Europie/ bym te o nich pisał Festenniny.
Wszakże ile przystoiność nie broni uczciwa/ Dbałych wesołym tonem Lutnia się ozywa. Co światu poświęcili swobodne Humory/ Milczenia nieprzysiągszy trzymać Pitagóry.
Którym niegrzech/ ani to jest śmiertelna Wada/ Ateńskiego przykładem gdy Alcibiada. Zstołu zbierą złociste już próżnych Tac Santy/ Kaząc zagrać o rzeskim Kupidzie Koranty.
Bo inszać ze w Klasztorze i w Westalskim cieniu/ Brzęczeć na Klawikordzie/ i lichym grzebieniu Nucąc/ Jest zdrada w świecie. Tu zaś gdy się zjidą Zabawny z krotofilną Bach Siostrą Cyprydą.
Gdy Wilkom gdy Kolcyna zagrzeje im czuby/ I niestawiana każe wypaść w tąniec luby. Oni mnie
Europie/ bym te o nich pisał Festenniny.
Wszákże ile przystoiność nie broni vczćiwa/ Dbáłych wesołym tonem Lutnia sie ozywa. Co świátu poświęćili swobodne Humory/ Milczenia nieprzyśiągszy trzymáć Pitágory.
Ktorym niegrzech/ áni to iest śmiertelna Wádá/ Atheńskiego przykłádem gdy Alcibiádá. Zstołu zbierą złoćiste iuż prożnych Tac Sánty/ Kaząc zágráć o rzeskim Kupidźie Korránty.
Bo inszać ze w Klasztorze y w Westálskim ćieniu/ Brzęczeć ná Kláwikordźie/ y lichym grzebieniu Nucąc/ Iest zdrádá w swiećie. Tu zaś gdy się zyidą Zabáwny z krotofilną Bach Siostrą Cyprydą.
Gdy Wilkom gdy Kolcyná zágrzeie im czuby/ I niestáwiána każe wypáść w tąniec luby. Oni mnie
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 150
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
w Końskiej Woli słupy. A moja lutnia dołem — lecz spysznieje z deką, Kiedy: „Marszałek przecie pochwalił ją" — rzeką, I będzie tym bezpieczniej nucić, póki żywa: „Niech zdrów będzie Marszałek! Viva! Viva! Viva!” DO CZYTELNIKA
Lutniąś wziął w rękę, która-ć w różne tony Zagra, jako jej każą różne strony. Najdziesz tu chorał zwyczajny i czasem Niżej od inszych odezwie-ć się basem, I ekstrawagant wmiesza się, więc i to Będzie, że rwie się bydlęce jelito; Ale też podczas tonem niemierzianem Ozwie się kwintą i krzyknie sopranem. A że choć struny różne głosy mają, Na jednej
w Końskiej Woli słupy. A moja lutnia dołem — lecz spysznieje z deką, Kiedy: „Marszałek przecie pochwalił ją" — rzeką, I będzie tym bezpieczniej nucić, póki żywa: „Niech zdrów będzie Marszałek! Viva! Viva! Viva!” DO CZYTELNIKA
Lutniąś wziął w rękę, która-ć w różne tony Zagra, jako jej każą różne strony. Najdziesz tu chorał zwyczajny i czasem Niżej od inszych odezwie-ć się basem, I ekstrawagant wmiesza się, więc i to Będzie, że rwie się bydlęce jelito; Ale też podczas tonem niemierzianem Ozwie się kwintą i krzyknie sopranem. A że choć struny różne głosy mają, Na jednej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 4
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
to pragniesz spólnego ruszenia, Porachuj się sam i spytaj sumnienia, A rzeczesz, widząc serce, rząd i siły: I te by góry myszkę urodziły.
Na wiersz Orfeów i na wdzięczne strony Zbiegało ptastwo i zwierz zgromadzony, Dzikie niedźwiedzie i przebiegłe liszki; Ale w tym domu szklanki i kieliszki Tańcują zaraz, jako im zagrają I ścigają się, chociaż nóg nie mają, I jako prędko zarzną w gęśle krzywe, Szkło się pomyka, jakby było żywe. A to i do mnie skoczył kubek wina, Za co zostałem Poetą z Babina; A że nie dosyć na jednym urzędzie, Za to, żem pilno chronił przy obiedzie Kielicha
to pragniesz spólnego ruszenia, Porachuj się sam i spytaj sumnienia, A rzeczesz, widząc serce, rząd i siły: I te by góry myszkę urodziły.
Na wiersz Orfeów i na wdzięczne strony Zbiegało ptastwo i zwierz zgromadzony, Dzikie niedźwiedzie i przebiegłe liszki; Ale w tym domu szklanki i kieliszki Tańcują zaraz, jako im zagrają I ścigają się, chociaż nóg nie mają, I jako prędko zarzną w gęśle krzywe, Szkło się pomyka, jakby było żywe. A to i do mnie skoczył kubek wina, Za co zostałem Poetą z Babina; A że nie dosyć na jednym urzędzie, Za to, żem pilno chronił przy obiedzie Kielicha
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 205
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Które kiedy ja całuję Bynajmniej się nie frasuję, Choćbym królewskiej na wieki Nigdy nie całował ręki. Wszytka postać jej ozdobna Sama na wszytko sposobna, Panieńskie wszytkie roboty Nie z przymusu, lecz z ochoty Lotnym dowcipem pojmuje. Wszytko się zgoła szańcuje, Do czego przyłoży ręku, W każdej rzeczy pełno wdzięku. Taniec zagrać z instrumentu A nie chybić nic koncentu Jakoby w Febowej szkole Była. Nuż gdy w pięknym kole Taniec wiedzie, nimfy rady Patrzą na nią i driady. Gdy śpiewa, same syreny Już nie będą takiej ceny, Już i głos ich tak wsławiony Paszuje przed jej intony.
Z Wenerą równa gładkością, Z Minerwą samą mądrością
, Ktore kiedy ja całuję Bynajmniej się nie frasuję, Choćbym krolewskiej na wieki Nigdy nie całował ręki. Wszytka postać jej ozdobna Sama na wszytko sposobna, Panieńskie wszytkie roboty Nie z przymusu, lecz z ochoty Lotnym dowcipem pojmuje. Wszytko się zgoła szańcuje, Do czego przyłoży ręku, W każdej rzeczy pełno wdzięku. Taniec zagrać z instrumentu A nie chybić nic koncentu Jakoby w Febowej szkole Była. Nuż gdy w pięknym kole Taniec wiedzie, nimfy rady Patrzą na nię i dryady. Gdy śpiewa, same syreny Już nie będą takiej ceny, Już i głos ich tak wsławiony Paszuje przed jej intony.
Z Wenerą rowna gładkością, Z Minerwą samą mądrością
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 229
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
dzieło, Na to samo żeby tą zatrżymał nadzieją Wojsko nedzne! Dość na tym że się z-tąd zagrzeją W-niezwyczajne ochoty, i wielka po wszytkim Stanie radość Obozie. Jako gdy po brzydkim Olimpowym posepie, złotowłose słońce Pocznie swoich promieni, ukazować końce: Toż na wdziecznym Pasterze cieple osychają, I w fojarki powoli sobie swe zagrają. Czemu wiary przybylo gdy tymże wieczorem, Ruszywszy się ze wszytkim Chmielnicki Taborem Ku Zamkowi staremu, na góre przenosi. A tu pierwej przez Hasła trąby odnosi, Ze nazad do plawiec obronno uchodzi: Czym nas sndno wierzących jako zawsze zwodzi. Bo z-owych tak przylgłych blisko nam okopów, Przytajonych umyślnie nie ruszając chłopów,
dzieło, Ná to samo żeby tą zatrżymał nadźieią Woysko nedzne! Dość na tym że sie z-tąd zágrzeią W-niezwyczayne ochoty, i wielka po wszytkim Stanie radość Oboźie. Iáko gdy po brzytkim Olimpowym posepie, złotowłose słońce Pocznie swoich promieni, ukazowáć końce: Toż na wdźiecznym Pasterze ćieple osychaią, I w foiarki powoli sobie swe zagraią. Czemu wiary przybylo gdy tymże wieczorem, Ruszywszy sie ze wszytkim Chmielnicki Táborem Ku Zamkowi staremu, na gore przenośi. A tu pierwey przez Hásłá trąby odnośi, Ze nazad do plawiec obronno uchodźi: Czym nas sndno wierzących iako zawsze zwodźi. Bo z-owych tak przylgłych blisko nam okopow, Przytaionych umyślnie nie ruszáiąc chłopow,
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 76
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, burzliwa płochości, Plutonie szalony, który swych wód pochlebstwem zdradzasz galeony, szklanym bowiem przypływasz, srebrnym zaś odchodzisz i kształtem twardych kruszców widok ludzki zwodzisz. Czasem zmyślasz łaskawość, a twoja pokora bagnistych wód cichością przechodzi jeziora. Choć wietrzyk południowy powienie na wodę, często ty wałmi swymi wzniecasz niepogodę; które skoro delfinom skocznego zagrają, wnet okręty i maszty taniec zaczynają; tam pozwalasz prócz wody okowanym nosem i żaglom grzbiet poddajesz siwy hucznym głosem, który gdy wielą wioseł bywa ucierany, jak z twardego zda się być kruszca odkowany. Ty, nie chcąc mieć o sobie takiego mniemania, że w twoich głębokościach jest dość oszukania, dla lepszego kredytu często
, burzliwa płochości, Plutonie szalony, który swych wód pochlebstwem zdradzasz galeony, szklanym bowiem przypływasz, srebrnym zaś odchodzisz i kształtem twardych kruszców widok ludzki zwodzisz. Czasem zmyślasz łaskawość, a twoja pokora bagnistych wód cichością przechodzi jeziora. Choć wietrzyk południowy powienie na wodę, często ty wałmi swymi wzniecasz niepogodę; które skoro delfinom skocznego zagrają, wnet okręty i maszty taniec zaczynają; tam pozwalasz prócz wody okowanym nosem i żaglom grzbiet poddajesz siwy hucznym głosem, który gdy wielą wioseł bywa ucierany, jak z twardego zda się być kruszca odkowany. Ty, nie chcąc mieć o sobie takiego mniemania, że w twoich głębokościach jest dość oszukania, dla lepszego kredytu często
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 58
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
nie śmiem częstować waszmości, Tak wielkich, a w tym domu bardzo wdzięcznych gości. Drugim podobno doktor zakazał jeść świnie, Rychlej też tak szum z głowy albo z kości zginie. Więc do wetów nie masz co włoskiego dołożyć, To jaki przypiekany małdrzyczek położyć. A gdy się obiad skończy, w taniec, muzykowie, Zagrajcie co grzecznego! Rządni pachołkowie
Są gotowi z pannami ksztaltownie wywijać, A kto by zaś nie dojadł, wolno mu dopijać. ^ Każcież go hojnie dawać, bądźmy dobrej myśli, Wszakeśmy tu dlatego dzisia w ten dom przyśli. Nuż każdy z swą do swego! Gospodarzu, tobie Czołem bijąc wszyscy dziś podpijem sobie
nie śmiem częstować waszmości, Tak wielkich, a w tym domu bardzo wdzięcznych gości. Drugim podobno doktor zakazał jeść świnie, Rychlej też tak szum z głowy albo z kości zginie. Więc do wetów nie masz co włoskiego dołożyć, To jaki przypiekany małdrzyczek położyć. A gdy się obiad skończy, w taniec, muzykowie, Zagrajcie co grzecznego! Rządni pachołkowie
Są gotowi z pannami ksztaltownie wywijać, A kto by zaś nie dojadł, wolno mu dopijać. ^ Każcież go hojnie dawać, bądźmy dobrej myśli, Wszakeśmy tu dlatego dzisia w ten dom przyśli. Nuż każdy z swą do swego! Gospodarzu, tobie Czołem bijąc wszyscy dziś podpijem sobie
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 256
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Betlejem z nami, Tedy trzeba, żeby i ci nie chodzili z próżnemi rękami, Lec każdy dla tego Panica małego Przyniósł co z sobą.
PAROBCY Dobrze, mili gospodarze, prosiemy was, niech z wami idziemy Przywitać to święte Panię, już mu się na dary zdobędziemy; My, co nic nie mamy, Dzieciątku zagramy Na cym kto umie.
JADAMEK Mam ja w domu sumne jabłka, mam i gruski, to mu na opałce Grusek kopę, drugą jabłek zaniosę — a ty tez mu w kobiałce Jaj świeżych z pół kopy Weź z sobą do sopy Na poleweckę.
PAWŁEK A ja na tę poleweckę daruję mu garcek polewany.
JĘDREK To
Betlejem z nami, Tedy trzeba, zeby i ci nie chodzili z proznemi rękami, Lec każdy dla tego Panica małego Przyniosł co z sobą.
PAROBCY Dobrze, mili gospodarze, prosiemy was, niech z wami idziemy Przywitać to święte Panię, juz mu się na dary zdobędziemy; My, co nic nie mamy, Dzieciątku zagramy Na cym kto umie.
JADAMEK Mam ja w domu sumne jabłka, mam i gruski, to mu na opałce Grusek kopę, drugą jabłek zaniosę — a ty tez mu w kobiałce Jaj świeżych z pół kopy Weź z sobą do sopy Na poleweckę.
PAWŁEK A ja na tę poleweckę daruję mu garcek polewany.
JĘDREK To
Skrót tekstu: RozPasOkoń
Strona: 309
Tytuł:
Rozmowa pasterzów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
, Panie, Takieć dajemy. Przyjmijze je wdzięcnie od nas, wsak wieś, żeśmy ubodzy pastusy: Na cośmy się mogli zdobyć, toć dajemy chętnie z serca, z dusy; Wybac-ze ostatek, Patrząc nie na datek, Lec chęć dających. Podciez tez i wy, parobcy, a na wasej muzyce zagrajcie, A którzy z was podarunki jakie macie, to je tez oddajcie. Kładcie je ostrożnie, A wy tez nabożnie L Grajcie Dzieciątku. Nie ciśnijcież się jak bydło, pódź saw, Cepuch, z twojemi basami, Ty zaś, Jaros, i z Kasperkiem z drugiej strony stańcie ze skrzypkami!
A ty,
, Panie, Takieć dajemy. Przyjmijze je wdzięcnie od nas, wsak wies, żeśmy ubodzy pastusy: Na cośmy się mogli zdobyć, toć dajemy chętnie z serca, z dusy; Wybac-ze ostatek, Patrząc nie na datek, Lec chęć dających. Podciez tez i wy, parobcy, a na wasej muzyce zagrajcie, A ktorzy z was podarunki jakie macie, to je tez oddajcie. Kładcie je ostrożnie, A wy tez nabożnie L Grajcie Dzieciątku. Nie ciśnijcież się jak bydło, pódź saw, Cepuch, z twojemi basami, Ty zaś, Jaros, i z Kasperkiem z drugiej strony stańcie ze skrzypkami!
A ty,
Skrót tekstu: RozPasOkoń
Strona: 315
Tytuł:
Rozmowa pasterzów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
jej na świecie. Rada by, żeby wszytkie młode pomarły, ażeby ona żyła. Przypomina sobie, jako za jej młodych lat był dobry świat. A któż się jej kazał tak dawno urodzić. Mówi: Nie tak przedtem bywało, a choć też czasem i gorzej, przecię były dobre lata. Pierwej, gdzie jeno zagrano, ona tam musiała być; teraz jako młyńskie żarna, gdzie stąpi, to się z niej piasek sypie. Pierwej było do gęby jak przymuskał, a teraz jakby odpychał; nie rzkąc, by całować, ale miedzy zęby mógłby szwiec siedzieć.
Przyjdzie kto do mnie, choć nie dziewka, pyta: Po co
jej na świecie. Rada by, żeby wszytkie młode pomarły, ażeby ona żyła. Przypomina sobie, jako za jej młodych lat był dobry świat. A któż się jej kazał tak dawno urodzić. Mówi: Nie tak przedtem bywało, a choć też czasem i gorzej, przecię były dobre lata. Pierwej, gdzie jeno zagrano, ona tam musiała być; teraz jako młyńskie żarna, gdzie stąpi, to się z niej piasek sypie. Pierwej było do gęby jak przymuskał, a teraz jakby odpychał; nie rzkąc, by całować, ale miedzy zęby mógłby szwiec siedzieć.
Przyjdzie kto do mnie, choć nie dziewka, pyta: Po co
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 181
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950