prawowiernych/ według Z. Grzegorza Teologa/ nie na słowach zalega wiara/ ale na rzeczy. Skąd ś. Złotousty. Niepotrzeba/ mówi/ na słowach się zasadzać/ ale na intent tego/ który co pisze/ patrzać. Bo jeśli intencji piszącego niepojmiemy/ wiele niesworności popaść możemy/ i wszytko rozróżnimy: tam zadrżawszy od bojaźni/ gdzie niemasz strachu. To się właśnie teraz miedzy Wschodnią i Zachodnią Cerkwią dzieje/ że my w gołych słowach a nie w rzeczy samej/ wiary szukając/ gdy Rzymian i od Syna Ducha Z. pochodzić/ wyznawających słyszymy/ tam drzimy od strachu/ gdzie go niemasz: boimy się tam bluźnierstwa
práwowiernych/ według S. Grzegorzá Theologá/ nie ná słowách zálega wiárá/ ále ná rzecży. Zkąd ś. Złotousty. Niepotrzeba/ mowi/ ná słowách sie zásádzáć/ ále ná intent tego/ ktory co pisze/ pátrzáć. Bo ieśli intentiey piszącego niepoymiemy/ wiele nieswornośći popáść możemy/ y wszytko rozrożnimy: tám zádrżawszy od boiáźni/ gdźie niemász stráchu. To sie właśnie teraz miedzy Wschodnią y Záchodnią Cerkwią dźieie/ że my w gołych słowách á nie w rzecży sámey/ wiáry szukáiąc/ gdy Rzymian y od Syná Duchá S. pochodźić/ wyznawáiących słyszymy/ tám drźymy od stráchu/ gdźie go nimász: boimy sie tám bluźnierstwá
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 116
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
dusza była na ramieniu W ciężkim pragnieniu.
Pojdziesz na podjazd a w nagłej przygodzie Padł koń, inszego niemasz na powodzie, Masz być językiem u nieprzyjaciela, Swój ci w łeb strzela.
A kiedy przyjdzie do walnej potrzeby, Niech kto przysięga, nie uwierzę, żeby Pod kolany mu, lub wiele lub mało, Zadrżeć nie miało.
Śmierć przed oczyma lata, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gór spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy
dusza była na ramieniu W ciężkim pragnieniu.
Pojdziesz na podjazd a w nagłej przygodzie Padł koń, inszego niemasz na powodzie, Masz być językiem u nieprzyjaciela, Swoj ci w łeb strzela.
A kiedy przyjdzie do walnej potrzeby, Niech kto przysięga, nie uwierzę, żeby Pod kolany mu, lub wiele lub mało, Zadrżeć nie miało.
Śmierć przed oczyma lata, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gor spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 343
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Wprawdzie-ć kosmaty z główki i ogonka, Lecz gdy przyprawisz obróżkę do dzwonka, Lewuś a Lewuś, lepszego nie trzeba, Ten godzien chleba.
Me śliczne psiątko, moje wdzięczne szczenię, Z tobą się nigdy napieścić nie lenię. Słodszy nad kanar, droższy nad klejnoty Mój Lewuś złoty.
Nigdy nie zadrży, ani zaskowyczy: Zwabisz go snadnie, kiedy chcesz, do smyczy. Jedno mu pokaż, a on do obroży Sam szyjkę włoży. NA TRAF
Śliczne dziewczę cisnęło pomarańczą na mię, Więc nie wiem, gniew li to był czyli łaski znamię? Nie był gniew, boby raczej kamieniem wolała; Nie łaska
Wprawdzie-ć kosmaty z główki i ogonka, Lecz gdy przyprawisz obróżkę do dzwonka, Lewuś a Lewuś, lepszego nie trzeba, Ten godzien chleba.
Me śliczne psiątko, moje wdzięczne szczenię, Z tobą się nigdy napieścić nie lenię. Słodszy nad kanar, droższy nad klejnoty Mój Lewuś złoty.
Nigdy nie zadrży, ani zaskowyczy: Zwabisz go snadnie, kiedy chcesz, do smyczy. Jedno mu pokaż, a on do obroży Sam szyjkę włoży. NA TRAF
Śliczne dziewczę cisnęło pomarańczą na mię, Więc nie wiem, gniew li to był czyli łaski znamię? Nie był gniew, boby raczej kamieniem wolała; Nie łaska
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 600
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
, Nagie granice, naga obrona, A na zawodzie rętszym Korona. WIERSZ DRUGI.
Wzdy dzień się kiedy ukazał wesoły, Gdy opłakawszy królewskie popioły, Które nieba przeźrzały, Za monarchę i pana nam dały. Wnet Apollinem napuszona Klio Wesołe w górze zakrzyczała Jo, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euksyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce Moskal wiarołomny
, Nagie granice, naga obrona, A na zawodzie rętszym Korona. WIERSZ DRUGI.
Wzdy dzień się kiedy ukazał wesoły, Gdy opłakawszy królewskie popioły, Które nieba przeźrzały, Za monarchę i pana nam dały. Wnet Apollinem napuszona Klio Wesołe w górze zakrzyczała Io, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euxyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce Moskal wiarołomny
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 5
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
. Dopiero grubsze, pod takie zaćmienie, Koronę wszystkę zawaliły cienie, Jaki mrok w Cymerze ciemnym, Jaki otmęt w Awernie podziemnym. Triumfy wszystkie, i wszystkie ozdoby Wór wdziały na się i grube żałoby. Komu świeżo się świeciły, Komu złoty baldekin toczyły, Runął ach! modrzew wielki tej korony, Na rum którego zadrżały Triony. Modrzew, który gałęziami Nade dwiema przewyższał morzami. Pan niemniej w boju dzielny i szczęśliwy, Jako w przymierzu stały i prawdziwy. On pany wszystkie przed sobą Laty przeniósł i dziejów ozdobą. Pierwszy o złotą szczęśliwie koronę Stawiwszy szaniec, tak przeciwną stronę Z elektem uniżył hardym, Ze w sekwestrze miał go swoim twardym
. Dopiero grubsze, pod takie zaćmienie, Koronę wszystkę zawaliły cienie, Jaki mrok w Cymerze ciemnym, Jaki otmęt w Awernie podziemnym. Tryumfy wszystkie, i wszystkie ozdoby Wór wdziały na się i grube żałoby. Komu świeżo się świeciły, Komu złoty baldekin toczyły, Runął ach! modrzew wielki tej korony, Na rum którego zadrżały Tryony. Modrzew, który gałęziami Nade dwiema przewyższał morzami. Pan niemniej w boju dzielny i szczęśliwy, Jako w przymierzu stały i prawdziwy. On pany wszystkie przed sobą Laty przeniósł i dziejów ozdobą. Pierwszy o złotą szczęśliwie koronę Stawiwszy szaniec, tak przeciwną stronę Z elektem uniżył hardym, Ze w sekwestrze miał go swoim twardym
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 89
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
tych psów i kąpiel w Dunaju, Niż w Dniestrze, kiedy sarmackiego kraju
Kwiat wyprowadził na nich, niezwyciężon I najjaśniejszy wódz nasz Agamemnon, Którego świetna dziedziczna Janina Nieraz swej tarczy blaskiem poganina W oczy zrażała i gęstymi trupy Pola okrywszy, drogie zdarła łupy. Któremu z nieba samemu to dano, Żeby na imię jego tam zadrżano. Gdzie smutny Stamboł swej ozdoby płacze, Przez kaukazyjskie zdeptany tułacze. Gdzieżby to wzbić się tak lotnymi piory, Tam gdzie nad Wiedniem przykre wiszą góry, A przypatrzyć się jako tam dowodzisz Waleczny królu, jak wojska przywodzisz? Wiem, że tam każdy twoje pańskie oczy Mając za świadki, odważnie poskoczy I w niezliczonych
tych psow i kąpiel w Dunaju, Niż w Dniestrze, kiedy sarmackiego kraju
Kwiat wyprowadził na nich, niezwyciężon I najjaśniejszy wodz nasz Agamemnon, Ktorego świetna dziedziczna Janina Nieraz swej tarczy blaskiem poganina W oczy zrażała i gęstymi trupy Pola okrywszy, drogie zdarła łupy. Ktoremu z nieba samemu to dano, Żeby na imię jego tam zadrżano. Gdzie smutny Stamboł swej ozdoby płacze, Przez kaukazyjskie zdeptany tułacze. Gdzieżby to wzbić się tak lotnymi piory, Tam gdzie nad Wiedniem przykre wiszą gory, A przypatrzyć się jako tam dowodzisz Waleczny krolu, jak wojska przywodzisz? Wiem, że tam każdy twoje pańskie oczy Mając za świadki, odważnie poskoczy I w niezliczonych
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 281
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
więźniów znaczniejszych pojmano? Potym co fortec obronnych pobrano? Kogo fortuna w bitwie piastowała? Komu nić życia Atropos zerwała? Jak po wygranej poszły liczne czaty Z ogniem i mieczem w tureckie powiaty? Jak wielka zdobycz wzięta, jakie zbiory? Jaka armata i jakie splendory? Jak na zwycięstwa tego odgłos szumny, Trzech części świata zadrżały kolumny? Jako nakoniec król traktował w kole, Jakby obegnać Konstantynopole? Abo w nagrodę pracy tej podjętej, Z niewoli pański grób wyzwolić święty I inszej sławie nie zakładać tamy, Chyba Babilon i Mezopotamy, A z tamtąd wrócić z orły zwycięskimi, Po karkach pogan do ojczystej ziemi I śluby wieszać pełne nabożeństwa, Za
więźniow znaczniejszych pojmano? Potym co fortec obronnych pobrano? Kogo fortuna w bitwie piastowała? Komu nić życia Atropos zerwała? Jak po wygranej poszły liczne czaty Z ogniem i mieczem w tureckie powiaty? Jak wielka zdobycz wzięta, jakie zbiory? Jaka armata i jakie splendory? Jak na zwycięstwa tego odgłos szumny, Trzech części świata zadrżały kolumny? Jako nakoniec krol traktował w kole, Jakby obegnać Konstantynopole? Abo w nagrodę pracy tej podjętej, Z niewoli pański grob wyzwolić święty I inszej sławie nie zakładać tamy, Chyba Babilon i Mezopotamy, A z tamtąd wrocić z orły zwycięskimi, Po karkach pogan do ojczystej ziemi I śluby wieszać pełne nabożeństwa, Za
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 288
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
ze spodku skrzywiona, Na kształt łuku nad morzem przykro zawieszona Na tej wierzch Olympia skwapliwa wbieżała - Taką śmiałość i serce w sobie takie miała! - I z daleka widziała Birenowe nagle Uciekające płótna i niewierne żagle.
XXIV.
Widziała albo się jej podomno tak zdało, Że widziała, bo było nie dobrze odniało, A zadrżawszy, na ziemię, jako martwa, padła I na twarzy, zimniejsza nad śniegi, pobladła; Ale po małej chwili, jako skoro wstała, Na morze przeraźliwe wrzaski obracała, Częstokroć, ile mogła, wołając swojego I powtarzając imię małżonka srogiego.
XXV.
A czego nie mógł mdły głos, nie mogło wołanie, Dokładały
ze spodku skrzywiona, Na kształt łuku nad morzem przykro zawieszona Na tej wierzch Olympia skwapliwa wbieżała - Taką śmiałość i serce w sobie takie miała! - I z daleka widziała Birenowe nagle Uciekające płótna i niewierne żagle.
XXIV.
Widziała albo się jej podomno tak zdało, Że widziała, bo było nie dobrze odniało, A zadrżawszy, na ziemię, jako martwa, padła I na twarzy, zimniejsza nad śniegi, pobladła; Ale po małej chwili, jako skoro wstała, Na morze przeraźliwe wrzaski obracała, Częstokroć, ile mogła, wołając swojego I powtarzając imię małżonka srogiego.
XXV.
A czego nie mógł mdły głos, nie mogło wołanie, Dokładały
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 202
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
I dzieli go na hufce i w bój go wprowadzi; Sam się, gdzie go najpilniej, nad rzekę udawa, Tam, gdzie lękliwe tyły lud jego podawa I skąd poseł Sobrynów przyszedł przeciw mocy Nieprzyjacielskiej prosić o prędkie pomocy.
LXXVIII.
W jednem pułku za sobą wiódł wojska swojego Połowicę, że Szoci od huku samego Zadrżeli i tak jem strach serca opanował, Że każdy już swe miejsce i cześć zostawował; Zerbin i Ariodant tylko w onej chwili I Lurkani się wielkiej mocy zastawili, I Zerbin, co beł pieszo zewsząd ogarniony, Zginąłby beł bez prędkiej i wczesnej obrony.
LXXIX.
Ale Rynald, który się był za pogańskiemi Zagonił chorągwiami
I dzieli go na hufce i w bój go wprowadzi; Sam się, gdzie go najpilniej, nad rzekę udawa, Tam, gdzie lękliwe tyły lud jego podawa I skąd poseł Sobrynów przyszedł przeciw mocy Nieprzyjacielskiej prosić o prędkie pomocy.
LXXVIII.
W jednem pułku za sobą wiódł wojska swojego Połowicę, że Szoci od huku samego Zadrżeli i tak jem strach serca opanował, Że każdy już swe miejsce i cześć zostawował; Zerbin i Aryodant tylko w onej chwili I Lurkani się wielkiej mocy zastawili, I Zerbin, co beł pieszo zewsząd ogarniony, Zginąłby beł bez prętkiej i wczesnej obrony.
LXXIX.
Ale Rynald, który się był za pogańskiemi Zagonił chorągwiami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 377
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
m śmiał wyrzec co trzeba/ Ważyłbym się gmachami zwać wielkiego Nieba. Tu gdy Bogowie w gmachu siedli marmurowym/ Wszechmocny wyższe miejsce sam wziąwszy/ Słonio- Berłem się podparł/ i trzy i cztery kroć swymi Na głowie kędzierzami zatrząsną srogimi/ Aże zatym i ziemia/ i okrąg niemały Morza/ i wszytkie gwiazdy okrutnie zadrżały. A Ociec Saturna potomek/Saturnowić Jupiter. Gruby błąd Pogański, że Boga (który złości ludzkie widział z nieba, i radził o wytraceniu ludzi) zowie potomkiem Saturnowym, to jest Jowiszem. Gdyż jako Saturnus, tak Jupiter, Neptunus i Pluto, synowie Saturnowi, ludźmi byli możnymi na świecie. Bóg sam prawdziwy
m śmiał wyrzec co trzebá/ Ważyłbym się gmáchámi zwáć wielkiego Niebá. Tu gdy Bogowie w gmáchu śiedli mármurowym/ Wszechmocny wyższe mieysce sam wźiąwszy/ Słonio- Berłem się podpárł/ y trzy y cztery kroć swymi Ná głowie kędźierzámi zátrząsną srogimi/ Aże zátym y źiemiá/ y okrąg niemáły Morzá/ y wszytkie gwiazdy okrutnie zádrżáły. A Oćiec Sáturná potomek/Sáturnowić Iupiter. Gruby błąd Pogáński, że Bogá (ktory złośći ludzkie widźiał z niebá, y rádźił o wytráceniu ludźi) zowie potomkiem Sáturnowym, to iest Iowiszem. Gdyż iako Sáturnus, tak Iupiter, Neptunus y Pluto, synowie Sáturnowi, ludźmi byli możnymi ná świećie. Bog sam prawdźiwy
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 14
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638