i panny, i żony Pochwy bez kordów noszą, bez bełtów kołczany. Pytam potem drugiego, który stał mnie blisko; Aż ono Białogłowski, szlacheckie przezwisko. Ten to, ten bezzakonnej rotmistrzem Wołoszy, Co nam wszytkie w Podgórzu wyjedli kokoszy. 128 (F). FIZYK
Między kołaczyckimi najstarszy studenty Takie w szynkownym domu zadaje komenty: Wesz jest zwierzę rozumne; i tego dowodzi: Jeśli każda rzecz sobie podobną rzecz rodzi, Człek jest zwierzę rozumne; gdy się z jego ciała
Wesz lągnie, przecz by z ojca rozumu nie miała? Aż chłop, dobywszy kędyś wszy od spodniej nerki: „Bądźcież mędrszy” — do wódki sadząc mu
i panny, i żony Pochwy bez kordów noszą, bez bełtów kołczany. Pytam potem drugiego, który stał mnie blisko; Aż ono Białogłowski, szlacheckie przezwisko. Ten to, ten bezzakonnej rotmistrzem Wołoszy, Co nam wszytkie w Podgórzu wyjedli kokoszy. 128 (F). FIZYK
Między kołaczyckimi najstarszy studenty Takie w szynkownym domu zadaje komenty: Wesz jest zwierzę rozumne; i tego dowodzi: Jeśli każda rzecz sobie podobną rzecz rodzi, Człek jest zwierzę rozumne; gdy się z jego ciała
Wesz lągnie, przecz by z ojca rozumu nie miała? Aż chłop, dobywszy kędyś wszy od spodniej nerki: „Bądźcież mędrszy” — do wódki sadząc mu
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 63
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
się też trafiło było na takiż script napaść/ jaki i mnie przed trzema laty w Jeruzalem będącemu czytać przydało się po Gręcku/ pod imieniem niejakiegoś Leontego Metropolity Ruskiego/ (jeżeli on był nasz/ tego niewiem) wydany: gdzie tymże sposobem/ jak po nim Zyzani/ wyprawując naprzeciwko Łacinników o Przaśniku/ zadaje sobie zstrony Łacińskiej/ owo z Błogosł: Łukasza Ewanielisty przypomnione/ i jako go poznali w łamaniu chleba: Przypisawszy przeciwnej stronie niewiadomość pisma Bożego/ odpowiada/ że to Ewanielista chlebem nazywa/ chleb kwaśny/ a nie przaśny: ponieważ mówi/ działo się to nie w Jeruzalem/ ale w Emmausie: A zakon Boży
sie też tráfiło było ná tákiż script nápáść/ iáki y mnie przed trzemá láty w Ieruzalem będącemu czytáć przydáło sie po Gręcku/ pod imieniem nieiákiegoś Leontego Metropolity Ruskiego/ (ieżeli on był nász/ tego niewiem) wydány: gdźie tymże sposobem/ iák po nim Zyzáni/ wypráwuiąc náprzećiwko Lácinnikow o Przáśniku/ zádáie sobie zstrony Lácińskiey/ owo z Błogosł: Lukaszá Ewányelisty przypomnione/ y iáko go poználi w łamániu chlebá: Przypisawszy przeciwney stronie niewiádomość pismá Bożego/ odpowiáda/ że to Ewányelistá chlebem názywa/ chleb kwáśny/ á nie przáśny: ponieważ mowi/ dźiało sie to nie w Ieruzálem/ ále w Emmauśie: A zakon Boży
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 44
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Pod którą co zazdrosne kryją bawełnice, Nie moja rzecz zachodzić w takie tajemnice. Ale jak słońce choć się za chmurę zakryje, Przecię na wszytkę ziemię blask od niego bije, Tak tu łakome oczy przecię się wkradają I przez zasłony cienkich rąbków przenikają. Nie wspomnię, pięknej ręki, ach kochanej ręki, I ta sercu zadaje memu ciężkie męki. Ostatek cale oczom skrył ubior bogaty, Ale stan twój cudowny zdobi wszytkie szaty. Bieżą malarze w swoim rzemieśle ćwiczeni, Bieżą snycerze i ci, co robią z kamieni, Żeby cię na kunszt prac swych konterfetowali A tym sławę swą światu całemu podali. Lecz się i ci w kamienie swoje obracają
Pod ktorą co zazdrosne kryją bawełnice, Nie moja rzecz zachodzić w takie tajemnice. Ale jak słońce choć się za chmurę zakryje, Przecię na wszytkę ziemię blask od niego bije, Tak tu łakome oczy przecię się wkradają I przez zasłony cienkich rąbkow przenikają. Nie wspomnię, pięknej ręki, ach kochanej ręki, I ta sercu zadaje memu ciężkie męki. Ostatek cale oczom skrył ubior bogaty, Ale stan twoj cudowny zdobi wszytkie szaty. Bieżą malarze w swoim rzemieśle ćwiczeni, Bieżą snycerze i ci, co robią z kamieni, Żeby cię na kunszt prac swych konterfetowali A tym sławę swą światu całemu podali. Lecz się i ci w kamienie swoje obracają
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 374
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.” Przyszło do tego, przypłacił duszonej Opój pieczeni z okazji onej.
Patrzaj no dalej, co szewc ma do zduna, Że sobie na łbie czeszą garścią runa? „Postponuje mię — mówi zdun — ten zdrajca, Zadaje, żem chłop, a sam winowajca.
Wskroś prześmiardł dziegciem, ludzi oszukiwa, U mnie w rzemieśle obłudy nie bywa.” Szewc na to rzecze: „Cóżem mówił z drogi? Wszak glinę kopie lada chłop ubogi, A że to twój kunszt, nie gniewaj się o to, Wolno-ć, czy glinę
. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.” Przyszło do tego, przypłacił duszonej Opój pieczeni z okazyji onej.
Patrzaj no dalej, co szewc ma do zduna, Że sobie na łbie czeszą garścią runa? „Postponuje mię — mówi zdun — ten zdrajca, Zadaje, żem chłop, a sam winowajca.
Wskroś prześmiardł dziegciem, ludzi oszukiwa, U mnie w rzemieśle obłudy nie bywa.” Szewc na to rzecze: „Cóżem mówił z drogi? Wszak glinę kopie lada chłop ubogi, A że to twój kunszt, nie gniewaj się o to, Wolno-ć, czy glinę
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 481
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i w tobie do smętku przyczyny Znajduję, które mi ta wesołość podaje; Ale-ć nic nie przyganiam ani-ć daję winy: Kto sobie winien, niech inszym nie łaje.
Ilekroć patrzę na trawę zieloną I na twe się zapatrzę kwiateczki ozdobne, W ich liczbie widzę liczbę mąk mych niezliczoną, Które mi dziewczę zadaje nadobne.
Jeśli na kamień albo skałę twardą Trafię, albo na drzewo, które skamieniało, Uważam tej kamienną nieużytość hardą, Której się w ręce serce me dostało.
Jeśli się też zaś lub labiryntami Wiklę, lubo ciemnymi chłodnikami chłodzę, Widzę, jako błędnymi ciemnymi drogami W miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami
i w tobie do smętku przyczyny Znajduję, które mi ta wesołość podaje; Ale-ć nic nie przyganiam ani-ć daję winy: Kto sobie winien, niech inszym nie łaje.
Ilekroć patrzę na trawę zieloną I na twe się zapatrzę kwiateczki ozdobne, W ich liczbie widzę liczbę mąk mych niezliczoną, Które mi dziewczę zadaje nadobne.
Jeśli na kamień albo skałę twardą Trafię, albo na drzewo, które skamieniało, Uważam tej kamienną nieużytość hardą, Której się w ręce serce me dostało.
Jeśli się też zaś lub labiryntami Wiklę, lubo ciemnymi chłodnikami chłodzę, Widzę, jako błędnymi ciemnymi drogami W miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 22
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Na nowy co dzień zysk wesoły wstanie, Snu mu zbyteczne nie przerwie staranie; Nie dbać o złoto, nie dbać o klejnoty — To jest wiek złoty.
Przy dobrej myśli, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości
Na nowy co dzień zysk wesoły wstanie, Snu mu zbyteczne nie przerwie staranie; Nie dbać o złoto, nie dbać o klejnoty — To jest wiek złoty.
Przy dobrej myśli, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 165
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
moja raz zła, drugi sprawiedliwa, Brzydkie występki i czynię, i znoszę. Bardzo mię w każdym rzemieśle potrzeba, A snadź beze mnie nie jadłbyś i chleba.
A kiedy przyjdzie rwać pokój domowy, Ja się najprędzej porywam do zwady, I choć z obu stron służyć-em gotowy, Żaden mi za to nie zadaje zdrady; Ja czynię panem, ja wkładam okowy, Gdy do mej siły przydasz zdrowej rady. Ty, przed którym w tej ukrywam się chmurze, Wolij-ż mię zgadnąć niźli czuć na skórze. GADKA WTÓRA
Trudno zgadnąć, z jakiej-em natury złożony: Skrzydła mam, a nie latam; brzuch nienasycony I głodny zawsze noszę jako
moja raz zła, drugi sprawiedliwa, Brzydkie występki i czynię, i znoszę. Bardzo mię w każdym rzemieśle potrzeba, A snadź beze mnie nie jadłbyś i chleba.
A kiedy przyjdzie rwać pokój domowy, Ja się najprędzej porywam do zwady, I choć z obu stron służyć-em gotowy, Żaden mi za to nie zadaje zdrady; Ja czynię panem, ja wkładam okowy, Gdy do mej siły przydasz zdrowej rady. Ty, przed którym w tej ukrywam się chmurze, Wolij-ż mię zgadnąć niźli czuć na skórze. GADKA WTÓRA
Trudno zgadnąć, z jakiej-em natury złożony: Skrzydła mam, a nie latam; brzuch nienasycony I głodny zawsze noszę jako
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 190
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ogień, żeby go nie dusić: O, jakom darmo chciał się o to kusić! Nie kryję go też, wszak go pełne księgi
Moje wyświadczą, jako mi był tęgi, lako był miły, że dla jego wagi Egipskie prawie wytrzymałem plagi. Eleuzis niechaj swoje tajemnice Roczne ukrywa, ale gdzie tęsknice Srogie zadaje miłość wdzięcznym gwałtem, Osobliwym to może wyrzec kształtem. Żaden też, oprócz niemy, nie wytrzyma Wygód, którymi Wenus swoich wzdyma. Każesz-li jednak, o moje kochanie, Niech w ciemnej nocy imię twe zostanie: Ale tak lepiej: u mądrych nie zginie, A nic nie rzeką, a głupi pominie. OGIEŃ I
ogień, żeby go nie dusić: O, jakom darmo chciał się o to kusić! Nie kryję go też, wszak go pełne księgi
Moje wyświadczą, jako mi był tęgi, lako był miły, że dla jego wagi Egipskie prawie wytrzymałem plagi. Eleuzis niechaj swoje tajemnice Roczne ukrywa, ale gdzie tęsknice Srogie zadaje miłość wdzięcznym gwałtem, Osobliwym to może wyrzec kształtem. Żaden też, oprócz niemy, nie wytrzyma Wygód, którymi Wenus swoich wzdyma. Każesz-li jednak, o moje kochanie, Niech w ciemnej nocy imię twe zostanie: Ale tak lepiej: u mądrych nie zginie, A nic nie rzeką, a głupi pominie. OGIEŃ I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 259
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. 18 Septembris). W sprawie między uczciwą Reginą Budzynką aktorką z jednej a Stanisławem Dutkiem z drugiej strony, o zadanie Słów nieuczciwych i czaroctwa, sąd niniejszy, ponieważ P. Stanisław Dudek dekretowi na przeszłych sądach ferowanemu nie dosyć uczynił, uczciwa zaś Budzynka jurament sobie zakazany, iż w ten dzień, kiedy jej Dudek zadaje, na miedzy jego nie była, ani gałązką kropiła, ani się w ten dzień z Dutkiem nie widziała, ani wierzbą trzęsła, ani bzu jego powrosłami opasywała, ani garków caroctwem napełnionych na jego gruncie nie podrzucała pospołu z synem wykonała, nakazuje, aby p. Stanisław Dudek naprzod przy urzędzie odwołał, iż paniej Budzynce
. 18 Septembris). W sprawie między uczciwą Reginą Budzynką aktorką z iedney a Stanisławem Dutkiem z drugiey strony, o zadanie słow nieuczciwych y czaroctwa, sąd ninieyszy, poniewasz P. Stanisław Dudek dekretowi na przeszłych sądach ferowanemu nie dosyć uczynił, uczciwa zaś Budzynka iurament sobie zakazany, iż w tęn dzien, kiedy iey Dudek zadaie, na miedzy iego nie była, ani gałąską kropiła, ani się w tęn dzien z Dutkiem nie widziała, ani wierzbą trzęsła, ani bzu iego powrosłami opasywała, ani garkow caroctwęm napełnionych na iego gruncie nie podrzucała pospołu z synęm wykonała, nakazuie, aby p. Stanisław Dudek naprzod przy urzędzie odwołał, iż paniey Budzynce
Skrót tekstu: KsKrowUl_2
Strona: 643
Tytuł:
Księgi gromadzkie wsi Krowodrza, cz. 2
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Krowodrza
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
księgi sądowe
Tematyka:
sprawy sądowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1698 a 1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Księgi sądowe wiejskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bolesław Ulanowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1921
się cały ciężar Pasterstwa, i to nogi ciała Chrystusowego. Lecz gdyby te nogi z-wzgorszeniem krążyć miały, albo w nogach uszy mieć, nie byłyby to nogi Chrystusowe. Święci jednak Pasterze, Rządzcy Starszeństwo, jednoż z-Chrystusem Pasterstwo mają, bo są, prawemi jednego Pasterza Człońkami. 3. BONUS PASTOR. Zadaje pytanie tenże Augustyn tamże: Ostium verò nemo nostrum se dicit. Przedcię nazywają się po Pasterzu Chrystusie Pasterze drudzy; ale czemu żaden nie nazywa się drzwiami? Nie-chciał Pan nasz wielkim tym ciężarem okładać ludzie który jest być drzwiami: ciężkoć być Pasterzem, ale ciężej drzwiami: ciężkać straża owiec, ale dobra strzyż wełny
się cáły ciężár Pásterstwá, i to nogi ćiáłá Chrystusowego. Lecz gdyby te nogi z-wzgorszeniem krążyć miáły, álbo w nogach vszy mieć, nie byłyby to nogi Chrystusowe. Swięći iednák Pásterze, Rządzcy Stárszeństwo, iednoż z-Chrystusem Pásterstwo máią, bo są, práwemi iednego Pásterzá Człońkámi. 3. BONUS PASTOR. Zádáie pytánie tenże Augustyn támże: Ostium verò nemo nostrum se dicit. Przedćię názywáią się po Pásterzu Chrystuśie Pásterze drudzy; ále czemu żaden nie názywa się drzwiámi? Nie-chćiał Pan nász wielkim tym ćiężarem okładáć ludźie ktory iest bydź drzwiámi: ćięszkoć bydź Pasterzem, ále ćiężey drzwiámi: ćięzkać straża owiec, ále dobra strzyż wełny
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 62
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681