbudzałem! Już teraz skruchą zdjęty serdecznie żałuję/ Płacząc/ wzdycham/ i ciężko na to lamentuję/ A prawie od lamentu umieram samego/ Zem Cię obrażał Boga tak dobrotliwego. Dajbym się był nie rodził/ abo swym rodzeniem Aby mię matka była zroniła kamieniem: Niżby tak urodzony światu nieszczęśliwie Miałem żyć tak przewrotnie i niesprawiedliwie Na wzgardę Boga/ który dał mi ku swej
od Bogá stworzona/ Miáłá bydź do miłośći iego obroconá/ A zgołá żądz niebieskich statecżnym mieszkániem/ A ona się wszych złych żądz stałá pożądániem. Grzech wszyskie przymioty duszy psuie.
O iako wiele razy Ciebie obráżałem: Y do gniewu Cię Bogá moiego wzbudzáłem! Iuż teraz skruchą zdięty serdecżnie żałuię/ Płacżąc/ wzdycham/ y ćięszko na to lamentuię/ A prawie od lamentu umieram samego/ Zem Cię obrażał Bogá ták dobrotliwego. Dáybym się był nie rodźił/ abo swym rodzeniem Aby mię matká byłá zroniłá kamieniem: Niżby ták urodzony świátu nieszcżęśliwie Miałem żyć tak przewrotnie y niesprawiedliwie Na wzgardę Boga/ ktory dał mi ku swey
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 24
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
/ słowa i sprawy me zapisać cale. Tylko mi ścięgni rękę daj poratowanie/Czego żebrzę u ciebie przez krwię twej wylanie. W DZIEŃ WESOLY ZMARTWYCHWSTANIA CHRYSTUSA JEZUSA. W niebie patrząc a nic w sobie widząc niebieskiego Adam boleje i płacze.
PŁakał niegdy człek pierwszy naswój raj patrzący/Płaczą Boże a jako jelen vinorzony/Wzdycham: o niepojęte rozumem stworzonym! Widzę doktorów którzy ku sprawiedliwości/Ze już[...] światłością. Ani na serce weszły/ ni uszy słyszały/Ani rozum nie pojmie/ ni oczy widziały. Ale próżno tych szczęście i chwałę rachuje/Których w żywota tropy moim nie wstępuje. Lecz już od tąd znać żądam czym onych uczczono/
/ słowá y spráwy me zápisac cále. Tylko mi śćięgni rękę day porátowánie/Czego zebrzę v ćiebie przez krwię twey wylánie. W DZIEN WESOLY ZMARTWYCHWSTANIA CHRYSTVSA IEZVSA. W niebie patrząc á nic w sobie widząc niebieskiego Adam boleie y płácze.
PŁákał niegdy człek pierszy náswoy ráy pátrzący/Płáczą Boże á iáko ielen vinorzony/Wzdycham: o niepoięte rozumem stworzonym! Widzę doktorow ktorzy ku spráwiedliwości/Ze iuż[...] świátłośćią. Ani ná serce weszły/ ni vszy słyszáły/Ani rozum nie poymie/ ni oczy widźiáły. Ale prożno tych szczęśćie y chwałe ráchuie/Ktorych w żywotá tropy moim nie wstępuie. Lecz iuż od tąd znáć żądam czym onych vczczono/
Skrót tekstu: BanHist
Strona: 207
Tytuł:
Bankiet albo historia jako Adam bankietował
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
cóżem ten smutny sobie zasłużył przypadek, że daleko odległym od ciebie, w pustych zamkniony murach zostawam, w których oprócz konwersacyj mego Steleja, ze wszystkiegom jest ogołocony, co życie słodzi. O żadnej nie wiem radości, prócz szczególnie o tej, iż wraz z nim ciebie sobie przypominam, i z nim nad spolnym wzdycham wyrokiem. Otrzymał Stelej, jakom już oznajmił, przez podarunek przełożonemu nad więzniami, z reszty naszych dwudziestu Talarów dany, przynamniej wolność widzenia się z niektórymi kupcami z Londonu. Ci mu ztem Talarów wygodzili, obiecując, dla niego wszystko uczynić: spodziewamy się tymi pieniędzmi od naszego dozorcy czasem sobie cień wolności okupić,
cożem ten smutny sobie zasłużył przypadek, że daleko odległym od ciebie, w pustych zamkniony murach zostawam, w ktorych oprocz konwersacyi mego Steleia, ze wszystkiegom iest ogołocony, co życie słodzi. O żadney nie wiem radości, procz szczegulnie o tey, iż wraz z nim ćiebie sobie przypominam, i z nim nad spolnym wzdycham wyrokiem. Otrzymał Steley, iakom iuż oznaymił, przez podarunek przełożonemu nad więzniami, z reszty naszych dwudziestu Talarow dany, przynamniey wolność widzenia śię z niektorymi kupcami z Londonu. Ci mu stem Talarow wygodzili, obiecuiąc, dla niego wszystko uczynić: spodziewamy śię tymi pieniędzmi od naszego dozorcy czasem sobie ćień wolnośći okupić,
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 89
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
przywiązanie do godnej Jego Familii.
STARUSZKIEWICZ. Mam ja zupełną wiadomość i o godności Wm Pana Familii. I. Pan Dziwakiewiz mój wielce Mciwy Pan
dobrze mię w tym informował.
LA CORDE. Masz Wm Pan oczywistego świadka tego wszystkiego, com miał honor mówić Wm Panu. Jeśli jest jeszcze jaka szczęściu mojemu do którego wzdycham, przeszkoda, rad ją usłyszę. Ale wiem, że i największy mój nieprzyjaciel nic mi takiego zadać nie może, coby mię niezgodnym czyniło tego honoru, którego szukam. A za tym dopraszam się z wszelkim respektem, abyć Wm Dobrodziej nie odwłaczał swej łaski, ale jak najprędzej mię raczył uszczęśliwić. Jeśli nie
przywiązanie do godney Iego Familii.
STARUSZKIEWICZ. Mam ia zupełną wiadomość y o godności Wm Pana Familii. I. Pan Dziwakiewiz moy wielce Mciwy Pan
dobrze mię w tym informował.
LA CORDE. Masz Wm Pan oczywistego świadka tego wszystkiego, com miał honor mowić Wm Panu. Ieśli iest ieszcze iaka szczęściu moiemu do ktorego wzdycham, przeszkoda, rad ią usłyszę. Ale wiem, że y naywiększy moy nieprzyiaciel nic mi takiego zadać nie może, coby mię niezgodnym czyniło tego honoru, ktorego szukam. A za tym dopraszam się z wszelkim respektem, abyć Wm Dobrodziey nie odwłaczał swey łaski, ale iak nayprędzey mię raczył uszczęśliwić. Ieśli nie
Skrót tekstu: BohFStar
Strona: 28
Tytuł:
Staruszkiewicz
Autor:
Franciszek Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1766
Data wydania (nie wcześniej niż):
1766
Data wydania (nie później niż):
1766
a nie masz nad nas nikogo lepszego, jednaż zrównała waga do jednego.
To nalepsza jest, kto, skromnie przygody znosząc, pociesznej zaś czeka pogody i umie frasunk wywieść z smutnej głowy, lepszego bytu czyniąc wzmiankę słowy.
Oto ja, który jako na wstręt dany wiatrom wierzch drzewa jestem skołatany mocą fortuny, nie już wzdycham smutny, lecz, o Filido, będę śpiewał chutny.
Tak i marynarz, przez bałwan szkarady przebywszy i przez straszne Symplegady, celeusma głosi, na spokojnej wodzie prowadząc swoje zamaczane łodzie. PIEŚŃ III
Komuś pisane kwiateczki zbierała wdzięczna Talia, kiedyś z dwuwierzchnego zeszła Parnasu do Pestu wonnego? Komuś wianeczek z różej
a nie masz nad nas nikogo lepszego, jednaż zrównała waga do jednego.
To nalepsza jest, kto, skromnie przygody znosząc, pociesznej zaś czeka pogody i umie frasunk wywieść z smutnej głowy, lepszego bytu czyniąc wzmiankę słowy.
Oto ja, który jako na wstręt dany wiatrom wierzch drzewa jestem skołatany mocą fortuny, nie już wzdycham smutny, lecz, o Filido, będę śpiewał chutny.
Tak i marynarz, przez bałwan szkarady przebywszy i przez straszne Symplegady, celeusma głosi, na spokojnej wodzie prowadząc swoje zamaczane łodzie. PIEŚŃ III
Komuś pisane kwiateczki zbierała wdzięczna Talija, kiedyś z dwuwierzchnego zeszła Parnasu do Pestu wonnego? Komuś wianeczek z różej
Skrót tekstu: WieszczSielGur
Strona: 39
Tytuł:
Sielanki albo Pieśni
Autor:
Adrian Wieszczycki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory poetyckie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Anna Gurowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2001
Wiersz Siódmy.
CZłek jest służebnym żołnierzem w Komplecie, I najemnicze dni jego na świecie, Jak sługa wzdycha do zachodu Słońca, Albo robotnik do prac swoich końca. Tak ja miesięczne minąwszy obroty Dni pracowitych wyliczam roboty, Noc mi się przykrzy, i czym prędzej sobie Wnieuśmierzonej dnia życzę chorobie. A z nowu przez dzień wzdycham do wieczora, Choć wiem, że przyszła noc jest bez Doktora. Zgniłością moje ciało wszcząt obeszło, I wszytkie smrody zaraźliwe przeszło. Skora na kościach tak się pokurczyła, Jakoby nigdy odzieżą nie była, Dni moje właśnie kiedy płótno utnie, Tak ubieżały skwapliwie i chutnie. Co większa, że bez nadzieje powrotu Pamięć
Wiersz Siodmy.
CZłek iest służebnym zołnierzem w Komplećie, I náiemnicze dni iego ná świećie, Iák sługá wzdycha do zachodu Słońcá, Albo robotnik do prac swoich końca. Ták ia mieśięczne minąwszy obroty Dni pracowitych wyliczam roboty, Noc mi się przykrzy, i czym prędzey sobie Wnieuśmierzoney dnia życzę chorobie. A z nowu przez dźień wzdycham do wieczorá, Choć wiem, że przyszła noc iest bez Doktorá. Zgniłośćią moie ćiáło wszcząt obeszło, I wszytkie smrody zaraźliwe przeszło. Skora ná kośćiach ták się pokurczyła, Iákoby nigdy odzieżą nie byłá, Dni moie właśnie kiedy płotno utnie, Ták ubieżały skwapliwie i chutnie. Co większa, że bez nadźieie powrotu Pámięć
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 30
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
co raz większy niecą ogień, coraz nowy, Niech zniszczeją jako dym, ty zawsze bądź zdrowy. Przeklęci są przed BOGIEM, ci co mnie wygnali Z Dziedzictwa Ojców moich, przed tobą udali, Zem twój zdrajca, twój zmiennik, że cię z Tronu spycham, A ja błędny w Pustyniach jęczę, płaczę, wzdycham. Podobno chcą, ażebym w padszy w rozpacz grubą, Chwycił się Bałwochwalstwa, z wiary mojej zgubą. Lub obcym Bogom służył, pokłony oddawał W ich oczach, odszczepiencem obrzydłym zostawał.
Szukasz mnie Saulu jak pchły, albo kuropatwy Po górach, po Pustyniach, wszak to sposób łatwy. Te oboje stworzenia w punkcie
co ráz większy niecą ogień, coraz nowy, Niech zniszczeią iáko dym, ty záwsze bądź zdrowy. Przeklęci są przed BOGIEM, ci co mnie wygnáli Z Dziedzictwa Oycow moich, przed tobą udali, Zem twoy zdráyca, twoy zmiennik, że cię z Tronu spycham, A ja błędny w Pustyniach ięczę, płáczę, wzdycham. Podobno chcą, ażebym w pádszy w rospacz grubą, Chwycił się Bałwochwalstwa, z wiáry moiey zgubą. Lub obcym Bogom służył, pokłony oddawáł W ich oczach, odszczepiencem obrzydłym zostawał.
Szukasż mnię Saulu iák pchły, álbo kuropatwy Po gorách, po Pustyniach, wszák to sposob łátwy. Te oboie stworzenia w punkcie
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 59
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
i wszystkiej natury. Głupia rzecz nie znać swoim co ma być powszechnym. Zaczym bezpiecznie rzekę mój to Kościół/ w którym I klękam i modle się. Ratusz/ w którym bywam. Moje mogę rzec Miasto/ w którym goszczę/ mieszkam. Mój świat na którym żyję/ ziemia którą depcę. Me Niebo do którego wzdycham i pospieszam. Inaczej głupi swoje to tylko rozumie W czym dziedziczy/ cokolwiek jest jego własnego. Mądry powszechnych rzeczy zażywa jako swych/ A swych jako powszechnych. Wie że świat dla ludzi. Mądrość jest naszą matką/ po której dziedzictwo Spolne wszystkim/ którzy jej prawdziwi Synowie. Idźmysz my za tą matką a wesoło mówmy
y wszystkiey natury. Głupia rzecz nie znáć swoim co ma bydź powszechnym. Záczym bespiecznie rzekę moy to Kośćioł/ w ktorym Y klękam y modle się. Ratusz/ w ktorym bywam. Moie mogę rzec Miásto/ w ktorym goszczę/ mieszkam. Moy świát ná ktorym żyię/ źiemia ktorą depcę. Me Niebo do ktorego wzdycham y pospieszam. Inaczey głupi swoie to tylko rozumie W czym dźiedźiczy/ cokolwiek iest iego własnego. Mądry powszechnych rzeczy záżywa iáko swych/ A swych iáko powszechnych. Wie że świát dla ludźi. Mądrość iest nászą matką/ po ktorey dźiedźictwo Spolne wszystkim/ ktorzy iey prawdźiwi Synowie. Idźmysz my zá tą mátką á wesoło mowmy
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 142
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
zbyt wodę zrzodła Krzysztalnego, Wodę rozkoszną, ale utrudzony Wypiłem razem z piaskiem pomąconej. Dziwny jad jakiś i miasto ochłody Dodałem sercu płomienistej wody. A tamem zaraz ledwie żywy prawie Upadł, zemdlawszy na zielonej trawie. Płacz mi się udał, a łzy z oczu płonne Ciekły, jako śnieg słońcem roztopione. Wzdycham, narzekam, chce się nie wiem czego A serce pała od ognia skrytego. Śmiała się siedząc na złocistym tronie Matka miłości, piastując na łonie Potomka swego; tamże sobie mali Jej potomkowie po trawie igrali, Których nadobne nimfy porodziły, Lecz nie jednakie wszyscy mają siły. Bo jedni szlachtę, drudzy wielkie pany Z łuków
zbyt wodę zrzodła krysztalnego, Wodę rozkoszną, ale utrudzony Wypiłem razem z piaskiem pomąconej. Dziwny jad jakiś i miasto ochłody Dodałem sercu płomienistej wody. A tamem zaraz ledwie żywy prawie Upadł, zemdlawszy na zielonej trawie. Płacz mi się udał, a łzy z oczu płonne Ciekły, jako śnieg słońcem roztopione. Wzdycham, narzekam, chce się nie wiem czego A serce pała od ognia skrytego. Śmiała się siedząc na złocistym tronie Matka miłości, piastując na łonie Potomka swego; tamże sobie mali Jej potomkowie po trawie igrali, Ktorych nadobne nimfy porodziły, Lecz nie jednakie wszyscy mają siły. Bo jedni szlachtę, drudzy wielkie pany Z łukow
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 180
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910